piątek, 24 lipca 2020

74. Mój brat wygrał Turniej Czterech Skoczni

Ostatni dzień roku.
Oj, działo się dzisiaj. Kwalifikacje się odbyły, prawie wszyscy zrobili mniej więcej co trzeba, tylko Jakub Wolny raczył skoczyć sto czternaście i pół metra i zająć zaszczytne miejsce pięćdziesiąte siódme. Za dużo się naprzebywał z Murańką. Nie jest dobrze. Zwłaszcza, że w Oberstdorfie Sepp mu walnął dyskwalifikacją. Oj, chyba chociaż jeden człowiek w naszej drużynie będzie dziś pił. Bo reszta to wiadomo - siusiu, paciorek i spać o dwudziestej drugiej.
Zdarzyła się sytuacja bez precedensu - mianowicie trafił mi się własny pokój. Ale najpierw musiałam sobie na niego poczekać pół dnia - tak jak i większość sztabów. Także na kwalifikacje owszem, pojechaliśmy, ale walizki zostawiliśmy na kupie w pokoju u Miszcza i Stefanka. I dopiero kiedy wróciliśmy okazało się, że jednak da się ludziom zorganizować miejsce w hotelu tak, żeby nie musieli spać na korytarzu. A drobne komplikacje, opóźnienia i stresy z nich wynikające? Cóż, to ta słynna szwabska organizacja, dokładność i punktualność. 
Jak już wreszcie rozlokowaliśmy się w cudem zdobytych pokojach, zjedliśmy kolację, przerobiliśmy papiery i wypiliśmy szampana u trenera, zrobiła się godzina prawie dziesiąta. 
Jestem cholernie zmęczona. Siedzę na łóżku i właściwie powinnam iść się kąpać, a tymczasem coraz bliżej mi pozycji leżącej. I zamknięcia oczu. Oby nie na zawsze. Jak to jest, że jak mam, kurde, święty spokój i pokój tylko dla siebie, to nawet nie mam siły, żeby się z tego ucieszyć. Jestem zniesmaczona ostatnim dniem tego roku.
Słyszę pukanie do drzwi. No błagam, co to ma być. Nie mam zamiaru się teraz jeszcze użerać z ludźmi. Może będę siedzieć cicho i udawać, że mnie nie ma? Niewątpliwie to żaden z naszych skoczków, bo oni nie potrafią zapukać do drzwi przed wparowaniem do pokoju, ale tak czy inaczej odmawiam...
- Mania?!
O, Jezus Maria.
Jak wiadomo w Sylwestra to się zawsze musi coś odpierdalać.
Dostaję nagłego zastrzyku energii i wpadam w... Nie no, nie w panikę, bez przesady. Marzena Kubacka nigdy nie panikuje. Ale nie wiem co robić. Choć właściwie i tak nie mam większego wyboru.
Po prostu wstaję z łóżka, przechodzę przez pokój, biorę głęboki wdech i otwieram drzwi.
I staję oko w oko z Thomasem Morgensternem.
- Cześć.
- A co ty tu robisz?
- Przyjechałem. Gdybyś odebrała ode mnie jakikolwiek telefon, wiedziałabyś wcześniej. A tak - masz niespodziankę.
To trochę brzmi jak wyrzut. Albo mi się wydaje. Przecież wysłałam mu wiadomość, nie? Aczkolwiek pewna irytacja z jego strony nie byłaby taka całkiem nieuzasadniona. No bo tak: łatwo wcisnąć kit, że się w Święta wyłącza telefon i spędza czas z rodziną, zwłaszcza ze szwagierką ukochaną, ale Święta po dwóch dniach się kończą i wtedy już trudniej się wciska kity. Z drugiej strony niemal od razu zaczyna się Turniej Czterech Skoczni, co też sprzyja twierdzeniu, że jest się okropnie zapracowanym i absolutnie nie ma się czasu na życie towarzyskie. Co akurat nawet nie jest kłamstwem.
Ale zobaczyć go szybciej niż w Innsbrucku to się nie spodziewałam.
Niespodzianka się udała aż za bardzo.
- No tak... a gdzie ty... skąd ty wiedziałeś... - plątam się. - Kraft ci powiedział, gdzie mam pokój?
