piątek, 10 czerwca 2016

41. Mdleć nie będę

Od tygodnia przebywa z nami niejaki Andrzej Stękała (wybitnie żenujące nazwisko) i usilnie próbuję sobie wyrobić na jego temat jakieś zdanie. Ale na razie to do najprostszych zadań nie należy, bo się dziecko ciągle gdzieś po kątach przede mną chowa, za Murańką zazwyczaj. Jak sobie takiego mentora znalazł, to naprawdę powodzenia.
Czasem jest tak, że poznaję jakiegoś nowego zawodnika i myślę sobie: No ujdzie. Spoko. Może jest nawet w miarę normalny. A potem nadchodzi bolesne rozczarowanie. Z Ziobrą tak na przykład miałam, choć w sumie wstyd się przyznawać. No ale niektórzy jeszcze na początku stwarzają jakieś pozory. A jak na Cudowne Dziecię Klemensa człowiek popatrzy, to od razu wie, że coś jest nie tak. Mocno nie tak. Dlatego chyba moje zdanie o Panu Stękającym krystalizuje się samo, bez mojej specjalnej złej woli.
Turniej Czterech Skoczni to jest mocna rzecz. Wiem, wiem. Szwabska. Trudno. Nawet im się czasem uda coś pożytecznego zrobić. I proszę mi nie wmawiać, że Austria to co innego. Nie. Wystarczy spojrzeć na Krafta, on jest z Austrii. Czy wygląda na normalnego człowieka? Otóż nie. Nie wygląda. A niby nie jest z Niemiec. Szach mat. Austria i Niemcy to ten sam beznadziejny naród.
Chociaż i Kraft się raz na coś przydał, przynajmniej skarpetki ciepłe robi. Dzisiaj mam na sobie Skoki som fajne i muszę przyznać, że to jest całkiem spoko rzecz, choć niestety kojarzy mi się nierozerwalnie z urodzinami, co już jest mniej spoko.
Nic to. Nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy, a raczej nasza kadra, jak to powiedział ktoś tam kiedyś tam.
Tak więc smaruję sobie narty, ignoruję obecność Skrobota i martwię się wynikami naszych młodych, perspektywicznych zawodników. Zanim na dobre pogrążę się w przekonaniu, że w Pucharze Narodów wyprzedzimy w tym sezonie tylko Koreańczyków, do domku wbija Koteł z okrzykiem:
- Marzenka, ale jaja! Nie ma prądu!
Podjarany, jakby mu kto wręczył koronę mistera Podhala, rękami macha i fryzurę poprawia.
- No to z czego się tak cieszysz? - w zadaniu tego pytania wyręcza mnie Skrobot.
- Bo takiego czegoś to jeszcze nie było. W całym mieście brakuje prądu i nie wiadomo, co się dzieje i w ogóle takiej atmosfery do skakania jak w horrorze to do tej pory nikt nie wymyślił.
Mam ochotę mu przywalić w ten głupi łeb. Człowiek się dziwi, że wyników nie ma w kadrze. A jak mają być, skoro przeciętny zawodnik w Polsce prezentuje mniej więcej taki poziom umysłowy?
- Jak ty chcesz skakać, ćwoku, jak na skoczni też jest ciemno jak w dupie?
- No, Marzenka, wiesz... To się na pewno jakoś da zorganizować. Hofer zawsze coś wymyśli.
W to akurat nie wątpię. 
- Ty się lepiej zastanów jak sobie poradzisz, jak ci telefon padnie - zostawiam Maćka z tą przerażającą wizją i wychodzę na zewnątrz, w przekonaniu, że nic gorszego od Kota i jego rewelacji mnie w tym momencie spotkać nie może, ale oczywiście, jak to bywa w takich sytuacjach, z błędu wyprowadza mnie Kraft. Dzięki.
- Sześśś, Mania. Nie ma yyy... lampa.
Lampa to akurat jest, i to niejedna.
- Nie ma prądu.
- Co to prontu?
Używam magicznego słówka electricity, żeby sobie zaoszczędzić na bezowocnych tłumaczeniach.
- Aha! Ale fajne! Prontu! Ja pamiętam to będę - zapewnia mnie i dodaje - Mania, dobrze, że widać cię. Szukam Kacper.
- Jest w domku - mówię, ale kusi mnie i pytam - co chcesz od niego?
- Chcę umić jechać auto. Mówisz ty, że on umi, pamiętasz?
O tak, teraz pamiętam. Zdaje się, że jednak go nieźle wrobiłam.

