- Nienawidzę cię.
To by nawet mogła być całkiem przyjemna wyprawa. Bo ładnie jest, ciepło, słońce świeci, koniec kwietnia bardzo elegancki. I widoczki piękne, i auto wygodne, i radio gra, i Skrobot dobrze prowadzi.
Tylko cholera po sukienkę jedziemy!
- Ja nie rozumiem, za co moja mama cię tak lubi. Bo co ? Bo jej połowę gości weselnych ubierzesz? No dobra, ogarniam jeszcze akcję z Titusowym garniturem, bo świadkiem będzie, a przecież wiadomo, że jakby się sam miał wystroić, to równie dobrze mógłby wystąpić w podartych gaciach, co moja babcia jak idzie do kur to ubiera. Efekt by był podobny. Ale ja? I co to w ogóle ma znaczyć: nie ważne ile to będzie kosztować, ubierz ją, Kacperku, elegancko, żeby wstydu nie było. No to jak ja mojej własnej matce wstyd przynoszę, to mogę w ogóle nie iść. A co!
Zakładam nogę na nogę i wpatruję się w okno. No ładnie tu, ładnie. Góry się powoli kończą, ale i tak krajobraz w drodze między Zakopanem a Krakowem całkiem przyjemny. Droga by mogła lepsza być, nie ukrywam, ale tego to się raczej w tym życiu nie doczekam.
A w ogóle kto wymyślił, żeby aż do Krakowa jechać, to ja nie wiem. Paranoja po prostu.
- Manieczka, no daj spokój - zaczyna Skrobot tonem, który dobrze znam. Będzie mnie chciał uspokoić, zanim do Krakowa dojedziemy, żebym mu tam wiochy nie zrobiła przy ludziach. Kolejny, który się za mnie wstydzić musi. - Słuchaj, przecież wiesz, że na tym weselu się jacyś fotografowie pojawią, nie? A część zdjęć to nawet do gazet trafi, no nie ukrywajmy. Chcesz, żeby cię potem wszyscy jak jakąś ubogą krewną wśród tych wystrojonych paniusi oglądali?
- Co tydzień mnie oglądają - zauważam.
- Ale na zawodach - obrusza się Kacper. - A tam się nikt specjalnie nie stroi ani fryzur nie układa.
- Oprócz Kota.
- No tak. Oprócz Kota. Ale sama widzisz, że ślub to jest jednak wyjątkowa okazja. Jak cię postawią koło panny młodej, to przecież nie możesz gorzej wyglądać.
- Już ty ze mnie nie rób drugiej Izunii - mruczę. - To i tak niewykonalne. Musiałabym schudnąć jakieś sto kilo.
- Nie musiałabyś.
- Ty się lepiej patrz na drogę - każę Skrobotowi, bo się idiota na mnie gapi - bo jak nie, to skończymy na jakimś drzewie.
Kraków. Miasto bardzo ładne, lubię je zresztą nieprzeciętnie. Ale w normalnych sytuacjach, cholera jasna. A teraz, zamiast spacerować po Plantach, to w jakimś butiku siedzę i kiecki oglądam. Ja nie wiem, ale dla mnie to one wszystkie takie same.
- Mania, patrz. A ta? - Skrobot podtyka mi kolejny wieszak.
- A bo ja wiem - wzruszam ramionami. - Nie. Nie chcę.
- Czego państwo poszukują? - podchodzi do nas ekspedientka. Błyska białymi zębami i cała się wdzięczy. Ewidentnie do Skrobota.
- Sukienki - burczę.
- Mańka - Kacper wielce oburzony, bo przecież w tym sklepie same kiecki. - Ja przepraszam, ale my sami chyba nie wiemy, czego szukamy.
- Rozumiem. Może mogę jakoś pomóc, doradzić? - po raz kolejny się ta lala uśmiecha, co się Skrobotowi ewidentnie podoba, ale biedaczek nie ma czasu na flirty, bo musi ze mnie zrobić człowieka.
- Dziękujemy, na razie nie trzeba. W razie czego zapytamy o pomoc.
Ekspedientka odchodzi, stukając obcasami, a Skrobot odwraca się do mnie i mówi autorytarnie:
- Dobra, Mania, koniec tej zabawy. Mierzysz i wybierasz. Bez dyskusji.
Nie zdarzyło mi się chyba jeszcze widzieć Skrobota aż tak zdeterminowanego. Normalnie mnie wcięło. Stoję na środku sklepu między wieszakami, a on w skupieniu lawiruje między stojakami, wybierając kolejne kiecki. Chyba ich już z dziesięć ma. Boże drogi, kiedy ja to wszystko na siebie ubiorę?
