piątek, 25 listopada 2016

46. Kiedy będą te kiełbaski?

Mam wrażenie, że przez ostatnie dwa tygodnie przejechaliśmy wzdłuż i wszerz (tu akurat za wiele do jeżdżenia nie ma) całą Norwegię, nasmarowałam trzy tysiące par nart, wypiłam cysternę kawy, nie rozstając się ani na krok z prognozą pogody, a chłopcy w międzyczasie oddali w cholerę skoków i zdobyli łącznie jakieś pięćdziesiąt punktów. Dzięki za owocną współpracę. Na dobicie przeciwnika Hofer zaraz po tym maratonie wysłał nas wszystkich na koło podbiegunowe. Do Finlandii, znaczy się. Zdążyliśmy wrócić do domu na całe półtora dnia, więc spędziłam ten czas na robieniu prania na kolejny wyjazd, zajmowaniu się wieczorem Mańkiem, żeby jego stęsknieni rodziciele mogli wybyć do jakiegoś kina czy gdzieś, i zaraz potem znów praniem, bo mój mały ziomek raczył ulać wprost na mój ulubiony Skrobotowy podkoszulek. A bez niego nie wyobrażam sobie wyjazdu do Finlandii i Kazachstanu. Bez podkoszulka, a nie małego ziomka. Ani tym bardziej Skrobota. No dobra, bez tamtego ostatniego też sobie nie wyobrażam. Sama nie jestem niestety w stanie ogarnąć sprzętu tych wszystkich debili, No. A potem przylazł jeszcze Titus, ale szybko go spławiłam, bo walizka się sama nie spakuje. I tyle. Moje pasjonujące życie obfituje w takie emocjonujące wydarzenia.
Finlandia. Lubię ją oczywiście. Ale raczej w wersji emmm.... płynnej. I tylko takiej. Nie no, jasne, dzięki za świętego Mikołaja, renifery i te inne pierdoły, ale, jak słowo daję, przebywanie w tym kraju powoduje w człowieku nastroje depresyjne. Choć i tak wolę Finlandię od tych wszystkich Szwabolandii.
A propos. Kraft zachowuje się jakby obchodził jakieś święto narodowe albo inne urodziny, a to tylko Hayboeck wygrał trzy z trzech indywidualnych konkursów w Finlandii. Szanuję. Rzecz jasna Hayboecka, nie Krafta. Z tego wszystkiego Szczurowiewiórka nawet nie przeżywa aż tak bardzo faktu, że Kot postanowił, dla zachowania życia i samochodu, jednak zrezygnować z fuchy pana instruktora. Całkiem niezłą tymczasową wymówką było niezałapanie się do składu na Finlandię. W ogóle mogłabym podejrzewać, że specjalnie jeszcze gorzej ostatnio skakał, żeby mieć większą pewność, że się na jednych zawodach z Kraftem nie znajdzie, ale z drugiej strony przyjaciel jego największy, Piotrek Żyła, do Finlandii poleciał (Pietrek i Finlandia - to zestawienie nie może być dziełem przypadku), a dla niego Maciejka jest gotowa na wiele poświęceń. Wnioski są więc proste - Kot jest w chujowej formie niezależnie od okoliczności. Ale najwyraźniej nie w aż tak chujowej, żeby wycieczki do Kazachstanu nie zaliczyć.
No i faktycznie. Jakimś cudem kwalifikacje ta sierota wygrywa. Nie wiem i nie pytam jak to się stało. Po prostu mu narty przed konkursem porządnie smaruję, żeby był trochę mniejszy blamaż, jak się po raz kolejny potwierdzi, że nasi w kwali to może umieją, ale w konkursy na pewno nie.
Do blaszaka wchodzą Wolny ze Stękałą i szczerze mówiąc, to mi jakoś dziwnie. Nie umiem się przyzwyczaić do tych nowych. Taki Titus na przykład, może i debil patentowany, ale jednak znany i oswojony w miarę. A z tymi młodymi to się w ogóle nie da gadać. Zaraz się okaże, że jednak wolę, jak mi ktoś dwadzieścia cztery na dobę brzęczy za uchem jakieś farmazony. Ja się chyba naprawdę starzeję. Na szczęście zaraz po nich wbija Piotrek, więc się od razu jakoś bardziej swojsko robi.
- Cześć, Marzenka, hehe. Maciek to se chyba normalnie dzisiaj konkursa wygra.