- Owszem. A ja mam piętro niżej, więc chciałem cię zaprosić, ale Stefan się wygadał, że i tak jesteś sama, więc oto jestem. - Morgi wyciąga zza pleców w jednej ręce - szampana, w drugiej - dwa kieliszki. - Waszej wódki bym ci nie proponował, bo niewątpliwie bym poległ, ale z tym chyba możemy zaryzykować.
Cóż, miałam inne plany na ten wieczór.
- To jak - wpuścisz mnie?
A mam jakiś wybór?
Co mu mam powiedzieć - że nie, bo właściwie miałam iść spać? To mi jeszcze zaproponuje swoje usługi w tym temacie. Poza tym, nie ukrywajmy, chyba jestem mu winna tę głupią godzinę czy tam dwie rozmowy. On się stara, ja go zlewam sikiem prostym i nie potrafię wyjść z tej sytuacji z twarzą.
- Słyszałem, że mieliście dzisiaj niezłe atrakcje dodatkowe.
- A, tak - potwierdzam, siadając przy stoliku. Morgi zajmuje miejsce na przeciwko, a szampan pomiędzy nami. - Spędziliśmy pół dnia na korytarzu, mając w perspektywie spędzenie tam również nocy. Ale ostatecznie kiedy wróciliśmy z kwalifikacji, okazało się, że jednak wyczarowali nam pokoje.
- Czyli ominęło mnie najciekawsze.
- No nie wiem czy jest czego zazdrościć.
Chwilę rozmawiamy sobie o dzisiejszym dniu, w międzyczasie Morgi otwiera szampan i nalewa nam po kieliszku, a ja staram się ziewać jak najbardziej dyskretnie. Taki podział ról. Z jego słów wynika, że dotarł do Ga-Pa już dobrze po kwalifikacjach, co dosyć mocno mnie dziwi. Jaki ma sens przyjeżdżanie na skoki już po skokach? Zwłaszcza podczas Turnieju Czterech Skoczni, kiedy te kwalifikacje faktycznie mają jakieś znaczenie.
- To po co w ogóle przyjeżdżałeś dzisiaj? Nie wolałeś jutro prosto na konkurs? - pytam.
- No jak to - po co? - spogląda na mnie wymownie i uśmiecha się lekko.
Upijam łyk szampana. Spory łyk.
Już widzę, że dziś wieczorem rozegra się alkogra pod tytułem łyk za każdym razem, kiedy nie wiem co odpowiedzieć. To może być niebezpieczne, ale to może być również jedyny sposób na przetrwanie.
Tak sobie siedzimy, gadamy, nic specjalnie interesującego się nie dzieje. Szampana ubywa, czasu do końca roku też, tematów również.
- Sorry, ale ja sobie muszę wyciągnąć czekoladę - mówię nagle i sięgam do torby po milkę z orzeszkami i słonym karmelem.
Przełamuję egoizm i proponuję Morgensternowi, żeby się poczęstował, mając jednak szczerą nadzieję, że odmówi.
Odmawia. Uff. Sorry, chłopcze, ale nie weszliśmy jeszcze na etap dzielenia się czekoladą.
- A Stefan nie chciał tu przyjść z tobą? - przypomina mi się, że to od tego małego plotkarza Morgi dowiedział się, gdzie mam pokój.
- Oczywiście, że chciał.
- To jak go spławiłeś?
- Powiedziałem, że muszę ci tylko coś zostawić i wracam do siebie, bo na pewno jesteś zmęczona.
- Jaki ty jesteś przebiegły, no, no...
- A jest na ciebie jakiś inny sposób?
Milczę wymownie. I upijam szampana.
Niech on się już do mnie nie uśmiecha. Upasł się i to już na mnie zupełnie nie działa. Ani trochę.
No, może trochę.
I w sumie aż tak strasznie się nie upasł.
Ja chyba za dużo wypiłam.
- Nie chcę być niemiła, ale...
- Ale będziesz.
- Ale będę. Już późno.
Morgi zerka w telefon.
- No nie. Chcesz mnie w sylwestra wyrzucić o wpół do dwunastej? Tak się nie robi.
- Przecież i tak siedzisz tu już chyba dwie godziny. A ja jutro pracuję.
- I co - kaca się boisz?
- Nie rozśmieszaj mnie - prycham. - Zaśnięcia na stanowisku pracy się boję.
Thomas przez chwilę przygląda mi się bez słowa.
