Nic nie robię, tylko siedzę w tych Szwabolandiach. No ile można. Jakby to chociaż jakieś wymierne efekty przynosiło. Ale nie. Klepiemy bulę aż miło. Zdaje się, że przed chwilą zakończyły się jakieś Mistrzostwa Świata w lotach czy coś... Cóż, przestało być zabawnie, jak nasz Mistrz Olimpijski odpadł w kwalifikacjach.
Nic to. Wsiadamy w busa, zostawiamy tych wszystkich Morgensternów, Kraftów i całą resztę ichniejszego bydła i w towarzystwie naszego bydła wracamy do Polski. Jedyny zadowolony z siebie, jakby mu się cokolwiek w życiu udało, jest mój psychiczny brat. A przecież nic mu się nie udało. Z wyjątkiem syna może. Koniec sukcesów. Najwyraźniej wyznaje jakąś minimalistyczną filozofię życiową.
Ale nawet jemu mina rzednie, kiedy trener ogłasza wielką nowinę. Cztery słowa. A wywołują lepszy efekt niż jego płomienne sylwestrowe przemowy przy kieliszku szampana.
- Odchodzę po tym sezonie.
Wróć. Wywołałyby lepszy efekt, gdyby siedział w tym busie ktoś o ekspresji Macieja Kota. Na przykład Maciej Kot. A nie siedzi. Bo był za cienki, żeby sobie polatać w Kulm (reszta, jak się okazało, też była za cienka, ale kogoś wybrać trzeba było). Siedzi natomiast taki Stefek Hula, którego wzburzenie możemy obserwować po oznakach typu lekki wytrzeszcz czy opad szczeny. Aha. Cała reszta ciołków reaguje zresztą podobnie.
A ja sobie patrzę po sztabie szkoleniowym i odnoszę wrażenie, że nikt nie jest specjalnie zdziwiony. Cóż, shit happens, a potem zmienia się trenerów. A że u nas shit happens od dwóch sezonów, to wszyscy się tego po cichu spodziewali.
- A co to znaczy? - odzywa się nagle w te słowa Cudowne Dziecię Klemens. Lepiej by już cicho siedział. No ale któż inny mógł zadać takie pytanie?
- To znaczy - odpowiada Kruczek, wzdychając cicho - że od przyszłego sezonu będziecie mieć innego trenera.
Zawsze podziwiałam tego człowieka za to, że z takim spokojem przyjmuje wszystkie żałosne wystąpienia tych ćwoków. Nie tylko na skoczni. Żenujące wypowiedzi, wsiowe wystąpienia w programach śniadaniowych i zadawanie debilnych pytań. Są w tym całkiem nieźli. A trener to jakimś cudem znosi. A właściwie znosił. Czas zacząć używać czasu przeszłego.
- Aha - odpowiada tylko Murańka i, jak mniemam, wciąż nic nie rozumie.
Trener zaczyna tymczasem standardową gadkę o motywacji, o wypaleniu się jakiegoś układu, o tym, że to nie wina zawodników, że mają ogromne możliwości... bla, bla, bla... To ja się tymczasem prześpię. Bo i tak wiem, co jeszcze powie, a Skrobot jest wygodny. A poza tym druga zasada mojego życia brzmi: śpij, kiedy jakimś cudem masz na to szansę. Pierwsza to: jedz czekoladę i pij herbatę. Amen.
Konkursy w Polsce mają tę jedną uroczą cechę, która zawsze w magiczny sposób czyni mój powrót do domu mniej przyjemnym. Mianowicie zazwyczaj muszę wysłuchiwać zwierzeń pięciu - sześciu ciołków. A w Polsce tak liczba jest mniej więcej dwa razy większa. No bo na przykład taki Titus, który o występach na jakimkolwiek szczeblu międzynarodowym przestał już chyba nawet marzyć, tutaj nagle dostaje szansę na przystąpienie do kwalifikacji. W których raczy zająć zaszczytne miejsce czterdzieste szóste. Ostatnio widziałam go przy okazji chrzcin Mańka i nie tęsknię specjalnie, tak szczerze mówiąc. Ale tak czy inaczej mam teraz szansę nacieszyć oczy jego widokiem. Ponieważ Krzysztof Miętus kręci się jak smród po gaciach wokół naszego domku już od dobrych piętnastu minut. I wprost nie mogę się doczekać, kiedy zacznie opowiadać mi historię swojego życia. Bo do tego, że coś w tym stylu nastąpi, nie mam żadnych wątpliwości.
Tymczasem podchodzi do mnie Kamil Skrobot, chwilę przygląda się Titusowi i w końcu siada koło mnie na ławce.
