piątek, 30 października 2020

76. Są rzeczy ważne i ważniejsze

Nie jestem specjalną fanką Kulm, mam swoje powody, ale jak już przyjechaliśmy do tej Austrii, to fajnie by było gdyby jednak dało się skakać.
No cóż, nie to nie, odwołane kwalifikacje też mają jakieś tam plusy. Na ten przykład Klemens Murańka ma o jedną okazję mniej do publicznej kompromitacji. Oraz jedną okazję mniej do zażycia Smecty. Może więc spędzić wieczór na bezstresowym wymienianiu małżeńskich spostrzeżeń ze Zniszczołem. Ten dopiero od pół roku zaślubiony, więc doświadczenia ma niewiele, wobec czego Cudowne Dziecko Polskich Skoków wyraźnie robi w tej konwersacji za mentora. I oczywiście całe to niesmaczne widowisko ma miejsce w moim pokoju. Najwyraźniej wolą spędzać walentynki na rozmowie o żonach zamiast na rozmowie z żonami. Co kto woli, szanowne małżonki pewnie przyzwyczajone do tego typu rozczarowań i niczego lepszego nie oczekują.
No tak. Niby przyszli pogadać z Dawidem, ale on ma ich w dupie i gra na telefonie w jakieś durne gry. A ja tylko czekam kto jeszcze tu przylezie.
Mam już czekoladę, aczkolwiek skończyła mi się herbatka, a po następną jakoś nie chce mi się iść. Może większy tłok w pokoju mnie zmobilizuje do ruszenia dupy. Tak, szukam pozytywów zwalania mi się na głowę wszystkich tych inteligentów.
O, proszę. Mówisz masz. Stękała i Wolny wkraczają do mojego pokoju bez pukania i też są w dobrych humorach. Jakie to proste - wystarczy, że nie ma skoków i od razu wszyscy zadowoleni. Choć może w przypadku ludzi, którzy podobno parają się tą dyscypliną sportu jest to oznaka nieco niepokojąca.
- Co robicie? Bo nam się nudziło i przyszliśmy.
No tak, Anżeju, czego się po was spodziewać.
- Trzeba było ze sobą jeszcze Piotrka i Kamila przyprowadzić.
- Zaraz przyjdą. Robią ci herbatę.
Chociaż tyle. Podejrzewam, że to wyszło raczej z inicjatywy Miszcza.
Nowo przybyli sadzają szanowne zady na moim łóżku, co spotyka się z pewną dezaprobatą z mojej strony.
- Pojebało was? - kopię ich w okolice kości ogonowych. - To już nie ma wolnych krzeseł?
- Halo, no! - podskakuje Szybki. - A na czym mają siedzieć Kamil z Piotrkiem?
- Na tyłkach. 
- Haha, bardzo zabawne.
- Ty się o nich nie martw, mistrz olimpijski jakoś sobie poradzi w tej trudnej sytuacji życiowej.
- O, i na przykład moja żona też tak mówi - włącza się Klemens. - Że nie można się wszystkim przejmować.
No tak, bo od tego można dostać rozstroju żołądka.
- Ej, o której my jutro skaczemy? - pyta nagle Dawid, jakiś taki zaniepokojony. 
- Nie wiem - rzuca Stęki, a reszta tylko wzrusza ramionami. Pewnie, co ich to obchodzi właściwie.
- Konkurs o jedenastej, ale wcześniej próbna o dziesiątej - informuję więc, gdyż pełnię między innymi funkcję terminarza.
- Jezus Maria, kto to wymyślił - jęczy mój brat. - Przecież ja o siódmej chyba będę musiał wstać.
No straszne rzeczy. Może mu nie będę przypominać, że za chwilę Raw Air. Na tym relaksacyjnym turnieju to się dopiero wyśpi i wypocznie.
Zanim ktokolwiek wyrazi swoje współczucie, do pokoju wbija Piotrek, a za nim Kamil z obiecująco parującym kubeczkiem w ręce.
- Ale żeśmy jaja widzieli! 
Kolejna fascynująca wypowiedź szykuje się dzisiejszego wieczoru, choć nikt nie przejawia większego zainteresowania. W czasie, kiedy Kamil stawia kubek na szafce koło mojego łóżka, informując, że zrobił brzoskwiniową, Piotrek kontynuuje:
- Jak żeśmy byli na dole po herbatę dla Marzenki, to tam był Kraft koło kibla i krzyczał coś do Hayboecka, a on był daleko, i chciał mu rzucić butelkę z wodą, ale chyba se źle wycelował i walnął w lustro. Bo Hayboeck nie złapał, nie? I się rozbiło, a babka w recepcji się przestraszyła, bo to strasznie głośno było, bo to wielkie lustro było i blisko niej i zemdlała prawie z tego strachu. I Kraft tam pobiegł do niej, żeby ją ratować. I ja tam nie wiem, ale ona była z tego ratowania baaardzo zadowolona... - kończy Piotrek, intensywnie pracując brwiami. 
Ma to najwyraźniej sugerować kolejny odcinek serialu o poszukiwaniu najpiengnej. Cóż, nie obiecywałabym sobie za wiele, ale znając Krafta, to w jego głowie już pewnie gra Marsz Mendelsona. Zorganizował sobie wieczór walentynkowy bardziej obiecujący od tych wszystkich, którzy są w związkach.
- Wspaniale - mówię, sięgając po herbatę. - Będziecie mieli się czym emocjonować przez najbliższy tydzień.
- E no, bez przesady - Piotrek od razu zmienia front. - To tylko Kraft.
Powiedział aż Żyła.
Aczkolwiek w sumie to się nawet zgadzam. To tylko Kraft. I pani recepcjonistka też się wkrótce o tym przekona.

