piątek, 4 grudnia 2020

77. Jak się ziemniaki ugotują

Ja wiem, że Klemens Murańka to jest Cudowne Dziecko Specjalnej Troski Polskich Skoków. I że gubi skarpetki, potem ich szuka, gubi Smectę, potem jej szuka, gubi potomka, potem go szuka. Ale generalnie czasem jeździ po świecie, jakoś skacze i ma się nie najgorzej jak na swoje standardy.
Jednakowoż zdarza mu się też czasem odśnieżać podjazd czy tam zamiatać schody ze śniegu i, pozornie, nie powinno go to przerastać. Tak. 
Wypierdzielił się i złamał nadgarstek. 
No to pozamiatane. A podobno sport zimowy uprawia, to wydawałoby się, że potrafi się na śniegu odnaleźć. Cóż, wycieczka do Norwegii go w tym roku ominęła.
I chyba nie wyszedł na tym najgorzej.
Głupi ma zawsze szczęście.
Co prawda ominęły go takie atrakcje jak jazda ciuchcią między Lillehammer a Trondheim, ale to z grubsza na tyle.
Koronawirus, proszę państwa. Oto słowo klucz.
Siedzimy wszyscy w pokojach i czekamy na decyzje mądrych głów. Cały świat nagle sfiksował i Walter z tej okazji też zwołał spotkanie z ludźmi z FIS-u. Podobno dyskutują o normach sprzętowych na przyszły sezon. Mhm, a mnie tu czołg jedzie. Jasne, publiczność już odwołali, teraz zastanawiają się czy nie odwołać też nas.
Chłopaki ciupią w pokera, ja natomiast próbuję nie umrzeć na okres. Wzięłam się za czytanie książki, uparcie ignorując telefon, na który co chwilę przychodzą jakieś nowe życzenia. W tym roku drużyna wysiliła się na normalność i na urodziny wręczyła mi z rana jakąś książkę i oczywiście czekoladę. Jestem w ciężkim szoku.
Wyczuwam w tym inicjatywę przewodnią Kamila Stocha.
Trzydzieści lat, cóż za poważna sprawa. Zdaje się, że na okrągłe urodziny ludzie podejmują jakieś postanowienia, decydują się zmienić swoje życie czy tam skaczą na bungee.
Ja jestem prawdopodobnie zbyt leniwa, żeby choćby pójść do fryzjera.
Jakby nas jeszcze mało było w tym pokoju, do towarzystwa dołącza również Adam Małysz.
- Skończyli to spotkanie u Waltera - informuje, przysiadając mi kołdrę. Kurwica mnie bierze, ale nawet nic nie mówię, bo przecież wszystkie inne potencjalne miejsca siedzące są już zajęte.
- I co? - dopytują wszyscy chórem.
- I jajco. Nic nie ustalili.
- Dobra, to skaczemy - macha ręką Pieter i wcale nie widzi, że Szybki zagląda mu w karty. Żeby na skoczni też był taki sprytny, to by fajnie było, bo ostatnio to coś nie bardzo.
- Tak myślisz? - zastanawia się głośno Kot.
- Taaa, tyś go kiedykolwiek widział jak myśli - rzuca Dawid. - Dzwonię do Izy w takim razie. Adam, graj za mnie.
Jeżu, co za pantoflarz. Trzy razy już do niej dzisiaj dzwonił. Nie wiem no, może jej donosi za każdym razem jak mu ktoś życzenia złoży. Albo za każdym razem jak wydarzy się dokładnie nic.
- Co ten Mustaf taki nerwowy? Kryzys wieku średniego go dopadł? - śmieje się Miszcz. - Nie ma się czego bać, po trzydziestce nic się nie zmienia.
- No. Ja to dalej jestem taki głupi jak żem był wcześniej - potwierdza Żyła. - Za dziesięć lat też będę.
- Albo bardziej nawet - dorzuca Kot.
- Głodny jestem, kiedy będzie obiad? - wzdycha, zupełnie od czapy, Wąsek.
- Ty, młody, nie pyskuj, hehe. 
- Jak się zrobi, to będzie.
- Jak się ziemniaki ugotują.
Tak się mniej więcej zaczyna w tej kadrze. Potem samemu osiąga się dno ten sam poziom.

