piątek, 3 kwietnia 2020

72. Szlag by to trafił

Zawody, na które jeździ z nami Klemens Murańka, mają jakiś taki dodatkowy aspekt humorystyczny. I jest to humor z gatunku śmiech przez łzy.
Mój dzisiejszy dzień zaczął się od tego, że do pokoju wparował mi tenże właśnie Mlemens Kurańka (oczywiście bez pukania, a jakże) i zadał standardowe pytanie o skarpetkę. (Mania, nie widziałaś może mojej skarpetki?) Jak zwykle lewą. (Nie wiem, Mania, ale jakoś tak zawsze gubią mi się lewe. To musi mieć coś wspólnego z ciśnieniem.) Ciśnienie to akurat mnie podskoczyło. Oraz Dawidowi. (Kurwa, zjebie, szukaj se tych skarpetek gdzie indziej, ja tu próbuję spać. Marzena, wyrzuć go.) Dzięki czemu przyczynił się do rodzinnej kłótni. (Spierdalaj, mogłeś zamknąć drzwi na klucz wczoraj wieczorem.) Obfitującej w niezwykle wyszukane słownictwo. (Sama se mogłaś zamknąć. Ja pierdolę.) W efekcie nawet nie zauważyliśmy jak Cudowne Dziecię Polskich Skoków poszło se szukać tej swojej skarpetki gdzie indziej. My za to zdążyliśmy się już doskonale rozbudzić. Aż za bardzo. Kawy nie trzeba było pić.
Schodząc na śniadanie, spotkałam Krafta. Z przyjacielem jego najlepszym. I jakoś tak z góry założyli, że w takim razie usiądziemy sobie razem przy stoliku. Nie wiem, co sobie Hayboeck wyobraża po tych dyskusjach nad profilem randkowym Szczurowiewiórki sprzed tygodnia, ale przyjaźni to z tego nie będzie. Nie mogę się aż tak wkręcać w życie Krafta, bo naprawdę źle skończę. Ale jednak spożyliśmy wspólnie to śniadanie, a w międzyczasie Stefan obczaił całą stołówkę pełną skoczkiń, bo tak się składa, że w tym tygodniu dziewczyny też skaczą w Klingenthal i też śpią w tym samym hotelu. Niech se lepiej uważa, bo połowa z nich to jest jeszcze nielegalna.
Później mieliśmy trening na sali. To znaczy chłopcy mieli, bo ja to się na nim pojawiam zazwyczaj w charakterze loży szyderców widowni. Klimek zdążył do tej pory odnaleźć skarpetkę, wobec czego trening przebiegł bez większych zakłóceń. No, może pomijając ten detal, że trzy metry dalej trenowali Austriacy, więc w gruncie rzeczy nie miałam ani pięć minut spokoju, bo przecież Kraft domaga się uwagi jak czterolatek.
A teraz jedziemy sobie busem na skocznię. Też z Austriakami. Skończę w wariatkowie i będę tam przyjmować odwiedziny Szczurowiewiórki. Dzień jak co dzień niestety.
Kraftowi humor dopisuje, wygrał w końcu wczoraj te kwalifikacje, na dodatek teraz jak widzę coś sobie z Hayboeckiem pokazują w telefonie. Dobrze, że pierwsza się wpakowałam do tego busa i zawczasu obstawiłam na tylnym siedzeniu Skrobotem, Miszczem i własnym bratem, bo to ja bym musiała teraz robić to co Hayboeck.
A tak zapuszczam żurawia w telefon Kacpra. Bo znowu jakieś sms-ki bez przerwy pisze.
Gardzę sobą. Ale dalej skręcam gałki oczne do granic możliwości.