Piotrek wygrał konkurs. To nie są ćwiczenia. Powtarzam: to nie są ćwiczenia. Piotrek wygrał konkurs. 
Ile razy jeszcze ten sezon mnie zaskoczy? Ile razy jeszcze ten sport mnie zaskoczy? Ile razy jeszcze ci ludzie mnie zaskoczą? 
Odpowiedź brzmi: prawdopodobnie nieskończenie wiele.
Teraz Pieterowi oczywiście wydaje się, że jest królem remizy. W szampańskim nastroju udzielał pod skocznią wywiadów wszystkim zainteresowanym dziennikarzom, choćby nawet i kazachskim. I oczywiście, że nie przeszkadzała mu bariera językowa. Impossible is nothing. A jak oni potem będą te jego wywiady tłumaczyć, to już inna sprawa. Kto by się tym przejmował.
Wjechało piwo, proszę państwa, cóż to za rozpusta.
I równo z toastem rozdzwania się mój telefon. 
Matko kochana, ci Austriacy to za grosz taktu i wyczucia nie mają. 
Spokojnie wyciszam telefon i biorę się za kufel. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Piotrkowi kolejne zwycięstwo się może szybko nie trafić, więc trzeba je odpowiednio celebrować.
- Chciałbym podziękować moim rodzicom, a w szczególności mamie i tacie - mówi właśnie Żyła, wznosząc się na wyżyny swojej elokwencji. Spotyka się rzecz jasna z wielkim aplauzem, bo i też koledzy prezentują podobny poziom. A ja znów zerkam na telefon. No naprawdę, trochę spokoju by człowiek chciał mieć, to nie, bo Szczurowiewiórki próbują sobie organizować życie uczuciowe i wciągają w to każdego, kto jeszcze z krzykiem nie uciekł i wykazuje jakieś podstawowe zrozumienie. 
Opuszczam więc na moment pokój trenera, bo właściwie toasty Piotrka też zapowiadają się na raczej wątpliwą przyjemność i decyduję jednak odebrać telefon. 
Nie muszę.
Kraft stoi na korytarzu przed drzwiami do mojego pokoju.
No tak.
- O, Mania! - dziwi się na mój widok. - A ja telefon do ciebie teraz. Czemu nie ma u ciebie w pokoju?
- Mamy zebranie u trenera.
- A możemy mówić szybki?
A co on chce od Szybkiego?
- Okej. Co się dzieje?
- Mam zaraz spotkanie z dziewczyna.
Oho.
- I co?
- I nie wim - Stefan wzrusza ramionami. - Co robić, co mówić mam? Zawsze wszystko chcem dobrze i jest źle. I nie mam dziewczyna.
Może trzeba spróbować z chłopakiem?
- Słuchaj. Jak nie wychodzi, to znaczy, że tak musi być. Wtedy to nie jest prawdziwa miłość. 
- A kiedy jest miłoś?
No rzeczywiście specjalistki się pyta.
- Jak będziesz taki jak zawsze i takiego będzie cię kochać.
- Tak? - Stefan nie wydaje się przekonany. - Myślełem, że coś lepsze zrobię i wtedy będzie kochać mi.
- A co?
- Jakiś elegancki ubranie i włosy...
Chciałabym to zobaczyć. Albo i nie.
- O, Mania!
No naprawdę. Jak za starych dobrych czasów. Hotelowy korytarz, ja i Morgenstern. Ach, tak. I Kraft.
Paradoksalnie przy okazji zawodów w Szwabolandii południowej Morgi nie towarzyszy mi na każdym kroku jak raczył to robić w Zakopanem, ponieważ jakaś austriacka telewizja go sobie pożyczyła jako eksperta na weekend.
No i tak to jest. W Austrii telewizyjnym ekspertem jest Thomas Morgenstern, w Niemczech Martin Schmitt, a w Polsce Krzysztof Biegun.
- Co robicie?
- Mam zaraz randkę i Mania mi pomaga - informuje Stefan.
- W czym ci pomaga?
- Przygotować się.
- Tak? Znaczy... jak?
- Znaczy udzielam wsparcia moralnego - mówię. - Stefan, kiedy masz tę randkę?
Kraft zerka na telefon.
- O cholera!
No tak. 
- Powodzenia! - krzyczę tylko, kiedy Szczurowiewiórka zbiega po schodach, podciągając gacie od dresu. Nie wiem czy chce się jeszcze przebrać przed tym spotkaniem, czy jednak mamy ze sobą więcej wspólnego niż bym podejrzewała.
- A on znowu szuka miłości... - wzdycha Morgi.
- Jak szuka, to może znajdzie. 
- No może.
- Czy mi się wydaje czy w niego wątpisz?
Miłość i sraczka przychodzą znienacka. Do tej pory Kraftowi częściej zdarzało się raczej to drugie, ale może w końcu i w tej pierwszej dziedzinie odniesie sukces.
- Ależ skąd. Po prostu, wiesz, podziwiam za wytrwałość.
- Taaak... jasne. Coś się stało? Kogoś szukałeś czy tak tylko zabłądziłeś do polskiego skrzydła hotelu?
- Zabłądziłem. Ale skoro już na siebie wpadliśmy, chodźmy na dół na jakąś herbatę.
- Ale z ciebie kłamca.
- Ależ skąd - Morgi robi oburzoną minę. - Pamiętasz jak kiedyś ciągle spotykaliśmy się przypadkiem na korytarzu?
- Coś kojarzę. Opowiadałeś mi jak bajerujesz nocami recepcjonistki.
- Ja?
- No przecież nie ja.
- Chodź na herbatę, to opowiem ci jeszcze więcej ciekawych rzeczy.
- Nie wiem czy jestem na to gotowa. A swoją drogą właściwie powinnam teraz siedzieć z drużyną i świętować zwycięstwo Piotrka. Także...
- Faktycznie dał dzisiaj czadu. Ale chyba nie będziecie świętować do północy.
- Nie. Wtedy będziemy spać.
- Okej. Przychodzę po ciebie za godzinę.
- Słucham? - mrugam dwa razy.
- Wypijcie tam tego szampana czy coś, a potem pogadamy. 
No w zasadzie...
- Dobrze. Masz godzinę na zorganizowanie jakiejś dobrej czekolady.
- Umowa stoi.
Ostatecznie co mi szkodzi nażreć się czekolady za darmo.
__________