Pana dziennikarza z TVP, który do mnie swego czasu zarywał, albo zwolnili, albo przynajmniej zmienili mu zakres obowiązków i, nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale już wolałabym użerać się z nim, niż z tym, który jeździ za nami aktualnie i udaje takiego super wyluzowanego ziomka, któremu się wydaje, że kumpluje się ze wszystkimi skoczkami. Otóż wydaje mu się. Miszcz na jego widok wysypki dostaje. Jakby ktoś miał wątpliwości jest to znak alergii. Uczulenia. Nietolerancji. Zwał jak zwał. Krótko mówiąc - nie znosi go. I reszta kadry ma podobnie, z tym że na Kamilu jakoś tak bardziej widać irytację. A może tylko ja ją widzę, bo jakoś sam osobnik irytujący nie wydaje się tego spostrzegać.
Teraz też.
Od pół godziny siedzimy w lobby hotelowym, już po obiedzie, spakowani i gotowi do drogi na skocznię, a właściwie także na każdą inną ewentualność. I robimy coś, czego nie spodziewałam się robić nigdy w życiu. Oglądamy konferencję premier Norwegii. Nic nie rozumiemy, ale oglądamy, bo wszyscy siedzą tu razem, więc Norki tłumaczą nam na bieżąco. 
I w tej oto sytuacji żenujący pan dziennikarz biega jak z pieprzem w tyłku z mikrofonem i kamerą, i wszystkich po kolei wypytuje o zdanie na temat aktualnej sytuacji.
Żałosny debilu, jakie ja mogę mieć zdanie jak ja nie rozumiem, co tu się właściwie odpierdala. I nie tylko tu. Na całym świecie generalnie. 
Widzę, że Kamilowi zaraz żyłka pęknie. Nie mylić z Żyłą. Temu się luz nigdy nie kończy w wiadomej części ciała. 
Co tam ten Johansson ogłasza? Że premier odwołała wszystkie zawody sportowe w Norwegii od godziny osiemnastej?
Aha. Konkurs ma się zacząć o siedemnastej.
- Czy to znaczy, że będzie jedna seria? - zastanawia się Paweł Wąsek.
Gratuluję, dziecinko, zdolności matematycznych i sprawnego oszacowania, że pierwsza seria powinna trwać około godziny, ale cholera wie, co będzie. Masz dziś szczęście do głupich pytań.
- Hofera się zapytaj.
- A gdzie on jest w ogóle? - pyta Kot.
- Uświadomił sobie ile straci hajsu z reklam i zszedł na zawał - tłumaczę.
- Cholera, nie dożył do emerytury. Dwóch tygodni mu zabrakło - słusznie zauważa Kacperek. 
- Uczcijmy go minutą ciszy.
Te wzniosłe plany torpeduje nam Stefan Kraft.
- Mania, co to bedzie? - pyta z wyraźnym niepokojem. - Skakamy czy nie skakamy? 
No ja na pewno skakać nie będę, co do niego to nie wiem.
Patrzę po całym lobby, od Norwegów zaczynając, na Kazachach kończąc, i na twarzach widzę jeden wielki zbiorowy burdel informacyjny. Nikt nie wie, co się dzieje, a Walter Hofer się wziął i rozpłynął. Czego się spodziewać po Austriakach.
- Ja to bym se poszedł pokemony połapać.
- Słuchaj, Pieter, naprawdę nikt ci nie broni...
- Mania, bo Michi boi, że nie będzie skoki.
Taaa... Michi. Spoglądam na Hayboecka rozwalonego na pół sofy. Raczej nie wygląda na zestresowanego.
- Stefan, zadzwoń sobie do tej... jak ona tam ma na imię?
- Eeee... kto?
- Twoja nowa dziewczyna.
- Mania, to nie moja dziewczyna - oponuje Kraft. Najwyraźniej postanowił przyjąć dla odmiany ostrożniejszą taktykę i nie ciśnie w stronę ołtarza tak jak do tej pory. 
- Dobrze, to koleżanka. Jak ona ma na imię? Helga?
- Hilda - prostuje Stefan.
- A, Hilda. Jeszcze lepiej. No, to zadzwoń do niej, pogadajcie sobie, czas ci szybciej zleci. 
- Ale ja nie wim... Ona nie ma czasa w praca. I nie chcem tak szeszkadzać jej.
Borze szumiący, dlaczego ja się muszę użerać z Kraftem, kiedy umieram na okres. Dlaczego, dlaczego, dlaczego.
- Ej, kurde, patrzcie! - krzyczy Kot, wymachując telefonem. - Tu jest info, że Hofer odwołał!
Robi się jeszcze większe zamieszanie niż do tej pory, bo każdy chciałby się dowiedzieć dlaczego, do chuja wafla, tego typu informacji dowiadujemy się z internetu, zamiast bezpośrednio od osoby decyzyjnej, ale tego również nikt nam nie wytłumaczy.
Po kolejnej półgodzinie latania jak z pieprzem w tyłku wszystkich tu zgromadzonych, w lobby pojawia się Jego Ekscelencja Eminencja Magnificencja Walter Hofer. I potwierdza to, co żeśmy już w necie przeczytali. Puchar Świata się skończył, tam są drzwi.

