Nie lubię Innsbrucka. Nie wiem czemu. Przecież Austria nie może wkurwiać mnie bardziej niż Niemcy, ale autentycznie ze wszystkich czterech skoczni najbardziej działa mi na nerwy Bergisel. Jako jedyna właściwie. Co to jest w ogóle. I jeszcze ten upokarzający przeciwstok. Zawsze mi się wydawało, że trudno się tam doczołgać na górę, tymczasem wczoraj się okazało, że może cię wręcz wyjebać za bandy. Aż się kopytami nakryjesz. Lekcję poglądową przeprowadził Sabyrżan Muminow. Dziękujemy serdecznie za występ, trzy razy nie, wypierdalasz. I to dosłownie.
Obserwuję sobie końcówkę drugiej rundy z Maćkiem, gdyż znów dał popis w kwalifikacjach oraz z Piotrkiem, który również dał popis, z tym że w pierwszej serii.
- No, Marzenka, twój kolega to już chyba wytrzeźwiał, hehe.
Widzę, że beka z Krafta nie ustanie co najmniej do końca turnieju. Pff... co ja się łudzę. Ona nie ustanie do końca jego życia. A nawet i później. Pomnik trwalszy niż ze spiżu, non omnis moriar i te sprawy.
- Byś się lepiej sobą zajął.
Nagle ktoś zakrywa mi oczy jakimiś grubymi rękawiczkami.
- Jezus Maria! - wrzeszczę w pierwszej chwili, ale od razu się opamiętuję. Nie będę panikować jak baba, przecież nikt mnie nie porwie spod skoczni pełnej ludzi.
- Mania! Wreszcie cię znalazłem.
Aha, ta informacja odmieniła moje życie. Ale już wszystko jasne.
- Morgenstern, możesz wziąć te łapy?
- Ryoyu wygrał - wtrąca Maciek, a ja zaczynam się wkurwiać, bo właśnie przegapiłam najważniejszy skok konkursu przez jakiegoś błazna z Austrii.
- No i super. Nie masz nic lepszego do roboty przy skoku lidera od napadania niewinnych kobiet?
- Przepraszam - śmieje się Morgi. - Nie mogłem się powstrzymać.
Kot z Żyłą dyskretnie (jak na nich) się oddalają, i zostaję sama (jak na skocznię pełną ludzi) z Morgensternem.
- Zemszczę się na tobie kiedyś, masz to jak w banku.
- Nie wątpię. Czy w ramach przeprosin dasz się namówić na kawę? Wiesz, żebyśmy sobie pogadali jak ludzie, a nie tak w przelocie, jak zawsze.
Tak, bo ja mam czas na kawy z Morgensternem.
- Kiedy niby? Dzisiaj, jak zaraz będę zbierać sprzęt, a później jedziemy do Bischofshofen, czy jutro albo pojutrze jak cały dnie będziemy siedzieć na skoczni?
- Ty sobie zawsze znajdziesz doskonałą wymówkę, nie?
- Dobra, jak w Bischo wpadniesz do naszego hotelu, to posiedzimy przy porannej kawie, może być?
- Myślę, że nie mam innego wyboru jak się zgodzić.
- Dobrze myślisz. A teraz pozwól, że udam się zbierać sprzęt. A ty idź na dekorację. Kraft się ucieszy.
- Jak ty o niego dbasz.
- Ktoś musi.
Treningi, treningi, kwalifikacje i zawody. Można stracić rachubę, jaki jest dzień, jakie miasto i jaka skocznia. W każdym razie jak przychodzi co do czego, to i tak wygrywa to skośne dziecko z Japonii. A treningi i kwalifikacje to taki dodatek raczej. Żeby ci, co bulę klepią też mieli szansę sobie więcej niż raz skoczyć. Taki Zniszczoł na przykład. Każdemu się coś od życia należy.
Mamy już stanowiska pracy przygotowane, narty czekają w kolejce, a ja tymczasem nie mogę znaleźć jednego całkiem przydatnego kawałka szmaty.