Jak w tytule. Powinnam pisać magisterkę. Ale są rzeczy ważne i ważniejsze.

14 komentarzy:

  1. „No cóż, nie to nie, odwołane kwalifikacje też mają jakieś tam plusy. Na ten przykład Klemens Murańka ma o jedną okazję mniej do publicznej kompromitacji. Oraz jedną okazję mniej do zażycia Smecty.” – Tutaj najlepiej moje uczucia oddaje „XD”.
    Muraniek radzący Zniszczołowi w sprawach małżeńskich… a niech go ręka Borska broni!

    Kamil to zawsze wszędzie jest z RIGCZ-em. Herbatkę chociaż przyniesie, a nie. Złoty człowiek. Gdzie takiego można znaleźć?

    Opowieść Żyły, jakkolwiek ciekawie zaanonsowana i opowiedziana, i tak nie może przebić tego: „Ma to najwyraźniej sugerować kolejny odcinek serialu o poszukiwaniu najpiengnej.” – Przysięgam, że ta „najpiengna” mnie za każdym razem tak rozbraja, że nie jestem w stanie śmiać się po cichu i zważywszy, że pół dnia dziś poświęciłam na nadrabianie „Mańki”, to moje współlokatorki chyba mają mnie już za totalną wariatkę.

    „- Chciałbym podziękować moim rodzicom, a w szczególności mamie i tacie - mówi właśnie Żyła, wznosząc się na wyżyny swojej elokwencji. Spotyka się rzecz jasna z wielkim aplauzem, bo i też koledzy prezentują podobny poziom.” – Kolejny raz kwiknęłam.

    „No i tak to jest. W Austrii telewizyjnym ekspertem jest Thomas Morgenstern, w Niemczech Martin Schmitt, a w Polsce Krzysztof Biegun.” – JEŻU, NIE WYRABIAM!

    NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Zmieniam zdanie, nie znoszę Morgensterna. Mańka, why Gould you do this to me? Ech, mam nadzieję, że przyjdzie Kacperek, zrobi się niezręcznie, a Morgi zrozumie, że Mańka powinna być w #TeamieJemioła. Jak będzie inaczej… to cóż, i tak będę czytać, w głowie sobie dodając, że to wszystko jest pic na wodę fotomontaż i że prawdziwa miłość to ta Mańki do Kacperka i vice versa.

    A magisterką się nie przejmuj. Nie wiem, jak to się dzieje, ale ona zazwyczaj sama się pisze i broni. Mówię z doświadczenia, pisałam i broniłam całej jednej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopisek pod rozdziałem to autentycznie ja sekundę przed tym jak wzięłam się za czytanie. To co się w ostatnim czasie dzieje dookoła i tak nie sprzyja mi w pisaniu magisterki, a trochę relaksu z Mańką i spółką to doskonała odskocznia. Chociaż czuję się podle, bo ja się tu odprężam i śmieję, podczas gdy Marzena wcale zrelaksowana nie jest XD no ale wydaje mi się, że przynajmniej w jakimś stopniu ma wywalone na to co się wokół niej dzieje.
    Jestem ciekawa czy to rozbite lustro faktycznie przyniesie Kraftowi prawdziwą miłość. Trochę mi go żal jak tak bezskutecznie szuka i w siebie wątpi XD Trzymam za Ciebie kciuki, Krafcik!
    Ale muszę przyznać, że jako członek #TeamHelikopter odczuwam niedosyt. Zaczęło się robić ciekawie, a tu koniec. W takim momencie! No ale rozumiem, że nie można nam tak od razu wszystkiego dać na tacy. Poczekam więc cierpliwie. A może zwycięski szampan, którego Mańka poszła pić wpłynie pozytywnie na rozwój wydarzeń w kolejnym rozdziale? ;)
    Niemożliwe, że napisałam komentarz bezpośrednio po przeczytaniu, zamiast to odkładać w nieskończoność. Może za magisterkę też się tak sprawnie dzisiaj wezmę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Magisterka nie zając nie ucieknie ;P coś o tym wiem ;)
    Rozdzialik jak zawsze na poziomie. Coś czuję że z tym Morgim to się jeszcze może coś rozkręcić, a co najważniejsze Marzenka w końcu nie broni się rękami i nogami, nie krzyczy i nie gryzie :P
    Aczkolwiek ja cały czas wierzę w Kacperka i liczę że znowu pojawi się w rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co ten Thomas musi się nagimnastykować z Marzenką, to tylko on wie. Ileż on ma cierpliwości, ile zapału! Inny już dawno, po tylu odmowach dałby sobie spokój, a ten twardo.. Odbija się jak od ściany, ale otrzepuje się z kurzu i wraca za chwilę, ze zdwojoną siłą. No dobrze, ma to potencjał ☺