Chyba nie. Ale nie będę mu burzyć marzeń. Kot sobie sam z tym poradzi.
- Ale fajnie se tak z wami gdzieś pojechać - szczerzy się Piotrek i ładuje swą dupę szanowną na ławeczce koło mojego stanowiska pracy.
- Przestań siedzieć na nocniku w trakcie dojazdu do progu, to może częściej będziesz się do busa kadrowego ładował.
- Yyy... że co?
- A widziałeś kiedyś z boku swoją pozycję dojazdową?
- A pewnie, że widziałem. Co żem miał nie widzieć.
- No właśnie. I jak ona twoim zdaniem wygląda?
- Oryginalnie - stwierdza z dumą Piotrek. Cóż, nie sposób się z tym nie zgodzić.
- Ty nawet bez tego jesteś wystarczająco oryginalny, więc może zacząłbyś skakać jak człowiek?
- Ale mnie się tak podoba - wyskakuje ze swoją żelazną logiką Piotrek.
- A stan konta po zajęciu czterdziestego miejsca w Kontynentalu też ci się podoba?
- Pfff... Nie tylko pieniądze się w życiu liczą...
- Nie no, jasne. A jak...
- Cześć, wszystkim - do środka wbija Skrobot, pieprzony promyczek słońca na tej kazaskiej ziemi.
Z kąta mruczą coś w odpowiedzi Wolny ze Stękałą, nawet głów znad tych swoich srajfonów nie podnoszą. Za to na Piotrka jak zwykle można liczyć.
- Cześć, Kacper. Marzenka mnie znowu terroryzuje, hehe.
- No świetnie. Skrobot, może byś się nartami zajął, a nie włóczysz się nie wiadomo gdzie i po co.
- Oj, kobieto. To brzmi jak tekst żony, z czterdziestoletnim stażem, do męża, który wraca do domu o drugiej w nocy. Gdzie twoja patelnia? I kiedy zapytasz czy byłem w pośredniaku?
- Uhuhu, dowcip ci się wyostrzył. Nie martw się, nartą mogę ci zasunąć lepiej niż patelnią.
- Co żeś Mania taka brutalna dzisiaj? - dopytuje się Piotrek, a Skrobot oczywiście spieszy z odpowiedzią.
- Dawno cię nie było, to zapomniałeś, że ona zawsze taka jest. Nic nadzwyczajnego.
- Racja - przytakuję - jak się dalej będziecie tak starać, mogę wejść na zdecydowanie wyższy poziom wkurwu.
- A ja żem kiedyś myślał, że to moja żonka ma charakter wybuchowy. Dobrze, że męża nie masz, Marzenka, bo chyba by długo nie wytrzymał.
- Te, specjalista do spraw rodziny, mam ci przypomnieć, czyje dziecko kostkę do kibla zeżarło?
- E, nie musisz, bo ja pamiętam. Moja córka przecież. Głupie te dzieci.
- Tak, inteligencję chyba po tatusiu odziedziczyła.
- Marzenka! - a tak, to oczywiście Skrobot się znów uaktywnia. - Piotrek, idź ty się już rozgrzewać. Kuba, Andrzej, tak samo! Hej, głusi? Wypad na rozgrzewkę.
Ciołki z wielkim bólem rozstają się z telefonami i idą za Panem Siedzę-Na-Nocniku, a Skrobot zajmuje swoje stanowisko i bierze się do roboty.
- Marzenka, nie naskakuj tak na Piotrka - mówi wreszcie. - Ja z nim ostatnio rozmawiałem i on się naprawdę przejmuje swoimi wynikami.
- No fantastycznie, że się przejmuje - zgadzam się. - Tylko gówno z tego wynika. Jakby w końcu zrozumiał, że szuranie dupą po rozbiegu zmniejsza jego prędkość o trzy kilometry na godzinę, to może cała Polska by na tym skorzystała.
- Marzenka...
- Kurde, Kacper! Przecież on ma taki potencjał!
- No ja wiem, że ty byś chciała pomóc, wstrząsnąć nim czy coś. Tylko że jak ty nim zaczniesz wstrząsać, on się weźmie i w sobie zamknie.
- To ja muszę chyba zupełnie przestać z nim gadać. Bo inaczej mi się coś wielce niestosownego wymsknie. Tylko w takim razie to ja niedługo będę musiała sama ze sobą gadać, bo tego urażę, tamtego przerażę, a jeszcze kolejnego zjem żywcem. Tych nowych debili to ja nawet nie biorę pod uwagę, bo oni tylko ze swoimi telefonami gadają, ale...