Zadzwonie wieczorem Kacperku, ide teraz na trening. Powodzenia :*

No żeż kurwa, co to za kacperkowanie?
- Mańka, uważaj. Nie skręcaj tak tych gał, bo ci tak zostanie.
Na brata to jednak zawsze można liczyć.
Przybieram barwę buraka. Fajnie.
- O co ci chodzi?  - burczę. - Znajdź se jakieś twórcze zajęcie, bo chyba ci się nudzi.
- Sprytna próba przerzucenia ciężaru rozmowy w innym kierunku - kiwa głową Dawid - ale ja cię za dobrze znam. Co tam? Zazdrosna jesteś?
Posyłam mu spojrzenie przepełnione politowaniem.
- Przywróć se mózg do ustawień fabrycznych, bo ci się coś pojebało.
- Ej, ej! - krzyczy Kot, odwracając się do nas. - Zagrajmy w To, co widzę, jest..., okej?
Po pierwsze - po cholerę on w ogóle jedzie na tę skocznię, skoro w drużynówce nie będzie skakał? A po drugie - już wszystko lepsze od tego, co przed chwilą.
- Dobra - zgadza się ten pawian, mój brat. - Ja zaczynam. To, co widzę... siedzi obok mnie i jest zazdrosne o Skrobota.
- O co ci, kurwa, chodzi?!
I dlaczego, do cholery, wszyscy się śmieją?
I dlaczego nawet nie mam jak stąd wyjść?
O, jednak mam jak. Dojechaliśmy pod skocznię. Wreszcie. Czas najwyższy się wziąć do jakiejś roboty, bo od tego opierdalania w autokarze wszystkim się mózg lasuje. Choć niektórym to się już nawet nie ma co lasować.
Wychodzimy, wyciągamy bagaże. Kątem oka widzę, że Kraft już się zbiera, żeby zaatakować mnie jakimiś pasjonującymi informacjami. Szybko ruszam za drużyną, bo mam po dziurki w nosie jakichkolwiek konwersacji.
Podchodzimy do naszego domku i co widzę? Morgenstern dyskutuje z jakimiś ludźmi od organizatorów.
Ja pierdolę, tylko jego jeszcze brakowało.
Naprawdę miałam nadzieję, że skoro go wczoraj nie było, to zapomniał i już nie przyjedzie. Nie wiem, co ja sobie myślałam, ściągając go tutaj, ale najwyraźniej bardziej skupiałam się wtedy na Mannerach, leżących przede mną, niż na tym, co mówiłam. I takie są skutki.
Bo to nie jest tak, że on sobie po prostu przyjechał na zawody. On przyjechał, bo ja go o to poprosiłam. I pewnie teraz wyobraża sobie nie wiadomo co. A tu nie ma zupełnie nic do wyobrażania. Sorry.
O, już nas widzi. Żegna się z tamtymi ludźmi i szeroko uśmiecha, patrząc w moją stronę. Ratunku.
- Czeszcz, jak sze masz?
Czy on pobiera lekcje u Krafta? Nie no, dobrze, wiem, że tyle to i za czasów Małysza potrafił powiedzieć. Ale jakoś za często nie mówił.
- Cześć. Przyjechałeś - uśmiecham się niewyraźnie.
- Jak mógłbym nie przyjechać?
No. Faktycznie. I co ja mam teraz powiedzieć? Stoję jak widły w gnoju, objuczona torbą i plecakiem, czuję, że mózg mi paruje z wysiłku, a w efekcie gapię się na buty. I to nawet nie swoje, tylko Morgensterna.
Okej, to w gruncie rzeczy było miłe, może nawet bardzo, ale ja nie potrafię prowadzić tego typu konwersacji. I chyba nie chcę.
- Słuchaj... - mówię w końcu, bo cisza się przedłuża. - Ja... muszę się teraz brać do pracy...
Thomasowi rzednie mina.
- Jasne, rozumiem. Ale czy ty przypadkiem... przede mną nie uciekasz?
Jak ja lubię takich błyskotliwych mężczyzn.
- Jak skończę z robotą, obejrzymy razem drugą serię. Może być?
Tonę. A jako ostatniej deski ratunku łapię się kotwicy. Albo czegoś równie ciężkiego.
- Super - Thomas znów się uśmiecha i kładzie mi rękę na ramieniu. Zastygam w bezruchu. - Cieszę się, że... że cię widzę.
Ta rozmowa to jest tak nieprawdopodobnie bogata w treść, jak mózg Murańki w inteligencję.
I nagle Thomas nachyla się w moją stronę, a ja automatyczne cofam się o krok. A że krok za mną znajduje się moja walizka, to prawie się o nią przewracam. Prawie, bo Morgenstern łapie mnie razem z torbą i plecakiem, którymi jestem obwieszona, a które dodatkowo wzmacniają moje możliwości grawitacyjne. Thomas musi więc użyć więcej siły, żebyśmy oboje nie polecieli. I chyba używa jej aż za dużo, bo nagle ze zdziwieniem odnotowuję, że znajduję się jakieś dziesięć centymetrów od jego klatki piersiowej. Ale jakoś nie słyszę, żeby jego serce waliło tak jak moje.
- Czy teraz już zawsze będziesz padać z wrażenia na mój widok? - słyszę gdzieś nad swoją głową.
- Postaram się ograniczać - mamroczę.
- Nie żeby mi przeszkadzało ratowanie cię, ale...
- Ale możesz mnie już puścić.
- A, no tak.
Morgenstern się odsuwa, a ja chwytam walizkę i wchodzę do domku.
Tymczasem panowie wyglądają jakby dopiero co odkleili nosy od okien. Nic nie rozpakowane, nic nie przygotowane, nawet o niczym nie gadają. Po prostu byli do tej pory baaardzo zajęci tym co nie trzeba.
Czy moje życie pseudo uczuciowe jest główną rozrywką tej kadry?
Nie, nie jest, idiotko. Jakbyś się nie obściskiwała z Morgensternem przed samymi oknami, to by się zajęli łapaniem pokemonów. 
Sama więc biorę się do roboty, bo czas leci i właściwie wszyscy idą od razu w moje ślady.
Chłopcy wychodzą na rozgrzewkę, sztab na szczęście w zasadzie był w środku przez jakieś trzydzieści sekund, więc wyszli zanim jeszcze zaczęłam gadać z Morgim. Chociaż tyle.
Zostaję sama ze Skrobotem. Pracujemy sobie zgodnie i w kompletnej ciszy. No cóż. Bywa i tak. Pewnie jest zbyt zajęty myśleniem o Juleczce, żeby do mnie gadać.
Wywiązuję się obietnicy wspólnego oglądania drugiej serii z Morgensternem o tyle, że cała reszta naszego sztabu też stoi obok. Trudno, jak mu się nie podoba, nikt go tu siłą nie trzyma. Tak się składa, że wygrywamy ten konkurs, więc polskiego hymnu też ma okazję posłuchać. A na zakończenie chce z nami jechać do hotelu, ale szanujmy się - są pewne granice. Odwodzę go od tego pomysłu dosyć stanowczo. Jak se chce spać w łóżku z Kraftem, to proszę bardzo, ale jak ma zamiar wracać po nocy do swojego hotelu, to nie ma to żadnego sensu.
Z jego decyzji wynika, że chyba nie ma zamiaru spać z Kraftem. I całe szczęście, bo przecież ta rola i tak już jest zajęta przez Hayboecka.