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam się wziąć za komentarz zaraz po serialu, ale noooo. Także dziś napisze kawałek, a jutro postaram się skończyć :D Taki sprytny plan, coby całkowicie durnia z siebie nie zrobić :P
    Zacznę od prywaty i ochhh, ahhhhh, ehhhh Bad Mittendorf, ostatnie moje zawody i masa pięknych wspomnień, aż się łezka w oku kręci. Zarówno ta wzruszenia jak i rozpaczy, że cholera wie, kiedy to wróci :( No ale zajmijmy się już rozdziałem, a nie prywatnymi wspomnieniami. Dodam jedynie, że w pełni się Mańką zgadzam, że skoro już się tam przyjechało, to mogliby skakać, a nie że człowiek jechał pół nocy, coby na kwalifikacje zdążyć, a zdążył się jedynie dowiedzieć, że kwale odwołane! Tym bardziej, że w przeciwieństwie do niej (oj my już wiemy jakie są te JEJ POWODY :P) bardzo Kulm lubię.
    No ale cóż, ja wykorzystałam brak kwali na całkiem przyjemne spacerki, a biedna Manieczka utknęła (przynajmniej na początku) z tą znacznie mniej fajną częścią polskiej ekipy. Naprawdę gdybym miała słuchać rad Murańki na temat małżeństwa... WRÓĆ, NA JAKIKOLWIEK TEMAT.... to już wolałabym skoczyć z okna. Nieważne, które piętro! Nawet gdyby te rady nie były kierowane bezpośrednio do mnie (kocham Klemensa, chyba się z tym zbytnio nie kryję :P). Równie mocno kocham też Stękałę, więc gdyby jeszcze on dołączył do Murańki w mym pokoju, to już na pewno rozważyłabym skok z okna. A już na pewno rozważyłabym wywalenie przez nie jego, gdyby próbował usiąść na moim łóżku.
    Ale ta jakże króciutka wymiana zdań, przypomniała mi, jak uwielbiałam relację Mańki i Kuby. Trochę mi brak tych ich starć <3 Ja rozumiem, że Wolny teraz przeżywa jakiś wewnętrzny kryzys i nie w głowie mu słowne utarczki z Marzenką, ale jednak dałby z siebie coś więcej, bo tesknie, a takie namiastki i skopywanie z łóżka tylko mi o tym przypominają :P (ewentualnie można zwalić winę na Murańkę, który się TOTALNIE NIEPOTRZEBNIE wciął zanim się jakaś utarczka słowna rozwinęła. O tak, to wszystko wina Klemensa!)
    No dobrze, ogar z godziną zawodów i jojczenie (w sumie ja też zawsze jojczę na takie godziny zawodów, więc się wcale Dawidowi nie dziwie :P) taktownie pominę i... mogę też na razie taktownie pominąć historię Piotrka i skomentować ją jutro? :P
    No dobra, ogólnie przecież już i tak wszyscy wiedzą, że ja Krafcia kocham całym sercem i wszystkie jego akcje, które tu odpiernicza :P I w sumie jak Pietrek zaczął tę historie, to sie spodziewałam czegoś w stylu "Kraft fajtłapa' (w sumie to chyba Misiek fajtłapa, albo po prostu dwie warte siebie fajtłapy, jeden nie umie rzucać, drugi łapać) a tu proszę się okazuje, że to historia o podrywie na byciem fajtłapą. No to akurat Krafciowi może wyjść :P
    A Manieczka jest co najmniej brutalna, w tym myślach: "Aczkolwiek w sumie to się nawet zgadzam. To tylko Kraft. I pani recepcjonistka też się wkrótce o tym przekona." Osobiście uważam, że przekona się, że to AŻ KRAFT :P Szczególnie jak będzie chciał, aż "za dobrzy" :P
    Ahhh te Austriaki, nie dadzą się Manieczce pocieszyć z wygranej rodaka, no :P Jest mi "niezmiernie przykro", biorąc pod uwagę, że kocham obu przeszkadzaczy jakoś tak... bardziej niż całą polską zgraję :P
    Manieczka mnie rozczuliła tym: "Jak będziesz taki jak zawsze i takiego będzie cię kochać." Ja tam go kocham takiego jakim jest :P Wiec posłuchaj Krafciu manieczkowej rady i przestań się starać, szczególnie w kwestii ubioru i włosów!!! ( szczególnie włosów!). Chociaż to 'za dobrze' jest w sumie częścią Krafcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, chyba już zostawię tę biedną szczurowiewiórkę - mimo później pory chyba obyło się bez jakiś kompromitacji, wiec dodam tylko że go kocham całym mym serduszkiem :P - i przejdę do Morgiego (przekonywanie do jedynej dobrej opcji chyba zostawię tym razem w rękach Stelli).
      "No naprawdę. Jak za starych dobrych czasów. Hotelowy korytarz, ja i Morgenstern. " (hihihiiiiii, czemu od razu mam w głowie: 'i zGred wyniesiony z pokoju :P')
      Morgi podziwiający wytrwałość Krafcia w poszukiwaniu miłości :P Ty chłopie się ucz, bo tobie też się wytrwałość przyda, choć z nieco innych powodów niż Krafciowi :P
      Dobra, naprawdę czas iśc spać (a myślałam, ze dociagne do końca, ale oko mi sie zbuntowało) więc jednak Morgiego sobie zostawię na jutro.
      Także ten... ja tu jeszcze wrócę! :P