- A temu co znowu odjebało?
Wzruszam ramionami, bo i co mam odpowiedzieć. Zachowanie Miętusa nie odbiega w zasadzie od normy. Bardzo specyficznej, charakterystycznej tylko dla niego, ale jednak normy.
- A Kacper gdzie jest?
A ja co jestem? Biuro Informacji Turystycznej?
- Skąd niby mam wiedzieć?
- No nie wiem. Jakbym jego o ciebie zapytał, to by wiedział.
Aha.
- I co z tego?
- Nic. Tak sobie tylko sprawdzam, czy się nic nie zmieniło.
Zagadkami będzie gadał, no ja kiedyś oszaleję.
- A co się miało zmienić?
- Nie, nic.
Ta rozmowa stacza się do poziomu Murańki.
- Tak sobie tylko myślałem - kontynuuje po chwili Kamil - że byłabyś spoko bratową. No ale nie to nie.
Kamil Skrobot po raz kolejny usiłuje mnie zeswatać z własnym bratem. Boże drogi.
- Próbujesz sobie mnie zwerbować, bo boisz się, że ci się taka Izunia trafi?
- Eee... ty chyba masz z nią jakiś problem.
- Ty się popatrz na Miętusa. Ten to dopiero ma jakieś problem. Z samym sobą.
- No w to nie wątpię.
Cóż, przynajmniej w kwestiach zasadniczych się zgadzamy.
Tymczasem konkurs dobiega końca i wygrywa go... nie no, serio? Kraft przed Hayboeckiem? Zdaje się, że Kraft do tej pory gustował w Wiśle, ale najwyraźniej ma już tyle Gustawów, że przerzucił się na Zakopane. A może postanowił po prostu zostać Panem i Władcą Polski. Nie, dzięki. Sytuacja, gdy Austriak zdobywa Polskę, jakoś nie budzi najlepszych skojarzeń.
- Patrz tam - Kamil kiwa głową w stronę przejścia dla skoczków, gdzie jakieś laski wprost usiłują rozerwać barierki i rzucić się na Krafta.
Dla tych to już chyba nie ma nadziei.
- Słodki Jezu...
- Właśnie.
A tymczasem Kraft, zupełnie nieświadomy tego, jaką sensację wzbudza, maszeruje sobie prosto do nas. Jak mnie te laski pokrzywdzą później z tego powodu, to wisi mi odszkodowanie.
- Widziaś, Mania? Zuper, nie? Ja pierwsze, Michi drugie!
- Tak. Super.
- Wszystko zuper! I wczoraj też. Wiesz, że jadę auto wczoraj? Z Maciek.
O Boże. A więc to się jednak wydarzyło. Ale żyją, to najważniejsze. Chociaż... Kota w sumie nie widziałam, więc...
- I jak ci poszło?
- Dobre byłem. Tak Maciek mówi. Ale nie wiem.
Aha. To rzeczywiście wyczerpująca informacja jest.
- Wczoraj jeździliście pierwszy raz?
- Eee... pierwszy. Tak.
Dałabym sobie rękę uciąć, że mieli zacząć jeszcze w Bischofshofen, ale albo Kot się przeraził, albo postanowił od razu zdewastować swoje piękne Subaru, a nie zaczynać od jakiegoś podrzędnego Audi, czy co oni tam Kraftowi dali za Turniej Czterech Skoczni.
- Dobrze mówisz po polsku - wtrąca się Kamil. No serio? Serio? Czy on ma zamiar cisnąć sobie z Krafta, zamiast po prostu pozwolić mu odejść w pokoju i zostawić mnie w spokoju?
- Dobrze! - Stefan wypina dumnie pierś. - Ja dużo mówię z Mania i ćwiczę i dlatemu umim.
- Lubisz Manię?
- Tag! - Kraft prezentuje pełne uzębienie, szczerząc się w uśmiechu.
- A ona ciebie? - ledwo zdąży to powiedzieć, a dostaje ode mnie pod żebra. Cóż, nie jest pierwszym Skrobotem, wobec którego stosuję przemoc fizyczną.
Tak czy inaczej Kraft na to pytanie nie zwraca już większej uwagi, bo przychodzi jakaś dziunia i ciągnie go na dekorację.
Mam ochotę nauczyć życia tego jakże zabawnego gościa, który siedzi obok, ale zanim zdążę otworzyć usta, wreszcie na odwagę zbiera się Titus.
- Eee... cześć.
Błyskotliwy to on był od zawsze.
- Cześć. Co jest?
Miętoli w rękach jakąś kartkę, przestępuje z nogi na nogę i w końcu mówi:
- Napisałem wiersz.