Godzina szesnasta z minutami. Siedzimy wszyscy na kupie w moim pokoju i mamy pewien drobny problem.
- Jak my teraz wrócimy do domu, jak wszystkie loty odwołują?
Cisza. I wzruszanie ramion.
- Weź no, Adam, zadzwoń do jakiego prezydenta, hehe - proponuje wreszcie nieśmiało Piotrek.
- Ale skąd wziąć numer? - zastanawia się Paweł, zdobywając tym samym hattrick w dziedzinie głupich pytań zadanych jednego dnia. 
- Proszę bardzo - Kacperek wręcza mi kubek kisielu i siada koło mnie na łóżku. Co prawda nie prosiłam o żaden kisiel, ale nie będę oponować.
- Czy to jest poziomkowy czy mi się wydaje?
- Od razu słychać, że się ekspert wypowiada.
- Dziękuję. Za kisiel też.
Skrobot tylko się uśmiecha.
- Ale masz urodziny w tym roku, Manieczka... 
- Jedyne w swoim rodzaju.
Podciągam nogi pod brodę i próbuję nie poparzyć rąk od kubka. Opieram głowę o ramię Kacperka, bo tak mi jakoś wygodniej. 
- Ej, kurde, Kubackie, to może róbmy od razu imprezę waszą urodzinową. Jak tu będziemy tydzień siedzieć, to nie ma co czasu tracić na pierdoły.
Tak, ja wiem, że Żyła najchętniej by się od razu najebał, ale to już generalnie nie mój problem.
- To kto skoczy po flaszkę?
- Solenizant powinien.
- Mustaf, lećże, bo Mania coś nieżywa...
- Spierdalaj, sam se leć.
I tak dalej, i tak dalej. Coraz mniej do mnie dociera. Oczy mi się zamykają i czuję, że ktoś wyciąga mi kubek z rąk. Odpływam.

Jeśli kiedykolwiek ktoś powie, że Żyła ma idiotyczne pomysły, to oczywiście przytaknę, natomiast z zaznaczeniem, że jeden wydawał się pojebany i z dupy wzięty, a okazał się całkiem niezły. Pod warunkiem oczywiście, że ma się akurat pod ręką Adama Małysza. I że posiada on obszerny spis kontaktów w telefonie.
Za godzinę przyleci po nas samolot od prezydenta. Tak to se można podróżować.
Dopinam walizkę i zastanawiam się co to właściwie się teraz będzie działo. Podobno prosto z lotniska do domu i na kwarantannę. Właściwie dwa tygodnie we własnym pokoju, z zapasem książek i czekolady, za to bez żadnych, absolutnie żadnych ludzi nie brzmią najgorzej. Choć oczywiście dam se rękę uciąć, że co bardziej upierdliwi znajomi znajdą rozwiązanie w tej sytuacji i będą się dobijać innymi kanałami. 
A propos.
Powinnam sobie może ustawić jakiś inny dzwonek na Krafta, żebym wiedziała, że dzwoni nawet nie patrząc na ekran. I żebym nie odebrała przez przypadek. Choć i tak prawdopodobieństwo, że to on jest większe od wszystkich innych moich znajomych razem wziętych.
Tak jak i teraz.
- Słucham.
- Sześ, Mania. Smutne jesztem jak nie mogem szysz.
Eee... aha.
- Możesz powiedzieć jeszcze raz? Bo chyba nie usłyszałam.
- No ciałem szysz. Do ciebie. Ale Michi mówi, że nie można.
Ach, przyjść chciał. Rany boskie. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne, kiedy dałam nieme przyzwolenie na utrzymywanie kontaktów z tym człowiekiem. 
- Nie można. Niestety. Michi ma rację.
- Tak. Michi zuper przyjaciel. I ty zuper przyjacielka. Mania, kiedy widzimy? To straszne. Taki wirus. I do domu. To straszne. - Stefan brzmi jakby był bardzo przejęty zaistniałą sytuacją. - Kiedy widzimy? Kiedy skakamy? Za rok? Nigdy? Mania?
Kraft prawdopodobnie zaczyna hiperwentylować, a ja nabieram obaw, że zaraz jednak będę musiała do niego biec, żeby go ratować przed omdleniem.
- Czy jest z tobą Michi? - pytam powoli i wyraźnie.
- Michi śpi.
- Obudź go i pogadaj z nim.
- Dlaczemu? On śpi męczony, nie mogem budzik mu.
- Stefan, proszę, obudź go. Powiedz mu, że się boisz. On ci pomoże.
- Tak?
- Tak. Wszystko będzie dobrze.
- Tak?
- Tak. 
- Dobre, Mania. Mówię z Michi i okej.
- Dokładnie tak. Jak coś się jeszcze będzie działo... to zadzwoń do mnie.
Jestem beznadziejna. Ale przynajmniej jestem zuper przyjacielka.
__________

