piątek, 26 lutego 2021

79. Brum brum

- Mania, ja nie mogem już.
Wideorozmowy ze Szczurowiewiórką polegają na tym, że on się żali, a ja próbuję nie ziewać tak otwarcie.
Czyli niewiele się różnią od rozmów twarzą w twarz.
Niestety, ale kolejny związek Stefana nie przetrwał próby czasu. Jest mi oczywiście bardzo przykro z tego powodu, ale dopiero co wróciłam ze skoczni i wolałabym robić milion innych rzeczy niż wysłuchiwać o problemach sercowych Krafta. 
- Ja nie wim. Miłoś chyba ni ma na światu. 
Prawdopodobnie jest, ale pewnie nie dla wszystkich.
- Nie poddawaj się - mówię, sięgając po chleb i nutellę. - Może jeszcze się zakochasz.
- I miłoś ni ma - Stefan kręci głową. - I zdrowie ni ma. Plecy boli mi.
- Niech ci Hayboeck zrobi masaż - mówię, zanim pomyślę. Co poradzę, że przerzuciłam większość swojej uwagi na szykowanie żarcia. 
- Michi? On nie umi.
Aha.
- Opowiedz mi lepiej o tym aucie swoim.
- Aucie? Co jest aucie? - dopytuje Kraft.
Sam jesteś aucie.
- Auto. Brum brum.
- Aaa... Tak. Mam.
Kupił se wreszcie ten środek lokomocji niebezpieczny dla otoczenia, choć chyba ze dwa lata się nie mógł zdecydować jakie samochody mu się podobają. Oczywiście poza tym, że czerwone. I w końcu se kupił Audi jakieś najnowsze, już nawet nie wiem, jakie. Grunt, że czerwone. Teraz ma wreszcie na co wyrywać najpiengne. Chyba że mu zgaśnie przy ruszaniu.
- Dowiedziałeś się jakichś kolejnych ciekawych rzeczy?
- A wisz, że jak nie zapinasz pas, to on robi piiiip?
W ostatnim czasie Stefan Kraft systematycznie raczy mnie tego typu ciekawostkami motoryzacyjnymi. A to, że ma uchwyt na kubek, a to, że się światełko świeci, jak się kończy płyn do spryskiwaczy, a to, że jak jest ręczny zaciągnięty, to nie da się ruszyć. A teraz jeszcze, że robi piiip jak się nie zapnie pasa. Z tego, co pamiętam, to piiip robi też wtedy, jak się cofa. Fascynujące.
- Dużo jeździsz?
- Dużo. Z doma do sklep... i ze sklep do doma.
Z tego co pamiętam, sklep znajduje się jakiś kilometr od jego doma. Może to i lepiej dla okolicznego drobiu. I mieszkańców również.
Kończę kanapkę, zapijam ją jakimś sokiem i delikatnie próbuję uświadomić Kraftowi, że czas kończyć tę rozmowę.
- Bo wiesz, ja muszę jeszcze dziś obciąć włosy.
- Fryzjer?
- Tak. Mniej więcej.
- Ja muszem tyż. Brzydki mam już. I długi włosy. Może kolor robić, hmm? Jak Michi.
Niech go ręka boska broni przed ponownym popełnieniem tego błędu.
- Nie. Takie są okej. Dobre - mówię powoli i wyraźnie.
- Dobre? Ale Michi ładny...
Dobrze, ja wiem, że Michi jest ładny, ale czy Stefan naprawdę sądzi, że jak się przefarbuje na blond, to też będzie ładny? To tak nie działa. Wystarczy spojrzeć na mojego brata. Albo na mnie.
- Okej, rób jak chcesz.
- Ciałem, ale pomyślić muszem.
- Tak, pomyśl. Myślenie ma przyszłość. Cześć.
- Sześśś... Jutro dzwoniem. 
Nie wątpię.
Rozłączam się i biorę jakieś w miarę nie najbardziej tępe nożyczki. Kuchnia jest miejscem odpowiednim do tego typu zabiegów, ponieważ z płytek się szybko zamiata. Kucyk, głowa w dół, ciach i gotowe. No, tak wycieniowanych włosów to nikt nie ma. Za połowę pleców już urosły, to ileż się można męczyć z suszeniem tego. A jeszcze dwa tygodnie i sezon rusza, będzie dużo jeżdżenia, dużo pracy, więc trzeba sobie w miarę możliwości ułatwiać życie. Zwłaszcza jak akurat jest okazja, bo Izunii nie ma w domu i nikt mi nie truje jak to bardzo niszczę sobie włosy, a w ogóle ile to ona zna dobrych fryzjerek, nawet teraz w czasie pandemii do kogoś tam może mnie umówić mniej oficjalnie.
Jak będę chciała, to sobie zniszczę nie tylko włosy, ale i życie całe. No. I tyle w temacie.