- Fajnie. A może byś się, tak dla odmiany, skakaniem zajął?
Kamil zaczyna podejrzanie kaszleć.
- No... skaczę przecież.
- Tak. A efekty tego widzieliśmy w kwalifikacjach.
- Ale... Marzenka - Titus układa usta w podkówkę - ja się przecież staram.
- To też racja. Nie każdemu Bóg udzielił talentu.
Kamil zaczyna się dusić.
- Czy ty... chciałaś mnie obrazić?
Ależ jego wcale nie trzeba obrażać. On się sam obraża każdym kolejnym skokiem.
- Nie. Bynajmniej.
- To dobrze - Titusowi ewidentnie spada kamień z serca. - Bo wiesz, ja napisałem ten wiersz... i chciałbym, żebyś go przeczytała - w tym momencie wypowiedzi przed moją twarz podsunięta zostaje ta wymiętolona kartka, którą Krzysztof dzierżył w dłoniach od dobrych kilkudziesięciu minut. - I chciałbym też, żebyś powiedziała, co o nim myślisz.
Odsuwam ten świstek stanowczym ruchem prawicy.
- Nie, dzięki.
- Marzenka...
- Ja chętnie przeczytam - szczerzy się Kamil, któremu najwyraźniej już przeszły problemy z oddychaniem.
- No nie wiem... - Titus tuli do łona swoje dzieło. - To jest jednak poezja. Nie każdy to zrozumie.
- Dawaj, zaryzykuję - nie poddaje się Skrobot.
- Hmm... no... być może...
- Czy ty już deklamujesz ten swój poemat? - upewniam się.
- Co? Nie, nie. No co ty, Marzenka...
No takie mam pojęcie o sztuce, cóż poradzić. Zresztą u nas to rodzinne. Kiedyś jakaś znajoma artystka podarowała mojej mamie swój obraz. Nawet chcieliśmy go powiesić gdzieś w korytarzu, za paprotką. Tylko jakoś nie potrafiliśmy podjąć decyzji, gdzie jest góra, a gdzie dół. No niestety. Nie dla nas sztuka wyższa. Choć śmiem przypuszczać, że ta Titusowa jest raczej niższa...
- To jak? Mogę? - upiera się Kamil.
- No... no dobra - decyduje się wreszcie Miętus i podaje mu kartkę. Choć wciąż nie wygląda na w pełni przekonanego.
A Kamil Skrobot czyta:
- Lubię maliny i jagody, bardziej lubię czekoladę i lody, jeszcze bardziej lubię siebie, a najbardziej lubię ciebie.
Rymy częstochowskie pierwszorzędne.
- No fenomenalne. Sam to napisałeś? - pytam się, choć właściwie poziom nie pozostawia wątpliwości.
- Tak! Zastosowałem tutaj taką figurę stylistyczną, gradacja się nazywa. W baroku jej używali. Ja o niej dużo czytałem i jak ona jest rosnąca, tak jak tutaj, to to jest klimax - tłumaczy nam Krzysztof Encyklopedia Miętus - co z języka angielskiego oznacza szczytowanie...
- Szczytowanie? - nagłe zainteresowanie dla tematu przejawia Kamil.
- Tak... No, a jakby była malejąca to by był antyklimax...
- A na czym to szczytowanie polega? - dopytuje ten erotoman, co koło mnie siedzi.
- No że napisałem rzeczy, które lubię coraz bardziej. I na końcu jest to, co lubię najbardziej.
- A co lubisz najbardziej?
- No... dziewczynę - czerwieni się Titus.
- O, dziewczynę. I to o niej jest to szczytowanie? A którą, że się tak zapytam?
Boże drogi.
- Eee... no...
Od odpowiedzi ratuje Miętusa Kacperek, który podchodzi do nas, mówi cześć, chwilę się przygląda i w końcu pyta:
- A temu co tak wesoło?
- Nie, nic - odpowiadam. - Twój brat szczytuje. Tak poza tym wszystko w porządku.
__________
Och, Boże. Co za wiocha. Jako taki flow złapałam dopiero przy części z Titusem, ten człowiek ma jakieś magiczne właściwości. Tak czy inaczej jest mi trochę wstyd za to u góry. Mam nadzieję, że może moje pisanie jakoś ruszyło. Albo ruszy w najbliższej przyszłości. Bo jeśli nie... to trzeba się poważnie zastanowić nad tym, czy to jeszcze ma sens.
Melduję się pierwsza i obiecuję wnet przyjść tu z czymś lepszym!
OdpowiedzUsuńNooooo dopsz, to pora się zameldować z „czymś lepszym” (śmiech na sali).