- Widziałeś gdzieś mój fartuch? - pytam Skrobota, buszując we wszystkich torbach po kolei.
- Nie, ale możesz wziąć mój.
- Aha, no to jest faktycznie różnica, czy ja będę w fartuchu, czy ty. Tak czy inaczej jakiś twój podkoszulek prawdopodobnie zostanie dziś usmarowany.
- Nie to nie. Po prostu już się przyzwyczaiłem, że zabierasz mi podkoszulki, to myślałem, że fartuch też chcesz.
Pokazałabym mu język, ale ma rację jestem zbyt zajęta.
- Trudno - ignoruję jego uwagę. - Może się aż tak nie upierdolę. Nie jestem w końcu Murańką.
Zabieram się do roboty, bo nie ma czasu na fanaberie. Ruch się tu zaczyna robić jak w ulu i każdy darmozjad się nart domaga. Właściwie to specjalnie się im nie dziwię, ale z drugiej strony mogliby po prostu zamknąć mordy, a nie przychodzić co trzy minuty z pytaniem Już? Na już to oni co najwyżej kopa w dupę mogą dostać.
- Ej, o której są właściwie te kwalifikacje? - pyta Kuba, ale wygląda na to, że kieruje tę wypowiedź do Skrobota. Nie wiem co mu znowu zrobiłam, że się boi do mnie odezwać.
- A ja to wiem? Ostatecznie ich w ogóle nie będzie, bo przecież ten śnieg jakoś nie ma zamiaru przestać sypać. Trening teraz jest czy co oni tam robią?
Faktycznie Austria nas w tym roku rozpieszcza śniegiem aż za bardzo, przynajmniej Hofer ma szanse się wykazać. Niech łapie za szuflę i do roboty. Ja chętnie popatrzę.
- Na razie się nic nie dzieje. Widziałem, że Mustaf z Piotrkiem sobie urządzili bitwę na śnieżki, ale poza tym raczej nic ciekawego.
O matko, znowu będę musiała tego ćwoka ratować przed kolegami. Lepiej by na sankach pojeździli.
- Mańka, to co robimy? Olewamy te narty i idziemy lepić bałwana? - rzuca idiotyczną propozycję Skrobot.
Już mnie naprawdę wystarczająco bałwanów otacza.
- Nie jestem przyzwyczajona do zostawiania w połowie rozpierdolonej roboty. Poza tym jak się okaże, że nie będzie dziś skakania, to trzeba to wszystko z powrotem pozbierać, a nie na śniegu się bawić. Czy wy ludzie w ogóle myślicie chociaż trochę?
- A czy tobie się okres nie zbliża?
- Aleś ty błyskotliwy, naprawdę. Nie, po prostu jestem porządna i zorganizowana. Inaczej bym zginęła w tym burdelu.
- Taaak... To ja może na wszelki wypadek pójdę się rozgrzewać - Kuba wycofuje się w stronę drzwi. - A wy dalej się... yyy rozmawiajcie.
- No i widzisz - mówię do Skrobota, gdy drzwi się już zamykają - Szybkiemu się wydaje, że się właśnie pokłóciliśmy. Jak to dziecko jeszcze mało wie o życiu.
- Cóż, ty byś się może chętnie ze mną pokłóciła. Ale masz problem. Ja rzadko jestem w nastroju na kłótnie.
Fakt. Zawsze takie ciepłe kluchy. Ale co zrobić. Przynajmniej się nie rzuca o to, że mu zabieram podkoszulki. Nie można mieć wszystkiego.
Czy ja nie mam instynktu samozachowawczego? Być może. Zamiast leżeć na łóżku, jeść czekoladę i czytać książkę, siedzę na stołówce i wymieniam się z Morgensternem historiami życia. Mógł wczoraj przyleźć, ale skoro mu wypadła jakaś telewizja śniadaniowa, to mamy teraz pół godziny. Dosłownie. Bo przed konkursem muszą się jeszcze odbyć kwalifikacje. Wczoraj się jednak organizatorzy poddali i Skrobot z Szybkim mogli ulepić tego wymarzonego bałwana. Ale efekt jest taki, że szykuje się dziś podwójny zapierdol.