Po takiej sobocie przydałby mi się dzień, który mogłabym przeleżeć pod kocem z herbatką i czekoladą, najlepiej przykryta łącznie z głową. Ale oczywiście to się nie wydarzy. Tym razem nie budzi mnie Murańka, choćby nawet bardzo chciał nam tu wparować z samego rana, to nie ma takiej opcji, bo osobiście wczoraj wieczorem przekręciłam klucz w drzwiach. Za to sama budzę się przed szóstą, mimo że jeszcze dobrze po północy kręciłam się z boku na bok. Serdeczna gratulacja, ciekawe jaka będę przytomna o siedemnastej.
Usiłuję usnąć ponownie, ale nic z tego. Wreszcie wstaję, myję się i zakładam dres. Schodzę na stołówkę, a tam pierwsze co rzuca mi się w oczy, to Skrobot siedzący z kawą przy stoliku.
Podchodzę do niego, mocno zdziwiona.
- Czy ty się dobrze czujesz? - mówię, kręcąc głową. - Siódmej jeszcze nie ma.
Kacper powoli podnosi wzrok znad telefonu.
- Dzień dobry, również miło mi cię widzieć z rana - uśmiecha się lekko. - Ty też najwyraźniej nie czujesz się najlepiej.
- Jakoś nie mogłam spać - informuję, jakby co najmniej sam nie zauważył i siadam przy stoliku. - Mogę? - pytam, częstując się jego kawą.
- Możesz też zrobić sobie swoją, ale przecież wiem, że na sępa lepiej smakuje.
- Prawda? Jak ty mnie znasz.
- Znam, znam... - Oboje się uśmiechamy, ale po chwili oboje odwracamy wzrok. Chyba z innych powodów.
Gapię się chwilę w jego filiżankę.
- Czy ja cię mogę o coś zapytać?
- Zależy o co.
- A, o nic - wycofuję się. - Nieważne.
- Aha. Jak wolisz. Manieczka - Kacper czeka aż podniosę wzrok. - Nie martw się.
- Czym? - pytam zdezorientowana.
- Niczym. I nikim. Nie przejmuj się, nie zastanawiaj... Po prostu rób, co chcesz. I co czujesz.
O matko kochana. Co to ma być za sesja terapeutyczna. Nic z tego nie rozumiem. Ale jakoś wolę nie dopytywać o co chodzi. Bo jeszcze by mi wytłumaczył. Zbyt dosłownie.
- To ja jednak może sobie zrobię tę kawę.
- Zrób - zgadza się Skrobot. - Możesz też zrobić drugą mnie. Bo tej sama wypiłaś połowę.
Nie sposób zaprzeczyć temu faktowi. Jako że czeka nas długi dzień, trzeba się odpowiednio do niego przygotować już na starcie. Jedna kawa na dwoje to zdecydowanie za mało.