Tyle się Kot najojojczył, naemocjonował i co? Prąd włączyli, światło włączyli, normalnie się kwalifikacje odbyły, a nawet i konkurs. A Maciejka tymczasem nawet do drugiej serii nie awansowała.
Nie powiem, żeby mnie to specjalnie zdziwiło.
Pozałamywał się tak z pół godziny i mu przeszło.
A to już mnie akurat dziwi. Cóż, nie mam zamiaru się zastanawiać czemu, a tym bardziej nie mam zamiaru się dopytywać. Uznajmy, że mu się pożycie układa i nie ma powodu martwić się przejebaniem Czterech Skoczni już w pierwszym skoku.
Albo coś w tym rodzaju.
Kwalifikacje mu dzisiaj wyszły, niech mu będzie. Pewnie w konkursie i tak przewali. Zwłaszcza jeśli się dziś wieczorem nawali z tej wzniosłej okazji, że zaczynamy kolejny rok, który jak zwykle przyniesie coś w rodzaju jednego wielkiego rozczarowania. W wielu dziedzinach życia, na przemian lub równocześnie.
I w tym momencie zaczynam rozumieć, dlaczego się ludzie upijają w Sylwestra.
Chociaż może Kot jednak pójdzie grzecznie do łóżeczka o jedenastej, skoro Pieter w efekcie swoich doskonałych wyników sportowych dostał wolne na Ga-Pa i będzie chlać w swoim własnym domu.
Cóż, tak czy inaczej wiem, że ja północy na pewno doczekam, bo co roku siedzę co najmniej do pierwszej w papierach i ogarniam trenerowi jakieś bzdety. To znaczy zazwyczaj siedzimy i ogarniamy razem ze Skrobotem, ale jak w tamtym roku raczyłam mu usnąć na klacie po pewnej ilości wódki i potem budził nas Murańka, szukający skarpetki, to ja chyba wolę tym razem samotnie i na trzeźwo.
No dobra, nie oszukujmy się, z kilku innych względów też.
Która już jest? Aha, zajebiście, właśnie się spóźniłam na szampan do trenera. Co roku to samo. Mój wewnętrzny zegar chyba podświadomie się buntuje przeciw temu żenującemu precedensowi.
Wbijam do pokoju trenera bez pukania.
Proszę mnie uczcić minutą ciszy.
Właśnie zrobiłam to, o co zawsze się rzucam do tych jełopów i czego próbuję próbowałam ich oduczyć przez... no długo. Ale się już poddałam.
Ja pierniczę. To środowisko robi ze mnie totalnego debila.
Kurwa.
Od jutra przestaję nosić podkoszulki Skrobota. Postanowienie noworoczne. Chociaż powtarzam to sobie od marca. Nieistotne, że to są moje jedyne ulubione ciuchy. Dziwnie się czuję, jak się ten ćwok na mnie patrzy z doskonale widocznym przekonaniem, że jest mi właściwie niezbędny do życia. Nie, nie jest. Mogę sobie kupić własne i będę sobie w nich chodzić.
Chociaż nie. Stop. Zmieniam zdanie. Skoro te podkoszulki już od dobrych... ja wiem... dwóch lat pewnie są moje, to... są moje. I będę sobie w nich chodzić. I żodyn Skrobot mnie nie wyprowadzi z równowagi. Żodyn.
Szybko mi przechodzą postanowienia noworoczne.
- O Marzenka, jesteś. Już miałem po ciebie Kacpra wysyłać - mówi tymczasem trener, a mnie ręce opadają.
Co to ma być? Tuzin chłopa w pokoju, ale nikt inny by mnie nie mógł przyprowadzić. Nie wspominając już o czymś takim jak telefon. Albo, o zgrozo, sms.
- Dzięki, ale potrafię jeszcze chodzić, czytać numery na drzwiach i....
- A z zegarka też umiesz korzystać? - wtrąca niewinnie Skrobot, a mój brat idiota zaczyna się dusić ze śmiechu.
- Ktoś tu musi pracować, a nie z zegarkiem w ręku odliczać do dziewiątej w oczekiwaniu na jak zwykle porywające życzenia trenera - rzucam na odlew i dopiero po chwili orientuję się, że chłopaki duszą się ze śmiechu, a Łukasz robi się na twarzy dobrze buraczkowy. - O pardon. Może już pijmy tego szampana.
Stefek czyni honory, a kiedy już wszyscy dzierżą kieliszki, trener zaczyna się produkować:
- Życzę wam, żeby ten nowy rok był dobry... pełen sukcesów... prywatnych też oczywiście i hmm... chyba mnie już Marzenka całkiem zestresowała swoim wzrokiem... więc może po prostu: szczęśliwego nowego roku!
Dzięki. Skoro jestem takim stresogennym czynnikiem, to czy mogę już stąd iść?
Owszem, mogę. Po jakichś pięciu minutach, tak jak i wszyscy.
I idę. I siadam do papierów. I tak sobie spędzam czas aż do pierwszej dwadzieścia, uparcie ignorując telefony i sms-y Krafta. Niech se pije ten swój soczek pomarańczowy z Hayboeckiem.