- Marzenka...
- Nie no, naprawdę. Weź mi zorganizuj jakiegoś podręcznego idiotę, do którego już przez tyle lat jestem przyzwyczajona, jakiegoś Ziobro czy innego Titusa, oni się tak łatwo nie urażają, za głupi na to są, bo inaczej...
- Wredna babo.
- Słucham? Ty też jakimś magicznym sposobem poczułeś się urażony? Przecież jeszcze nawet nie...
- Okres ci się zbliża?
Zastanawiam się intensywnie.
- Ty, wiesz, że całkiem możliwe? Ale w ogóle mógłbyś nie zmieniać tematu? Ja się naprawdę poważnie martwię o ogólną formę naszej kadry, co prawda w tym sezonie i tak się nic nie zmieni, ale obawiam się, że po sezonie i tak jedyne, co się zmieni to trener. A wyniki pewnie....
- Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę zamknąć ci usta.
- No jasne. Ja się mogę nie odzywać, ale czy naprawdę myślisz, że dzięki temu Piotrek albo Kamil, albo chociaż Murańka poczuje się nienękany psychicznie i będzie lepiej skakać? Bo mnie się wydaje...
- A mnie się wydaje, że potrzebujesz czekolady. Dużo czekolady i ewentualnie herbatę wiśniową. Ale co ja wiem o życiu.
- No... dobra. Możemy negocjować. Czekolada za milczenie. Powiedzmy pół godziny. Tylko jakąś dobrą masz załatwić. Ja jestem twarda zawodniczka. Byle Terravitą mnie nie spławisz.

Zawody w Polsce są o tyle pozytywnym zjawiskiem, że odbywają się w Polsce. Więc częściej słyszę język polski niż niemiecki, śpię w domu, a nie w hotelu i mogę być dobrą ciotką dla Mańka. Tyle z pozytywów. Z negatywnych spraw: trzy razy więcej nart do smarowania, trzy razy więcej debili, którzy szukają skarpetek albo potrzebują darmowej porady sercowej i trzy razy więcej żenujących dziennikarzy, którzy spodziewają się, że wyciągną ze mnie Bóg wie jakie newsy.  Skoczkowie tacy interesujący. Wow. Uszanowanko. Naprawdę nie sądzę, żeby czyjeś życie mogła ubogacić informacja, że żona zawsze pakuje Murańce na zawody Smectę. Zresztą jak się patrzy na jego minę przed skokiem, to w sumie nic dziwnego. Ale żeby to miała to być sprawa wagi państwowej to nie powiem.
Aha, z negatywów jeszcze. Jakoś tak zawody w Polsce mijają pięć razy szybciej od tych w Szwabolandii. I na dodatek zaraz po nich znowu do tejże Szwabolandii jedziemy. Ale jak już te frajerskie zawody odhaczamy - zostaje tylko Planica.
Tu jest cudownie. Wszyscy wszystko mają w dupie, świeci słońce i można się nażreć. Czy ja jestem w raju?
- Kiedy będą te kiełbaski? - nudzi Piotrek i jak urzeczony wlepia gały w grill. Bezpieczniej by chyba dla niego było, gdyby czasem takim wzrokiem swoją małżonkę obdarzał. Ale nie, tylko żarcie widzi, a Justyna stoi obok, kiełbasy odwraca i śliwowicę do kieliszków rozlewa.
- Jak się zrobią, to będą. Laski, chodźcie tu. Nam też się coś od życia należy.
Ja tam specjalnie nie oponuję, jak mi ktoś proponuję alkoholizację, ale widzę, że nie wszystkie na tyle zorientowane są. Kocia laska wykazuje w tym momencie poziom ogarnięcia Murańki.
- Ej, Kasia, chodź no tu!
- Co? - płoszy się dziewczę. - E, nie. Ja dziękuję.
- Marzenka, czy ona na pewno jest pełnoletnia? - pyta na boku Justyna.
- No chyba. Dwadzieścia lat ma. Czy tam dwadzieścia dwa. Nie pamiętam dokładnie, ale dwójka z przodu.
- To co ona taka dziwna?
- Oj, już jej daj spokój. Pijemy wreszcie?
Ale Justynie znowu się coś przypomina.
- A co z tą dziewczyną Skrobota?