- Okej. Mam nadzieję, że tyle wystarczy. Tu masz dwa-cztery-sześć-osiem-dziesięć... szesnaście sukienek. Ja biorę od pani bloczek do przymierzalni, a ty idziesz, ubierasz i w każdej kolejnej mi się pokazujesz. Jasne?
Zawsze mi się wydawało, że ta moja czterdziestka to jakiś co najmniej monstrualny rozmiar. A tu proszę, jakieś sprytne te sukienki robią, bo nawet nie wyglądam jak ostatni wieloryb. Czy tam słoń.
A to co, cholera? No nie. W głupszym miejscu to już się nie dało tego zamka umieścić? Czy ktoś ma, przepraszam, trzecią rękę na środku pleców, żeby tam sobie jeździć tym suwakiem góra-dół?
Dam sobie radę, wy gnidy jedne. Dam. Oj... No trochę do góry... No żeż... Nie dam rady.
Odsuwam trochę kotarę przymierzalni.
Skrobot oczywiście czatuje przed samym wejściem. Spokojnie. Nikt mnie nie porwie, nie ma obawy.
- Już?
Jaki pacan. Jakby było już, to bym chyba wyszła, nie?
- Nie. Zasuń mi, proszę, ten cholerny zamek.
- Gdzie?
- Na plecach.
- No to się odwróć.
Odwracam się.
- I weź te włosy.
Biorę.
Kacper zasuwa zamek.
- Możesz już wziąć te ręce - warczę, bo mu się jakoś przypadkiem na mnie zatrzymały. Jedna w okolicy łopatki, a druga na biodrze. - I krok do tyłu.
- A czego się tak boisz? - uśmiecha się w lustrze.
Ale ręce bierze.
- A bo ja wiem, co ty tymi łapami robisz? Potem sukienkę ubrudzisz i trzeba będzie płacić.
- Tak jest. Jak zawsze musisz mieć rację. Marzenkaaa...
- No?
- Weźmy tę sukienkę.
- Bo co? Bo mnie znowu będziesz musiał zapiąć?
- To też. Ale w ogóle jest ładna.
Niby tak. Obiektywnie ładna. Ale to, jak na mnie leży, to już inna sprawa.
- No nie wiem. Ja się w tym czuję jakaś goła.
- Nie, nie... - Kacper znowu podchodzi bliżej i spogląda ponad mną do lusterka. - Dekolt jest w sam raz.
Po czym przenosi wzrok gdzie indziej i dostaje łokciem pod żebra.
- Słuchaj - odwracam się do niego przodem. - Mógłbyś przestać się zachowywać jak typowy facet?
- A jak się mam zachowywać? Jak typowa baba? - uśmiecha się głupawo.
- Wystarczy, że będziesz się zachowywać normalnie.
- Teraz to naprawdę każdy mógłby się w tobie zakochać - mówi Kacper, kładąc mi rękę na policzku i znowu się uśmiecha.
- No nie - odsuwam się krok do tyłu. - Tyś się chyba czegoś naćpał. Ja się lepiej przebiorę w coś normalnego, bo widzę, że tobie od nadmiaru tych sukienek chyba już odbija.
- A rozepniesz się sama? - uśmiecha się cwanie.
Odwracam się więc, Skrobot czyni honory, po czym daje mi buziaka w policzek i wychodzi, zasuwając kotarę.
A ja stoję na środku przymierzalni i zupełnie nic z tego wszystkiego nie rozumiem.
- Co tam słychać u twojej Mariolki? - pytam, nastawiając radio na RMF.
- Jakiej znowu Mariolki? - Kacper zerka przelotnie w moją stronę, po czym znów spogląda na drogę i zmienia bieg na piątkę.
- Jak to - jakiej? Tej z telefonu. Upierdliwej.
- O Boże! Tej! Nie mam pojęcia, dzięki Bogu.
- Nie?
- No nie. Zmieniłem przecież numer, nie pamiętasz? Bo mnie raz z zaskoczenia wzięła i zadzwoniła z innego telefonu. I cholera odebrałem. Co za baba!
- Fanka Kota, to co się dziwisz.
- No w sumie - uśmiecha się kpiąco Skrobot.
- A tak w ogóle to ona myślała, że ja jestem skoczkiem. No to cholera kawał fanki.
- Oj, przecież byłeś.