Okej, nie powinnam tak strasznie narzekać. Mogę sobie w kulturalny sposób, we w miarę cywilizowanym towarzystwie wypić poranną kawę. I nawet do niej ciastko zjeść. A na dodatek chyba Kraft jeszcze nie odkrył, że tu siedzimy, bo nie przylazł nam towarzyszyć. Tylko nasi odkryli, bo jak wychodzili stąd po śniadaniu, to się z Morgim w drzwiach minęli. Poleciały dziwne spojrzenia, ale jak ja bym się chciała takimi pierdołami jak spojrzenia przejmować, to już naprawdę dawno bym na jakiejś terapii wylądowała. Więc udałam, że nie wiem o co im chodzi. Bo w sumie nie wiem. Mogło im chodzić o milion różnych rzeczy. No.
Trochę to straszne, ale jak spotykają się ludzie w naszym wieku, to rozmowa tak czy inaczej zejdzie na dzieci. Nie chodzi o to, że jestem przeciwniczką dzieci czy coś w tym rodzaju, ale nawet nie mam własnych, a nagle łapię się na tym, że zaczynam ze szczegółami opowiadać o tym, jak Maniek uwielbia śpiewać Ani kołysanki i o innych rzeczach, które osób postronnych kompletnie nie interesują. To jest po prostu zaraźliwe. Wszystko przez to, że Morgi musiał mi koniecznie pokazać zdjęcia Lilly skaczącej na nartach, potem zahaczył o Mańka - że jego też już by można niedługo zapisać do klubu i tak już poleciało. Ja gadam, on słucha i się uśmiecha, więc ja gadam jeszcze więcej, on się dalej uśmiecha, kawa mi stygnie, ciastko ledwo ruszone, a ja, kurwa, dalej gadam.
Stop. To jest kompletnie niepoważne.
Sprawdzam czas na telefonie.
O matko. Godzina minęła.
- Dlaczego mi nie mówisz, że już tak późno?
- Tak się wkręciłaś w temat, że nie chciałem ci przerywać.
- Bardzo śmieszne. To wszystko twoja wina. Dziwne, że mnie jeszcze nikt nie szuka.
- Przecież widzieli, że zostajesz w dobrych rękach.
- Że niby w twoich?
- Dokładnie. Nie ma lepszych.
- Taaa... ciekawe w czyich rękach narty zostaną.
- Macie tam tego twojego Kacpra, myślę, że da sobie radę.
- Dobra, lecę, bo to...
- Weź chociaż to ciastko zjedz.
Może i racja, bo a nuż on go zje i będzie jeszcze grubszy.
- Okej. Trzy minuty mnie nie zbawią.
- Otóż to. Będę na konkursie, także może się jeszcze dziś zobaczymy. Chyba że jak zwykle będziesz tak zajęta, że nie znajdziesz chwili dla starego kumpla. Już prawie zapomniałem jak się z tobą dobrze gada.
No masz ci los. Kolejnemu się ze mną dobrze gada. Kraft tak samo twierdzi. Szkoda, że mnie nikt nie zapyta z kim mi się dobrze gada.
- Nie mam pojęcia, co będzie, ale raczej nie licz na za wiele.
- Bezwzględna jak zawsze.
- Nie. Po prostu realistka.
O, i Kraft znowu na podium. Jak nie jest pijany, to ma nawet całkiem niezłą skuteczność. Stuprocentową właściwie. Trzy konkursy na trzeźwo i trzy miejsca na pudle. Co by to było, gdyby zachowywał wstrzemięźliwość od spożywania alkoholu także w sylwestra... No, ale tego się raczej nigdy nie dowiemy.