- Okej - mówi wreszcie. - Jak uważasz.
Obserwuję jak zabiera z powrotem to, co przyniósł, tyle że teraz butelka jest już pusta. W drzwiach zatrzymuje się jeszcze.
- Czyli co - dostałem kosza? - uśmiecha się z lekkim zażenowaniem.
Uuu... The shit is getting real.
- Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Jesteś w miarę inteligentny, sam się domyśl.
Morgi ze śmiechem kręci głową.
- Ja się tak łatwo nie poddaję.

Nie jest źle. Dwa konkursy turnieju i dwa trzecie miejsca. Co prawda pewnie wreszcie się wszystko zjebie, ale jak na mojego brata to i tak zajebiste osiągnięcie. Oh wait, cały czas zapominam, że on jest przecież mistrzem świata. Wciąż trudno w to uwierzyć, mimo że prawie rok już minął. Od tylu lat byłam przyzwyczajona się do tego, że jest ostatnim nielotem, trudno tak w rok zmienić zdanie.
Kończą się kwalifikacje, nie bardzo podoba mi się forma tego całego Lindvika, bo kto mu właściwie dał prawo, żeby wyrastać na głównego faworyta turnieju. Z drugiej strony może to i dobrze, a nuż mu główka tego nie wytrzyma. Kraft też mógłby się nawet liczyć w walce o złotego gołompa, gdyby standardowo nie przejebał Ga-Pa. Co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas.
- Nie wiem, Marzenka, nie wiem - wzdycha nagle Pieter gdzieś koło mnie.
- Czego nie wiesz? - pytam Żyłę i mam nieodparte wrażenie, że wpada w nastrój filozoficzny.
- Czy wy macie tyle miejsca w domu, żeby złotego ptoka zmieścić.
- Już ty się o to nie martw. Lindvik wygra i nie będzie problemu.
- Ty to nigdy w tego Mustafa nie wierzysz. Nie, Mustaf?
- Co? - pyta Dawid, stawiając obok nas narty i przejmując ode mnie plecak z rzeczami.
- No że Marzenka nie wierzy żeś ty naumiany skakać.
- A kto by się tam przejmował tym co ona myśli.
- Zdziwiłbyś się ile osób.
- Zdziwiłbym się.
I tak sobie dalej uroczo konwersujemy, jak to na rodzeństwo przystało, w drodze do domku. Na miejscu spotykamy resztę stada, co prawda niepołączonego z nami więzami krwi (chwała Bogu), ale związanego być może jeszcze silniejszymi sznurkami. Stefanek z Kamilem dyskutują o pozycji najazdowej (jest to dyskusja z elementami pokazu), Kot przegląda się w lusterku (też jest to forma pokazu), a obok niego Szybki siedzi i kopie bezmyślnie w plecak. Dobrze, że chociaż w swój. Co prawda udało mu się dziś pokonać Sabyrżana Muminowa i Witalija Kaliniczenkę, ale wciąż do uzyskania kwalifikacji do konkursu ma się to tak jak Eskimosi do Afryki. Naprawdę trzeba się było więcej z Murańką zadawać. Ciekawe kiedy zacznie gubić skarpetki.
- Jezus Maria! - krzyczy nagle Piotrek, odskakując krok do tyłu. Ale spokojnie, nic się nie dzieje. To tylko Kraft przykleja swój nos do szyby i zagląda nam do środka domku. Pewnie mu się wydaje, że jest dyskretny.
Wzdycham i po prostu otwieram mu drzwi, już naprawdę nie udawajmy, że jeszcze kogoś to zaskakuje.
- Wszystko w porządku? - pytam.
- O, Mania, jak wiedziełeś, że jestem tutaj?
No tak. Czego się spodziewać po Szczurowiewiórce.
- Nieważne. Chcesz wejść do środka, czy tak sobie tylko patrzysz?
- Eee... ciałem mówić. Ale tutej. Tutej mniej człowieki.
Nie wiem od kiedy mu tak przeszkadza publiczna kompromitacja, ale okej.
Zakładam kurtkę i wychodzę na zewnątrz. Co tam, że mam robotę, przecież wiewiórcze sprawy ważniejsze.
- No to słucham.
- Chyba mam problem.
Kto by się spodziewał.
- Jaki problem?
- Z dziewczyna.
Kto by się spodziewał vol. 2.
