Jestem nadczłowiekiem. Tak. Dokładnie tak. Jak Morgenstern.
Przeżyłam tę noc z Dawidem w jednym łóżku. Mało mnie obchodzi, jak to brzmi. Wszystko mnie boli, jestem niewyspana, a na dodatek Skrobot mi coś brzęczy za uchem o prędkościach na progu. Że za wolne są. No do cholery, to chyba oczywiste, że za wolne. Jak Żyła zamiata tyłkiem po rozbiegu, to niech się nie dziwi, że o kilometr wolniej niż wszyscy jedzie. Fizyka się kłania. Prawo tarcia. Czy coś w tym rodzaju.
- Maniutka, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Kurde, niech on mnie nie denerwuje. Nawet jakbym chciała, to i tak nie jestem w stanie go nie słyszeć. Chociaż słyszeć, a słuchać, to nie to samo. Nawija jak nakręcony.
- Cholery z wami wszystkimi można dostać!
Tak, tak... Drę się na niego, chociaż mi nic nie zrobił. A przynajmniej nie w tej chwili. Ale to nic. Będzie na zaś. Na pewno sobie jeszcze zasłuży.
- Yyy... Znaczy, że co?
Jajco.
- Najpierw mi ten kretyn, sierota jedna, bliźniak niewydarzony nie daje w nocy spać, a teraz ty kłapiesz, jakbyś przycisku "stop" nie miał. Mógłbyś się wreszcie zamknąć?
- Ach, bo wy to jedno łóżko... No tak. Ymm... To wiesz co, ty może lepiej usiądź, odpocznij, albo idź i się prześpij nawet. Ja sobie poradzę.
- Kurwa, Skrobot, nie denerwuj mnie. Za co oni mi płacą, co? Za spanie? A zresztą ja z tobą nie gadam.
- Tak?
- Tak.
- A dlaczego?
- Już ty dobrze wiesz - dlaczego.
- Yhym. Ale jakoś ci to nie przeszkadza w zabieraniu mi podkoszulków.
- To nie ma nic wspólnego.
- Dobra, dobra...
- No i co się śmiejesz, co?
- A nic. Ładnie wyglądasz, jak się złościsz. Zresztą jak się nie złościsz - też.
- Nie zmieniaj tematu, dobra?
- Za późno. Już i tak zapomniałem, o czym gadaliśmy.
Może to i lepiej. W sumie to mi to tak bardzo nie przeszkadza. Bo coś sobie za dobrze w tej dyskusji radził.
- Wiesz co, wkurzasz mnie i tyle.
- Ojej.
- Przestań!
- No co?
- Gówno.
- Aha. To sobie pogadaliśmy.
- Z Kraftem sobie pogadasz.
- Co?
- Jak przyjdzie się uczyć polskiego.
- Słucham?
- Polskiego się chce uczyć, głuchy jesteś?
- A po co, przepraszam?
- W sumie to nie wiem. Kaprys taki.
- I ty go będziesz uczyć?
- Ohoho, mój drogi, ty się też na tę fuchę załapiesz.
- W życiu.
- Dobra, dobra.
Wreszcie Skrobot zamyka dziób. Dziwna ta cisza. W towarzystwie tej zgrai, to już można zapomnieć, jak ona brzmi. I totalnie się odzwyczaić. A gdzie mi się ten tu kręci? Za ładnie pachnie, żeby mnie rozpraszać.
- Ty, a za co ty tych Austriaków tak lubisz? - pada nagle pytanie.
Że co proszę? Przecież ja ich ledwo toleruję.
- Urojenia jakieś masz. Na Schlierenzauera mam uczulenie, a tym od świń szczerze gardzę, więc co ty gadasz, co?
- No dobra, a Kraft? I... Morgenstern?
- Kraft jest kretynem takim, jak wy wszyscy...
- Dzięki.
- ... nie ma za co, ale śmiszny taki, a Morgi... No nie wiem, w sumie też jakiś taki... Ty, a co to w ogóle za pytanie?
- Jakie pytanie? Normalne. Już ciekawym nie można być?
- Dobra, dobra. Nie martw się, nie zostawię was. Mimo wszystko. Współpraca z Pointnerem mnie nie pociąga.
Kwalifikacji sobie nie odpuszczę, chociaż usypiam na stojąco i mnie Klimek tylko i wyłącznie kawą z automatu przy życiu utrzymuje. No trudno. Jeszcze tylko jedna noc. Jedna noc...
- Sześśś! - słyszę nagle za uchem. Od razu mi się spać odechciewa. Dobrze, że kawy na siebie nie wylewam. No, no. Jestem pod wrażeniem.