- Taa... Tylko takim trochę pseudo.
- Titus też jest trochę pseudo, a fanki ma. Więc to chyba bez większego znaczenia.
- Dzięki.
- Co?
- Że mnie z Titusem porównujesz. I zdaje się, że na dodatek jeszcze gorzej od niego wypadam.
- No tylko się nie rozpłacz.
- Słuchaj - Kacper nagle zmienia temat. - Myślisz, że twoja mama mnie nie zabije?
- A bo ja wiem. Moja mama może i jest dziwną kobietą, ale chyba nie na tyle, żeby mordować biednych szarych ludzi bez powodu.
- Kurde, Mańka! Za to, że butów nie kupiliśmy.
- A. Za to. No tak.
- Właśnie.
- Dobra, dobra. Bez przesady. Przecież mam baleriny. Kiecka jest długa, się przyrzuci i nie będzie nic widać. A w szpilkach bym się jeszcze, nie daj Boże, zabiła albo zęby gdzieś na schodach, albo nierównym chodniku zostawiła. I co? Lepiej by było? Nie, nie, nie. Jest sukienka, jest torebka. TO-RE-BKA! Przecież ja chyba w życiu żadnej nie miałam. Boże drogi, ja po prostu nie wierzę, że takiego klauna z siebie robię.
- Chciałbym ci delikatnie przypomnieć, że chyba nie ostatni raz.
- Już ty mnie nawet nie denerwuj. W dupie to mam. Nie wybieram się nigdzie więcej i już. Czy to jest jakaś ślubna epidemia, do cholery? Najpierw się pieprzą jak popadnie, a potem się trzeba szybko żenić, bo dziecko na świecie. No błagam. Aż tak drastycznie przyrost naturalny nam nie spada, żeby go trzeba było na gwałt ratować.
Skrobot się zaczyna śmiać, a ja jak zwykle nie wiem, o co mu znów chodzi. Irytujące to jest w najwyższym stopniu.
- No i z czego ty znów lejesz, co?
- Z ciebie - przyznaje się bezczelnie.
- Ty masz szczęście, że prowadzisz, wiesz?
- Bo?
- Bo bym ci ręcznie przetłumaczyła, że ze mnie się nie śmieje.
- Oj tam - Kacper wzrusza ramionami. - I tak wiem, że mi jeszcze nie raz przetłumaczysz.
__________
Jako że ten rozdział taki w znacznym stopniu zmotoryzowany, to się pochwalę, że zdałam prawko :)
A ten dziwny system, co go dziś w Wiśle zastosowali zupełnie mi się nie podoba. Może przy lotach... Ale nie sądzę.
hohoo! tak bardzo Team Skrobot <3
OdpowiedzUsuńbędę się powtarzać do usranej śmierci, że ich uwielbiam <3
jestem pod ogromnym wrażeniem, że Mania dała się namówić na kieckę ;D mam nadzieję, że na tym weselu wszystkich olśni (a zwłaszcza Kacperka ;D), a Izuni szczęka opadnie do samej podłogi!
Torebka, sukienka i ręce Skrobota... ;D no no no. Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;D
Buziaki ;*
Nie wierzyłam, naprawdę nie wierzyłam, że ona tą sukienkę faktycznie kupi.
OdpowiedzUsuńA jednak.
I nawet obyło się bez ofiar w ludziach. Ekspedientki pewnie nie będą pamiętać jej długo, bo to tylko kolejna trochę bardziej zrzędliwa klientka, z psychiką Kacpra też wszystko w porządku.
Zadziwiająco dobrze poszło.
Pozdrawiam.
[lucky--loser]
Oj Kacperku, Kacperku, czyś ty się, chłopcze, nie zagalopował nieco? Gdzie te łapy pchasz, co? Choć nie powiem, reakcja Mani i jej 'wiadomo co ty z tymi łapami robisz' mnie rozbroiło. Uwielbiam teksty tej dzewczyny. No i Skrobot taki odważny też niczego sobie. Tutaj niby w ramach pomocy sobie podotyka, tam pogłaska po policzku, z jakimś zakochaniem wyskoczy. Tak trzymaj, Kacperku. Choć ja dalej team Morgi. A po sobotnio niedzielnej nocy już chyba zawsze będę za Morgim. Normalnie 'zakochałam się' w gościu. Ale wracamy do Kacperka, sukienki i w ogóle zakupów. Zaskakująco spokojnie to wszystko przebiegło. Żadnych uszczerbków na zdrowiu i ciele Skrobota, żadnych urazów psychicznych u pań ekspedientek i sukienka chyba taka w typie Kacpra a nie Mani. Choć długa - po tym stwierdzeniu, że Mania czuje się goła spodziewałam się jakiejś sexi mini - więc sexi maxi :D Kacper już się zakochał, teraz czas żeby innym szczęki popadały.