- A możesz mówić trochę szybciej, bo ja naprawdę mam co robić.
- Yyy... Mogem. W Ga-Pa był... no wisz... przed nowy rok szampan. Ja i Michi pilimy dużo trochę. I piszem w internet z dziewczyna...
- Miałeś najpierw znaleźć samochód - przypominam.
- Ale pilimy! - tłumaczy Kraft. - I zapomniłem. I pisałem gupi rzeczy. I ona teraz... pisze do mi cały czas.
- I co? To źle?
Stefan czerwieni się i konspiracyjnie zniża głos.
- Mania... ona tyż wysyła foto... To nie jest dobra dziewczyna.
Chyba nie rozumiem. Albo nie chcę rozumieć.
- Jakie foto?
Szczurowiewiórka przybiera jeszcze bardziej buraczkową barwę.
- Yyy... no... - stęka. - Bez... ubraniów.
Fanka wysyła Kraftowi nudesy. W jakim świecie ja żyję.
- I... jak ja mam ci pomóc?
- Ja nie chcem, żeby ona tak robiła. Nie może tak być. Ja chcem dobra dziewczyna, a nie taka.
Proszę bardzo, Stefan Kraft szuka porządnej dziewczyny. Jak na razie idzie mu raczej średnio. Cóż, powodzenia.
- To napisz jej, że nie jesteś zainteresowany.
- Nie pomagało.
- To nic nie pisz. Może przestanie.
- Hmm... może.
- Albo ją zablokuj czy coś. Pewnie się da.
- Mhm... - Stefan chyba nie jest przekonany.
Przyglądam mu się chwilę. Stoi ze spuszczoną głową i minę ma jakby się zaraz miał popłakać. O co mu znowu chodzi?
- Ty jesteś smutny czy co? - pytam, bo jak zwykle trudno mi nadążyć za jego pokrętną logiką.
- Smutny. Tak. Bo czemu ona nie szanuje? To smutne.
O matko, znalazł się obrońca moralności. Niech on naprawdę nie próbuje zbawić całego świata, od tego to co najwyżej niestrawności można dostać.
- To może lepiej usuń konto z tego portalu. Po co masz być taki smutny?
- Nie! - oponuje gwałtownie. - Takie dobre pisałem o moja. Nie mogem tego zepsuć.
To ja już naprawdę nie wiem co on ma zrobić. Może niech jednak zapyta o zdanie kogoś kto ma jakiekolwiek kompetencje w kwestii nawiązywania kontaktów damsko-męskich.
- Dobrze, to zwołaj sobie znowu konferencję narodową, tym razem nawet Morgenstern jest na miejscu, nie będziecie się z nim musieli łączyć przez internet, i razem z Hayboeckiem i Schlierenzauerem na pewno coś wymyślicie.
- Mania, to jest dobra pomysł! - Stefan wydaje się pozytywnie zaskoczony. - Ty też możesz myślić do nas.
Ja raczej podziękuję za tę przyjemność. Raz mi się już trafiła. I to było o raz za wiele. Dosyć mam bydła w polskiej kadrze, nie będę też niańczyć austriackiej.

Sytuacja staje się coraz bardziej zabawna, ponieważ po drugim miejscu w Innsbrucku Dawid jest liderem turnieju. A teraz... czy ja dobrze widzę? A tak. Po pierwszej serii ostatniego konkursu również prowadzi. Zważając na to, że dojebał 143 metry, to nawet nie ma w tym nic dziwnego.
Poproszę o melisę.
Maciej Kot standardowo swój udział w konkursie zaznaczył tak, że w drugiej serii może się skupić wyłącznie na kibicowaniu. Podobnie zresztą Stefan Hula, że już nie wspomnę o Jakubie Wolnym, który wiadomo jaki wyczyn pokazał w kwalifikacjach. Zaraz dołącza też Piotr Żyła i grupa wsparcia robi nam się całkiem duża, także wydaje mi się, że zupełnie nie potrzebujemy już dodatku austriackiego.
Ale dodatek austriacki jest innego zdania.
- Ja stawiam na twojego brata.
O, naprawdę. Niech on się już tak nie podlizuje, bo jak Dawid spieprzy, to na nim wyładuję rozczarowanie i frustrację. Za to wzbudzanie nadziei.
Ale Pieter oczywiście tylko tego potrzebuje, żeby uruchomić lawinę.