Rozdział w ramach prezentu mikołajkowego, niestety w tematyce, która nadejść w końcu musiała.
Witam wszystkich czytelników i komentatorów, zwłaszcza tych dawno niewidzianych. 
A teraz czy mogę kolejne 7 - 8 miesięcy zawrzeć w jednym rozdziale i po prostu przejść do aktualnego sezonu? XD

8 komentarzy:

  1. Oooo tak ja jak najbardziej jestem za streszczeniem ponad pół roku covida w jednym rozdziale i będzie idealnie na bieżąco ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasu mało, sezon smutny, ale nieco o Krafcie wstąpić trzeba dla uśmiechu i higieny. W znaczeniu nie dosłownym, bo choć król nart jest też wzorem wszelakim w kwestii dbania o włosy, cerę i paznokcie tu akurat chodzi o dobro które czyni dla naszej psychiki. Popatrzmy jaki świat skoków bez niego jest smutny. Biedna ziemia ruska… Na której zamiast krafciej stopy, w subtelnym numerze buta 38, stąpało niewychowanie i obłuda młodych Norwegów. Kiedyś ta nacja w skokach prezentowała kulturę i znała swoje miejsce. Spójrzmy na takiego Andersa Bardala. Nigdy nie chciał być lepszym skoczkiem od Krafta. Kiedyś nawet skromnie zemdlał w Wiśle z powodu byle złamanego palucha, żeby nie zakłócać swoją osobą rocznicy dnia, w którym władca przestworzy ustanowił nowy rekord obiektu imienia Adama Małysza. To samo Tom Hilde. Nawet nie próbował dbać o włosy, szanując fakt, że jest kiepskim estetą i jego czupryna nigdy nie dorówna lśniącej połaci głowy naszego Stefana. Skromni, warci szacunku ludzie, na których Kraft mógłby patrzeć łaskawym okiem, a nawet podarować im płyn micelarny do wysuszonych skandynawskich cer. A teraz? Kto ich zastąpił? Bezwstydny, młodociany Halvor Egner Granerud. Co to w ogóle jest za człowiek, nieszanujący starszych i mądrzejszych od siebie (czyli Krafta). Po pierwsze, wygrywa zawody pod jego nieobecność, chcąc tym samym przeżywać ważne momenty swojego życia, bez tak mądrej osoby u boku. Po drugie kradnie z hotelu żel do włosów, który mógłby zostać przeznaczony dla Krafta, pomimo że wygląda z nim jak ze śluzem z dzioba podstarzałego pelikana. A po trzecie? Podczas gdy biedny, miłosierny Stefan cierpi na utratę kluczowego zmysłu węchu, ten gość szczerzy się, cieszy i wykrzykuje jakieś hola hola hopsasa, niczym wściekły krasnal z Hobbita, spity winem z Czarnogóry. Wstyd. I błędna droga na manowce, która spotyka młodych zawodników, gdy nagle przestają wzorować się na Krafcie. Pierwszy przykład z rzędu – Andreas Wellinger, na którego nawrócenie nikt już chyba nie liczy, a świętemu Mikołajowi pozostaje dać mu rózgę pod choinkę.
    Ale skończmy z przestrogami dla niecnych norweskich dzieci. Sam król choć ma się kiepsko, dzielnie walczy o udział w MŚwL. Skoki są dla niego wszystkim, śledzi zawody, wspiera mentalnie całą stawkę (nawet takich reumatoidalnych pechowców jak Pius Paschke, który dzięki jego wsparciu przeżywa drugą młodość). W przeciwieństwie do… Nie trudno odgadnąć, źródła covidu w reprezentacji Austrii o spojrzeniu z konsystencją piernika zrobionego na przeterminowanym bananie kupionym last minute w żabce.Człowiek ten w ogóle o skokach nie myśli, leży na kanapie i jeszcze parodiuje wieniec adwentowy. Zamiast się postarać, przyciąć gałązki jemioły, wykonać własnoręcznie wiklinowe ozdoby czy kupić figurki owieczek, co na pewno zrobiłby nasz drogi esteta Stefan, postawił na stoliku przed telewizorem niedbałe świece, wyglądające jakby przeżuł je wielbłąd z ogródka Evgienija Klimova. I jeszcze rozpalił jedną zanim rozpoczął się adwent. Nie żeby takich tradycji uczono w żłobku, ale może niektórzy zostali wyrzuceni ze żłobka za brak postępów w nauce.