UsuńJa nadal nie wiem, czego Ty się tak na siebie i to swoje pisanie skarżysz. Bo ja tu jakichś katastrof nie widzę. Przyzwyczailiśmy się do długości notek i Twojego stylu, i ja Cię z tego miejsca zapewniam, że my Cię wszyscy rozumiemy. I ani się waż rzucać pisanie.
Poza tym ktoś mądry mi ostatnio powiedział, że „jeśli pisanie jest ci pisane, to będzie do ciebie wracać jak bumerang”. Cóż, ja piszę o wiele gorzej, a jednak wraca.
Tośka i Mańka by się dogadały w kwestii tych ciągłych wyjazdów do Szwabolandów. Za dużo tego. Ja rozumiem, że Hofer jest Austriak, że mu się pakować nie chce za bardzo, ale co za dużo, to niezdrowo. Zwłaszcza jeśli to dotyczy przebywania w Niemczech.
„Na przykład Maciej Kot. A nie siedzi. Bo był za cienki, żeby sobie polatać w Kulm (reszta, jak się okazało, też była za cienka, ale kogoś wybrać trzeba było).Na przykład Maciej Kot. A nie siedzi. Bo był za cienki, żeby sobie polatać w Kulm (reszta, jak się okazało, też była za cienka, ale kogoś wybrać trzeba było).” – Mańka tak dobrze podsumowuje ten tragiczny sezon.
„A że u nas „shit happens” od dwóch sezonów, to wszyscy się tego po cichu spodziewali.” – TOLD YA!
Ech, ten Kruczek. Też mi się smutno zrobiło, chociaż Mańka bezdusznie przespała te dramata. A Muraniek, jak zwykle, niczego nie ogarnia. I nawet najprostsze tłumaczenia nie pomagają. Taki umysł, co zrobisz.
„Zawsze podziwiałam tego człowieka za to, że z takim spokojem przyjmuje wszystkie żałosne wystąpienia tych ćwoków. Nie tylko na skoczni. Żenujące wypowiedzi, wsiowe wystąpienia w programach śniadaniowych i zadawanie debilnych pytań. Są w tym całkiem nieźli. A trener to jakimś cudem znosi.” – O, a tu jakiś przejaw uprzejmości, czy cu?
Nooo weeeź, Titusa tak nie lubić? Przecież to w gruncie rzeczy dobre dziecko jest. Trochę pomięszane, ale dobre. A że tam sobie lubi pobredzić i poezję popisać – każdy z nas ma jakieś dziwnostki w zanadrzu. Temu akurat się ubzdurało, że będzie drugim Mickiewiczem. To całkiem nieźle, bo Kubackiemu się ubzdurało, że będzie drugim Romoerenem, a to o wiele bardziej bzdurne marzenie. I jakie niebezpieczne do tego!
Ci bracia Skrobotowie to chyba nie przypadli Mańce do gustu w komplecie, co nie? Chociaż kiedyś coś tam przebąkiwała, że Kamil jest niczego sobie. Ale potem chciał ją zeswatać z Kacperkiem i się potencjalna przyjaźń skończyła.
„- (…) Jakbym jego o ciebie zapytał, to by wiedział.
Aha.
- I co z tego?
- Nic. Tak sobie tylko sprawdzam, czy się nic nie zmieniło.
Zagadkami będzie gadał, no ja kiedyś oszaleję.
- A co się miało zmienić?
- Nie, nic.
Ta rozmowa stacza się do poziomu Murańki.”
Wybacz, że tyle cytatów dziś, ale musiałam. XDDDDD Cytat podwójnie ważny, bo a) nawet Kamil Skrobot jest #TeamSkrobot, co wśród rodzeństw rzadko się zdarza, b) wszystko, co nie ma większego sensu, jest na poziomie biednego Klemensa. Trochę to ciekawe, że akurat Kamil zechciał „podskórnie prześwietlić” Mańkę, ale Ameryki tym nie odkrył.
I czemu mam wrażenie, że to jednak Mańka jest tutaj tą mniej kumatą?
„Wiesz, że jadę auto wczoraj? Z Maciek.” – GRAMATYKA KRAFTA ROZKŁADA MNIE NA ŁOPATKI, ŻEGNAM.
Borze, ależ ta Mania to świnia, no. Przecież to każden jeden wie, że Titusowi... delikatnie rzecz ujmując... „słabo idzie” w skokach, ale nawet Tośka mu tego w twarz nie wyrzuciła! Ale wydarła się na niego za brak ortografii. To jednak wciąż nie jest takie okropne, jak jawne naigrawanie się z Titusa. Cóż on Ci biedny zrobił?