      Jakbyś się nie domyśliła, kto to ten anonim, to ja Aia (coś mi google odwala)

      Usuń
    2. No dobra, bo ja tu chyba miałam być tydzień temu, nie? (trochę wtopa), ale jak się człowiek zajmuje duperelami zamiast porządnymi blogowymi sprawami, to tak wychodzi. Udajmy, że czekałam na natchnienie do prawienia o jedynej słusznej opcji od Stelli :P
      A przy okazji się tu jeszcze jakieś inne ciekawe tematy rozwinąć próbowały :P Jakieś pożycie przedmałżeńskie Manieczki. Ależ te ludzie ciekawskie, no! Do łóżka by jej tylko zaglądały i szukały, czy tam jaki Morgi nie leży. Choć na chwilę obecna, to obstawiam, że pewnie by tam jakiego Krafta znalazły (oczywiście nie w takich celach, bez przesady, Krafcia kocham, ich relacje też kocham i nawet bym była za opcją podkochiwania się Stefana w Manieczce, ale na wzajemność z jej strony to by alkoholu brakło :P). W każdym razie ktoś ma ciekawe rozkminy :P
      No dobrze, bo ja miałam kończyć komentarz, a nie brać udział w śledztwie, co to sie pod marzenkową kołderką dzieje :P Chociaż jakby nie było, ta końcówka komentarza się Morgiego miała tyczyć, wiec jakby nie patrzeć, spodu mańkowej kołderki (no chyba ze wolą na, to wtedy wierzchu kołderki :P) się tyczy jak najbardziej.
      Tak se tylko plotę, bo tak prawdę mówiąc, to ja nie mam bladego pojęcia, co ja tam miałam jeszcze na to zakończenie komentarza pisać - późno było, pewnie miałam jakieś bardzo ciekawe przemyślenia, ale noooo, to tydzień temu było :P
      Także ten... jak pisałam, Morgi zamiast się nabijać z wytrwałości Krafcia odnośnie szukania miłości, to niech się uczy. Jak na razie, trzeba przyznać, że sam też jest zawzięty i się chłopak nie poddaje (co oczywiście uwielbiam :D i kibicuję całym sercem) w podchodach do Manieczki. A ona wciąż nie umie mu się oprzeć, no <3<3<3 Mogę powtarzać po milionkroć i do znudzenia, że kocham ich relację. W sensie - to nie jest jakiś nachalny, upierdliwy i ewidentny podryw. Niby wszyscy (nawet Manieczka, mimo że woli tu z jakimiś recepcjonistkami wyjeżdzać. Recepcjonistki zostawmy Stefanowi :P) doskonale wiemy, co tam temu Morgiemu po łepetynce łazi i bynajmniej nie są to żadne opowieści o bajerowaniu innych bab, ale tak naprawdę Manieczka, nawet dając mu co chwila kosza, może się czuć w jego towarzystwie całkowicie swobodnie i traktować jak kumpla (udając, że jednak nie wie o co mu chodzi :P a co, ona też może mieć jakieś zaniki pamięci, nie :P nie no, wiadomo że ja tam bym wolała, żeby jej chodziło po głowie dokładnie to samo co jemu). W każdym razie ta relacja jest po prostu taka... przesiąknięta podtekstami, iskrzy między nimi niesamowicie i to z obu stron (nie oszukuj Mańka, kręci ten ten chłop!) a mimo to wciąż są tacy swobodni, nieskrępowani, a przecież on jasno określił swoje "cele" a ona albo z wrażenia w coś włazi i niemal mdleje albo daje mu kosza. Także szacun dla niego, że się nie poddaje i że potrafi tak ją podejść, żeby nie widziała w nim namolnego typa, którego musi co chwila odprawiać z kwitkiem (nawet jeśli ona do końca nie jest przekonana, czy chce go odprawiać :P ale on chyba tego nie wie) tylko ma ochotę po prostu się z nim spotkać. Choćby na darmową czekoladę.
      Pytanie tylko: o czym on chce z nią gadać, bo raczej nie o tych recepcjonistkach. Jestem bardzo ciekawa tych ich pogawędek, dlatego ładnie proszę o znalezienie chwili na odetchnięcie od magisterki i napisanie nowego rozdziału :P