Zaczęliśmy sezon z grubej rury. Od drużynówki z Mlemensem w składzie. I, co zabawniejsze, skończyliśmy ten konkurs na podium. W roku dwa tysiące dwudziestym wszystko jest możliwe.
Natomiast dzisiaj od rana wszystko się pierdoli. Po pierwsze piździ jak w kieleckiem z każdej możliwej strony, więc seria próba odwołana. Po drugie Dawidowi coś strzyknęło w kręgosłupie jak się postanowił porządnie porozciągać przed obiadem, czego zazwyczaj unika, bo go strzyka. No cóż, skoro się z głupim na rozumy pozamieniał, to potem niech nie narzeka, że go trzeba było trzy godziny nastawiać, żeby mógł jakoś wystąpić. 
Znaczy na razie to ten występ polega na tym, że skoro nie ma próbnej, to chłopaki leżą na podłodze w domku w całym tym pierdolniku i grają w gry na telefonach. W jakieś pokemony pewnie albo inne chuje muje dzikie węże, w sumie nie bardzo mnie to interesuje. Skupiam się głównie na tym, żeby ich tak całkiem nie podeptać, bo przecież jakbym na takiego Wąska nastąpiła, to bym mu wszystkie żebra połamała. Co ciekawe, oni jakoś nie czują zagrożenia, ale to być może przez to, że nie mają mózgu. Pewna nie jestem, ale mam podstawy, żeby tak podejrzewać. 
Tak więc na godzinę przed konkursem moje warunki pracy nieco odbiegają od luksusu. Pocieszam się, że nie tylko moje, gdyż Skroboty mają dokładnie takie same. No, może jednak ciut lepsze, gdyż wykazują pewne zainteresowanie tymi pożal się Boże rozgrywkami dzieci neo, więc nie odczuwają tego poziomu znudzenia co ja.
- Może byście się jednak wzięli za jakąś rozgrzewkę, co? - proponuję wreszcie, po nie wiem jak długim czasie trzymania języka za zębami. 
Widzę, że dzieci odczuwają pewne zaniepokojenie, ale patrzą na Dawida, Piotrka czy tam Kamila i ostatecznie też zostają na poziomie podłogi. Tym, że Dawid się nie rusza to bym się raczej nie sugerowała, bo jego to cholera wie, może cały konkurs tak przeleży.
No, wreszcie zaczynają się zbierać. Teraz to się dopiero zaczyna zamieszanie i zawracanie dupy. A gdzie moje gogle? A macie jakieś maseczki? A plastrony to kiedy dają? I tak dalej, i tak dalej. Widać, że się to towarzystwo wszędzie nadaje, ale na pewno nie do ludzi. 
Okej, chyba dzięki temu ciągłemu otwieraniu drzwi wreszcie jakiś tlen się tutaj pojawił. No już nie przesadzajmy z tym komfortem i zasadami BHP.
I kiedy pomieszczenie już prawie całkiem pustoszeje, do środka wbija Titus. O pardon, pan trener Krzysztof Miętus. Zwał jak zwał, wciąż się boi mojej mamy.
- Ja wiem, że już trochę późno i zaraz się zawody zaczynają, ale musiałem tak na szybko przyjść. Popatrzcie, jaki wstrząsający wiersz znalazłem!
Pędzę, lecę. Już rzucam wszystkie narty i zagłębiam się w lekturę.
- Titus, a ty nie powinieneś się przypadkiem zająć rozgrzewką chłopaków? - pyta Kacperek, nawet nie odrywając wzroku od szczotki ze smarem.
- Przecież oni wiedzą co mają robić - wzrusza ramionami Titus.
Takiego trenera to ze świecą szukać.
- Ja mam tylko jedno podstawowe pytanie. Jaką tematykę ma ten wiersz? - włącza się Skrobot numer dwa.
- No... taką... o życiu zasadniczo.
- A, to mnie nie interesuje.
No jasne, wiadomo, że jego tylko jedno interesuje.
- Marzenka, no weź przeczytaj.
- Pracuję. Ty też powinieneś.
- Ale to mi nie da spokoju, jak się tym z kimś nie podzielę.
- Podziel się ze swoim odbiciem w lustrze.
- Ale, Marzenka, no...
- Titus, spierdalaj. Pracuję.
Czemu on tu stoi i nudzi jak pięciolatek? Za co on te pieniądze bierze?
- Mania...
- Kurwa, Titus, darmozjadzie jeden! - irytuję się wreszcie. - Weźże się, chłopie, do jakiejś roboty!
Zapada cisza. Miód dla moich uszu.
- Także tak. To może jednak po zawodach tu wróć - sugeruje Kamil.
- Albo jutro - dorzuca Kacper.
Albo w ogóle.
Titus kiwa głową, coś tam burczy pod nosem i rzeczywiście wychodzi. Czy żeby zająć się pracą - no co do tego to mam już pewne wątpliwości.
- Marzena, czemu ty taka agresywna jesteś? - pyta Kamil.
- Widać, że jeszcze krótko z nią pracujesz - uśmiecha się Kacperek.
- Bez przesady....
- To jak bez przesady, to nie zadawaj durnych pytań - mówię, sięgając po narty Piotrka. - Jezu, kto mu w ogóle dał uprawnienia do trenowania?
- Nie wiem - kręci głową Kacperek. - Jeszcze lepsze pytanie brzmi: kto go zatrudnił?
- No jak to kto? Wielki wizjoner Apolloniusz.
- Mańka, to było pytanie retoryczne - Kacper patrzy na mnie wymownie.
- Było czy nie było, zawsze warto przypomnieć jaki z niego inteligentny przywódca federacji.
- Też racja.
Jak ja lubię jak my się zgadzamy.