Rano budzę się z dziwnym przeczuciem zbliżającej się katastrofy, co jest tym bardziej przerażające, że jestem, jak wiadomo, absolutnie pozbawiona tego mitycznego czegoś, co nazywają w kulturalnych kręgach kobiecą intuicją.
Otwieram oczy i chcę przewrócić się na drugi bok, żeby walnąć w telefon w celu wyłączenia budzika.
I już wiem, czego to przeczucie katastrofy dotyczyło.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa.
No cóż, siedzę w kałuży krwi.
W hotelowym łóżku i hotelowej pościeli.
Witaj Nowy Roku.
Czy ja mam omamy słuchowe, czy w tym momencie naprawdę ktoś puka do drzwi? O wpół do ósmej rano, w Nowy Rok. I w takich jakby średnich okolicznościach.
To się nie dzieje.
Udaję, że mnie nie ma.
- Mańka, przecież wiem, że nie śpisz! - krzyczy zza drzwi Skrobot, a mnie słów po prostu brakuje. Co on jest? Dobra wróżka? Skąd niby wie, że nie śpię? - Marzenka, słyszałem budzik!
On mi zaczyna coraz bardziej działać na nerwy. Czy on ma na myśli, że czatuje pod moimi drzwiami od nie wiadomo której, czekając na dźwięk budzika, żeby mieć pewność, że już wstałam?
I przede wszystkim - czego on ode mnie chce o tej porze?
- Śpię! - krzyczę i zaczynam się intensywnie zastanawiać, co mam zrobić, żeby nikt tu nie wszedł i nie zobaczył tego armagedonu, który przecież muszę jakoś ogarnąć, a pojęcia nie mam jak się do tego w ogóle zabrać.
Widzę, że Skrobot naciska klamkę z drugiej strony i... o cholera, znowu nie zamknęłam pokoju na noc!
Niektórzy, kiedy śpią, wyglądają uroczo. Ja nie. Ja wyglądam jak gówno. A wiem o tym, bo Dawid kiedyś raczył mi zrobić zdjęcie w takiej sytuacji życiowej i ustawić jako zdjęcie kontaktu. I kiedy do niego dzwonię, wyświetla się mu mój ryj. Właściwie nawet w takim przypadku wciąż nie jest gorszy od jego.
Tak czy inaczej współczuję każdemu, kto musi mnie oglądać z rana. Patrzą na własne ryzyko. Chociaż zdaje się, że Skrobota to jakoś nie rusza, bo wbija i od razu zaczyna przemowę.
- Marzenka, ja cię bardzo przepraszam, że cię tak nachodzę od samego rana, ale mam tu taki... - i w tym momencie przerywa, bo zbliża się do mnie na tyle, że... no wiadomo. - O cholera - wyrywa mu się.
- Mówiłam, że śpię, to po chuj wchodziłeś?
- Eee... pomóc ci jakoś? - drapie się po brodzie i ewidentnie nie wie czy uciekać wzrokiem, czy może samemu uciekać. - Może...
- No co - może? Pralnię ręczną mi tu zorganizujesz?
- Te... tabletki ci kupię może.
Cóż, bez tego zapewne nie zbiorę się dziś w ogóle do życia, więc po namyśle odpowiadam:
- Może być.
- Coś jeszcze?
Uwaga, oto nadchodzi najbardziej żenująca chwila mojego życia.
- Podpaski?
Skrobot blednie, słabo przytakuje i znika za drzwiami z prędkością światła. A ja zabieram się za przepierkę. Nie ma to jak dla zdrowia, w noworoczny poranek, szorować białe prześcieradło z czerwonych plam. Byłoby jednak trochę łatwiej, jakby mi się co chwilę nie robiło czarno przed oczami. Nigdy tego nie ogarnę, nie ma opcji. A o wpół do dziewiątej jest śniadanie.
Nie wiem, ile czasu mija, ale w końcu wraca Skrobot. I, do jasnej cholery, nie chcę na niego patrzeć jak na wybawienie. Ale muszę. Bo taka jest prawda w tym momencie.
Wręcza mi uroczyście siateczkę z wiadomą zawartością i przysiada na krześle, wciąż tak blady, jakby to on dostał okres. Ja natomiast znikam w łazience i spędzam tam kolejne dziesięć minut.
No tak. Nie mam pojęcia jak ratować resztki godności.
Wychodzę. Kacper patrzy się na mnie tak czujnie, jakby zaraz miał się zrywać z krzesła i ratować mnie przed pierdolnięciem głową o kant stołu w razie mojego ewentualnego omdlenia.
- I jak? - pyta.
- Znaczy co ci mam opowiedzieć? Jak poszło? - burczę, chociaż najchętniej zapadłabym się w tym momencie pod ziemię.
- Nie... ten... jak się czujesz czy coś?
- Mdleć nie będę - uspokajam go, siadając na łóżku, pozbawionym już jakiś czas temu prześcieradła i pościeli.
- To dobrze - i kurde, wygląda, jakby mu naprawdę ulżyło.
- No i w ogóle dzięki. Za to wszystko.
- E tam.
Skrobot, do jasnej cholery, nie baw się w Matkę Teresę, tylko się uciesz, że ci ktoś dziękuje.
- Te jebane zmiany klimatu - wyrywa mi się. No bo taka jest prawda, że nie powinnam dostać okresu wcześniej niż za pięć - sześć dni.
- To nic - wzrusza ramionami Kacper.
- Oczywiście, że to nic. A ja za te prześcieradła wybulę więcej niż za moje seicento.
I nagle Skrobot zaczyna się śmiać. Najpierw nerwowo, a potem już całkiem szaleńczo.
Widzę, że komuś zafundowałam ciężkie przeżycia w noworoczny poranek i naprawdę musi odreagować.
No dobra, to jest może trochę śmieszne.
Ale nie bardzo.
Jeszcze mniej śmieszne jest to, że Skrobot naprawdę jest moim osobistym Supermanem.
Kiedyś się powieszę.
__________

Wracam po dwóch miesiącach. Uwierzcie mi, że bardzo się już stęskniłam za Mańką, a miałam taki okropny zastój, że nie byłam w stanie napisać dosłownie nic. Teraz coś ruszyło, zobaczymy czy to tylko chwilowy przebłysk weny, czy będzie coraz lepiej.
Z tego miejsca pragnę przypomnieć, że ta historia nie jest komedią, jest po prostu opisem świata z perspektywy Marzenki.
Na niedorosłych też pojawił się nowy rozdział - https://nie-dorosli.blogspot.com/ - takie combo dzisiaj.
Przypominam też o ankiecie na dole.
I proszę o komentarze. Uwierzcie, że jak nie idzie, to właśnie one w znacznym stopniu powstrzymują przed pieprznięciem blogosferą w kąt.