Te poranne kawy to był dar niebios. Uświadamiam to sobie brutalnie, z niesmakiem przełykając kawę z automatu za dwa euro, którą zakupił dla mnie Stefek Hula. Uznał, że skoro nie zakwalifikował się do konkursu, przynajmniej do czegoś się przyda. Postawa godna podziwu, choć kawa już niekoniecznie. Ale jak się spało w nocy pięć godzin, to dobre i to.
Usiłuję nie ziewać jak smok, nie pluć tą kawą i nie tracić zainteresowania wydarzeniami na skoczni. Idzie mi raczej średniawo, zwłaszcza kiedy koło mnie i Stefka pojawia się Morgi. Z dwoma kubkami z automatu. Ups.
Trochę mi głupio, bo od rana przed nim uciekam, zasłaniając się pracą, a doskonale pamiętam, kto go tu ściągnął z Austrii. Solennie obiecuję sama przed sobą już nigdy nie składać nikomu żadnych propozycji, kiedy mózg mam skupiony na jedzeniu. Czyli przez większość mojego życia.
Thomas wita się ze Stefkiem, po czym mówi do mnie:
- Widzę, że kawę już masz.
- Ale może Stefanek się napije - rzucam z głupa, zanim zdążę ugryźć się w język.
Morgenstern niepewnie podsuwa mu kubek, Hula oponuje, że nie, nie trzeba, a ja znów się czuję jak ostatnia idiotka.
Dobra, czas wziąć się w garść. Wzdycham, naciągam czapkę na uszy i proponuję Thomasowi, żebyśmy poszli gdzieś pogadać. Wychodzi na to, że jednymi z niewielu spokojnych w tej chwili miejsc są domki ekip. Na dodatek panuje w nich dodatnia temperatura. Można powiedzieć - same plusy. Hehe, pośmialiśmy się, czas na mniej zabawną część przedstawienia.
Wszyscy członkowie ekip albo już poszli oglądać zawody, albo właśnie idą, więc jesteśmy chyba jedynymi osobami, które pokonują tę trasę w przeciwnym kierunku. Ale po konkursie zaraz będziemy się zbierać do domu, więc nie mam specjalnie wyboru, kiedyś muszę w końcu znaleźć pięć minut na rozmowę.
Siadamy w centrum tego bajzlu, który przypomina mi (gdybym kiedyś miała jakiekolwiek wątpliwości), że pracuję z bandą wieprzy, dla których wzięcie do ręki miotły jest trudniejsze od rzucenia się w powietrze z dwiema deskami przypiętymi do stóp.
Morgi nie wydaje się zdziwiony tym burdelem, najwyraźniej Austriacy nie są lepsi. Stawia kubki z kawą gdzieś między smarami, ściąga czapkę i rozpina kurtkę. I wpatruje się we mnie bez słowa.
Zaczynam skubać skórkę przy paznokciu.
- Czemu się tak patrzysz?
- Chciałaś porozmawiać... - przypomina Thomas.
Faktycznie. Wygląda na to, że to na mnie spada ciężar prowadzenia konwersacji. Szlag by to trafił.
- No dobrze. Słuchaj... przepraszam, że cię tu ściągnęłam i niespecjalnie miałam dla ciebie czas.
- Mania - uśmiecha się - ja naprawdę wiem jak ten sport działa. Wszystko jest w porządku.
Otóż nie do końca.
- Tak, tylko... jak ci to powiedzieć...
I właściwie - co? Bo chyba sama nie wiem.
- Mam się martwić? Coś się stało?
- Zastanawiam się czego ty właściwie ode mnie oczekujesz - ruszam do ataku, bo to mi chyba najlepiej wychodzi. - Wydzwaniasz do mnie, wypisujesz, bajerujesz mnie. Najpierw się może rozwiedź.
- Rozwiodłem się.
- Co?
- Myślałem, że to oczywiste.
No niekoniecznie.
- Tak po cichu? Jakim cudem internet o tym nie huczał?
- Razem z Kristiną stwierdziliśmy, że potrafimy rozstać się z klasą - Morgi wzrusza ramionami. - Chyba się udało.
Cóż za radosna nowina. Czy mam teraz wstać i bić brawo?
- Nie chciałem zaczynać czegoś nowego, dopóki nie zakończyłem tamtego związku - kontynuuje. - Ale teraz mógłbym spróbować cię przekonać, że... że mi na tobie zależy.
Próbować zawsze można.
- Tak? - odpowiadam z przekąsem. - Na przykład jak?
- Na przykład zabrać cię na jakąś normalną kawę - uśmiecha się przepraszająco - i porozmawiać o pierdołach. A może polecieć gdzieś helikopterem... jeśli się zgodzisz. Co zechcesz.
Okej, za dużo tego wszystkiego jak na dwa dni. Chociaż wcale to nie jest aż takie nachalne, ale jednak za dużo. Proszę mi dać trochę przestrzeni osobistej.
Tymczasem Morgi wręcz przeciwnie - zawęża mi tę przestrzeń. I to już owszem - jest dosyć nachalne. To znaczy - tak myślę, bo przecież za cholerę się na tym nie znam. Doświadczenie w relacjach damsko-męskich mam bliskie zerowemu.
- Mania, daj mi szansę - szepcze, dotykając moich włosów, jakoś tak zdecydowanie zbyt blisko twarzy.
Już mam odpowiedzieć, że petycja zostanie rozpatrzona w ciągu siedmiu dni roboczych, kiedy nagle otwierają się drzwi i w domku pojawia się Kacper.
- Sorry - wyciąga rękę w przepraszającym geście i szybko zamyka drzwi, cofając się na zewnątrz, zanim ktokolwiek zdąży mu coś odpowiedzieć.
Dlaczego nagle czuję się winna, skoro sam mi powiedział, że mam się niczym nie przejmować?
__________