- Cześć, Stefan. Dobrze ci idzie, jak widzę.
- Ha! Ja czuję, że ten polski mi normalnie jest przeznaczony.
Zapewne.
- Yhym.
- Tak. I ja myślę, że się nauczę raz-dwa.
- No super.
- Wiem. Ja to w ogóle myślę, że jak już będę po waszemu śmigał, to od razu sobie znajdę dziewczynę z Polski.
O. Ciekawa perspektywa.
- Tak?
- Tak. Bo Polki to są najładniejsze.
- Kto jest najładniejszy? - włącza się niespodziewanie Morgenstern. Skoczył przyzwoicie, to i do debaty filozoficznej dołącza. Ciekawie będzie.
- No Polki - stwierdza Stefan tonem, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość na świecie.
- A tak. To się zgadza - przyznaje Morgi.
Kolejny znawca. Ja nie wiem, czy ja to mam uważać za komplement? Niech oni już lepiej idą, zostawią mnie w spokoju i się suahili uczą. I z małpami po drzewach skaczą. Bo poziom intelektualny podobny prezentują.
- Za dwa tygodnie Zakopane. Będziecie wyrywać, ile dusza zapragnie.
W tym momencie Kraft wydaje z siebie dźwięk pomiędzy "ach" i "ojej", myślę, że można go też interpretować jako coś zadławienio-podobne.
- Stefan, coś się dzieje? - pyta Morgi.
- Mania, jak myślisz, czy ja się do tej pory zdążę nauczyć?
Zaczynam odnosić wrażenie, że ta kawa, co mi Klimek załatwił, to jakaś zbożowa była. Kofeiny w tym za grosz.
No trudno. Jeszcze tylko Krzyś i spać. Bo mnie się to bardzo nie podoba, że on się do konkursu nie zakwalifikował.
Idę do chłopaków do pokoju. Krzyś już paraduje w piżamie, Klimek okupuje łazienkę. Co ja się dziwię - już wpół do dziesiątej jest. Dzieci o tej porze śpią.
- O, Marzenka. Coś się stało?
No to jest bardzo dobre pytanie. Tylko, że nie do mnie.
- Czemuś się do konkursu nie zakwalifikował?
- Bo słabo skoczyłem?
- Ty nie bądź taki cwany.
- No bo... ojej no...
No. Tak myślałam.
- Uśmiechałeś się do dziewczyn?
- Dzisiaj?
- Chociażby.
- Mania, co ty. Miałem się szczerzyć po zepsutym skoku? Przecież by mnie za debila wzięły.
No tak. Coś w tym jest.
- To łóżko to Klimka? To się rzucę, póki go nie ma. Słuchaj, a co u Moniki?
- Ostatnio miała sprint w Oberhofie i zajęła 42 miejsce, i...
Oczywiście. Można się było tego spodziewać.
- Krzyś! Stop! Weź ty zostaw tę Monikę.
- Przecież sama pytałaś...
- Dobra, dobra. Ona do ciebie nie pasuje i już. Tak? Tak? No tak?
- Tak...
- No właśnie. Ona biega, a ty latasz. Na dodatek ona ma karabin. Pomyśl sobie - jakbyście się pokłócili , to by to mogło mieć fatalne skutki...
- Myślisz, że... Jezus Maria! No faktycznie. Faktycznie.
- Kobieta i karabin to jest niebezpieczne połączenie.
- Tak, tak. Połączenie. Niebezpieczne. To ja sobie może jakiejś innej dziewczyny poszukam. Tak. Przecież dużo ładnych dziewczyn jest. Na pewno. A Monia to ten... Bo to nigdy nie wiadomo...
- Mania... Mania... Mania!
- Hmm...?
- Bo ten, bo jest już późno, znaczy, bo ja chciałem iść spać, a ten, a ty śpisz, znaczy w moim łóżku, a w sumie to jest dwunasta, no i ja czekałem, że się może obudzisz, ale się nie obudziłaś, no i może byś wstała, no i ten...
- Co?
Rzeczywistość do mnie powoli wraca. A nie, chwila, to ja wracam do niej.
Że co? Że ja tu usnęłam?
I biedne, cudowne dziecko polskich skoków nade mną stoi i mi się wynosić każe. No tak. Świetnie. Ale chwila, nawet się całkiem nieźle przez te dwie godzinki wyspałam.
Opuszczam pokój małolatów i się do własnego wybieram. No cóż, przeczucia mam niespecjalne co do możliwości spania, co się zresztą potwierdza po otworzeniu drzwi. Swoją drogą sukces, że się ten kretyn na klucz nie zamknął. A nie, chwila, klucz to mam ja. To w sumie wiele tłumaczy.