20 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Jeny.. Skrobot, ty chodząca perfekcjo! Ja nawet nie wiem, jak to skomentować. Brakowało mi ich. Zwyczajnie. Ich razem i każdego z osobna.
    Dobrze, że wróciłaś!
    Do zobaczenia na rowerkach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że za nimi tęskniłaś! :3

      Usuń
  2. No mówiłam, że będzie Marzenka niedługo, że się odetniesz! :)
    Czemu w prawdziwym życiu nie ma takich Skrobotów? A przynajmniej ja na takiego jeszcze nie padłam..
    Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, jak zobaczyłam nowy post u Marzenki.
    Pozdrawiam serdecznie! @nietak_taknie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jeszcze na takiego wpadłam! Podejrzewam, że zbyt wielu ich nie ma ;)

      Usuń
  3. Jestem!
    I zacznijmy od tego,że przeczytałam zamiast mistera, ministra. Minister Podhala Maciej Kot. Tytuł doprawdy zaszczytny 😂
    No i tak. Jeśli brać pod uwagę prawo rzymskie, to podkoszulki Skorbota są ruchomościami, więc Marzenka nabyła już własność w drodze usucapio, czyli zasiedzenia. Także oddawać ich nie musi.
    Ale stop, Madziu. Za dużo masz w głowie tego Rzymu. Nie wplataj go do Marzenki.
    No i mój kochany Kacperek. Ideał, no normalnie ideał. Ale się powtarzam, ponieważ mówiłam to już miliony razy.
    Czyżby to miało nieco "ocieplić" ich relacje?
    Podpaski źródłem wielkiej miłości... To ma sens 😂😂😂
    Buziaki, kochanie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minister Podhala XD też dobry tytuł, ale jakoś mam wrażenie, że Mister bardziej by go jednak interesował :D
      A Kacperek... cóż, jest po prostu Kacperkiem ;P

      Usuń
  4. No nareszcie. Już nawet mój sąsiad zaczął domagać się Marzenki. Codziennie pod oknem słyszę tylko "Marzenka, Marzenka!" (pomińmy fakt, że to imię jego żony :P).
    Lepiej przejdę od razu do treści, bo to chyba nie najlepsze miejsce na dygresje na temat moich sąsiadów.
    Wątpię żeby facet, który był w stanie poświęcić się do tego stopnia, że kupił kobiecie podpaski, miał nagle domagać się zwrotu swoich koszulek. Przeżył zakup przedmiotu wiadomego to i brak koszulek przeżyje :> A swoją drogą to bardzo wytrwały ten Kacper, bo już chyba 2 lata się za tą Marzenką ugania i nie rezygnuje, mimo że panna Kubacka dała mu jasno do zrozumienia, że - delikatnie mówiąc - nie jest zainteresowana. Może jego bohaterstwo w końcu trochę zmiękczy jej serce, hm? :P Szkoda mi tego Kacperka trochę, więc gorąco na to liczę :D
    Ale i tak, najbardziej kocham tutaj Krafta. Zaraz po samej Marzence oczywiście. Tylko żeby nie było nieporozumień - jeśli chodzi o kwestię jej życiowego partnera to Skrobot ZDECYDOWANIE wygrywa z Kraftem. Nawet boję sobie coś takiego wyobrazić. To by dopiero była "lampa" ("lampa" jako kraftowy synonim prądu, a jak wiadomo prąd czasem może wybuchnąć).
    Jestem ciekawa jak Kacper zareaguje, kiedy Stefan przedstawi mu swoją propozycję pobierania u niego lekcji "umienia jeździć autem". Skrobot to chyba spokojny człowiek, ale obawiam się, że tu też może nastąpić lampa. Zwłaszcza jak się dowie, że to Marzenka go poleciła.
    Mam nadzieję, że wena wróciła do Ciebie na stałe i czekam na dalsze perypetie Marzenki i jej dziwacznych znajomych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawilny sąsiad! :D
      No... latka lecą, Marzenka się nie zmienia, więc Skrobot ma problem :P
      Kraft jest gwiazdą, wiem XD I to się chyba też nie zmieni :D