    No nic. Kraft powróci i trzymajmy kciuki (nie tylko za opamiętanie dla nowego lidera PŚ), ale i za uświetlenie przez jedynego dobrego lotnika 21 wieku MŚ w Planicy
    #newsletterzżyciakraftapowraca #nowysezonzkraftem

    OdpowiedzUsuń
  3. No dobrze, ochłonęłam chyba trochę po tych wczorajszych, wyjątkowo negatywnych, emocjach i mogę w nieco weselszym tonie zasiąść do tego komentarza. Bo wczoraj to naprawdę zaczęła mi wychodzić jakaś mowa pogrzebowa (jeszcze bym wzięła i pożegnała Krafcia) a tego zdecydowanie byśmy nie chcieli, szczególnie przy takim rozdziale. Hallo, ja tu mam wznosić peany na cześć panikującego Stefana (wyobraziłam sobie właśnie tego Hejhopka który w najlepsze śpi sobie obok tego panikującego matołka...) a nie się smucić.
    No ale zanim przejdziemy do Stefana i wyznań jak to sama bym chętnie leciała go ratować, ponabijajmy się trochę z Murańki. W sumie, jakby tak spojrzeć na moje dziwne upodobania, szczególnie te opowiadaniowe (patrz powyżej :P) to ja z reguły naprawdę uwielbiam takie sieroty życiowe. Śmiechu z nich dużo, takie poczciwe toto i kochane. Ale nagle wkracza na scenę taka Murańka - niby największa fajtłapa z wszystkich fajtłap na ziemi - i nie, no po prostu nie! Nie trawię tego typa! I ani mi go nie szkoda jak ma sraczkę (wtedy to mi tylko Kuby było szkoda) ani jak sobie rękę łamie (czy co on tam sobie z nią zrobił, bo ja w sumie to bardziej kojarzę tę akcję z tym, że Markus ciamajda sobie zrobił podobnie kilka miesięcy wcześniej. No tylko Markus nie aż tak groźnie a jednak było mi go o milionkroć bardziej szkoda :P). W każdym razie można uznać, że i w przypadku Murańki bycie życiowym niewypałem działa nieco na plus dla niego (w moich oczach) - Murańka spada, a my dostajemy na scenie Pawełka zadającego durne pytania. W sumie jestem ciekawa jego postaci - chociaż nie widzę w późniejszych "czasach" za wiele okazji do poznawania go oczami Manieczki - bo coś czuję, że mogłabym go nawet polubić. Tzn na razie wychodzi na nieogarnięte dziecko (UPS :P czy ja się przed chwilą do czegoś nie przyznałam) ale no cóż, Kuba też nie zaczynał z najwyższej półki :P A teraz proszę :P Tylko faktycznie szkoda, że na skoczni pan Jakub nie taki sprytny jak w kantowaniu Piotrka w karty :P
    No dobra, bo ja tak pomerdałam wszystko. Płynnie przeszłam od bycia życiowym przegrywem Murańki do Pawełka i innych tam małolatów :P A przecie ja chciałam jeszcze po drodze podkreślić jak wielbię Manieczkę (a to ci nowość, nie :P). Wiadomo, mówiłam to milion razy i mniej więcej tyle samo razy wyciągałam hasło: ja to Manieczka, Manieczka to ja (co prawda to tam jakoś o Skroboty zahaczało ale o tym zapomnijmy. Słyszysz Manieczka - zapomnij o Skrobocie!!! W sensie nie tak zupełnie i nie po przyjacielsku, ale wszystko inne to proszę zapomnieć :P obecnie istnieje tylko jeden facet, o którym warto myśleć tak... no tak inaczej :P I nie mówię o Krafciu :P) w każdym razie podejście Mani do tych okrągłych, 30 urodzin. Mistrzostwo!
    "Zdaje się, że na okrągłe urodziny ludzie podejmują jakieś postanowienia, decydują się zmienić swoje życie czy tam skaczą na bungee.
    Ja jestem prawdopodobnie zbyt leniwa, żeby choćby pójść do fryzjera." Kocham to, kocham i jeszcze raz: KOCHAM!!! Taką postawę to ja szanuję. Nawet jeśli pewnie po jakiejś tam części wynika z okresowego umierania. Chociaż myślę, że i bez okresu Manieczka raczej nie szalałaby ani nie robiła nie wiadomo czego z okazji tych urodzin.
    "Nie ma się czego bać, po trzydziestce nic się nie zmienia." - i po raz pierwszy chyba się muszę z panem Kamilem zgodzić :P Natomiast kwestii Piotrka chyba wolę nie komentować, ale ponoć tak się dzieje (szczególnie u facetów), że mądrzeje się tylko do pewnego wieku (nie pamiętam którego) a później to już człowiek tylko głupieje :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. No dobrze, już zostawiam te urodzinowe kwestie i przechodzę do tego jakże przykrego zakończenia sezonu :( Chociaż oczami Mani to nawet jakie wydarzenie nie wydaje się takie smutne i straszne, jak się wydawało ślepiąc w tv, czy w co ja tam wtedy patrzyłam.
      "I robimy coś, czego nie spodziewałam się robić nigdy w życiu. Oglądamy konferencję premier Norwegii." - obstawiam, że to jest coś, czego nikt nigdy nie spodziewał sie robić podczas zawodów sportowych. No ale cóż, świat stanął wtedy na głowie. Wyobraziłam sobie takie zbiorowisko wszystkich ekip, wiekszośc gotowa do wyjazdów na skoczni i oglądających przemówienie z którego nic, a nic nie rozumieją. Z jednej strony zabawny obrazek, z drugiej przerażający. Dobrze że przynajmniej mają Norków (cóż za przyjemne określenie na ten zgniły naród) do tłumaczenia.
      My natomiast mamy Pawła, który znów mi udowadnia, że chcę go więcej i szkoda, że nie ma na to jakiś wielkich szans. No ja wiem, że te jego teksty są na razie dość koniczne i jak wyrwane z kosmosu (chociaz w sumie miał chłopak rację z tą jedną serią :P a i jak czytałam różne komentarze w rzeczywistości to ponoć nawet Walter miał taki równie zarąbisty pomysł :P także Pawełek tak zupełnie z czapy się nie urwał :P).
      Rozwaliło mnie to, jak przylatuje Stefan i mówi, że Misiek się martwi czy będą skakać, a raczej rozwaliło mnie wyobrażenie sobie, tego co zobaczyła Marzenka wiodąc wzrokiem na Hejhopka :P Aż trudno uwierzyć, że ten Misiek z obecnej Planicy i Misiek z zeszłego roku to ta sama osoba, bo ja mam wrażenie, że tam naprawdę tak było. W sensie jakby skoki w zeszłym roku to było ostatnie zmartwienie Kluska.
      A Krafciu, który nie chce przeszkadzać swojej nie dziewczynie w pracy jest po prostu uroczy i zupełnie nie wiem, czemu Manieczka mówi na to "użeranie sie z Kraftem". Zadzwoniłby, ona by go zrugała, że jej przeszkadza i dopiero by sie Marzenka nasłuchała jojczenia i smutków, że pewnie kolejna miłość nie wypali. Z Krafciem to trzeba ostrożnie :P Nie każdy ma do niego tyle cierpliwości i wyrozumiałości co Mania i Misiek (gdyby nie to, że opcja austriacka jest tylko jedna i żadnych innych facetów Mani wmawiać nie zamierzam, powiedziałabym że to podejście do Krafcia mogło by idealnie połączyć tę dwójkę :P zresztą po tych różnych śmieszkach Mani na temat tego, że Krafciu powinien się przerzucić z tych wszystkich dziewczyn na Hejhopka, jakoś nie widzę jej nagłego zainteresowania tym osobnikiem :P).
      Dobra, już zostawiam tego Krafcia (na chwilkę się znaczy :P) i muszę stwierdzić, że jednak nawet oczami Manieczki to zakończenie Pucharu Świata łamie serduszko.
      No to teraz będzie mała reprymenda :P