OdpowiedzUsuńChoć to, że niby ktoś miałby się jej wstydzić było nieładne Kacperku.
W każdym razie wyprawa niezwykle spokojna i w sumie serio przyjemna. Mania nie ma co narzekać.
A i Titus 'taki troche pseudo skoczek' mnie rozbawił. Nie ma jak wiara w Krzysia.
Czekam na więcej.
Asik, gratulacje i witamy kierowcę na polskich drogach! :)
OdpowiedzUsuńJestem pełna rozczulenia, za to, że tak dużo Skrobota było! :)
I rozdział cudowny! Jak on się pięknie starał, by Mania miała sukienkę.
Jak pięknie ją obłapiał i pomagał z sukienkami! No przekochany facecik! <3
Mania nie ma co narzekać i naprawdę niech idzie po rozum do głowy bo jej jeszcze jakaś smarkula na weselu Skrobota poderwie i co?
Ja zostaję wierna Team Skrobot :)
Pozdrawiam i weny! :)
http://ona-to-on.blogspot.com/
I tak oto zamiast korzystać z uroków wakacji, spotkać się z przyjaciółmi, wyjść z domu siedzę przed komputerem i czytam Twojego bloga. Wpadłam w jakieś uzależnienie i nic mi tak nie poprawia humoru. Miałam już część pięknego komentarza napisaną, ale cóż... Mam brata i mi wyłączył komputer. Pamiętaj, nigdy nie miej brata :/
OdpowiedzUsuńWiem jak się czuję Mania. Biedna, naprawdę jej współczuję. Jak będę miała dzieci to nigdy nie chcę mieć chłopca i dziewczynki. Ale przejdźmy do tematu. Do ósmego rozdziału czytałam jakiś czas temu, więc komentarz może zawierać trochę przeinaczeń.
Bardzo polubiłam Manię. Rzadko kiedy lubię główne bohaterki, a ona mi się podoba. Jest urocza w tej swojej nienawiści, wredności i zadziorności. Totalnie nie rozumie związków damsko-męskich, a mimo to robi za sklejacza złamanych serc czy psychologa. Podobało mi się, jak wybiła z głowy Bieguna (?) dziewczynę Hilde. Nie pomyślałabym o stwierdzeniu, że mając zły humor może go zastrzelić xD
Bardzo lubię Janka, zarówno w Twoim opowiadaniu, jak i naprawdę. Chyba tylko on jest na tyle głupi, aby dać córce na imię Wiwiana. I chyba tylko on mógł zasnąć w drodze na porodówkę xD
Czemu nikt nie lubi Deitharta? Przecież on jest taki... taki... Dobra, ja też go nie lubię. W przypadku każdego skoczka, znajdzie się wśród moich znajomych ktoś, kto ma odmienne zdanie niż ja. W jego przypadku jest inaczej - nikt go nie lubi :D
Tak trochę z innej beczki. Przed chwilą byłam na twarzoksiążce i oto co mi powiedziała: http://scr.hu/1nfy/vrzeh Ja wciąż nie mam pojęcia, jakim cudem on ma prawie 30 tysięcy więcej lajków niż Welliś o:
A teraz wracając do bloga. Moją ulubioną sceną z całego opowiadania (albo jedną z ulubionych) była akcja, gdzie Mania musiała mieć pokój z braciszkiem. I to, gdy Morgi i Kraft ją przygarnęli. Naprawdę, współczuję Schlierenzauerowi, że musiał obudzić się i zobaczyć twarz Dietharta. Biedny Schlieri ;_;
Dzięki Tobie pokochałam Krafta. Nigdy nie zwracałam na niego uwagi, zawsze gdzieś mi umykał. Był, ale nie zwracałam na niego uwagi. Chyba jest jedną z moich ulubionych postaci w tym opowiadaniu, jak nie ulubioną. To jak uczył się japońskiego, a później polskiego. Po prostu wydało mi się to urocze <3
Chciałabym jeszcze powiedzieć, ze nienawidzę Izy! Współczuję Mani bratowej ;_; Może kiedyś będzie musiała ją znosić i jeść cały czas zupę brokułową.