UsuńTe jego klimaxowe wynurzenia przypominają mi o mrocznych czasach, w których uczyłam się poetyki. Nie chcę ich sobie przypominać i Titusowi radzę to samo.
Wiersz przedni. Słowacki w pas się kłania. Tylko że o tym szczytowaniu mógł nie mówić, bo zaczęłam się krztusić. XDDDDDD Toż to był szczyt głupoty. O ten tytuł zawalczyć komu innemu będzie trudno.
Niech oni się wszyscy skakaniem zajmą, a nie truciem Mańce dupy. O.
I wybacz, miało być coś fajnego, a nie ma. Ale to typowe w moim przypadku.
Weny Ci życzę. I żebyś się nie ważyła kończyć pisania! Bo Kubackim poszczuję.
PS. Jeśli Ci bardzo przeszkadza ten mój „pierwszy meldunek”, to możesz go usunąć. ;)
PS2 TEKST O AUSTRIAKU MNIE ZABIŁ, LEŻĘ I NIE WSTAJĘ XDDDDDDDDDDDDD
Jejku. Jaki fajny komentarz :3 Jak miło przeczytać coś takiego pod takim kiepskim rozdziałem :*
UsuńBoże, cała ja. Zbierałam się, zbierałam, a tu już kolejny rozdział, gdy tymczasem poprzedni nieskomentowany leży. Przepraszam Mańkę z całego serca. I nawet tą bandę idiotów mogę przeprosić. W końcu są niezwykle ważną częścią tej historii. No, ale jakoś się postaram zebrać, żeby być na czas. I ponabijać się z Krafta, zanim w przyszłym tygodniu pójdę na egzamin na prawko. Bo potem drwienie z jego inteligencji drogowej będzie już raczej z mojej strony mocną hipokryzją:p
OdpowiedzUsuńNa boku tak zauważyłam, że zawsze jak długo masz trudności z dodaniem rozdziału to przychodzi Titus i pomaga Ci to jakoś rozruszać. I oczywiście ze śmiechu można umrzeć. Więc z pewnością wszystko będzie dobrze.
'Wywołuje lepszy efekt niż jego przemowa na sylwestra'. Jeśli to miało być to wielkie wzburzenie emocjonalnie wśród skoczków narciarskich, to Mańka chyba sama stała się już minimalistką. Chciałam napisać, że skoro zarzuca to samo Dawidkowi, to może problem tkwi w genach, ale w jej przypadku chodzi raczej o skrajną desperację. Zresztą co tu gadać, w warunkach, w których przyszło jej żyć, każde składne zdanie musi wywoływać euforię. A o Maćka to by się zmartwiła, bo mi się to wszystko podejrzane wydaje, ale o tym może za chwilę. Cudowne dziecię postanowiło chyba zacząć kojarzyć się z czymś innym niż skarpetki, skoro wysiliło się na tak inteligentne pytanie. Ale w sumie czemu tu się dziwić. Można wręcz Kruczka pocieszyć. Oni z pewnością będą bardzo żałować jego odejścia... Za jakieś dwa lata, kiedy dotrze do nich, że twarz tego gościa co ich puszcza, jakaś trochę inna. Chociaż, najpierw pewnie po prostu założą, że przeszedł operację plastyczną. Współczuć natomiast należy Mańce. Bo ona jeszcze nie wie przecież, że następca trenera będzie po szwabsku gadał. Czeka ją słuchanie krafciego akcentu przy smarowaniu nart, podpisywaniu papierów i siedzeniu w autokarze. Wyczuwam, że do herbatki, plus czekolady dołączą ogromne, bardzo szczelne słuchawki i jakaś mocna muzyka. Bo znając ją sen w niemieckim akompaniamencie nie wchodzi w grę. W ogóle zastanawiam się jak zasnęła owej pamiętnej nocy po wyniesieniu Gregora. No chyba, że Morgi po angielsku z nią nawijał (i w sumie on jeszcze wtedy mógł na specjalne traktowanie liczyć) a Kraft po prostu został przez nich zakneblowany, tylko tego nie opisałaś, żeby za brutalnie nie było.