      Usuń
  5. Taaaaak. Powinnam dla odmiany wyrazić swój zachwyt krzycząc ‘ja, ja’, żeby zrównoważyć porządek świata zaburzony przez Krafta i jego polonistyczne umiejętności, ale chyba wolę pozostać przy okazywaniu radości w języku ojczystym. W każdym razie dobrze, że wróciłaś. Dobrze mieć przy sobie Mańkę i jej skoczny psychiatryk. I oby wena przestała być wredna, a szwedzkie dziecko dobrze na Ciebie działało. Na boku wiesz jak się fajnie biega ze szwedzkim dzieckiem w słuchawkach? Głupie pytanie, przecież Ty pewnie wszystko z nim robisz. W tych słuchawkach, ma się rozumieć. Ale dobra, nie będę się zachowywać jak mieszanka Ziobro i Murańki, bo przecież nigdy nie zostanę cudownym ojcem, więc mi to niepotrzebne, tylko przejdę do rzeczy. Marzenka ma serio ciężkie życie jeśli czuje się w obowiązku wyrobić sobie zdanie nawet o Stękale. Ale w sumie miły jest i ułatwił jej zadanie, chowając się za cudownym dziecięciem. Nie ma to, jak poznać kogoś, kogo się nie widzi. Wręcz by można powiedzieć jest to nie możliwe, ale skoro gdy chce go wypatrzeć musi długo wbijać wzrok w Klemensa, to to zmienia postać rzeczy. Chyba jedyną rzeczą, w której Mani nie popieram jest jej stosunek do Austrii i Niemiec, bo ja te kraje uwielbiam, w sumie nie tylko skocznie, choć to przede wszystkim. Ale jednak zawsze dostrzeże coś dobrego, nawet w Krafciku. Bo kucharka z niego marna, kierowca nie lepszy – bo żaden, ale już krawcowa jak widać bardzo fajna. Po roku się takie nie rozleciały, to znaczy, że wyszył je tam jak należy. No i przynajmniej ich nie musi dzięki niemu zabierać Skrobotowi. Choć gdy już jesteśmy w temacie to co ja będę o skarpetkach gadać jak on jej... No, to za chwilę. Bo wpada mister Podhala, który pewnie by nawiasem mówiąc chętnie sobie jednoosobowym werdyktem, nadał ten tytuł. I on chyba miał biedaczek zbyt mało rozrywki w życiu, że tak go podnieciła wizja braku prądu. Ale przynajmniej nazwał sprawę po imieniu, w przeciwieństwie do swojego następcy. Na boku, czy oni uważają, że Mania jest ślepa, że muszą jej przybiegać to oznajmiać jeden po drugim? Może na trzeciego, gdzieś w okresie Sylwestra 2016 dołączy do nich Murańka. Rok to akurat idealny czas, aby dziecię ogarnęło, że w Oberstdorfie wywaliło prąd. Albo lampę jak kto woli. Chyba, że Kraftowi serio chodziło o jakąś lampę, którą tak próbował uruchomić, że nie dosyć, iż ją zniszczył to jeszcze wysadził elektryczność całemu miastu. No i serio ‘nie ma już lampa’. Całkiem możliwe. Gdy to się wtedy stało, to odruchowo pomyślałam, że to sprawka któregoś skoczka i nie powiem głuptas był na samym czele mojej listy. Natomiast co do auta to czekam niecierpliwie na rozwój sytuacji i na moment, w którym Kacper uzmysłowi sobie wreszcie w co go ta Mania wpakowała. Bo w końcu to Kraft, jeszcze siądzie za kierownicą w stanie nietrzeźwym. Co prawda ja wiem, nie da się upić soczkiem pomarańczowym pitym z Hayboeckiem, ale kto wie co się stanie gdy ktoś wleje w siebie z piętnaście butelek takiego soczku. Raczej wątpię by ktoś kiedyś spróbował. A Kraft spokojnie jest do tego zdolny, jeśli Marzenka mu na przykład przygada, że od tego człowiek ma więcej witamin i może urosnąć.
    Koszulki Skrobota są wygodne, luźne i zresztą są już bardziej jej niż jego, więc nie widzę kłopotu. Zresztą przekonała się już przed ślubnym sezonem, jakim dramatem może się wymiana garderoby okazać. I chyba nie chciałaby tego przeżywać jeszcze raz. Bo kurczę ja wiem, że ona nie chce, nie widzi tego i nawet to rozumiem, gdyż w tych sprawach zasadą podstawową i elementarną jest ‘nic na siłę’. Ale coś między nimi jest. Nie prosi się przeciętnego znajomego faceta o zakup podpasek. No wyobraźmy sobie, żeby wypaliła coś takiego do Kota. Albo Ziobry. Albo... NIE. Nie chcę wyobrażać sobie jakby wyszło tłumaczenie tego słowa przez ów austriacki ewenement.
    A co do krwi i omdleń to dzięki Bogu, że skarpetka cudownego dziecka zgubiła się rok wcześniej. Jeszcze by trupa na ziemi mieli, bo przecież przestraszyłby się w cholerę.
    Buziaki kochana;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenka jest totalnie antyniemiecka i to się nigdy nie zmieni, sorry :P
      "on chyba miał biedaczek zbyt mało rozrywki w życiu, że tak go podnieciła wizja braku prądu" Kurde, Stella, płaczę z tego tekstu już piąty dzień XDD
      I Ty masz znów rację, wizja wymiany garderoby Marzenki byłaby dla niej totalnie przerażająca, więc musi pozostać przy Skrobotowych koszulkach. Znaczy swoich :P