      Ehhhh powinnam przestać pisać komentarze w środku nocy :P

      Usuń
  6. A czy Marzenka w ogóle kiedyś z kimś no... Ten tego?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, że wczoraj napisałam całą stronę komentarza, po czym nie zapisałam pliku i mi go wywaliło? To naprawdę bolało, choć może ranną porą będę mniej bredząca (nadzieja matką głupich xD). No ale dobrze, ja się tak łatwo nie poddam, nie? Są rzeczy ważne i ważniejsze, a Manieczka jest najważniejsza i tyle w temacie. Więc trzeba się nią zająć – pomalutku i z właściwym namaszczeniem. Bo wiadomo opcja austriacka, opcją austriacką, zawsze o niej wspomnę bardziej (lub mniej) subtelnie. Jednak jest jeszcze sama Marzenka, cudowna kobieta, o którą należy dbać. Tylko wiesz. Żeby nie było potem tak, że na starość będzie sama i będzie żałować, że się nie odważyła. Tyle jest tych filmów, z motywem staruszków, którzy zmarnowali swoją miłość w młodości, a potem czują takie ssani bólu. No popatrzmy – Izunia pewnie na emeryturze wyciągnie Dawida na jakieś Bali czy inną wyspę z korzystnymi dla skóry kąpielami w błocie, Maniek i Ania założą własne rodzinki gdzieś w wielkim świecie i co? Zostanie jej wyłysiała szczurowiewórka, skarżąca się na reumatyzm czy inną rwę kulszową? To znaczy dobra, ja i tak nie wątpię, że gryzoń się do niej wprosi na przysłowiową jesień życia, ale chyba lepiej by było, żeby zrobił to w jakiejś pięknym pełnym miłości familijnym ognisku, zbudowanym u podnóża Alp (tak przykładowo :P). Takim przesyconym przez tabuny wnuków i prawnucząt, słuchających z zapałem romantycznej historii seniorów rodu, podczas zabawy (choćby małymi modelami helikopterków, któż bogatemu zabroni). Dobra, przechodzę już do pisania na temat. Ale nie gniewaj się, musiałam sobie pomarzyć. To wyłącznie z wielkiej TROSKI o Marzenkę :P
    Prywata miała się skończyć ale uruchomiłaś mnie tym Kulm. Taki ostatni powiew normalności, skocznia napełniona autowymi flagami, śnieg i zapach grzańca w powietrzu. Tęsknię za takim klimacikiem. I tak, Mańka zdecydowanie ma swoje powody (JEDNAK Z TYM UZNANIEM NIEWAŻNOŚCI MAŁŻEŃSTWA JEST TROSZKĘ ZAMIESZANIA, NIE? XD), ale myślę, że samo to miasteczko ona by pokochała gdyby po nim połaziła. Cichy klimacik bez przepychu i tłumów durnych turystów, którzy wrzeszczą. A i zjeść można dobrze. Choć w sumie tak mnie trafiło, co niedopuszczalne w przepadku takiej kobiety-wzorca-autorytetu, nie wiem jakie są jej ukochane gusta kulinarne w takich fajnych wytrawnych kwestiach, pomijając te okropne słodycze. Pizza, schabowy, inne pierogi? No pewne tylko, że nie makaron – trauma wyraźnie zbyt wielka. I nie rosół. Ciężko się najeść iluzją wyobraźni xDDD
    Nie wolno przestać wątpić w pomysłowość cudownego dziecka polskich skoków. Toż to trzeba na skocznię jechać, żeby znaleźć okazję do konieczności zażycia smekty? Wystarczy, że znajdzie pod łóżkiem jakiś stary, nieschowany do lodówki ser (może być tak w temacie długodojrzewający) i go pochłonie. Co prawda nie wiem co miałby robić pod hotelowym materacem (w sensie ten spleśniały nabiał, bo obecność tam sławnego poszukiwacza skarpetek wszelakich, akurat jest logiczna :P), ale wyjdźmy z założenia, iż w miejscu w którym lokuje się skoczków narciarskich generalnie nie ma rzeczy niemożliwych XD