      Usuń
    3. Hallo, panie Skrobot gdzie ty tam się ryjesz z jakimś kisielem, co? Kto ci pozwolił i po co? To znaczy ja wiem, że o Manieczkę dbać trzeba i dobrzy przyjaciele tak właśnie robią, a ty zawsze dobrym przyjacielem byłeś więc fajnie, żebyś był dalej, ale że tak powiem w imieniu pewnego pana w imieniu którego jestem zazdrosna - łapy przy sobie :P Żeby mi to było czysto przyjacielskie. Tylko i wyłącznie! A nie mi tam jakieś sprytne: przez kisiel do serca, czy coś! Zapamiętać i jak kisiel to tylko przyjacielski! NO!
      Jeszcze to opieranie główki na ramieniu Kacerka. No w imieniu jedynej słusznej opcji jestem co najmniej zdegustowana tym, co to się tam wyprawia :P Pewnie podstępem jakiś miłosny eliksir jej tam wlał!
      A takim Pietrkom to tylko alkohol w głowie, zamiast interweniować jak takie rzeczy się dzieją. Morgi to im punkty zauważał, medal ratował, a Pietrek to jak mu się odwdzięcza, co? Na jego oczach takie rzeczy, a on nie pomyśli, żeby w imieniu tego, któremu nigdy tej flaszki nie postawił, interweniować :P
      Eh Pietrek, Pietrek!
      Dobrze że chociaż inne pomysły mam całkiem niezłe - choć na pozór wyciągnięte z czapy.
      No dobra, ale wiadomo że zamiast skupiać się na temacie prezydenckiego samolotu - wielkie mi hallo, jakiś tam prezydent a Krafciu - wolę sie skupić na panikującym Stefanie. Bo to było takie... słodkie. W sensie no wiemy, ze Stefan to taka fajtłapa (pozytywna a nie taka jak Murańka) że ma swoje różne odchyły i w ogóle, ale aż takiej akcji się po nim nie spodziewałam.
      "Kiedy widzimy? Kiedy skakamy? Za rok? Nigdy? Mania?" - wyobraziłam sobie, jak on wypowiada to NIGDY i normalnie nie wiem, czy się śmiać, sama hiperwentylować, czy już do niego biec (choćby tylko po to, żeby go zobaczyć w takim stanie, bo to naprawdę mógłby być komiczny widok).
      A w tle tego wszystkiego Michael Hayboeck w najlepsze sobie śpi :P
      No ale Manieczka całkiem nieźle z tego wybrnęła (chociaż nie będzie miała okazji zobaczyć Krafcia w stanie całkowitego przerażenia tym, że mógłby już nigdy więcej nie skakać. Ewentualnie tym, że nie będzie jej już mógł nigdy zobaczyć :P HA! Czyżby to były pierwsze znaki podświadomości Stefana, że nie żadne Hildy ani nawet najpiengne tylko właśnie Mania jest tą jedyną? :P tak, to zdecydowanie bardziej mi pasuje. To wizja całkowitego rozstania z Marzenką tak go załatwiła, że omal nie zemdlał... ciekawe czy Hajbek by się wtedy obudził czy nie :P)
      No dobrze, to tym jakże mądrym odkrycim stefanowej podświadomości chyba będę kończyć :P
      W każdym razie skoro ten odcinek przyniósł Mikołaj, to wiesz, drugi raz Mikołaj łazi 24 :P