Czytałam i poprawiałam ten rozdział tyle razy, że fragmenty znam już na pamięć. I w efekcie nawet nie jestem w stanie określić czy jest w porządku, czy niekoniecznie.
Z tego miejsca chciałabym powiedzieć, że przynależenie do stronnictw #TeamJemioła lub #TeamHelikopter nie jest obligatoryjne, ale niewątpliwie zapewnia poczucie wspólnoty, co jest ważne w tych trudnych czasach. Także polecam i pozdrawiam obie formacje.
I jeszcze chciałabym dodać, że skoro i tak siedzicie w domu, to nawet z nudów moglibyście skomentować ten rozdział, nie? Co Wam szkodzi ;)

13 komentarzy:

  1. #teamjemioła wyczuwa za mało Kacperka. Ja nadal liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej petycji dot. związku ewentualnego Mani z Kacperkiem w jak najszybszym czasie. No i oczywiście poziom tego rozdziału niezmiennie wysoki! Pozdrawiam Moją Ulubioną Autorkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie petycje rozpatruje się dosyć długo niestety, ale nie trać nadziei XD Dziękuję bardzo <3

      Usuń
  2. Kacper wyszedł koniec końców na słabszego faceta niż Murańka i Kot razem wzięci. Swoją drogą Morgi też podejmuje za mało radykalne kroki, jakby był Kraftem, tyle że w przystojniejszej wersji. Nie zdziwię się, że gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Pojawi się jakiś zdecydowany chłop i im ją zwinie sprzed nosa. I dobrze, bo Marzenie trzeba gościa z jajami!
    Rozdział genialny, autorka jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa jakie radykalne i zdecydowane kroki masz na myśli. Podziel się, może skorzystam z pomysłów ;) Dziękuję <3

      Usuń
  3. Miałam skomencić wszystko po kolei, jak już się zabiorę za nadrabianie dziury fabularnej... ale tak jakoś sobie pomyślałam, że ten rozdział zasługuje na komentarz już teraz.

    Jest taki fajniutki. <3 Co prawda nie ogarniam, o co chodzi z Marzenką i Helikoptrem, bo przecież przez długi czas nie chodziło o nic, ale... KACPEREK ZAJĘTY?! CO. TO. MA. ZNACZYĆ?! Plus taki, że Marzenka przynajmniej zna i pamięta imię tej... WIEDŹMY. Bo że ona musiała jakiejś czarnej magii użyć, żeby Kacperka omamić, to każden jeden wie. I jestem też ciekawa, z kim to się umówi w końcu Kraft... stawiam na jakąś piękną borsuczycę, która poleci na to jego gniazdo na głowie.