Dziecko z Japonii wygrało wszystkie cztery konkursy i nawet się z tego cieszę, bo Walter z Seppem muszą mieć niezły ból... tego i owego. I tylko Dawid lekko sfrajerzył, bo mu do podium w generalce zabrakło bodajże niecałych czterech punktów. Ale on oczywiście nie ma z tym większego problemu i tak się zastanawiam czy to przypadkiem nie jest metoda. Taki Kot dwa lata temu w niemalże analogicznej sytuacji był na skraju załamania nerwowego, no i co się z nim teraz dzieje? No właśnie. A ten ćwok, mój brat, to największe huśtawki nastroju ma w związku z ubieraniem choinki. Albo ewentualnie jakąś moją czekoladą zostawioną na widoku, bo też by zjadł, a nie może. Ale swoimi wynikami się nie przejmuje. Teraz też wręczył mi jakiś wazon za dzisiejsze drugie miejsce i poszedł udzielać wywiadów. Nie wiem, co se mam z tym zrobić, bo to jakieś wielkie, szklane, ciężkie i nieporęczne, no ale dobrze, postaram się nie rozbić. Izunia by mnie przecież zabiła, ona kolekcjonuje te wszystkie Dawidowe trofea.
- Sześśś, Mania!
Ściskam mocniej to szklane arcydzieło, bo jak Szczurowiewiórka w wyraźnej euforii przypadkiem postanowi mnie uściskać, to się to skończy dramatycznie.
- O, masz nagroda! Ja dałem Michi.
Ten biedny Hayboeck to mu robi za bagażowego. No ale jak sam nic nie wygrywa, to może się nawet cieszy, że przynajmniej Kraftowe kwiatki i dzbanki może potrzymać.
- Tak, to Dawida.
- Tag! Twój brat i twój przyjaciel na podium razem! Szuper, nie?
Zajebiście.
- Brawo, dobry konkurs - chwalę go oszczędnie, żeby z jednej strony się nie załamał, ale z drugiej żeby jego ego przesadnie nie urosło, bo Mistrzostwa Świata coraz bliżej, a jak on się rozhula, to trudno go zatrzymać. Chyba że przy pomocy alkoholu.
- Tag! Michi też dobry dzisiej!
O, ciekawe które miejsce zajął. Pewnie dwudzieste.
- No widzisz. Same sukcesy.
- Stety muszem iść już - Stefan poprawia czapkę, która coraz bardziej spada mu na oczy. - Ale nie matfij. Mogem dzwonić do ty jutro.
Uff... cóż za uspokajające zapewnienie.
- Świetnie - uśmiecham się zdawkowo i już mam zamiar odwrócić się na pięcie, kiedy jak filip z konopii wyskakuje Morgenstern z radosnym okrzykiem:
- Ha, złapałem cię jednak!
A co my, kurwa, w berka gramy?
- Tak. Jak chcesz mi coś powiedzieć, to masz trzydzieści sekund. Później prawdopodobnie zamarznę.
- Mania, zimno ci? - włącza się Kraft. - Mogę cię przytulić jakby co.
- Tak, ja też - szczerzy się Morgenstern.
Ja pierdolę. Sami się, kurwa, przytulcie.
Wzdycham głęboko.
- Lepiej już pójdę. Musimy zbierać sprzęt. I w ogóle... wracać do Polski.
Już naprawdę czas najwyższy. Ta wszechogarniająca austriackość źle na mnie wypływa. Bardzo żle.
__________
Nie jestem fanką wstawiania rozdziału w tym samym dniu, w którym skończyłam go pisać, ale tym razem się złamałam. Macie na osłodzenie pierwszego weekendu bez skoków. Tak tylko przypomnę, że komentarze czytelników pozytywnie wpływają na obecność weny u autorki.
Kocham Mańkę! Prawie tak samo mocno jak Kraft �� mam wrażenie, że dziś była bardziej wkurzona niż zwykle, no ale rozumiem że te austriackie geniusze ją dobijają.
OdpowiedzUsuńHayboeck jako bagażowy idealnie się sprawdza! Skakać nie umie to chociaż kumplowi pomoże. Szczerze nie znoszę tego aroganta! Więc niech nosi wszystko za wszystkich, a jak będzie taki obładowany to chociaż jego twarzy nie będę musiała oglądać.