    Dawid wykluczył się z grona dyskusyjnego małżonków i zajął inteligentną grą na komórce? Tak nie ma już siły do kolegów czy ciągle uważa Izabelę za ideał, na który nie ma o co narzekać? W sumie jeśli tak to pozazdrościć kobiecie małżonka. A swoją drogą Zniszczoł ma trochę niskie standardy w kwestii dokształcania się. Ma Dawida, ma Kamila, który jest takim wzorcem idealnego małżeństwa, że naprawdę powinni z Ewką jakieś kursy dla narzeczonych prowadzić, a ten się Murańki radzi w kluczowych kwestiach pożycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O której kwalifikacje…? Mogła Mańka w ramach uczynku miłosierdzia być kłamliwym kalendarzem i powiedzieć, że o trzynastej, niektórzy smacznie przespaliby ranek i straciliby szansę na zbłaźnienie się. Co prawda trochę to podejrzane, że quali do zawodów o 11, są tego samego dnia o 13, ale pamiętajmy, iż mówimy o niezwykłym świecie Klemensa Murańki, tu nie takie rzeczy są wysoce prawdopodobne.
      Mistrz może być tylko jeden, nie? I Kamil jest jedyny. Nie dość, że przynosi herbatkę sam i z własnej inicjatywy (UCZYĆ SIĘ OD NIEGO!) to jeszcze brzoskwiniową. Chyba poza waniliową najlepsza aromatyzowana owocówka na tym świecie. No, jeszcze jest lidlowa korzenna, ale jak się smaruje narty mistrzowi olimpijskiemu to nie trzeba się już wspomagać Lidlem. Takie profity pracownicze, no. Także tego w kwestii pisania komentarzy na temat.
      Jaja widzieli. Naprawdę czasem lepiej po prosu nie interpretować xD W każdym razie widzę, że szczurowiewiórka zrażona portalami randkowymi zmienia metodykę podrywu. Na… Przypadkowe przypały swojego autorstwa? Taki pełny spontan, w wersji dla przegrywów. No chyba, że wszyscy go nie doceniają, a on już wcześniej upatrzył sobie panią recepcjonistkę na najpięgną i wraz z przyjacielem najlepszym swym opracowali ów sprytny pomysł zwrócenia na siebie jej uwagi. Tylko dziw bierze, że się zgodziła tak prędko i bez prób ucieczki, zwłaszcza że nie wygląda, żeby coś z nią na pierwszy rzut oka było nie tak, bo na pewno Piotrek by to umieścił w swojej potoczystej relacji. Więc nie wiem. Może tylko dorabia w tym hotelu a na co dzień studiuje psychologię i potrzebuje materiału do licencjatu? Albo brakuje jej zabawy w tylu escape room. W wersji pomieszanej z cyrkiem xD
      Dzwonić do osoby pod której drzwiami pokoju stoisz generalnie powiedzmy sobie szczerze może tylko i wyłącznie Kraft. Chyba, że to taki patent nad wszelkie patenty co zrobić, żeby rozmówca nie cisnął z niego beki. Przez słuchawkę odpada masa powodów do wyśmiania – włosy, wyraz twarzy, gestykulacja wiewiórcza… Choć w sumie zostaje jeszcze ton głosu, same problemy i „polska język trudna język” więc… No dobra, ze szczurowiewióra się po prostu nie da nie kpić. Sorry not sorry but life is brutal xD
      Eleganckie ubranie <3 No widać jednak jakąś mądrość życiową jej się tej jednostce ułomnej przekazać udało. I jeszcze ‘dobieranie się’ do Szybkiego. Aż dziw, że Aicia w swoim komentarzu to zdanko pominęła :P
      No dooooobra. To jeszcze krótki wyraz miłości dla wizji Mańkosterna, Morgorzenki, czy jak ich sobie nazwiemy gdy wreszcie się doczekamy. Bo ja wierzę, że tak, że pandemia się skończy, ja wbiję na moment do stolicy smogu i pójdziemy na to wino wypić za (sklonowanie szczura z wiewiórką) ich związek. Choć może nie powinnam uzależniać chyba przegnania wirusa, od tempa rozwoju życia uczuciowego tej naszej złotej kobity bo no… Wchodzę już tu chyba w taki dość czarny humorek.
      Ej ta końcówka brzmi zbyt obiecująco. Więc ja już Cię znam i zbytnio się nie łudzę, że kolejny odcinek będzie bombą miłosną z fajnym buzi buzi. Albo Mańka jak zawsze nie będzie do tego skora albo coś się odwali. Nie wiem, Murańka dla odmiany zacznie rzygać, żeby była pełna różnorodność na dwie strony, albo Krafciu wywoła alarm pożarowy, bo rozpali na hotelowym dywanie ognisko, żeby pokazać najpięgnej jak bucha z niego gorący płomień prawdziwej miłości. W każdym razie generalnie wolę przyjąć postawę, że jak nie urok to sraczka. A nuż się może jakoś miło zaskoczę, nie chciałabyś? :P
      Koooooooooocham <3
      PS. Chyba ten komentarz wyszedł dłuższy od swojego pierwowzoru xDDD