    No i Murańka... pewnie nawet się nie zorientował, że wywołał konflikt rodzinny. Ale oni tacy już są: narobią ambarasu i dupą się odwrócą i sobie pójdą, ale żeby się poczuć do odpowiedzialności, to już nie!

    Twoje rozdziały (bo poprzedni też czytałam, jak wiesz) mnie tak ładnie natychają. <3 Nie do tego, żeby zżynać, ofc, tylko tak po prostu. Przypomina mi się, że świat skoków nie musi być taki paskudny jak z 90% ff na Wattpadzie i że jeszcze mam w sobie tę iskrę, żeby Tośków skończyć. Nie wiem, czy w tej dekadzie, ale obiecałam sobie, że to zrobię.

    Ale dość o mnie! Manieczka, Manieczka, Manieczka... opanuj się, dziewczyno. Zostaw tego helikopciarza głupola i weź się za porządnego Kacpra S., co Cię kocha na dobre i złe! Co by za Tobą w ogień skoczył! I POWIEDZIAŁ CI TO, CIEMNA MASO! Chociaż w sumie ten Morgi nie wydaje się taki znowu zły... ale wiadomo, trzeba go pohejtować, bo OTP jest jedno i zostało opatrzone hasztagiem #teamjemioła!

    Koniec, tak żem postanowiła i tak będzie!

    Kisski, loffki, przytulaski! Nagadaj tej Maniusi ode mnie, OK?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadrobisz dziurę fabularną i puzzle wskoczą na swoje miejsce ;)
      Jak mnie to cieszy, że poczułaś natychanie ;) Piękne to słowa <3 Pogadam z Mańką, pogadam, ale nie obiecuję, że mnie posłucha. Kobita jest dosyć niezależna XD
      Dziękuję <3