Kraft się do drugiej serii nie dostał i przeżywa jak mrówka okres, bo on przecież przyzwyczajony, że w Wiśle to raczej powinien wygrywać. Aha, to sorry, że chujowo skoczyłeś, masz tu kwiatki.
Nie mam czasu zajmować się wiewiórczym jojczeniem, gdyż po pierwsze muszę ogarnąć sprzęt, po drugie ogarnąć te sieroty kadrowe, a po trzecie ogarnąć... nie, nie ten wiersz wynaleziony przez Titusa. Po prostu Morgensterna.
Nauczyłam się przez niego korzystać z zestawu słuchawkowego, bo dzięki temu oszczędzam na czasie. Jakąś tam podzielnością uwagi dysponuję, więc jeśli Thomas dobija się do mnie kiedy akurat pakuję torby, to mogę jednym uchem wpuszczać, drugim wypuszczać i jeszcze przy okazji czymś pożytecznym się zająć.
O ile w ogóle odbieram, bo też bez przesady, są pewne granice naporu psychicznego.
- Mania, jak Stefan przeżył brak awansu?
Tak, tak, świetny pretekst. Bo przecież nie można zapytać o to samego zainteresowanego, trzeba dzwonić do mnie.
- Ciekawe, że Gregorem się tak nie przejmujesz.
- Znaczy no... wiesz, całą kadrą się przejmuję... właściwie.
- O Jezu, żartuję - wywracam oczami. - Wyciągnij kija z dupy - dorzucam, ale jednak wyłącznie po polsku.
- Co mówiłaś?
- A nic. Nic zupełnie. 
Chowam swoje sprzęty służbowe i rzucam szczotką w Skrobota młodszego, bo robi durne miny. Cholera, ma refleks, dziad jeden.
- Tak się zastanawiałem - kontynuuje Thomas. - Jak to zrobić, żeby może pojechać do Finlandii na przyszły weekend.
- Aha? I co?
- I chyba się nie da. 
Okej, dzięki za info.
- No trudno.
- A później jest Rosja, więc znów daleko... i tak sobie pomyślałem, że może bym wpadł do ciebie jakoś w międzyczasie.
Oho, zaczyna się.
Jemu się chyba naprawdę wydaje, że po tym weselnym incydencie coś się zmieniło. Co najmniej jakbym dała mu jakieś powody, żeby tak myślał. 
Niby nikt nie dostał w twarz, nikt nie wylądował na słupie i nawet nikt nie wpadł do oczka wodnego. To znaczy ja prawie spadłam z ławki, jak się nagle gwałtownie odsunęłam, ale poza tym strat w ludziach brak.
Jednakowoż podsumujmy sprawę. Coś wypiłam. Niedużo, ale jednak. Za to bardzo mało zjadłam. Czyli znów z powodu braku pożywienia dałam się omamić. I uważam, że na tym można zamknąć sprawę. 
Morgi nie do końca uważa tak samo, ale myślę, że nie będę się przejmować jego zdaniem na ten temat.
Zwłaszcza że nie za bardzo wiem jak mu to przetłumaczyć. Najlepiej skutecznie.
- Nie wiem czy to możliwe. Już w środę ruszamy do Finlandii.
- No to może po Finlandii.
No, może. Po Finlandii to się do mnie z dziobem pchał.
Niewątpliwie i tak zrobi co zechce, więc nie będę się specjalnie wysilać z tymi przekonywaniami. Cóż, jeśli przyjedzie, to wtedy się będę martwić. Pomyślę o tym jutro, czy jak to tam mawiała Scarlett O'Hara. Teraz nie mam na to czasu, gdyż kolejnym opierdoleniem Titusa też się przecież ktoś musi zająć.
Są sprawy ważne i ważniejsze.
__________

Pisanie tego rozdziału szło mi jak krew z nosa, ale odpowiedź na nurtujące wszystkich pytanie otrzymaliście. Zastrzeżenia można zgłaszać poniżej.