Czyli granica tolerancji Marzeny przesuwa się tak, że pięciu do sześciu ciołków do wysłuchania to już nie problem tylko codzienność? Dodając do tego, że co po niektórych trzeba pomnożyć razy kilka, licząc ile kłopotów mają na dzień, to nie wiem jak ona wolne terminy znajduje. I jeszcze ma czas, żeby spokojnie zjeść czekoladę. A Titus widzę tak się tego wielkiego dzieła literackiego wstydził, że cały dzień wkoło domku krążył, zanim zdecydował się je Mani pokazać. W sumie przynajmniej jakiś trening siłowy przy okazji zaliczył, bo patrząc na niego to chodzenie tam i z powrotem musi stanowić pewien wysiłek. W sumie zamiast tego mógł się zmotywować na jeden przyzwoity skok. Ale przecież co ja gadam, musi być jakiś sposób dobierania priorytetów. A czy jakiś tam lot na dwóch deskach (i na jakieś 100 metrów) może się równać z prawdziwym dziełem literackim? No odpowiedź dla Krzysia jest oczywista. Na boku, czy Marzenka nie powinna mu poradzić rzucenia skoków i pójścia na polonistykę? Brakuje nam w szkołach nauczycieli z pasją. Przypuszczam, że tacy znudzeni gimnazjaliści odrazu podnieśliby głowy, gdyby ktoś z takim indywidualnym zapałem tłumaczył im trudne pojęcia, jak on ten klimax i antyklimax.
Gdy własny brat życzy dobrze twojemu związkowi (albo czemuś co osoby patrzące z zewnątrz złośliwie związkiem nazywają) to sprawa jest naprawdę poważna, więc ja bym na miejscu Manii serio zaczęła uważać na ten rodzinny spisek. Albo i międzyrodzinny, bo może Dawid wkręcił starszego Skrobota w tej spisek z Familiadą. No takie odwrócenie Romea i Julii. Rodzinki się miłują, a młodzi nie trawią. Choć to Mania ma dość Kacpra, a Kacper Manię uwielbia.
Kolejny konflikt tragiczny. Myślę, że w sprawie głębszej analizy nie powinnam się wypowiadać bez konsultacji z Miętusem.
UsuńA co do Krafta, to nigdy bym nie pomyślała skąd mu przyszło do głowy żeby 'naumić się jeździć auto'. Twierdziłam, że taki sobie plan ułożył, jak z nauką polskiego, w zasadzie nikomu nie potrzebny. A to ma być prezent dla Hayboecka, może przejażdżka na dwudzieste piąte urodziny?Hmmm, ja jednak myślę, że Michi chciałby żyć dłużej niż ćwierć wieku i chyba bardziej ucieszy się już, gdy to nieszczęsne stworzenie ugotuje mu urodzinową zupę (na boku mam nadzieję, że to jego zupzuper to faktycznie stwierdzenie, że było super, a nie przykładowo informacja, że z Subaru Maćka została zupa). Bo ta euforia po pierwszej jeździe, jest przynajmniej wysoce podejrzana, a na dodatek Kot nie przyszedł do Marzeny na dzienną porcję psychoterapii. No boję się o niego troszkę.
I kooooocham<3 Buziaki przesyłam. Wenę też bym przesłała, ale przecież ja już nie piszę, więc po prostu jej życzę.
Hipokryzji nie ma, z Krafta możesz drwić, bo prawko zdałaś :3
Usuń"Brakuje nam w szkołach nauczycieli z pasją". Racja XD Niech Titus idzie i naucza :D
Pierwszy raz na tym opowiadaniu smutno mi się zrobiło. Ale to przez odejście Kruczka. Dalej znów był śmiech.
OdpowiedzUsuńMasz rację, coś w tym Titusie jest, że od razu jest zabawniej. We fragmentach z Krzysiem w roli głównej jest coś takiego, że człowiek praktycznie przenosi się do całego towarzystwa, obserwuje i nie dowierza, że to się dzieje naprawdę.
Ale jednego mi zabrakło! Daj nam w końcu trochę Kacpra! A poza tym to wszystko było świetne. Jak zwykle :-)
Czekam na następny, mam nadzieję, że powstanie (inne myśli wybij sobie z głowy!). Pozdrawiam i weny życzę
Madźka :-*
Oj tam, oj tam. Był Kacper. Przez jakieś dwie minuty XD
UsuńASIK, RZEKŁAM, ŻE KONFABULUJESZ. Cudo to jest a nie rozdział!
OdpowiedzUsuńTo znaczy, już wiem, co znaczy, że Kacperek jest "tak jakby" - jest o nim, ale nie z nim. Pojawia się jeno przed kurtyny opuszczeniem.
Kolej rzeczy niech jednak będzie zachowana.
Najsampierw ku Kulm swe kroki kierujemy, gdzie rycerze podniebni w zbrojach piankowych pracom społecznym się oddają, bulę uklepując. Mowa tu jeno o husarii naszej z orzełkiem na piersi, bowiem reszta szwadronu na wysokości zadania staje.