      Usuń
  4. To, że Mania jest zazdrosna o Kacpra widzą wszyscy i głośno o tym mówią. To, że Kacper jest zazdrosny o Manię dziwnym trafem pomijają. Mam nadzieję, że Morgi będzie trochę bardziej skuteczny i nie będzie się zbliżał do Marzenki jak pies do jeża (bo tak to wyglądało z perspektywy próby zbliżenia się Kacpra). Niewykorzystane szanse bolą, ale jak widać Skrobot próbuje (choć trochę mu to nie wychodzi) żyć przyszłością. Marzenka też powinna. A kto będzie jej przyszłością? Chyba nikt tego nie wie.. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to jestem :D I chcę jutro rozdział <3 Tylko z góry ostrzegam, że ledwo widzę ekran w tym słońcu, więc nie wiem co mi z tego wyjdzie :P
    Przyznam szczerze, że trochę nie wiem, co myśleć o tym rozdziale, a raczej o zachowaniu Manieczki, bo rozdział sam w sobie jest po prostu cudowny. Przeczytałam go sobie teraz raz jeszcze, bo wiadomo że za pierwszym razem to do głosu dochodzą głównie emocje - szczególnie jak się jest już tak mocno związanym z bohaterami - i jak za pierwszym razem byłam zła o jej zachowanie względem Morgo (co poradzę, że bym chciała wielkie romantyczne i słodziachne rozwiązanie tej kwestii już teraz natychmiast :P) tak myślę, że mimo wszystko to jest bardziej w jej stylu i bardzo mi się podoba. Szczególnie że pomimo swojego strachu, niepewności i wszystkiego z tym związanego, postanowiła z nim porozmawiać, być całkowicie szczera. Naprawdę uwielbiam ich relację, nawet jak idzie powolutku i nie zawsze w pasującym mi kierunku. Jednak tego wszystkiego z Kacprem za diabła nie rozumiem. Może dlatego, że tak bardzo nie chcę, żeby coś się na tym froncie rozwinęło, że wolę ich jako przyjaciół, a ta sytuacja mi jakoś tak psuje te ich przyjacielskie stosunki. Plus robi to z Manieczki taką jakąś rozchwianą emocjonalnie, ale nie w ten sposób, który w niech kocham. Oczywiście to też wynika z tego, że ja sobie wmawiam, iż ona naprawdę coś czuje do Morgo, że chciałaby z nim spróbować, ale się boi, ma te swoje niepewności i wszystko inne co sprawia, że będziemy musieli na to nieco poczekać, ale się doczekamy. No wiec w tym przypadku (tych ukrytych, ale prawdziwych) uczuć do Morgo, nie pasuje mi jednoczesna zazdrość czy jakieś poczucia winy względem innego faceta. Faceta, którego ona sama tak długo nie chciała. Tak, wiem, że można czuć coś wobec dwóch facetów jednocześnie, ale nie pasuje mi to do Manieczki, więc jeżeli to wszystko związane z Kacprem jest prawdziwe, wtedy chyba muszę przyjąc opcje, że ona nic do Morgo nie czuje, że między nimi nic nie ma i nigdy nic nie będzie. A tego nie chcę, więc wolę nie rozumieć i nie lubić tego, co dzieję się z Manieczką w kwestii Skrobota. Szczególnie że już wiele razy powtarzałam jakie jest moje podejście do zwiazku Kacpra (że jeżeli nie jest on na serio tylko dla wzbudzenia zazdrości, to Kacper ogromnie straci w moich oczach, a jeżeli miałby się rozpaść z zupełnie innych powodów niż Mania.... ok, pewnie bym to kupiła) a i takiego przekonywania się 'co straciłam' przez to, że on sobie znalazł kogoś innego chyba też nie jestem fanką.
    Także ten.... kocham wątek uczuciowy w tej historii, ale Manieczko zdecyduj się czego chcesz,bo to rozchwianie i jakieś dziwne ciągoty do obu Ci nie pasują :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak z innych, nie uczuciowych kwestii: coraz więcej Miśka w tej historii :P W sumie jak tak pomyśleć, to aż dziwne, że pomimo tak istotnej (momentami wręcz pierwszoplanowej) postaci Krafcia, Misiek do tej pory raczej występował w formie wspominanej przez Krafta lub komentowanej w myślach przez Manie. A teraz chyba postanowił pójśc w ślady przyjaciela i też trochę podręczyć (o ile Miskiem może kogokolwiek dręczyć :P) Manieczkę swoją fizyczną obecnością :D Nie to żeby mi to jakkolwiek przeszkadzało :P (wręcz przeciwnie). Mam tylko nadzieję, że w ich ślady nie postanowi pójść jeszcze zGred, bo to mogłoby być już dla Manieczki za wiele do zniesienia :P (Yyyyyy wspomnienie o zGredzie mi uświadomiło, że nie było Kubusia w tym rozdziale.... i chyba mnie to przeraziło, że przez Ciebie zGred mi się z Kubą teraz będzie kojarzył, ewentualnie Kuba ze zGredem..... straszna wizja!).
      A tak na koniec dodam, ze podziwiam Manieczkę (tzn podziwiam i kocham ją od dawna i praktycznie za wszystko, albo za większość :P) ale jakbym to ja zaliczyła pobudkę z widokiem gęby Murańki, to chyba wylądowałabym w wariatkowie, a już na pewno nie byłabym tego dnia zdolna do normalnego funkcjonowania. Nie znoszę tego człowieka!
      No dobrze. Zbyt gornolotny to ten komentarz nie jest, ale chcę żebyś wiedziała, że nawet jak czasem sobie ponarzekam na Manieczkę, to i tak ją kocham i kocham tę historię całym moim serduszkiem <3
      Czekam na now rozdział (JUTRO :D)

      Usuń
  6. Ciekawe czy wyrobię się z komentarzem przed pojawieniem się nowego rozdziału dzisiaj XD
    Ogólnie to jestem trochę zawiedziona zachowaniem Manieczki, ale to nie jej wina tylko moja, bo wyobraziłam sobie nie wiadomo co po poprzednim rozdziale, a przecież to byłoby bardzo nie w jej stylu, jakby faktycznie nagle wyszła tu teraz jakaś słodka historia miłosna. Te jej wątpliwości są bardzo naturalne i myślę, że dla całokształtu jest zdecydowanie lepiej, że tak wyszło. Chociaż to nie zmienia faktu, że mi smutno i liczę na to, że pomalutku zacznie się przekonywać, że może warto zaryzykować :p Niestety coraz mocniej zaczynam przeczuwać, że Marzenka dała się ponieść emocjom i próbowała działać coś z Thomasem tylko po to, żeby wzbudzić zazdrość Kacpra, ale tfu, tfu. Mam nadzieję, że to tylko głupie przeczucia. Jeśli jednak okaże się, że to prawda i Mańka wybierze Kacpra to będę musiała się z tym pogodzić i zrozumieć, że między nią a Morgim nigdy nie było nic prawdziwego. Ale mam nadzieję, że nie będę musiała tego rozumieć, bo chyba serce mi pęknie, tak jakbym sama była tym odrzuconym Thomasem.
    Okej, a teraz lecę sprawdzić czy może nie ma już nowego rozdziału :p