To jest dopiero dobre pytanie.
- Co, co, co? - do akcji wkracza Ewa Kamila i ciągnie ze sobą Stefankową Marcysię. - Jaka dziewczyna Skrobota?
- A ja wiem? - wzruszam ramionami. - Przywiózł jakąś lasię ze sobą. Znaczy zdaje się, że ona razem z Kasią przyjechała.
- I już biedne dziewczę na swoją stronę przeciągnęła? A to cwaniara - Ewa robi zaciętą minę.
- Znaczy... jaką swoją stronę?
Dlatego właśnie zazwyczaj otaczam się facetami. No dobra, taką mam pracę, ale gdyby nie to, i tak wolałabym przebywać w męskim towarzystwie. Ich przynajmniej czasem rozumiem. A laski rzucają jakieś aluzje, ja nie czaję, rozmawiają o lakierach do paznokci, mnie to gówno obchodzi i umawiają się na wspólnego fryzjera, a ja sama podcinam moje kudły. Jak mi się przypomni. A czasem tępymi nożyczkami, jeśli innych nie znajdę. Nie nadaję się na kobietę i już.
- No, Marzenka... - mówi poufale Marcysia. - No przecież jeśli ta dziewczyna bierze się za praktycznie zajętego faceta, to co ona sobą reprezentuje?
Ja to chyba jestem sto lat za murzynami.
- To Skrobot był zajęty?
Po twarzach dziewczyn przemykają uśmieszki.
- Eee... coś w tym rodzaju - mówi wreszcie Justyna. - Jakby ci to powiedzieć...
- Ja wiem, jak to powiedzieć - przerywa jej Marcysia. - Marzena, on by dla ciebie na głowie stanął, gdybyś tylko kiwnęła palcem.
A. Aha. Dziękuję za informację, co mam z nią zrobić?
Znaczy nie no, dobra, ja wiem, że on miał wobec mnie jakieś dziwne zapędy, ale chyba mu już przeszło, nie? Zresztą skoro jakąś laskę sobie wziął do Planicy, to chyba nie ma już o czym mówić, prawda?
- Yyy... to może pijmy.
- Pijmy - zgadza się Justyna. - Za baby. Zwłaszcza te totalnie niedomyślne.

Koniec sezonu. Nie będzie za czym tęsknić, szczerze mówiąc. Poza trenerem, dla ścisłości. No bo przecież nie wiadomo, kogo Apollo sobie teraz wymyśli, czy nie uzna na przykład, że potrzeba nam świeżej myśli szkoleniowej z Rumunii. Albo innego Kazachstanu. No nie wiadomo. Po Apolloniuszu można się wszystkiego spodziewać, zwłaszcza od czasu, kiedy postanowił zrobić z siebie pajaca drugiego Ibisza, bo poleciał na laskę, która mogłaby być jego córką.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że nie jest mi niemiła wizja kilku miesięcy bez latania jak kot z pęcherzem po krajach okupowanych przez brać niemiecką. Jak człowiek musi znosić Krafta praktycznie non-stop przez cztery miesiące, potem docenia takie drobne uroki życia poza sezonem.
No dobra, tym razem jakimś cudem udało mi się dopiąć torbę. Muszę to zaznaczyć na czerwono w kalendarzu. Albo nauczyłam się wreszcie składać ubrania, albo Skrobot zajebał mi kilka podkoszulków. Nie jestem jeszcze pewna, która opcja jest bardziej prawdopodobna. Zarzucam torbę na ramię i wychodzę z pokoju.
I równocześnie prawie rozdeptuję Kasię, która siedzi u mnie na wycieraczce. Czy jej się udzieliło jakieś upośledzenie umysłowe od Kota?
- Co ty robisz, dziewczyno?
- Martwię się - pada zwięzła odpowiedź.
- Świetnie, a czy musisz to robić pod moimi drzwiami?
- Nie... - Kasia podnosi się z podłogi - ale zastanawiam się, czy mogłybyśmy porozmawiać.
Nie dostrzegam tu żadnej logiki i nawet nie próbuję jej szukać.
- Mogłybyśmy. Tylko że jakby w przeciągu najbliższych pięciu minut powinnam stać przed hotelem.
- Ach, no dobrze... No bo... hmm...
- Mówisz czy nie? - ja przepraszam bardzo, ale ja mam już przed oczami tylko i wyłącznie wizję powrotu do domu i wakacji. A Kasia stoi i stęka, zamiast przejść do rzeczy.