      PS. Nie wiem, czemu głupi blogger nie pozwala mi skomentować z mojego blogowego konta tylko ciągle mi wpycha moje prywatne, więc musze pisać jako Anonim :( (także ten usunięty komentarz to po prostu nie chciałam pisac z prywatnego :P chociaz w sumie nie wiem czemu tam sie Aia wyświetla jak na prywatnym mam imie i nazwisko normalnie... newermajnd. W każdym razie to ja :P)

      Usuń
  4. OMG, jakim jestem debilem! Wydawało mi się, że jak sobie komentarz odłożę „na jutro”, to rzeczywiście go napiszę jutro… nic z tego. A BYŁAM TU PIERWSZA, ŻEBY NIE BYŁO! W każdym razie… smutno się przez tego covida-paskudę u Mańkowych zrobiło. Chociaż Manieczka, jak i ja, odrobiną świętego spokoju nie pogardzi… ale wiadomo, że by ją tęsknota za Kacperkiem i resztą tych niepoważnych ludzi zaczęła zżerać po miesiącu. Albo dwóch. Ewentualnie siedmiu…
    W każdym razie – proszę nigdy nie bagatelizować pomysłów Wiewióra. Ja wiem, on bywa irytujący, niektórzy go nazywają „pajacem”, ale to nie znaczy, że on nic pod strzechą nie ma. On tam ma, ale się boi sławy, więc się nie ujawnia. Tak że tego, o.
    A teraz pora na moje ulubione cytaciki.
    „- Co ten Mustaf taki nerwowy? Kryzys wieku średniego go dopadł? - śmieje się Miszcz. - Nie ma się czego bać, po trzydziestce nic się nie zmienia.
    - No. Ja to dalej jestem taki głupi jak żem był wcześniej - potwierdza Żyła. - Za dziesięć lat też będę.
    - Albo bardziej nawet - dorzuca Kot.
    - Głodny jestem, kiedy będzie obiad? - wzdycha, zupełnie od czapy, Wąsek.” – Po pierwsze to Wąsek tu wyszedł jako absolutnie cudowne tło. No i ten „hattrick” potem, miszczostfo. Ale przede wszystkim Żyła i Kot XDDDDD „Pat i Kot, Kot i Pat, Kot i Pat, przyjaciele od laaaaat”. Chyba już użyłam tego w poprzednim komentarzu…
    „- Hofera się zapytaj.
    - A gdzie on jest w ogóle? - pyta Kot.
    - Uświadomił sobie ile straci hajsu z reklam i zszedł na zawał - tłumaczę.” – Oh no, zapomniałam, że przecież tego kariera się skończyła w poprzednim sezonie w taki paskudny sposób. Co by nie mówić, trochę go wszyscy lubiliśmy i zasłużył na porządne świętowanie w Planicy, a nie taką jakąś premierę Norwegii czy coś tam. Pff.
    „- Weź no, Adam, zadzwoń do jakiego prezydenta, hehe - proponuje wreszcie nieśmiało Piotrek.” – MÓWIŁAM, MÓWIŁAM, OTO DOWÓD!
    „I tak dalej, i tak dalej. Coraz mniej do mnie dociera. Oczy mi się zamykają i czuję, że ktoś wyciąga mi kubek z rąk. Odpływam.” – To był Kapcerek, ponieważ Kacperek w języku maniish oznacza „miłość, której się nie jest świadomym”. Tak było. Nie zmyślam.
    I zgadzam się z Manieczką, że te prezenty to Kamil Stoch, ewentualnie Kacperek, bo tam tylko oni z rigczem są.
    „Choć oczywiście dam se rękę uciąć, że co bardziej upierdliwi znajomi znajdą rozwiązanie w tej sytuacji i będą się dobijać innymi kanałami.
    A propos.
    Powinnam sobie może ustawić jakiś inny dzwonek na Krafta, żebym wiedziała, że dzwoni nawet nie patrząc na ekran.” – Ale jak to? Manieczka nie chce być Kraftową „pszyjacielkom”? Jakże to? Ja to się dziwię, że przy tym jego ataku paniki Mania mu nie nagadała bardziej. Chociaż z drugiej strony, pewnie by nie zrozumiał i tylko wpadł w większą panikę… a wtedy na co takie obelgi?
    Pisz nam szybko! Ciekawa jestem, co tam w końcu wymyślisz. Ja swoją propozycję podałam i trzymam kciuki, że dojdzie do skutku! Z osobistych życzeń, to więcej Kacperka. I Manieczki. A najlepiej to Manieczki z Kacperkiem. Razem. Za rączkę. A wszelkim Juliom won!
    Całuski przesyłam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas mówi się kartofle, ale brzmi to jak dobry tytuł do 77. rozdziału :P Ech... Mniejsza o to.