9 komentarzy:

  1. A cóż się tutaj pojawiło w ten piękny, piątkowy wieczór?! ♥

    Cieszę się, że wszyscy bez większych szkód przeżyli wesele i czas po nim. I bardzo kibicuję Thomasowi! I bardzo zazdroszczę tej wytrwałości i cieprliwości. Chyba każdy chciałby mieć ich taki poziom jak Morgi.

    Ale tak z krzykiem na Titusa?! Biedny zamknie się w sobie i już z żadnym wierszem nie przyjdzie, nigdy. (Choć czy to naprawdę będzie takie złe? xD) Młodzi natomiast nauczą się, że dużo ryzykują takim leżeniem pod nogami, jeszcze gdzieś coś kiedyś przez przypadek im się stanie i będzie problem. No ale to kwestia doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra, miałam kilka dni ochłonąć, popiszczeć na twitterze i te sprawy. Ale wiesz, napaliłam się na dzisiejszy konkurs jak głupi do sera, a tu tymczasem jak czekanie na prezent, który ma być super, a okazuje się fotografią Murańki, przewiązaną sznurkiem do przypinania krów do słupa. Więc krok po kroczku przenoszę się tutaj, bo tu nie ma żadnych Mlemensów, sznurków i słupów, tylko po prostu radość nad radości. Nawet jak w wątku kluczowym dla świata, trochę mamy kolejnego stopa – ale na tym skupię się zaraz. Bo oczywiście jak to Ty, zrobiłaś nam przeskok i zamiast na kocie wesele once again, przenosimy się w zupełnie nowe czasy, czyli do tego dziwnego sezonu, który ani nam grzeje ani ziębi.
    ZA TO KRAFCIU TYLKO GRZEJE. Serce, duszę i styrany umysł, bo wbrew poziomu balsam na stargany układ nerwowy nie musi się wiązać trwale z czymś co powszechnie zwiemy IQ. I ostrzegałam, że będą peany na jego cześć, więc będą. Nie za długie, bo nie jestem małym, wstrętnym złodziejem, który kradnie Aice jej rolę w świecie, ale odpowiednie i wymowne. Amen. Bo po prostu ilość tekstów do jakiejś złotej księgi szczurowiewiórczych myśli w tym odcinku wybiła poza wszelkie skale i chyba żaden wybitny matematyk, nie dałby rady wykonać obliczeń na tak gigantycznych liczbach.
    W sumie na kamerce łatwiej rozmawiać z Krafciem. Można wyłączyć mikrofon, żeby powiedzieć mu, patrząc mu w twarz, że jest głupi (gdy już naprawdę nie możesz wytrzymać), a jednocześnie wciąż pozostać dobrą pszyjacielką, która nie łamie wrażliwego, gryzoniowego serduszka. Można też wyłączyć kamerę, tłumacząc, że musisz iść do toalety i na przykład właśnie ziewnąć – choć ja nie wiem jak jej się na sen zbiera przy tak ciekawej, wyjątkowej i barwnej postaci. Wstyd Manieczko, równy wstydowi, którego powinnaś doznawać w chwilach, gdy negujesz, że jesteś przeznaczona innemu przedstawicielowi narodu austriackiego i w zasadzie tyle w temacie! W każdym razie kobiety coś nie lubią generalnie tych wyjątkowych skocznych Autów. Choć akurat kolejnym najpięgnym dziwić się ciężko, mimo moich nadziei, że w dobie covida, gdy nie ma na przykład problemu typu przedstawianie lubego szerokiemu gronu znajomych albo dziadkom, taki krafciozwiązek może odrobinkę dłużej pociągnąć. Niestety (także xD) nie tym razem. Swoją drogą on ma dość bujne i bogate życie miłosne. Choć tak w kontekście emocji poprzedniego odcinka, mnie wzięły rozważania czy w tych wszystkich relacjach były jakieś… No dobra, może nie sceny podtekstowe, bo to aż brzmi niestosownie przy tak małym i poczciwym szczurku, ale jakieś próby pocałunku, zakończone niezamierzonym przypieprzeniem partnerce w nos czy inne upaćkanie bluzki sosem czosnkowym przy próbie objęcia w talii… No ciekawi mnie ten aspekt, bo mogłoby być komicznie. Choć po tej która próbowała zbrukać jego krystaliczną, rycerską moralność to chyba by się bał xDDD