Moim faworytem w dzisiejszym rozdziale był opis "skoku" Muminova i jego upadku. Idealnie w punkt. �� Do tej pory mnie bawi.
Ale że Kacperek ciepłe kluchy? Nie wydaje mi się. Szczególnie, że nasze drużynowe psiapsiółki Kot i Żyła na pewno plotkowaly o spotkaniu Manii i Morgensterna. Te ciepłe kluchy mogą się bardzo zdenerwować i (o zgrozo!) nawet być w nastroju do kłótni.
Także niech Mańka się ma na baczności i dzielnie wytrzyma do kolejnego rozdziału ��
Pozdrawiam i weny życzę
Madźka ��
Tym razem komentuję na bieżąco, bo potem jest różnie :(
OdpowiedzUsuńBiedny Muminow, mnie tam przeciwstok zawsze śmieszy, choć faktycznie można sobie zrobić niezłe "ała" :(
Krafti pomnikiem Marzenki, tego jeszcze nie grali! (BTW, bardzo lubię ten cytat!)
CZO TU ROBI MORGI?! :O
"Kot z Żyłą dyskretnie (jak na nich) się oddalają, i zostaję sama (jak na skocznię pełną ludzi) z Morgensternem." XDDDD
Czy Marzenka nadal czuje lekką miętę do Thomaszka?
Zdążyłam zapomnieć, że Zniszczoł był na TCS :OOO
"- Aha, no to jest faktycznie różnica, czy ja będę w fartuchu, czy ty. Tak czy inaczej jakiś twój podkoszulek prawdopodobnie zostanie dziś usmarowany." Mania szczera do bólu XD
I ten przytyk do Klimka XD Dzięki Tobie, Muraniek nadal żywy w internetach Xd
Phi, a po co im narty? Na nartach to każdy głupi skoczyć ptorafi!
Czemu Kubuś się boi Marzenki? :< Choć, po namyśle... czemu miałby się jej nie bać? XD
Bałwany, wszędzie bałwany!
You know nothing, Kubo Wolny, you know notkichn, dziecko!
Kłocic się z Kacperkiem? To tak się w ogóle da? :O
Zaraz info o ich tajemnej randce dotrze do Skorbocika i będzie scena zazdrości, taka , ze klękajcie narody!
Mania jest nalepszą ciotką na świecie! *.*
CIASTKO NIERUSZONE? Marzenka chyba jest chora!
...albo zakochana :P.
(ale przy Skorbocie przynajmniej nie głoduje w takiej sytuacji! vide: Skorbot>>>Morgi)
"Twojego Kacpra" - MORGI WIE, CO JEST NA RZECZY, OT CO!
"- Weź chociaż to ciastko zjedz.
Może i racja, bo a nuż on go zje i będzie jeszcze grubszy." jak zwykle w punkt! (bo fatkycznie się okrągły zorbił!)
"Jak nie jest pijany, to ma nawet całkiem niezłą skuteczność. Stuprocentową właściwie." O mamusieńsku.
DAwid ma po prostu inne priorytety w życiu? Pudło? Phi, pudło jakie jest każdy widzi, ALE TA CHOINKA!!!!
Mania i elementy ąłtwotłukliwe to złe połączenie, rpawda?
"Martfij". Martfij. Teraz to ja jestem martfij ze śmiechu.
"Ja pierdolę. Sami się, kurwa, przytulcie. " - może lepiej nie, Kraft woli Hajbeka. Co za dużo to niezdrowo, MAnia ma rację!
Tak, zostałaś przez nas perfidnie zMANIpulowana!
Komentarz leci, by wpłynąć pozytywnie (taką mam nadzieję!)
Buziak, E_A
Bardzo miło czymś pozytywnym zająć się na nudnym wykładzie, więc bardzo dziękuję za dodanie nowego rozdziału :* odnośnie rozdziału super :) zastanawiam się co temu Morgiemu się podziało, ale z drugiej strony chyba wolę nie wiedzieć.
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę i pisz dalej ;)
Czemu ten blog się pojawią po wpisaniu w google "jak przestać chrapać"?