Skrobot... Całkiem przyjemny człowiek. Jestem genialna i z początku myślałam, że to przezwisko któregoś ze skoczków xD Po pewnym czasie dopiero się połapałam o co chodzi. Podoba mi się, że zachowujesz w opowiadaniu fakty. Stoch ma żonę, córką Janka jest jego córką. Ogólnie to rzadko spotykane, a szkoda.
A teraz trochę konkretniej o tym rozdziale. Podoba mi się, jak każdy inny zresztą. Skrobot jest kochany, skoro pojechał z Manią do sklepu. I jeszcze wybrał dla niej sukienkę. Ale z niego zboczeniec! Biedną, bezbronną Manie macać xD No nie powiedziałabym, że on taki jest. I do tego łasy na komplementy, skoro zwrócił uwagę na tę kobietę ze sklepu. Nieładnie. Zgadzam się z komentarzem Megi, ona niech idzie po rozum do głowy, bo jej jeszcze któraś Kacpra poderwie xD A jakby się tak seksownie wystroiła... ;>
No nic, chyba skończę, bo ten komentarz coraz bardziej zaczyna się ciągnąć. Czekam ze zniecierpliwieniem na ciąg dalszy :D
Powodzenia i weny! o/
A przy okazji zapraszam też do siebie [lulusiove-historie].
I gratuluję zdania prawka :D
Po pierwsze: Jak można się śmiać z poczciwego Titusa? No, jak? :D
OdpowiedzUsuńI tak w ogóle to Skrobot wyrasta nam tu powoli na ideał. Na sukienkach się zna, a to już duży plus. I śmiałam się jak głupia, bo robił to z taki zaoferowaniem, poświęceniem :D
butów nie kupili, ale moze Kacper sam się do sklepu wybierze i kupi ^^
Świetny rozdział, bo im więcej Mani i Kacpra, tym więcej śmiechu.
Buziaki :*
Po pierwsze: serdecznie gratuluję zdania prawka :D
OdpowiedzUsuńPo drugie: nie wolno śmiać się z naszych Skakańców i nazywać ich pseudo skoczkami! Nie wolno i już! Patriotyzm zobowiązuje ;)
Po trzecie: Marzena w sukience. No proszę, jednak się przełamała :D albo jednak ją zmusili xD Nie wierzyłam w to do samego końca i teraz jestem bardzo mile zaskoczona :D no, chyba, że Marzenka coś jeszcze odwali (jakoś niespecjalnie byłabym zaskoczona xD) i nie pójdzie w tej kiecce xD
Wiesz, co Ci jeszcze piowiem? Coraz bardziej przekuję się do Kacpra i coraz mocniej mu kibicuję :D
całuję ;*
gratuluję zdania prawka! :D
OdpowiedzUsuńKacper, awww <3 końcówka najlepsza hahaha XD ona ma jednak ciężki charakter xddd
rozdział bardzo fajny ;))
pozdrawiam i czekam na następny :*
Skrobotowi najwyraźniej podobało się trzymanie rąk na biodrach Marzeny :D Wydaje mi się, że coraz częściej może chcieć z tego korzystać xD
OdpowiedzUsuńI gratuluję zdania prawa jazdy ;)
Hahhahaha ja chcę Skrobota na zakupy! Jak będę sukienkę kupować na jakieś wesele kiedyś to ja chcę z nim na zakupy!! :d Zaimponował mi normalnie... Na sukienkach się zna, słucha grzecznie mamy Marzenki (w moim myślach przyszłej teściowej, nie wiem jak to z Tb jest ;) ) no i wgl tak słodko się tu zrobiło ;D
OdpowiedzUsuńGratuluję zdania prawka. Trudne było ? Bo nie wiem co mnie wkrótce czeka ?
Buziak ;*
ps. Zapraszam do mnie na nowości :*
o, jak duuużo Skrobota. i to mi się podoba, bo chyba zaczyna być w jego teamie, aniżeli Morgiego, który to dawno się tu nie pojawił ;c
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem wpadłam na Twojego bloga i się stąd nie ruszam.
OdpowiedzUsuńod rana siedzę i czytam rozdział po rozdziale, rodzice mnie o nałóg już posądzają! :) Ale kobieto.. To jest genialne! Dawno się tak nie ubawiłam jak przy Twoim opowiadaniu! :P
Kacperku ja cię lubię, szanuję ale weź ty się hamuj, jeśli Mania ma z kimkolwiek być jest to Morgenstern XD
OdpowiedzUsuń