    A Mańka jak zawsze po swojemu, w stu procentach spójna. Czynności odpowiadają myślom. Stwierdza, że miłosici na tym swecie być i jednocześnie sięga po nutellę i chleb. KURDE DZIEWCZYNO NUTELLA NIE DA CI DZIECI I ZDRADZI NAWET ZE ZWYKŁYM KOTEM, KTÓRY SIĘ NIĄ UPAPRA, GDY TY BĘDZIESZ MYŚLAŁA, IŻ WIERNIE CZEKA NA CIEBIE PEŁNIUTKI SŁOICZEK! I jeszcze to złotouste ‘niech Ci Hayboeck masaż zrobi’. Swoją drogą ciekawe skąd Krafciu wie, że Klucha nie umi. Próbowali? Jeśli tak, to w sumie sztabowi medycznemu kadry odpada masa roboty, bo przyczyny tajemniczej kontuzji pleców stają się jasne jak słońce. EJ, W OGÓLE WŁAŚNIE SKOJARZYŁAM, ŻE W KOLEJNYM ODCINKU KRAFCIU DOSTANIE COVIDA XDDDDD
    Brum brum to jest wątek życia <3 Mańka powinna iść na pedagogikę, w sumie skoro jesteście takie podobne jak często stwierdzasz to to żadne odkrycie nie jest, ale naprawdę ma podejście do osób, które w słownictwo jeszcze nie umią (nie żeby AUTO nazywało się AUTO i po niemiecku, ale ciiiiii).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgaśnie przy ruszaniu. Powinien był dla braku inwazji dramatu, wybrać model z automatyczną skrzynią biegów i bez sprzęgła. Co prawda i tak może takowym ruszyć z impetem na wstecznym, albo pomylić gaz z hamulcem, ale i tak pula potencjalnych nieszczęść się obniża. Nawet jak pas robi piiiiiip. Powiedziałabym, że raczej silnik, a pas najwyżej grzechocze, ale gryzonie żeby przeżyć w norkach w ziemi to przecież muszą mieć słuch pierwszej klasy, więc co ja tam będę dyskutować i się wykłócać z ekspertem. A co do koloru to cieszmy się, że czerwony, a nie różowy jak fluorestencyjne majtki. W sumie było ryzyko, że róż się skojarzy Krafciowi tak kobieco, a że chce wyrwać niewątpliwie istoty będące kobietami, to pójdzie za ciosem.
      ‘ZE SKLEPA DO DOMA’. Gorzej jak wbije się swoim elektrycznym rumakiem w ścianę tego SKLEPA i wszystkie okoliczne DOMA stracą podstawowe źródło zaopatrzenia w jajka czy inny proszek do prania, ale na razie może nie siejmy takiej czarnej propagandy. Audi rozbite? Nie. Więc przyjmijmy, że nasz malutki gryzoń UMI JEZDZIĆ AUTO.
      Chwilunia… Czy to tylko najwyższej klasy polszczyzna, której mój mało wyedukowany humanistycznie mózg nie pojmuje, czy też ON SAM SIĘ ZAMIERZA OBCIĄĆ A NA DODATEK POFARBOWAĆ. Tak to zabrzmiało jakby jego fryzjer niekoniecznie… Był fryzjerem? No chyba, że Misiek go będzie strzygł na kwarantannie covidowej. Ale nie wiem czy to pocieszenie. Może się skończyć jakoś mniej więcej tak jak w przypadku tego hipotetycznego masażu terapeutycznego pleców. Co prawda włosy są głupstwem w porównaniu z kręgosłupem, plus powiedzmy sobie szczerze trochę ciężko dorównać poziomowi borsuczego gówna 2k17, ale i tak powyższe przesłanki są wysoce niepokojące. Żeby jakieś nowe gówno nie powstało. Nie wiem. Bobrze? Szopie? Popielicze? Wolę nie zgadywać. Niech oni zdecydowanie tą kwarantannę spędzają oddzielnie.
      Pisałam już to Aice na tt, ale czy Mańka mogłaby przyznawać ‘ładność’ innym Austriakom, z taką łatwością jak Michiemu? A swoją drogą ja naprawdę tu widzę często przesłanki na to, że Krafciu by ją serio chętnie zeswatał ze swoim przyjacielem sercu najdroższym. Subtelnie to robi mała bestyjka krzywozęba, ale robi. Sorry szczurzątko, zajmij się własnym życiem uczuciowym, austriacka część duszy tej kobiety jest już obsadzona od lat.
      ‘Jak będę chciała, to sobie zniszczę nie tylko włosy, ale i życie całe.’ WŁAŚNIE TO ROBISZ CIĄGLE I PERMANENTNIE NIE DAJĄC SOBIE SZANS NA PRAWDZIWE SZCZĘŚCIE I GORĄCE UCZUCIE!!! Dobra, idę dalej, bo ten komentarz ma już prawie półtorej strony, a przecież to dopiero fragment z gryzoniem. To zaczynamy sezon xD