I jakże tak wrócić na Ojczyzny łono po tej klęsce wyjątkowo sromotnej? Potwarzy tej strasznej znieść wódz nie może i broń swą składa w akcie rozpaczy. Podwładni jego żałości nie kryją i frasobliwie głowy swe spuszczają. Podsierżant Klemens jeno, rzeczywistości tej smutnej sprostać nie potrafi i wieść tę odsuwa od siebie w niebyt myślą niczym nie skalaną.
Białogłowa zaś między rycerzami nieba zasiadająca wieść tę przyjmuje z danym niewiastom spokojem i jeno o własny interes zainteresowanie wykazuje – na mężnej piersi głowę są składa i w sen sprawiedliwy zapada o ambrozji i nektarze swych czasów marzenia snując.
Tamże z kolei na łono Ojczyzny przybyli podniebni rycerze by czci i chwały swej bronić. Wsparcie w odwodzie im przyszło, by tylną straż pełnić i odwrotu bezpiecznego dopilnować.
Titus rycerzyk rzędu z ostatniego odwodu, frasunek ma jakiś na licu. Na pannę Kubacką zerka co chwila, lecz męstwa mu brak by prośbę swą wyrzec. Naraz inny mąż dzielny ku niewieście się zwraca i atencją ją swą obdarza.
Konwersacja ich zaiste nie grzeszy ogładą, mąż mile acz stanowczo sprawę stawia - „bądźże, ma pani, łaskawa w szeregi rodu Skorbotów wstąpić, nie za mą sprawą a brata mego Kacpra, znanego ci wszak dobrze”. Niewiasta kryguje się i głową potrząsa, wszakże mąż ów wspomniany bliski jej sercu, jednakże zamążpójście? Toż to nadto!
Wtem, wybawienie dla panny Kubackiej nadchodzi w postaci skromnej acz mężnej rycerza Stefana von der Kraft zaprzyjaźnionego zeń członka gwardii austriackiej, któren przed lud polski jest uwielbiany. Atencję swą jednak jeno pannie Kubackiej okazuje i w jej ojczystym języku do niej przemawia, iż wraz z kompanem swym nowym, Maciejem z rodu Kotów przejażdżki nowym powozem zaznał i kontent jest z przeżyć doznanych. I niechże panna, nie martwi się nadto, wszakże rzecz to bezpieczna i całkiem nietrudna.
Towarzysz niewiasty wtem w dysputę się wdaje i pytania niezręczne zdaje. Czy aby afekt ten nie nazbyt śmiały? Czy aby von Kraft nie narzuca się nadto? Wszakże jemu na sercu leży, by panna Kubacka w jego rodzinne progi zawitała, węzłem małżeńskim z bratem się jego łącząc.
I tenże rycerz Titus wspomniany najsampierw, odwagę swą w końcu znajduje i ku reszcie bohaterów kroczy. A w ręku dzierży pergamin splamiony drobnym pismem pokryty i miłosne wyznanie zawierający. Namowy długie i żmudne efekt swój dają i dzieło to na światło dzienne wystawione zostaje. Rymów bez liku i figur jeno dobrym poetom znanych, a treść jakże piękna – wszak nic piękniejszego nad miłosne wyznania w poezji się narodzić nie może. Lecz rycerz mężny z rodu Skorbotów wiana oblubienicy brata swego broni – wszakże jak to, gdy wybranek obowiązki swe względem Ojczyzny spełnia, jemu to leży honoru jej bronić. Ogień krzyżowy młodszego rangą rycerza bierze i mękom gorszym niż tortury poddaje. Wtem nadchodzi bohater, rycerz nad rycerze, gotów swą lubą przed złem wszelkim bronić. I prawdy docieka, lecz to rzecz niełatwa – niewiasta rzecze: „Daj pokój, mój drogi, brat twój nieswój dziś, lecz honoru mi broni, niczym swojego, wszystko w twym imieniu, więc możesz już spocząć”.
I w tymże momencie kurtyna opada, skończywszy akt ten zwyczajnie zabawny.
CDN
Okej, Mickiewicz mi się włączył, a raczej Sienkiewicz bo takich archaizmów to ja ostatnio używałam jak „Krzyżaków” męczyłam. Stop, godzina późna, musisz wybaczyć toto na górze.
UsuńRozdział jest zacny, ale posumuję jeszcze króciutko: Kamilek w swata się bawi, nie wiem czemu on tak bardzo Mańkę chce mieć w rodzinie, ale po trupach do celu – spławia Krafta (który, o dziwno nie zabił ani siebie, ani Kocura i - chyba – nikogo postronnego. Samochód też cały, więc coś może z tego Stefka będzie. Może nawet kierowca ;P). Kamil się rolą przejmuje i wypytuje także Tistusa, który dziwnie kręci, wiersze miłosne pisze, i czemu mam wrażenie, ze adresuje je do Marzenki? Coś tu jest na rzeczy. A Skrobot właściwy przychodzi spóźniony i najlepsza zabawa go omija. I może dobrze, bo jeszcze by Tituska uszkodził czy coś.