OdpowiedzUsuńie lubię Innsbrucka – no jakie to proste. To znaczy ja kocham Innsbruck, ale ostatnio coś za często ludzkości nie rozpieszcza. Albo wyniki nie te, albo wywrotki Bogu ducha winnych ludzi, ważące na losach turnieju, albo szopka wietrzna... Jedyna nadzieja na dobry Innsbruck to beka z wiewiórek, ale to może należałoby zostawić Ga-Pie na wyłączność, w końcu zawody noworoczne powinny być w czymś wyjątkowe. W każdym razie... Myślę, że podjęłabym się przekonania Mani do Austrii (po uprzednim zamknięciu pewnych przedstawicieli narodu zamieszkującego ten kraj, w bardzo szczelnych schowkach). Wyszłoby chyba i bez mówienia o zabytkach (nigdy tu nie padło, że Marzenka jest jakimś koneserem sztuki), ani o pięknych krajobrazach, bo góralskiej patriotce innych gór niż te jej nie wciśniesz. Wystarczy uderzyć w tony kulinarne. Mannery, alpejskie łakocie, naprawdę duże porcje sznycla i pieczonych ziemniaczków na talerzu... Dobra, rozmarzyłam się, niemniej twierdzę, że to by miało szansę przejść. Przez żołądek do serca, czy coś w ten deseń.
OdpowiedzUsuńLekcja poglądowa na Bergisel to jedno z niezapomnianych wrażeń z tej skoczni, ale w przeciwieństwie do wiewiórczej grypy jelitowej dało się mu zapobiec zwyczajną siatką. I nie byłabym taka pewna, czy tu wystarczy palnąć, że trzy razy nie. Zaraz do „Marzenka, boję się, że spadnę na cmentarz” dojdą obawy o przeleceniu przez bandę. Albo wplątanie się w te siatki niczym ryba w sieci i „Marzenka, przecież ja nie jestem flądrą”. Każdy pretekst, żeby nie przyznać dlaczego się źle skacze dobry, więc widzę w tej skoczni masę potencjału. Plus ryzyka, że niektórzy zechcą dzięki niej zaistnieć. W końcu przypuszczam, że ten Kazach po swoim rekordzie świata w skoku wzwyż na nartach, udzielił zagranicznym (a może i jakimkolwiek) telewizjom, pierwszego wywiadu w karierze.
TWÓJ KOLEGA XDDD. Kolejny dowód na zero wdzięczności u skocznej nacji. Pracuj ludziom, gotuj, narty i skarpetki szoruj, nutellę ścieraj, a na koniec i tak zostaniesz połączona ze szczurowiewiórem. Choć naprawdę na manieczkowe nieszczęście to już jakiś rodzaj nierozerwalnego węzła. Może na całe szczęście nie świętego i małżeńskiego (choć przypomnę, że mi się kiedyś śniło, że takie coś czytałam) ale i tak. Jest skazana na tego gryzonia.
Morgi chyba na jej szczęście skończył swoje przypominanie sobie rzeczywistości na jej radykalnym zaprzeczeniu, że coś między nimi było. Choć... Jak czytam sceny z nimi tutaj to mam rozkminę 'co gdyby nie Kulm i strata pamięci?'. Raczej by to się mogło mocniej pokomplikować, więc zdecydowanie lepsza dla Mani taka opcja. Choć... Czasem mi się zdaje, że gdybyś nie miała wątku tego upadku do wykorzystania... To i tak by się skończyło zanim się zaczęło? Tak coś strzelam obecnie, że postanowiłaś napisać jedyne chyba w swoim rodzaju opowiadanie. Bez wątku miłosnego głównej bohaterki. I że miałaś podjętą taką decyzję już te lata temu kiedy to żeśmy się dzieliły na team Morgi i team Kacperek (bo o jemiole jeszcze wtedy mowy nie było :D). Ale przyznasz nam to dopiero jak ta historia się skończy, czyli nigdy. Nie widzę tu końca i amen. Musiałyby przestać istnieć skoki narciarskie. Albo wiewiórka musiałaby urosnąć do metr osiemdziesiąt, plus zmądrzeć. Żadnej z tych opcji w najbliższym stuleciu się nie ziści. Chyba, że Mania w rzeczywistości wpadnie do ich hotelu. I zadławi się tą kawą na widok jakiś scen pod jemiołą, której zapomniano ściągnąć. Ale mam nadzieję, iż Morgi nie życzy jej śmierci i zabezpieczy sytuację. Lepiej niż mówiąc, że wiewióra się ucieszy. Albo bluźniąc przez dodanie, że to on o nią dba. Jak to Morgo? Do Ciebie dzwoni, żebyś znalazł numera do dziewczyna najpięgna? Tobie ugotował makaron? Nie? To się nie wypowiadaj.