      Mlemens w składzie zespołu to naprawdę znak 2020. I znak, że serio źle się w świecie dzieje. Dobrze, że genialny PZN tego nie przeanalizował, bo byłby mocny sygnał żeby zwalniać trenera. Jak mawiają lepszy wróbel w garści… Ale nie, w tym przypadku lepiej się wspiąć na dach i ściągnąć sobie jakiego ptaka (nie pamiętam co tam było w tym przysłowiu xD), który jakkolwiek potrafi latać. Choć w sumie wróbel też przecież potrafi i to z gracją. A Murańka to taki… Indor skoków, nic dodać, nic ująć.
      Pamiętam te ich maseczki w Wiśle, bo się śmiałam, że Auty mają takie super przylegające i sportowe, a oni zwykłe jednorazówki, sprzedawane seryjnie przy kasie w Żabce chyba. Cóż, wychodzi na to, że kasa z Żabki bardziej strzeże przez pandemią niż Adidas czy inne Nike co tam było. Kolejna uwaga nie na temat, ale mówią, że w dobie zarazy trzeba wspomagać biznes rodzimy, więc może jednak ma więcej sensu niż dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procenta tego komentarza. No.
      Ej, ja już zapomniałam o wątku wielkiego poety, filologa i znawcy języka rodzimego, o zgrozo xDDD A to takie złoto. I wielki pan trener na dodatek. W sumie jaki kraj tacy eksperci w dziedzinach kluczowych, nie? Ten szkoleniowcem, Krzysiu Biegun ekspertem telewizyjnym… Naprawdę czas zaproponować kandydaturę Murańki w wyborach prezydenckich. W każdym bądź razie – mamy bać się nie należy, nie Ty Titusku będziesz jej zięciem.

      Usuń
    2. A propos czy pani mamcia zięcia bliżej poznała, czy tylko podglądała ukradkiem w towarzystwie Izabelli wyjście na kocie weselicho? Powinna zdecydowanie poznać. Kropla drąży skałę więc napór forsowania jedynej słusznej opcji i w kręgu domowego ogniska jest bardzo, bardzo istotny dla losów tej historii i mańkowego szczęścia, BO HALO NAM TU TYLKO BABO O TWOJE SZCZĘŚCIE CHODZI NO.
      Szczotki forever <3 Choć co po niektórzy ewidentnie się ich nie boją tak jak powinni. A wiersz o życiu powinien wysłuchać i Skrobot Młodszy. W końcu ‘tylko jedno’ to też aspekt życia, nie każdy umie w tak czystą i stricte platoniczną miłość co Krafciu. Natomiast poezja musi przenikać różnymi drogami, gdyby były same Malinowe Chruśniaki, to nie dawałaby tyle do myślenia, co najwyżej gorsząc cnotliwe szczurki.
      Ten wielki wizjoner to cóż… Zgadzam się z Mańką i powiem tyle, że jest wart bycia ekspertem studia TVP. To niech wyraża wszystko, bo chyba nie raz podsumowywałam już na tt co sądzę o poziomie komentowania sportu przez tą stację xD Natomiast to ostatnie zdanie fragmentu kursywą pisane mi się nie podoba. No nie. Ja wiem, wiele można znaleźć interpretacji całkiem sympatycznych i niewinnych, nie ma co szukać dziury w całym, bla bla bla i inne brum brum (<3), ale sorry, czuję się bezpieczniejsza jak Marzenka nie wyszukuje sobie powodów do budowania więzi z Kacprem. To znaczy wiadomo – ona szczęśliwa, my też, acz ustaliłyśmy – szczęście będzie pełniejsze gdy spowoduje je jedyna słuszna opcja. Ej. I przez sprośnego księciunia na sankach, nie wysłuchaliśmy koniec końców poematu Titusa o życiu. Zbrodnia panie Kamilu! Ja się obrażam i samozwańczo żądam naprawienia tego w kolejnym rozdziale, albo serio żadnych sanek tylko szczoty pójdą w ruch xD