- No nie? Manieczka, ty to byś normalnie mogła przestać takie oczy robić, bo go zabijesz zaraz wzrokiem. A co on powiedział takiego? Przecież, kurde, kto ma wygrać? No chyba nie Mariusz Ludwik. A Mustaf to on już tam dobrze wie, że oni wszyscy posrani i jak też takie oczy umie robić jak ty, a musi umieć, bo takie rzeczy to są rodzinne, już ja tam wiem, bo mam dzieci, to jak na nich się tak będzie gapić jak ty na Morgiego to oni normalnie w ogóle narty zapomną założyć. Ja żem to sobie już dokładnie obmyślił, bo ja to się znam na ludziach.
Ciekawa teoria, zważając na jego ostatnie perypetie małżeńskie.
- Cholera, jak ja się denerwuję... - kręci głową Małysz, podchodząc do nas. Wita się z Morgensternem i rozpoczynają pogawędkę w tym diabelskim języku. Jakoś tak zupełnie olewają fakt, że w międzyczasie zaczęli skakać zawodnicy z pierwszej dziesiątki. I skaczą jak nakręceni. Poniżej 130 metrów nikt nie schodzi.
Kraft przeskakuje Prevca. Zostało ich jeszcze trzech. Zaraz zwariuję ze stresu.
Małysz z Morgensternem jakby się obudzili, może dlatego, że Pieter ich szturchnął pod żebra tak, że ja sama bym się nie powstydziła takiego ciosu, i przenieśli swoją uwagę na wydarzenia na skoczni.
Lindvik przeskoczył Krafta. Zostało dwóch.
Zdaje się, że coraz więcej ludzi do nas dołącza, ale jakoś specjalnie nie rozglądam się na boki. Pewnie, w blasku zajebistości to się zaraz wszyscy będą chcieli ogrzać, ale przez trzydzieści lat to nikogo nie było, żeby się użerać z tym ciołkiem bosym, tylko siostra bliźniaczka od urodzenia...
Geiger przeskoczył Lindvika. Żołądek mi się właśnie wykręcił na lewą stronę.
No dobra. Masz minutę. Zadanie rozpoczyna się właśnie teraz.
Siada. Rusza. Wybija się.
O matko kochana!
Aaaaa!!!
Wrzeszczę jak opętana, bo co innego mogę zrobić. Mój brat wygrał Turniej Czterech Skoczni!
Wszyscy biegną do niego na zeskok, ale ja nie mogę, wmurowało mnie w podłoże.
Mój brat wygrał Turniej Czterech Skoczni. To jest niemożliwe.
Kto jest kozacki? Dawid Kubacki.
- Czemu tam nie biegniesz? - pyta zdziwiony Morgi, ale ja tylko kręcę głową, zasłaniając usta dłońmi. Mój brat wygrał Turniej Czterech Skoczni. To jest jeszcze bardziej niemożliwe niż jak został mistrzem świata.
Wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie wiem, kiedy przeprowadzają mnie na dekorację. Dosłownie. Skrobot prowadzi mnie pod rękę, bo sama nie mogę iść. Jestem w szoku. Mój brat wygrał Turniej Czterech Skoczni. To nie jest normalna sytuacja.
- Trzymaj mnie, Kacperku. Trzymaj mnie mocno.
- Taki mam zamiar.
Geiger, Lindvik i Kubacki. I złoty orzeł. Tylko go nie upuść, ćwoku, bo wstyd rodzinie na cały świat zrobisz. I czek, ale nie sądzę mimo wszystko, żeby te dwadzieścia tysięcy franków szwajcarskich miało jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji. Może jutro nabiorą znaczenia. Teraz liczy się tylko złoty gołomp.
Już hymn grają, a on jeszcze ten łupież trzepie.
Boże, nie wierzę. Mój brat wygrał Turniej Czterech Skoczni.
Teraz to już naprawdę powinnam przestać mu ubliżać. No ale bądźmy poważni. Jeszcze by zapomniał, że siostrę ma.
A tak się składa, że ją ma. I jestem nią ja.
Mój brat wygrał Turniej Czterech Skoczni.
__________

Co Wam mogę powiedzieć? Dawno mnie tu nie było, a i teraz co do jakości rozdziału mam sporo zastrzeżeń. Cóż, macie troszkę zimy w środku lata.