    Z której strony i jakim sposobem on został ochrzczony cudownym dzieckiem to ja nie wiem. Raz za dzieciaka huknie się rekorda na Krokiecie i już człowieka medalami obwieszają, ja nie wiem...
    Jest coś czego Klemens NIE SZUKA? (i nie gubi wcześniej?)
    ALE ŻE JAK TO ZŁAMAŁ NADGARSTEK?!
    (ej ale to serio byóło, czy to Twoja inwencja twórcza, bo ja nieco w tyle jestem jeśli chodzi o końcókę ostatniego sezonu XD)
    Och nie, to sławetne słowo na "K"... (nie, NIE TO).
    Btw ja tam mam wrażenie, że Mania ma ciągle okres... albo wcale. Cóż, ta opcja pierwsza chyba lepsza... przynjamniej dla jej zdrowia psychicznego.
    Hm... czyżby Manię dopadła starość? Och god... a ona tylko 5 lat (w sumie to 6) ode mnie starsza! :O
    Ale fryzjer to by jej nie zaszkodził (bardziej się nie da, ponoć).
    A Małysz to tam po co?
    Dawid i Izunia to dobrana para XD
    Pioter XDDD
    Biedny Wąsek jeszcze nci nie wie... A ziemniaki się zawsze gotują za długo :<

    Aaaa, był taki dziennikarz, co Manieczkę podrywał, oezu, było coś takiego.
    Co to za nowy wrzód na dupie, hę? (chyba mam podejrzenia, co do pierwotnej postaci, na któej się wzorowałaś).
    O, w końcu na coś się te Norki przydadzą, o.
    W trzech zdaniach zawarłąś trezech skoczków, wow XD. (aż zatęskniłam za Jaśkiem, wtf? XD).
    E tam, wyrobią się z jedną serią. Nie takie rzeczy Walter już robił, nie?
    E, ale papcio Hofera to się szanuje i takich strasznych rzeczy nie opowiada!
    Wyobraziłam sobie Mańkę na nartach XD (ej czy ona nie miała takiego epizodu? Czy pomyliłam z innym blogiem?)
    Oj, Krafti, Krafti...
    Hofer się schował i przekazał info przez dziennikarzy, co to za cuda na kiju?
    Troszku sumteczek, nie powiem. Tak z dnia na dzień sezon zakończyć. I Planiczki nie było :<<<

    Telefon do przyjaciela... dobrze jest się kumplować z prezydentem :P.
    A kisiel zawsze jest na czasie :P
    SKĄD ON WZIĄŁ KISIEL POZIOMKOWY?! JA CHCĘ!!! (ale nie przyznam się, czy kiśla, czy Kacperka, to moja słodka tajemnica :P).
    Ojeje, drzemanie na Kacperku... <3 #teramJemioła
    A Żyła to do kieliszka zawsze chętny, heh.

    Małysz stanął na wysokości zadania i naszych skakajców z Norwegii wybawił. Za pomocą prezydenta, ale jednak!
    Ej, kwarantanna dla introwertyków to naprawdę raj... miało to sowje plusy, miało...
    Dzwonek na Krafta to plan zaiste dobry. Sprytny, rzekłąbym.
    "Szysz". Borze zioelony, nie wpadłabym na to.
    Nie wiem kto biedniejszy - Kraft czy Michi. VChyba jednak ten drugi...

    Streszczenie koronaferii w jednym rozdziale nie brzmi źle, byłabyś z grubsza na bieżąco!

    Ech. Herbatka się skończyła, trza dreptać po następną. Może zdążę przed konkursem...?

    OdpowiedzUsuń