      No dobra. To teraz JEDYNA SŁUSZNA OPCJA i duuuużo kursywy. O zgrozo będzie krótko na ten temat, bo ten komentarz nieprzyzwoicie tak czy siak się już rozrósł ale swoje muszę powiedzieć. PRZEDE WSZYSTKIM KURDE NO NABRAŁAM SIĘ I SERCE MI UROSŁO, MIAŁAM PISZCZEĆ, MÓWIĆ ŻEBY ANULOWAŁ SZYBKO TEN ŚLUB-NIEŚLUB BO SŁYSZĘ JUŻ W GŁOWIE KOŚCIELNE DZWONY… A TU MAŃKA NADAL STAWIA NA SWOIM. Bo on do niej zadzwonił, nie? No zadzwonił. I tak się zastanawiał jakby tu doprowadzić do spotkania, że to zabrzmiało jak facet tęskniący za swoją dziewczyną. Więc ja już sobie pomarzyłam, iż oni są razem. Głupia Stella, a tu jeszcze wiele wody pewnie upłynie. Acz i tak sobie powiem, że odnotowuję sukces. PIERWSZY POCAŁUNEK W ŻYCIU MAŃKI, KTÓRY BYŁ AKTEM DOKONANYM, NIE? Bo poprzednie przerwała stosownym uderzeniem w pysk. A tego nie. Więc… Na dobrą sprawę możesz zrobić dwie rzeczy gdy ktoś Cię całuje. Opcja A – przywalić, opcja B – oddać pocałunek. Skoro na pierwsze się nie zdecydowała to ja naciągam trochę fakty i podpinam zaistniały stan pod drugą alternatywę. Co tam, czytelnik ma prawo do własnej interpretacji dzieła literackiego :P
      I jeszcze Scarlett O’Hara. Rany, jak ja kocham Przeminęło z Wiatrem. Uderzasz we wszystkie moje najulubieńsze tematy <3

      Pisz nam dalej, a swoją drogą przysięgam, że ja nic nie biorę przez ‘tworzeniem’ tych swoich pseudokomentarzy. Buziaki XD
      PS. Pewno zapomniałam miliona kluczowych faktów, ale nadrobię na tt, bo tu jak Krafciu złapie covida, to raczej na inne wątki czasu nie będzie xD
      PS2. Mówiłam jak mocno kocham?

      Usuń
  3. Ujmę to tak: ZA MAŁO KACPERKA.

    Ale do rzeczy. Jakie to szczęście, że Kraft jeździ tylko "do doma i sklep"! Chociaż wyobrażam sobie, że jeździ 20 km/h, jak ten "Niemiec, co pod kocem trzymał". Niemniej jednak taka szczurowiewiórka może siać postrach na austriackich drogach, niechby i wiejskich. Zgadzam się z nim jednak, że "i miłoś ni ma".

    Aaaaaa potem co ta Manieczka taka nie w sosie? Nawet na Miszczunia warknęła, o ty w mordę. Bo że na Titusa, który powinien dostać statuetkę "trenera roku" na kolejnej arcyważnej Gali Miszczuf Sportu, bo jak widać on tak już tych swoich podopiecznych wyszkolił, że sami umieją o siebie zadbać, ba! Oni mogą SAMI SIĘ TRENOWAĆ! Myślisz, że to obijanie się? Pff! Dziewczyno. To jest taka taktyka. Trener Doležal to przy nim jest cienki bolek. Bo czy trener Doležal napisałby wiersz o sensie życia? No nie. Więc odpowiedź nasuwa się sama. Taki Doležal to umie tylko zawodników wyszkolić, ale żeby ich przy tym doedukować i zabawić - to tylko Krzysztof Miętus potrafi.

    Brrrr... Morgi. Nope. To znaczy ja go lubię, ale nie tutaj. Won od Manieczki, austriacka kreaturo! Kacperka ci ona! I w sumie dziwię się, że Morgi po pierwsze się jeszcze nie poddał, a po drugie nie zakończył tego wesela na urazówce ze złamanym nosem. Mańka na samych uparciuchów (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) trafia. Bo i Kacperek długo wytrzymał, i Morgi jakiś niechętny, żeby się poddać. Nie wiem, czy kiedykolwiek zakończysz to opowiadanie (plz, don’t), ale jeśli tak, to jak znam Ciebie, zostawisz Manieczkę samą. Ale wtedy pewnie zbierze się grupa wariatek, które napiszą fanfiction do fanfiction i dadzą Manieczce happy end, na jaki zasługuje. I nie z helikopciarzem, on w ogóle Manieczki nie rozumie. Nie to, co Kacperek. OMG… aż mnie naszła tragiczna wizja, w której Manieczka będzie musiała być na ślubie Kacperka i Julki! (Hm, hm, hm, skąd ja to znam…). Nie rób jej tego!