      Usuń
  6. Bez mojej imienniczki długo wytrzymać nie mogę. Wygrzebałam się więc z notatek i przybywam ;D
    Stękała chowający się za Murańką? Nie no śmiechłam, znalazł sobie obrońce, a przecież Marzenka nic mu nie zrobi. Ona taka niewinna i przyjazna jest przecież.
    Skarpetki od Krafta <3 Ich przecież nie można nie nosić. To prezent od serca, tyle chłopina się musiał przy tym napracować. Kurcze... zazdroszczę komuś SKARPETEK!
    Jak skakać gdy nie ma prądu? Hofer powiesi światełka na całej skoczni. Takie z choinki zabierze z domu i zawody się odbędą xD I jaki nastrój się zrobi.
    Kraft i jego polski powinien być sprzedawany w aptekach. Nic tak jak on nie poprawia humoru. Prontu- ile błędów można zrobić w jednym słowie? Kraft zrobi je wszystkie ;D No ale i tak dobrze mu idzie.
    Marzenka niech lepiej się gdzieś schowa, jak Kacperek się dowie, że to przez nią został prywatnym instruktorem Krafta to się chłopina załamie. Jakaś rekompensata musi być. Chociaż mówimy o Marzence, ona się z tego jakoś wywinie i wyjdzie na jej. Jeszcze Skorbot będzie musiał jej oddać resztę swoich koszulek.
    "A z zegarka też umiesz korzystać?" Boże Kacperku kocham!
    Biedny trener, tak go zestresować, że nawet porządnych życzeń nie złoży.
    W kryzysowych sytuacjach zawsze można liczyć na Kacperka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No można liczyć na Kacperka, można. Na Krafta zresztą też można. Tylko faktycznie - raczej w kwestii błędów językowych :P :D

      Usuń
  7. Ale się Mańka uczepiła tego Ziobera, no. Cóż, jakby nie patrzeć, trochę racji ma.
    Austria=Szwabolandia 2. I w tej kwestii Tośka by przybiła piątkę. A nawet ze trzy.
    Krafcik. Ten to zawsze uśmiech na gębie wywoła - niestety, możliwe jest to tylko tutaj. Normalnie to mi się nic nie uśmiecha na jego widok. Ale jego składnia sprawia, że językoznawcza część mnie rechocze jak głupia. Lubię słowny komizm, a w Twoim wydaniu jest fantastyczny.
    Ależ oczywiście, że żodyn Skrobot nie jest w stanie Mańki pozbawić przyjemności w życiu, ale już pomóc w złamaniu postanowień, to tak. Może i on nie jest jej niezbędny do życia, ale bez niego jest chyba trochę szarzej. A może mi się zdaje? Po tylu dniach oglądania piłki nożnej z rzędu człowiek traci zdolności interpretatorskie. A że Skrobocik ma zadatki a Supermana, to my wszystkie wiedziałyśmy już od dawien dawna, tylko ta Marzenka taka ślepa jak kret. Na pewno szkoda jej, że przez Skrobotową wylewność w dniu jej urodzin ich znajomość się z grubsza sypnęła. Jestem zdania, że gdyby nie wyskoczył tak wcześnie z tymi swoimi wyznaniami, to rzecz mogłaby się potoczyć inaczej.
    Chociaż nie. Mańka jest raczej typem człowieka, który zawsze będzie dawał nogę przed uczuciami, więc choćby była w stanie dla Skrobota skoczyć w ogień, prędzej padnie na kolana przed "wspaniałomyślnym Hoferem" (to Kota pomysł cudowny, nie mój), niż biednemu Kacprowi to wyzna.

    Że nie komedia? Niby nie, a jednak tak. Bo choćby nie wiem co, to tutaj dramy takiej na całej linii to ze świecą szukać. Mańka jest nałożoną soczewką, która zakrzywia świat przedstawiony w taki sposób, że jest zabawnie, chociaż nie powinno. I tworzy nam się koło. A poza tym, komizm to nie zawsze HAHAHAAHAAH. Czasem komizm to to, co nas śmieszy na mniej możliwym do uchwycenia poziomie.

    Tak, komentarze pomagają. Więc ja nie wiem, co sprawia, że wciąż piszę. Chyba grafomania. Raczej na pewno.

    Przepraszam za ten komentarz, jest straszny jak moje samopoczucie. Przeczytałam rozdział wieeeeele dni temu, ale przed egzaminem z HJP nie chciałam szarżować i nadwyrężać moich nielicznych szarych komórek. Pamięć o codziennych czynnościach to wystarczający wysiłek dla blondynki.

    Tego. Weny życzę i czego tam sobie chcesz.
    Loffki! <3

    PS. Nie ma "swojego własnego". Jest "swój" albo "własny".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dramy to tu faktycznie nie ma. Jedynym dramatem to tu jest Kraft.
      A Mańka i uczucia to faktycznie nie jest najlepsze połączenie.