    OdpowiedzUsuń
  7. <3 moje modlitwy zostały wysłuchane, Morgenstern w końcu zaczął działać <3 Manieczka plis, nie spierdol tego XD Skrobot już sobie zaczął życie układać, to ty też możesz!
    A odnośnie Murańka i jego wiecznie ginącej skarpetki, to może jemu trzeba ją przyszyć do buta? XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Hohoho się podziało, dawno tu nie zaglądałam a tu takie kwiatki. Ten rozdział wygrał dla mnie Dawid opowiadajacy o zazdrosnej Mani aczkolwiek Skrobot udzielający sercowych porad też świetnie wypadł. Wisienką tego rozdziału oczywiście Morgi który powiedział wszystko krótko zwięźle i na temat i to jest przykład jak powinni rozmawiać dorośli ludzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oooo, klimkowy rozdział!
    Lewa skarpetka. Typowo. I bluzgające Kubackie. Typowo. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, od lat, bo nie wiem, jak długo Ty nam tę Manieczkę seruwjesz, Asiku.
    Ona ostatnio spędza więcej czasu z AUTami niż ze swą rdzenną nacją! Zdrada stanu!
    Ej, chyba laski mają więcej niż piętnaście, nie? Bez przesady, do kicia Stefek nie trafi...przynjamniej nie za to (obstwiam wykorczenia drogowe).
    Ej, naprawdę dużo coś tych AUTów, uczulenia Mania dostanie!
    A cóż to, za podglądanie cudzych SMSów, hm?
    HALO, KACPEREK TO JEST ZAREZERWOWANY DLA MANI! I DLA NAS! HALO POLICJA?
    Taka burda, a co Skrobot? Nic? Nic a nic? A to menda jedna! Bo się, KAcperku przestaniemy koleżankować!
    Jak ten Morgisię tak szybko teleportował? Helikopterem, czy jak?
    O jaaaa.... Gdybym nie była #teamjemioła to by mi serduszko zmiękło!
    ...choć jak Kacperek dlaje będzie tak juleczkował, to może się przerzucę na #teamhelikopter!
    Przy tonięciu polecam jednak klasycznie - brzytwę.
    albo koło ratunkowe, też niezłe.
    Ojej. Uroczo. Choć nie wiem, jak Thomas zdołał wyhamować ten impet, sorry Mania.
    Morgi i Mania czy Pokemony? Hm... trudny wybór, ale... WYBIERAM CIĘ, PIKACZU. (żart)
    Pytanie strategizne - czy ten stojący z boku sztab przy Mani i Morgim obejmuje Skrobota?

    O Kacperek. No, moje jemiołowe serduszko raduje się bardzo. Proszę mi tu nie juleczkować ani nic!
    Pf, to oczywiste- kradzione nie tuczy, no ej!
    Kacper. Co ty gadasz? Halo, co to za podchody? Do Marzenki prosto trzeba z mostu. Lub z serca. Zwał jak zwał.
    Wspólna kawa <3

    O ja, Stefek kupił jej kawe, ale uroczo! Co z tego że ohydną? liczą się chęci, nie?
    O, i Morgi też. Kawa i mężcyzna z rana jak śmietana, ot co! (cokowiek miało to znaczyć, mój głupi mózgu). Na głodniaka decyzje się zle podejmuje, wiec lepiej przy jedzeniu z dwojga złego.
    Same plusy XD
    Ale te fleje z tych skakajców!
    Mania jak zwykle na bieżąco widzę. A on też tak z głupia frant się rpzystawić zacyzna, nie lepszy wcale!
    Kawa albo lot helikopterem. Ma pan rozmach, panie Morgenstern, ni epowiem.
    Uuu. robi się romantycznie czy coś. ja tam bym mu dała szansę. Zwsze to lot helikopterem, no helloł! ale w głębi ducha...
    Czyżbym ducha wywołała? Yees! Kecperek!
    I totelny fejspalm na koniec. Maaaaania. Jak wchodzisz w życie uczuciowe to z przytupem, nnie ma co!

    #teamjemioła wygrywa w mym sercu, ale jak Kacperek nie ogarnie się z Juleczką, to nie wiem co to będzie, bo Morgi coś tutaj się rozzuchwala i ewdientnie ma na Mnieczkę dobry wpływ. Czy coś. A Kacperek to cyba jednak friendzone, jabyśmy bardzo ich nie szipowały #smuteg.


    OdpowiedzUsuń