Dobra, tylko co ja mam teraz robić? Obudzić się go przecież nie da, wieloletnie doświadczenie w tej kwestii mi to podpowiada. Jego w sumie nawet o dziewiątej trudno obudzić. No chyba, że przyjdzie Izunia. Wtedy to inna sprawa. Trzy minuty i jest na nogach. A za chwilę znowu siedzi, bo ona mu na kolana wskakuje. Jakbym ja tak komuś wskoczyła, to by się to złamaniem otwartym kości ud, czy jak one się tam nazywają, skończyło.. Ale Izunia przecież "mądra, zgrabna, słodka, wiotka i powabna", to co ja się dziwię. U nich to w ogóle przez cały rok jakiś okres godowy trwa.
Teraz to mi się już całkiem spać odechciało. Biorę biografię Puyola, zamykam drzwi na klucz i idę wzdłuż korytarza. Tam na półpiętrze taką przyjemną kanapę mieli. Do czytania idealna. A jak mi się kimnie, to trudno. Szczerze mówiąc, to mam w głębokim poważaniu, co sobie obsługa pomyśli. Ewentualnie goście.
Czytam sobie, czytam, słyszę jakieś kroki, ale co ja się będę przejmować. I nagle takie zdziwione: "Mania?!" z tym charakterystycznym akcentem.
Morgenstern. Czy ja go muszę spotykać na korytarzu nawet o pierwszej w nocy?
- Co ty tu robisz?
- Czytam. A ty?
Co ja się będę w szczegóły zagłębiać. Nie się on lepiej tłumaczy
- Spać nie mogę.
Szczęśliwy człowiek. W moim położeniu byłoby to nawet wskazane.
Z dalszej części jego wypowiedzi wynika, że takie rzeczy mu się co jakiś czas zdarzają. Albo po balkonie połazi, albo - jak to nie pomaga, albo nie ma balkonu - to się ubiera i idzie recepcjonistki bajerować.
Fajne hobby w sumie.
- A dlaczego ty właściwie czytasz o tej porze?
No i pada wreszcie to magiczne pytanie. To cóż mam robić, zwierzam się z moich problemów mieszkaniowych.
- Mania, ale u nas jest wolne łóżko!
Hmm...
- A z kim ty jesteś w pokoju?
- Z Gregorem.
O, to nie. Nie, nie, nie. W życiu.
- To dzięki, ale mi się średnio uśmiecha spanie ze Schlierenzauerem w jednym pomieszczeniu.
- Oj weź, on nie jest taki zły.
- Ciebie toleruję, Krafta toleruję, więc nie każ mi jeszcze Schlierenzauera, okej?
- Ej! Możemy przecież zrobić zmianę! Krafta się przeniesie do mnie, a Gregora do Didla! Idealnie.
- Człowieku, jest druga w nocy.
- No i co z tego? A zresztą nawet jeszcze nie ma. Dopiero wpół do.
Oszalał. A zresztą ja też. Dziesięć minut później jestem świadkiem ciekawej operacji przenoszenia łóżka ze śpiącym w nim Schlierenzauerem przez Morgensterna i Krafta do pokoju tego wieprzowego. Nie wiedziałam, że Gregorek śpi z misiem. Ciekawe. Potem tłuką się tą samą trasą, tylko w drugą stronę z łóżkiem Stefana. Kraft w ogóle radosny i rześki jak "WC picker", nie wiem, z czego on się tak cieszy. Jakby mnie w środku nocy obudzili, to bym chyba pozabijała. W pół godziny wszystko gotowe. Akcja zakończona, można kłaść się spać.
Swoją drogą ciekawe, jak zareaguje Gregorek, jak się rano obudzi...
__________
No i tak. Planica. Najpiękniejsze miejsce na świecie, najcudowniejsze zawody w sezonie, ale... koniec. A dopiero co się zaczynało. Kurde.
A tak w ogóle to teraz mam chyba największe zaległości u Was ever. Zdaję sobie z tego sprawę i chcę to nadrobić, ale teraz nas cisną tak, że szkoda gadać. Byle do maja. Od matur będę mieć już luz. Do tego zapisałam się na prawko. To się nie może skończyć dobrze ;)
Także wiecie, nadrabianie będzie procesem długotrwałym. Na pisanie też nie mam czasu. Nie wiem, co z tą Marzenką będzie. Że o innych potencjalnych opowiadaniach nie wspomnę.
buziaczki :**