      Usuń
  8. Chociaż czasy bardzo smutne,
    chociaż skoki są okrutne,
    chociaż przeminęła era,
    niejednego Wellingera.

    Choć przekwitły polne kwiaty,
    nowe przyszły dylematy,
    Kraft wciąż nosi emblematy
    i w cudowne lata światy.

    Dojrzał orzeł nam i zmężniał,
    jego głos nam mocno stężał,
    pojawiły się muskuły,
    nie zmieniły lecz skrupuły.

    Wciąż dostojny i szlachetny,
    kłamać dlań to czyn jest szpetny,
    lico swe ma takie gładkie,
    jakby wcierał weń pomadkę.

    Ciągle jednak jego buty,
    depczą wściekłe halibuty,
    naciskają mu na pięty,
    jak nalewka z zgniłej mięty.

    Zarażają go covidem,
    nie pałając przy tym wstydem,
    niczym wściekły Schopenhauer,
    mówią że to Schlierenzauer.

    Jednak wspomnieć jeszcze trzeba,
    to dla oczu jak smak chleba,
    że na krafcie męskie miny,
    wciąż rumienią się dziewczyny.

    Choćby były bardzo skromne,
    czy o ślepych już nie wspomnę,
    choćby bały się blond gruszki,
    która posmak ma pietruszki.

    To gdy Krafta im przypomnisz,
    dzikie zmysły uprzytomnisz,
    niech wiadome będzie wszech,
    że to nie jest żaden grzech.

    Więc zazdrosne kalarepy,
    wnet czerwienią się jak rzepy,
    z Kraftem chce się iść na gody,
    a je zamknąć w głąb komody.

    Bo gdy ktoś ma twarz bekonu,
    lepiej uciec do zakonu,
    Krafta zaś tradycja każe,
    Targać prosto przed ołtarze.

    Choć odpowiedzialność parzy
    każdy fryzjer o tym marzy
    aby szczęścia zbić kokosy
    modelując krafcie włosy.

    By odżywkę im nałożyć,
    z właścicielem obiad spożyć,
    choć obecnie naturalne,
    ich obcięcie wciąż karalne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze.
    Nie bij mnie, ale muszę się przyznać, że zalegałam z trzema ostatnimi rozdziałami. Jednak bez obaw - w końcu nadrobiłam. Musi być tu więcej przedstawicieli #teamjemioła.A chyba to ja go założyłam, więc jest mi trochę wstyd.
    Tak będąc już w tym temacie... Czekam na jakąkolwiek zazdrość Kacperka. Morgi coś za bardzo łazi za Marzenką. Trzeba z tym zrobić porządek, bo niech nie myśli, że wkupi się w łaski szampanem i obiecaną czekoladą. Na to trzeba zasłużyć, ot co.
    I jeszcze zaprasza na jakieś ocenianie rozmiaru. Pfff... Chciałby. Jego niedoczekanie.
    Szczurowiewiórka w formie. Nie wiem czemu, ale przeszło mi przez myśl, że jak z tą dziewczyną teraz nie wyjdzie, to w jego mózgu wielkości niewielkiego orzeszka (wszakże musi coś mieć z tej wiewiórki xD) zrodzi się plan, by do Mańki podbijać. Przecież ona go lubi takiego, jakim jest. Czego mu więcej do szczęścia potrzeba?
    Kocham mocno ❤️

    OdpowiedzUsuń
  10. Otwiera sobie człowiek spokojnie Manieczkę, a tu tytuł rozdziału wali w twarz i przypomina o pisarskich zobvowiązaniach i zaległościach... Ta, mam coś do napisania.
    Ale - do brzegu. Ułomną żabką, ale jednak.

    Czy ktokolwiek jest fanem Kulm?
    No jak już jadą na te zawody to by mogli skakać, a nie bąki zbijać, nie? Ale odwołane kwali to jeden powód do stresu mniej (bo to chciałaś napisać, prawda? ;P).
    Muraniek jak mentor małżeński XDDDD
    I biedne ich żony, ech.
    Na pewno jeszcze ktoś przylezie, nie ma tak doberze że tylko 3 matoły na raz, oj nie.
    Każdy powód odbry, by machnąć sobie herbatkę, o (po tym komneatrzu chyba też pójdę sobie po jedną).
    Oni się po prostu nie lubią przepracowywać, ot co!
    Ojeeeej, Kamil i Piotrek robią herbatkę dla Mani <3
    Ale tak bez pardonu ich po zadkach kopać? W sumie miłe, że starszym kolegom krzesła zostawili.
    Mania tam pełni każdą fukcję. Matki, żony i kocha-... a to nie. Jeszcze, w każdym razie.
    Turniej relaksacyjny XDDD.
    Brzoskwiniowa <3
    Poszukiwanie najpięgnej XDD
    "To tylko Kraft" - kwintesencja Szczurowiewiórki XD.

    "Piotrek wygrał konkurs". No i co? Wczoraj też :P
    Nie no, miło się to czyta w tych okolicznościach przyrody. Nich mu medal lekkim będzie. A wracając do Mańki - sport to w ogóle taki mało przewidywalny jest.
    To Żyłę się da w ogóle przetłumaczyć? To "hehehe" to chyba nie bardzo XD.
    "Rodzicom a w szczególności mamie i tacie" - musiałam to dwa razy przewczytać, zanim dotarło XD.
    Polski Krafta zawsze bawi i uczy. Kobieto, skąd ty bierzesz takie pomysły?
    Ale Mania to jednak mądre dary daje, polać jej! (choć to ona ma piwo, a nie ja. Niesprawiedliwe)
    Kraft to tam tak potrzebny jak krowie kokarda (a nawet nie, bo nie do ozdoby przecież). Czy jakoś tak to szło.
    Każdy ma takiego eksperta na jakiego sobie zasłużył.
    Mania i Kraft mają paradokslanie duuużo wspólnego. To podejrzane!
    W naturze musi panować równowaga. Jest czas sraczki i jest czas miłości. Trzeba tylko cierpliwie poczekać.
    Taaaa... to ta czekolada cię przekonała. Jasne, jasne, helikopterku. Pij ty lepiej tę Kamilową brzoswinkę i tyle.

    PS: Eeee tam magisterka, nie Zajc, nie odskoczy :P
    PS2: Idem po herbatkem.

    OdpowiedzUsuń