Czy ktoś mądry nie pomyślałby o sprezentowanie jej na urodziny dużej paczki męskich podkoszulek? To by było dobre rozwiązanie dla niej i pozornie dla Kacperka.
Team jemioła by się najwyżej mogło obrazić, no ale nie można mieć w życiu wszystkiego. Albo niech Kacperek jej wypisze oficjalną dedykację na odwrocie swoich. Tylko poprawnie i po polsku. Miło być czyjąś przyjaciółką a nie pszyjagcielkom. Myślę, że Marzenka może to docenić. I pokochać Kubusia też może. Jak to miło widzieć, że ktoś kto skacze na nartach potrafi po cichu zniknąć z zasięgu wzroku, pod pretekstem lepienia bałwana. Powinien dać korepetycje całej reszcie, wdzięczność Mani do końca życia.
UsuńNo dobrze, to teraz brak instynktu samozachowawczego. A jeżeli liczyła, że porozmawia z Morgim bez wiewióry to podwójny brak instynktu tudzież nadmierna wiara w ludzkość. Węch i słuch akurat gryzonie mają dobrze wykształcony. Gorzej ze wzrokiem i równowagą, ale po co to takim potrzebne? W sumie potrzebne równie mocno co estetyka i dbałość o siebie. No. To o czym ja mówiłam? O kawie. Ciekawe czemu nasi tak zareagowali i czemu Mania traci czas, żeby jeszcze się nad tym zastanawiać? Najlepiej założyć, że to klasyczna, typowa reakcja na widok czegoś przywodzącego na myśl jednostkę ułomną i jej włosy. A nie przypomnienie, że ona i Morgim coś kiedyś ten tego. Zresztą skąd by wiedzieli? Kacperek z pewnością nie ufa im na tyle, żeby odbywać głębokie dyskusje o uczuciach (i otrzymać w zamian radę „stary, rozumiem Cię, było mi podobnie ciężko po zgubieniu skarpetki”), a szczurowiewiórce raczej nawet oni nie uwierzą xD Rany, jak smutno i poważnie zabrzmiał ten tekst o ludziach w ich wieku. Spokojnie Manieczka. Trzeba ufać autorom tezy, że życie zaczyna się po trzydziestce. A na boku jej serio super wychodzą te rozmowy o dzieciach. I wciągają tak, że nawet przez momencik zapomniała o sarkazmie. Sorry Manieczka, ale coś jest na rzeczy. Masz instynkt macierzyński :P
'Jak jest trzeźwy to ma całkiem dobrą skuteczność'. Zastanawiam się tak naprawdę na serio ile lat musi jeszcze minąć, żeby przestały mnie śmieszyć tego typu uwagi. Chyba, że one po prostu nigdy nie przestaną śmieszyć, też całkiem możliwa opcja. Ale fakt jest faktem, gdyby nie pił w sylwestra, byłby chyba wśród najczęściej stających na podium TCS zawodników w dwudziestym pierwszym wieku. Ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Każdy wybiera to co lubi. A to co wybiera to ma. I tyle w zasadzie xD Proste to życie jak się je rozrysuje na przykładzie wiewiórki.