      Usuń
  8. Od dawna sobie obiecuję, że w końcu wezmę się za tę moją kochaną Marzenkę i ją porządnie skomentuję. Tak jak na to zasługuje, bo to nie do pomyślenia, żeby moimi jedynymi oznakami życia tutaj były pijackie zachwyty nad Skrobotem Juniorem (miłość, cóż poradzisz :P). No i może skoro mój (przyszły) szwagier wraca powolutku do łask Marzenki, to ja też powinnam spiąć dupsko i postarać się tak jak on? Choć nie wiem, czy to możliwe, bo toż to najprawdziwszy skarb, a nie zwykły facet.
    Znalazłam właśnie skrawek jakiegoś komentarza, który pisałam kilka rozdziałów temu (albo więcej, bo to chyba było trochę skrzyżowane z moimi przemyśleniami na temat związków po tym jak olałam mojego sylwestrowego 'kolegę') i aż muszę go przytoczyć:
    "Jak bardzo kocham tę historię i Mańkę, to chyba nie muszę mówić, bo powtarzam Ci to do znudzenia na twitterze. Tym bardziej, że momentami naprawdę czuję się, jakbym czytała o sobie. Znajduję w niej tyle własnych cech, że sama się czasem zaczynam siebie bać :P ale przez to jeszcze bardziej się z nią utożsamiam i jeszcze mocniej kocham. Tylko coraz częściej mam ochotę trzasnąć jej w łepetynę za to, co wyprawia z Kacprem. To znaczy, ja ją w pełni rozumiem, ale co jeśli on kiedyś naprawdę spasuje? Jeśli znajdzie sobie inną? Teraz pewnie Mania oddałaby za to wszystko, bo to by ją uwolniło od - w jej mniemaniu - niechcianego uczucia, ale kiedyś przyjdzie chwila, kiedy jednak poczuje pustkę i chęć, żeby ktoś był obok. W taki szczególny sposób i może wcale nie będzie pragnęła, żeby to był akurat Kacperek, ale będzie szukała w facetach tego czegoś znanego, co on w sobie ma i co w pewnym stopniu miał też Morgi. Uczucia z przyjaźni, a nie obcego faceta, który dopiero będzie musiał nauczyć się ją poskramiać. Dlatego Mańka nie wkurzaj mnie i nie odrzucaj tego biedaka aż tak bardzo. Troszeczkę możesz, ale nie tak całkiem całkiem :P". Tak to właśnie widziałam wtedy i dlatego się cieszę że ta czerwona katastrofa, która się Mani przydarzyła i prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi, który nawet kupić podpasek się nie boi tak trochę przełamała lody miedzy nimi. No bo helloł, jak być dalej oschłą i zimną względem swojego prywatnego Supermana??? No się nie da i koniec. Miłości z tego (oby na razie) nie będzie, ale może znów zaczną się czuć bardziej komfortowo w swoim towarzystwie. No bo skoro przetrwali już pocałunek, wyznanie uczuć i okresową katastrofę, to już chyba są w stanie przetrwać razem wszystko. Brakowało mi tylko tego, żeby Mania też wybuchała śmiechem na końcu. No bo po czymś takim to już chyba tylko wspólny śmiech zostaje, jako komentarz jak ich relacja jest porąbana (dla nich, dla nas jest wspaniała i kochamy o niej czytać!).
    Pozostaje jeszcze tylko pytanie, co zrobi Kacper, jak się dowie, że Mania go w lekcje jazdy z Kraftem wrobiła. Czy można liczyć na to, że jego miłość powstrzyma go od urwania jej głowy? Bo ja na jego miejscu, to chyba bym to zrobiła. Szczególnie, jakby jeszcze podczas tych lekcji gadał do mnie po niby polskiemu.
    PRONTU <3
    Ehhhh, dobra, to chyba takie małe zboczenie blogosfery, gdzie po prostu w większości mam do czynienia z romansidłami, że nawet w tej historii - która w sumie kwestię romansu ma gdzieś tam w tle - skupiam się głównie na uczuciach. A może po prostu Kacper jest tak cudowną postacią, że te inne, nierzadko bardziej barwne i ciekawe postacie, idą momentalnie w odstawkę przy nim. No bo porównajmy takiego Ziobra/Murańkę/Krafta ze Skrobotem. NO LUDZIE! Dlatego chyba wolę pozachwycać się Kacperkiem niż pisać, że Ziobro to idiota :D Co nie zmienia faktu, że oni są jak najbardziej potrzebni w tej historii. Dokładnie tacy, jak ich kreślisz. Gdyby Mania się otaczała samymi Kacprami to by zwariowała, albo nie, chwila, zwariować to idzie właśnie z innymi. Nie mogłaby docenić tego, że Skrobot jest jednak Supermanem, gdyby przebywała z samymi takimi ideałami. Poza tym bez tych debili nie byłaby sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehhhhh, widzisz, jak kompletnie nie umiem komentować tych nie romantycznych wątków (jakbym niby romantyczne umiała, yhymmmm). W każdym razie chcę powiedzieć, że ja ich kocham - wszystkich. Takich Twoich, a zarazem takich... no prawdziwych, jakby wyciętych z rzeczywistości, bo właśnie tak sobie większość z nich wyobrażam.
      Dobra, ja naprawdę nie wiem, co ja tu dziś w tym komentarzu popisałam i z całą pewnością nie jest to ten godny tej historii komentarz, ale może lepiej taki niż żaden? Ehhh, nigdy nie wychodzę z takiego założenia, no. Ma być porządnie, żebyś wiedziała jak ja bardzo to kocham i jak cieszy mnie czytanie każdego rozdziału, przeżywanie pokręconych i najczęściej wyjątkowo zabawnych perypetii bohaterów. No i w ogóle. Mania to ja, ja to Mania i bez tego opowiadania moje życie byłoby niepełne. Dlatego pisz ją nam jak najdłużej i jak najszybciej proszę o nowy rozdział, żebym mogła jakoś zmazać blamaż tego co ja tu nawypisywałam i pozostawić po sobie wreszcie PORZĄDNY komentarz.
      Czekam zatem niecierpliwie na nowy odcinek i naszą kochaną Kubacką <3

      Usuń
    2. Komentarz jest piękny, zresztą już Ci to mówiłam. Ty mówisz, że Twoje życie jest niepełne bez Marzenki, a ja zawsze mam wrażenie, że to opowiadanie jest niepełne bez Twoich komentarzy. Także no.
      I masz rację - Marzenka bez tych debili nie byłaby Marzenką.