    A tak całkiem poważnie, to cieszę się, że wstawiłaś rozdział. Manieczka nie pyta, Manieczka rozumie. Dzięki, że tu nadal jesteś i piszesz. Bo - jak się patrzy na naszą kadrę, zwłaszcza po wczoraj - to materiał robi się sam. XD

    Buziolki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak mam nadzieję, że jeśli kiedyś Mania miałaby się zakończyć (OBY NIGDY!!!) i zostałaby sama, to ktoś napisze fanfika i połączy ją z Krafciem :D
      Bo wiadomo, że po takim "samotnym" zakończeniu, każda z opcji dośpiewa sobie swoją wersję, więc przydałaby się jakaś trzecia :P

      Usuń
    2. heroicznie się mogę podjąć kiedyś tego zadania. ja lubię takie dziwne rzeczy pisać XD

      Usuń
  4. Coś skromne te wyjaśnienia dotyczące buziaka :P spodziewałam się opisu tych strasznych batali między Morgim a Marzenką na cały rozdział a tu tak delikatnie, parę linijek i pozamiatane :/ ale najwyraźniej Marzenka wytłumaczyła sobie wszystko wypitym alkoholem i nie uznała tego za istotny punkt w swoim życiu.
    Kraft i jego perypetie motoryzacyjne jak zawsze wywołują uśmiech na twarzy.
    W rozdziale brakuje mi Kacperka, bardzo mało go ostatnio, Marzenka jakby go niezauważała albo nawet o nim zapomniała... ja wiem że każdy może się zniechęcić do innej osoby jak jest ciągle odpychany, no ale wiem co tu się podziało, że Kacper tak prawie całkiem nam zanika w tej historii :( powiem tak Kacperku wróć ;)
    Tyle na dzisiaj, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde, czyżbym miała szansę być na bieżąco? [SZOK I NIEDOWIERZANIE]
    Brum brum brzmi jakby Kraft miał być główną postacią tego rozdziału.
    Widoerozmowy maj ten plus ze mozna pozorować zerwanie łącza internetowego XD
    Ugh Kraftboeck się za mocno nasuwa, Maaaania, staph!
    PS: jedzenie jest ważne!
    Ej ja też wybieram auto po kolorze... czyżby Kraft był kobietą? (nie ujmując niczego płci naszej cudownej?)
    KLraft się chyba uczy ślaśkiej odmiany polskiego... Na śląsku by go rozumieli, ej!
    Niech lpeiej włsów nie tyka, Marzenka ma rcję. I Michi jest łądny, no jest., I co z tego?
    Blond to nie wszystko niestety. Ale blondynki mają w życiu łatiwej!
    Włosy rzecz nabyta, najwyżej odrosną!

    Łociepanie, był taki konkurs. Dziwny to był rok, zaiste.
    ja tam bym się bała, że mnie MArzenka PRZYPADKIEM nadepnie jak bym byłą takim wyrodnym skakajcem XD
    Jak Dawida siekło to moze i przelży cały konkurs, kto go tam wie... alezy czy fizjo się postarał (ja bym się postarałą!)
    Łomateńko, apomniałam, ze kotś taki jak Titus wgl istnieje XD
    Jak m owi stare ludowe przysłiowe - ufaj i kontroluj. W wersji uproszcoznej: ufaj, żę nic nie ...ebnie.
    ojć. to było niemiłe. nawet jak na manie. To jednak Titus jest, urocze i bezbronne stworzenie!
    I JA SIE PYTAM, CZY MORGI ZYJE, BO JAKOŚ OMINĘLAŚ TEMAT.
    EWENTUALNIE TO BYŁY MANKOWE UROJENIA, A KOT WCALE SIE NIE HAJTAŁ NAWET.

    O, a jednak. Co to za pogaduszki, halo? czy oni zostali Jackiem i Barbarą?! (za dużo memów ostatnio, sorrunia)
    Skroboty sa przyzywczjaone do uników, już nieco Marzenkę znaja...
    Thomas, wez ty sie odczep, co? W tempie mani, to następne buzi buzi za jakiś 8 lat cię czeka. o ile w ogóle.
    Nikt nie dostał w twarz? Ojej, szkoda (mogła go chociaż do jakiejś kałuży wrzucić)
    Oj, zwalanie na alkohol zawsze ma slabe podstawy, try harder Marzenko.
    ach ta gra słów!

    Łopanie liściasty. Dotarłam aż tu. Wybacz gbłędy w tych ostatnich komentarzah i niesójność relacji.
    jako #teamJemioła jestem połowiczeni usatysfackojnwana. małuych morgensternów nie będzie, ale liczyłąm, zr trochę mu MArzenka twarz poprzestawia swoim zwyczajem. I za mało Kacperka, rekalmacja!

    Żąrt, czekam na anstepny. Tym razem bede na bieząco przybiezać z komencikami, promise!

    OdpowiedzUsuń