Lepiej to opublikuje nim wytrzeżwieje i to przemysle, bo moja praca pojdzie na marne :P
To niby był zły rozdział? Pff, Asik, za takie bzdury Karny Kubacki się należy :P
Dobranoc, buźki i weny!
Przeczytałam to po raz kolejny. I po raz kolejny muszę stwierdzić, że ten komentarz przedstawia o wiele większą wartość literacką niż mój rozdział XD Cudo <3
UsuńMATKO BOSKO CZĘSTOCHOSKO!
OdpowiedzUsuńGdybyś mnie teraz zobaczyła, to byś padła! Bo to że mam banana na mordzie, jak stąd do Kanady, to chyba wiadomo. No ale ja busem jadę, więc tylko zaciskam usta, żeby nie wyć ze śmiechu i zachwytu i w ogóle... no S junior nawijający o szczytowaniu. Ja nie wiem czy mam paść ze śmiechu czy tennn... dołączyć do niego :P Ale Kacperek ma w łeb za wyczucie, bo ja jestem mega ciekawa co to za dziewoja jest miętusową wybranką, bo coś czuję że to nie będzie przypadkowa osóbka.
W każdym razie - ile Kamila <3<3<3<3 wiesz jak mnie sprowokować do komentarza :P Ale muszę sobie przeczytac ten rozdzial jeszcze raz, w bardziej dogodnych warunkach :P tylko wtedy to ten moj komentarz może już stać się lekko niecenzuralny :P bo już nie będzie dylematu co mam zrobić ze szczytującym Kamilem :P dobra, gryzę się w język, bo naprawdę nie dojdę... tfu, nie dotrę na wesele :P
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Usuń<3
UsuńJa wciąż pamiętam, że jak skończymy szczytować, to mam przyjśc tu skomentować :P
Tak długo czekałam, że aż zapomniałam sprawdzać, a tu proszę jest Marzenka :)
OdpowiedzUsuńWięc jestem dopiero dzisiaj ;)
Rozdział świetny jak zawsze kupa śmiechu, Kamil rozbraja system :D Uwielbiam tego człowieka.
Cóż nie będę się rozpisywać, bo słowa są zbędne poprostu dużo pisz i dodawaj nowe rozdziały.
Życzę dużo weny :D
Buziaki :*
Dziękuję! Każdą ilość weny przyjmuję z pocałowaniem ręki!
UsuńKurcze, Kruczek odchodzi a Mańka co robi? Korzysta z okazji! Wykorzystuje Kacperka i idzie spać! Ok, ja ją rozumiem,Kacper wygodny a z okazji do drzemki trzeba korzystać ale no Mania... Jak Kota nie ma bo za cienki to chociaż ty mogłaś jakoś zareagować. Mam wrażenie, że Marzena i Kacper to jedyne ogarniające osoby w tym towarzystwie.
OdpowiedzUsuńKamil?? Czy ty próbowałeś wypytać czy Mańke i Krafta coś łączy? Ona jest dla niego bardziej jak mama niż dziewczyna. Znosi jego głupawe pomysły, cierpliwie wysłuchuje jego wersji języka polskiego, broni gdy Kacper na niego nakrzyczy. Wiesz co? Kamil może się martwić o szanse swojego brata. Mańka jest dla Krafta za dobra! Ale, że to dziecko specjalnej troski na które głosu podnosić nie wolno już ostatnio ustaliłyśmy ;D
Titus. Czy ty się w Mańce kochasz? :O to nie przez poezję a przez żołądek do serca! Mówimy o Marzence. Chociaż niech on lepiej się nie zapędza, zrobi jej jeszcze brokułową i nie skończy się to dobrze.
Mańka skojarzyła mi się dziś z serialową singielką, tyle koło niej facetów się kręci, z wszystkimi się koleguje (ok, dla Mańki to trochę naciągane...) a ten jedyny na wyciągnięcie ręki.
Wiesz co? Zeswataj Mańkę ze Stefciem. Hayboeck będzie zazdrosny a Mańka z Kraftem długo nie wytrzyma ale co tam :D
Przepraszam za to ostatnie ale wprawiłaś mnie w stan głupawki xD
Powiem Ci, że Ty mnie tym ostatnim pomysłem też całkiem nieźle rozbawiłaś XD
UsuńXD Twój brat szczytuje XDDDDD
OdpowiedzUsuńTitus i jego poezja, tego się nie da opisać słowami xDD