      Usuń
  9. Aaaaaasik...! Ja Cię bardzo przepraszam za zapłon, ale odkładanie pisania komentarza "na później" kończy się właśnie tak. Never do it again. Zwłaszcza jak potem sesja człowieka napada znienacka. Z góry Cię przepraszam za jakość tego komentarza, ale moje szare komórki wyjechały już na wakacje i mam poważne obawy czy zdążą wrócić przed jesienią.
    Jako, że moje IQ spadło do poziomu ujemnego, oprę się na cytatach, okej?

    "Wystarczy spojrzeć na Krafta, on jest z Austrii. Czy wygląda na normalnego człowieka? Otóż nie. Nie wygląda" - <3. No nie wygląda. I się nie zachowuje. Kto normalny uczy się z własnej woli polskiego...? Albo łazi za Mańką, przecież to kalectwem grozi trwałym...!

    "- No to z czego się tak cieszysz? - w zadaniu tego pytania wyręcza mnie Skrobot" - ...co tylko potwierdza, że prawdziwe OTP jest tylko jedno!

    Jak najlepiej pogonić Kotu kota? Zabrać mu telefon :P
    "Stefan Kraft i inne nieszczęścia. Biografia Marzeny Kubackiej" E_A, serdecznie polecam.
    Matuleńko, skąd Ty bierzesz te teksty Stefana? Bo Google tłumacz, chyba jednak lepiej umie w języki od naszego Krafciątka.
    I znowu murańkowe skarpetki <3 Wielki powrót Skarpety! <3

    " I żodyn Skrobot mnie nie wyprowadzi z równowagi" - jakoś w to nie wierzę, Mańka :P.

    "- A z zegarka też umiesz korzystać? - wtrąca niewinnie Skrobot, a mój brat idiota zaczyna się dusić ze śmiechu.
    - Ktoś tu musi pracować, a nie z zegarkiem w ręku odliczać do dziewiątej w oczekiwaniu na jak zwykle porywające życzenia trenera " - Po pierwsze, caaaała kadra wie, co w trawie piszczy i nic dziwnego, że to Kacperka do niej chcieli posłać. Dwa, oni oboje są tacy milusi dla siebie! <3 *tu oczywiście delikatny sarkazm, aczkolwiek jest coś uroczego w ich relacji*. No i trzy - baaardzo żal mi trenejra. Przecież on chce, dobrze, a Marzenka tak narzeka. On tylko dba o swoje owieczki (cholercia, zaś opowiadanie inne mi się wkrada do analizy, staph it!). Ech, nieładnie Marzenka, nieładnie...

    Okres to jednak wredna istota. Gdyby okres był człowiekiem, byłby wredną, upierdliwą babą z wiecznym nomen-onem okresem.
    A nieszczęścia lubią chodzić stadami - okres, Skrobot i niezamknięte drzwi. I to w Nowy Rok. to się nazywa kombo!

    "I kiedy do niego dzwonię, wyświetla się mu mój ryj. Właściwie nawet w takim przypadku wciąż nie jest gorszy od jego" - <3. Kubackie takie urocze, kochane, rodzeństwo <3

    "Uwaga, oto nadchodzi najbardziej żenująca chwila mojego życia.
    - Podpaski?
    Skrobot blednie, słabo przytakuje i znika za drzwiami z prędkością światła." - słowo tabu padło, brawa dla Skorbota za heroiczną postawę. I tabletki jej zaproponował, czyż to nie urocze (kurczaki, nadużywam tego słowa ostatnio...)? Nie no, skoro poszedł po podpaski, to to musi być miłość, nie ma opcji!

    "Jeszcze mniej śmieszne jest to, że Skrobot naprawdę jest moim osobistym Supermanem.
    Kiedyś się powieszę" - czekałam na moment, w którym Mańka też zacznie się śmiać, ale się nie doczekałam. Ale kobieta w jej stanie ma prawo stracić poczucie humoru na jakiś czas.
    W każdym razie UWIELBIAM MANIĘ i całe jej jestestwo, a wraz z Kacperkiem tworzą tak cudnie gryzącą się parę, że ojeju. Więcej ich poproszę i więcej Kubackiego, bo on z Marzenką tworzy mieszankę wybuchową.

    Baaardzo Cię przepraszam za to coś powyżej, starałam się jak mogłam. Ja też mam zastój, ale powolutku wracam do blogosfery, zaczynając od komentarzy wszędzie tam, gdzie mnie nie było - więc może mi się uda dotrzeć na Niedorosłych jeszcze dziś. Ankietka zagłosowania już dawno :>.

    Czekam na ciąg dalszy i wracam do nadrabiania zaległości.
    No i zapraszam do siebie, bo to i owo się w międzyczasie u mnie pojawiło. Co prawda nie na "Odchodzę", ale na "Świecie słów i myśli" tak więc zapraszam ;)
    Buźki i dużo weny, życzy E_A :*



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 <3 <3
      Fakt, google tłumacz umie lepiej w polski od Krafta. Ale Kraft jest po prostu wyjątkowy XD
      Masz rację, okres byłby babą z okresem!
      Że niby Mańka i Skrobot OTP? Zdajesz sobie sprawę, że by Ci wpieprzyła, gdybyś jej o tym powiedziała? XDD

      Usuń
  10. Prędzej Kraft nauczy się polskiego niż ja zdam prawo jazdy.

    OdpowiedzUsuń