Ej, ja serio czekam na rozdziały z dalszą częścią sezonu. I tu nie chodzi mi tylko o WIELKĄ BEKĘ W ZAKOPANEM, tylko o komentarze Mańki w kwestii brata (nawiasem mówiąc, kto się urodził pierwszy, bo albo nie było poruszone, albo przeoczyłam). Jak ona przeżyje Predazzo? I MŚ. Przecież walnie bardziej komediowy i krytykujący Dawidka tekst, niż wredne Norwegi w swoim studio. Nagle Izunia będzie kolekcjonować coś co ma wartość nie tylko sentymentalną, ale i jest ważnym w dziejach sportu tytułem.
Ej, dobra. Bo STETY MUSZĘ JUŻ IŚĆ wygrało jednak ten rozdział. Brawo Srafcio, słowotwórstwo wreszcie ci idzie w jakimś logicznym, prawidłowym kierunku. A co do tekstu o ucieczce przed wszechobecną austriackością do Polski, tylko jeszcze raz rzucę magicznym wyrazem „ZAKOPANE”.
Kocham Asik. I proszę nigdy przenigdy już nie straszyć, że nam coś ogłosisz :D
Kocham to opowiadanie. Mało co tak poprawia humor po beznadziejnym dniu.
OdpowiedzUsuńProszę, proszę kto się w końcu na skocznię pofatygował. Morgenstern ty się weź tak na poważnie za Marzenę a nie jakieś lipne kawki rano na stołówce, błagam.
OdpowiedzUsuń„(…) autentycznie ze wszystkich czterech skoczni najbardziej działa mi na nerwy Bergisel. Jako jedyna właściwie. Co to jest w ogóle. I jeszcze ten upokarzający przeciwstok. Zawsze mi się wydawało, że trudno się tam doczołgać na górę, tymczasem wczoraj się okazało, że może cię wręcz wyjebać za bandy. Aż się kopytami nakryjesz. Lekcję poglądową przeprowadził Sabyrżan Muminow. Dziękujemy serdecznie za występ, trzy razy nie, wypierdalasz.” – Postawmy sprawę jasno: nikt, absolutnie NIKT przy zdrowych zmysłach nie lubi Bergisel, bo to pomiot jest szatański, a nie skocznia jak trzeba. No i mimo wszystko lepiej byłby dla Sabyrżana, żeby nie był zmuszony na szybko zmieniać dziedzinę sportu na skok przez płotki.
OdpowiedzUsuń„- Mania! Wreszcie cię znalazłem.
Aha, ta informacja odmieniła moje życie. Ale już wszystko jasne.
- Morgenstern, możesz wziąć te łapy?” – Morgi, ja Ciebie love, ale od Manieczki to Ty paszoł won.
Ja wiem, że te flirty są ładne i w ogóle… ale jako #TeamJemioła muszę na nie pokręcić nosem. No bo jakże to – tak stać prawdziwej miłości na drodze, panie Morgenstern!
Ta cała ich konwersacja jest urocza – Morgi ewidentnie umie sobie radzić z Mańką i dla wielu pewnie jest w tym więcej uroku niż w stylu Skrobota, ale nie czarujmy się, ja wolę Kapcerka, bo on jest AMAZUNG BEZ MEDALI I TROFEÓW, ok? A Manieczki bezpośredniość to w ogóle moje serducho podbija. Że się Tomaszek jeszcze nie wycofał… idź pan, idź pan, z TRU LOF pan i tak nie wygrasz. Rzekłam.
„- O, masz nagroda! Ja dałem Michi.
Ten biedny Hayboeck to mu robi za bagażowego.” – Czego się nie robi z miłości, prawda?
„- Mania, zimno ci? - włącza się Kraft. - Mogę cię przytulić jakby co.
- Tak, ja też - szczerzy się Morgenstern.
Ja pierdolę. Sami się, kurwa, przytulcie.” – TELL ‘EM, GURL!
A Dawid to za grosz przyzwoitości nie ma, żeby tak Manieczce jakieś dzbańska kazać nosić. Ale co do jego psychiki to się zgadzam – absolutny miszczunio. Jego to nic nie złamie. I lepiej, żeby tak pozostało.