- Bo wiesz, przytyłam ostatnio... Nigdy nie byłam może jakaś najpiękniejsza i...
- Weź ty Boga nie obrażaj, dziewczyno.
- Co? Aha, no dobrze. No i wiesz... - Kasia ścisza głos - spóźnia mi się okres. Co prawda czasem mam nieregularnie, ale jeśli już, to zawsze szybciej. A teraz jest już kilka dni po terminie i... nic.
Czemu mnie to śmieszy?
Może sam fakt, że Kot mógłby spłodzić potomka wydaje się wysoce niestosowny. Chociaż skoro nawet Murańka jest ojcem...
- Robiłaś test?
- Yyy... proszę?
Mam ochotę strzelić fejspalma.
- Ciążowy!
- A! Aha. Nie... Boję się.
Słodki jeżu na bananie.
- Czyli masz zamiar czekać aż brzuch ci urośnie do wielkości arbuza, żeby się upewnić?
- Nie no, ale... Marzena - Kasia podnosi na mnie załzawione oczy. - Przecież my się nie nadajemy na rodziców.
Przez grzeczność nie zaprzeczę.
- Murańka też się nie nadaje. A jest. I żyje. I, co dziwniejsze, jego dziecko też jeszcze żyje. Może to dlatego, że głównie Agnieszka się nim zajmuje.
Podziwiam tę dziewczynę. Mieć w domu dwóch Klemensów i nie zwariować? Przecież to brzmi prawie jak wizja Apokalipsy.
- Co mnie obchodzi Klimek... kiedy mam Maćka - Kasia macha zrezygnowana ręką. - On jest niestabilny emocjonalnie. Wystarczy, że fryzura nie chce mu się ułożyć, a on już wpada w otchłań rozpaczy. Wystarczy, że ktoś skrytykuje jego zdjęcie, a on ogłasza, że to koniec jego kariery, bo nie będzie się mógł już więcej pokazać publicznie. Wystarczy, że...
- Wystarczy. Słuchaj, nie mam czasu na gadanie o pierdołach...
- To nie są pierdoły! - oburza się Kasia.
- Owszem, dziewięćdziesiąt procent problemów Kota to są pierdoły. Nie on pierwszy i nie ostatni, który się na ojca nie nadaje.
- To nie tylko on. Ja też...
- Tak, wiem. Ty też się na matkę nie nadajesz. Ale jeśli się okaże, że zrobiliście sobie małego kiciusia, to mleko się już i tak rozlało, że tak sobie pozostanę przy tej uroczej przenośni, i trzeba będzie je jakoś posprzątać. A koty mleko lubią, więc Maciek ci pomoże.
Kasia patrzy na mnie jak na nienormalną i ja się jej wcale nie dziwię. Chyba się za dużo Titusa nasłuchałam. Jeszcze sama zaraz zacznę poezję tworzyć, nie daj Boże.
- Dobra, koniec tego, bo zaczyna mi na mózg padać. A poza tym mam zamiar dziś wrócić do domu busem, z całą kadrą, a nie na nogach, więc z łaski swojej zejdź mi z drogi, kobito. I do apteki idź. I test kup, potem go zrób, a potem podziel się z Kotem dobrą nowiną. Albo i nie. Zależy, co ci wyjdzie. I już nie jojcz, że ty na bycie matką nie jesteś gotowa. Maryja też nie była, a popatrz jak sobie poradziła. Nie zawsze z tego musi wyjść totalna katastrofa.
Chociaż z Kotem w roli ojca prawdopodobieństwo katastrofy jest jednak dość wysokie.
__________

Wracam po ponad miesiącu, wolę nawet nie sprawdzać, ile dokładnie czasu minęło. I wcale się nie zdziwię, jeśli zniknęli mi wszyscy czytelnicy. Bo to, co się ostatnio działo z moim pisaniem to jest jakaś kpina. W tym tygodniu udało mi się skończyć ten rozdział, nie wiem właściwie jakim cudem, ale jest. Co prawda dziś zaczął się nowy sezon, a ja Wam prezentuję zakończenie poprzedniego, ale obstawiam, że jeszcze ze dwa rozdziały i przejdę do aktualnego. Choć nie wiem, czy wen będzie miał akurat ochotę ze mną współpracować czy też nie. Marudny jak baba w ciąży. Albo z okresem. Dajcie znać czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda. Buziaki! :*