piątek, 6 września 2019

66. Aż tak źle?

Ludzie dostali pierdolca. Wszędzie jest tyle kibiców i tak trąbią tymi jebanymi trąbkami, że strach wychodzić z domu. W piątek i sobotę się jeszcze jako tako powstrzymywali, ale dziś to już jest jakaś paranoja. Za to nie powstrzymywał się Stefan Kraft. I codziennie, jak tylko nie znajduje się na szczycie skoczni, wypatruje tej swojej dziewoi. Tej najpiengnej. Ale na razie bez specjalnego powodzenia. Tak czy inaczej skacze jak natchniony, chyba liczy na to, że jej zaimponuje i sama zacznie się przeciskać do barierek, żeby paść mu w ramiona. Czy coś w tym rodzaju. Mam nadzieję, że jej tu w ogóle nie ma, ewentualnie jeśli jest, to że się nie spotkają. Bo przecież jak go ta laska spuści po brzytwie, to się Stefan przez rok nie pozbiera. A, bądźmy szczerzy, jak się Krafta spotka twarzą w twarz, to jest to absolutnie jedyna możliwa reakcja. Miłość od pierwszego wejrzenia zdecydowanie nie wchodzi w grę. Od piątego ani dwudziestego, ani osiemdziesiątego siódmego również nie. Nie sądzę także żeby laska miała polecieć na jego charakter lub wysublimowane poczucie humoru. Lub elokwencję. Zwłaszcza w języku polskim.
Ale może ja się czepiam. W końcu gorsi od niego też znajdują miłość życia. Nawet czasami odwzajemnioną. Także cholera wie właściwie jak to w końcu jest. Ja się niewątpliwie na tym nie znam, tego jednego jestem pewna.
Na smarowaniu nart za to się znam, co też niniejszym czynię. I podjadam mimochodem Twixa, bom głodna, a czasu na porządny posiłek nie ma.
- Jak tam sytuacja na froncie? - pytam, bo do domku właśnie wraca Kamil Skrobot, który oczywiście zamiast wziąć się do roboty, to się opierdala, ale przynajmniej może nam jakichś informacji udzieli.
- Wspaniale. Stękiego już zdążyli zdyskwalifikować.
- Aha. Zajebiście.
Jak człowiek taki news usłyszy, to się normalnie aż chce pracować. Po prostu kop motywacyjny. Harujesz, starasz się, a Sepp cię krzywo zmaca i po sprawie.
Ale co ja się będę denerwować. Nie pierwszy raz, nie ostatni. Anżej to już i tak ma wszystkiego dość w tym sezonie, pominę więc jego dzisiejszy występ minutą ciszy.
Do końca pierwszej serii nie wychylam nosa na zewnątrz, tak więc o prowadzeniu Stefana Krafta dowiaduję się od Kamila, który informację tę poprzedza stwierdzeniem, że on to pierdoli. A dlaczego pierdoli to znów uświadamia mnie Kot, zajmujący zaszczytne miejsce trzydzieste, a jednak wciąż lepsze od Miszcza. Każdy się czasem musi skompromitować na ojczystej ziemi. Lepiej w zwykłym konkursie w Zakopanem niż w trakcie Turnieju Czterech Skoczni w Innsbrucku.
Wychodzę z domku, ryzykując trwałym uszkodzeniem słuchu, bo przecież ludzie wciąż trąbią w te trąbki jak ostatnie bezmózgi. Pierwsze co zauważam, to Kacper Skrobot, który opuścił stanowisko naszej pracy chwilę przede mną z powodów mi nieznanych. Zdaje się, że właśnie mam okazję te powody poznać. To znaczy powód. Jeden. I właściwie już mi znany. O wymiarach dziewięćdziesiąt sześćdziesiąt dziewięćdziesiąt. I o imieniu Julia. Niby gdzieś tam podejrzewałam, że tak się sytuacja przedstawia, ale podejrzewać a zobaczyć na własne oczy to jednak drobna różnica.
Hmmm... Dziwne.
Choć nie. W zasadzie nie. Zupełnie normalne. Dziwne to było wszystko do tej pory. Czyli że facet w wieku dwudziestu ośmiu lat żyje jak zakonnica, bo mu się wydaje, że jest zakochany w babie, która go nie chce i wzdycha do niej, zamiast wziąć w obroty jakieś inne laski. No. Więc to co widzę teraz to jest zupełnie normalne. Te ręce mu tam gdzieś zjeżdżają w stronę jej kościstego tyłka, a ona z kolei bardzo dokładnie sprawdza czy da radę uwiesić mu się na szyi jak bombka na choince. Żeby zaraz nie przyszedł Maniek i jej nie zrzucił. Także tak.
Idę dalej, bo druga seria zaczyna się powoli rozkręcać. Nie wiem czy wszystko ze mną w porządku, ale chyba naprawdę chcę zobaczyć na własne oczy jak Kraft wygrywa. W końcu podobno jestem jego pszyjacielkom, a to jednak do czegoś zobowiązuje. Na przykład do tego, żeby nie udawać, że jakaś Szczurowiewiórka przypadkowo się przypałętała i że zupełnie jej nie znam. No nie. Naprawdę pogodziłam się już z faktem, że to stworzenie stanowi nieodłączny element mojej codzienności. I że znaczna część skocznego środowiska automatycznie kojarzy z nim moją osobę.
No cóż. Dzieci z tego i tak nie będzie. Nie kręci mnie zoofilia.
Wygrywa. Jasne, że wygrywa, gdyż przecież jak nie jest w stanie upojenia alkoholowego, to potrafi skakać. Już nie raz się mogliśmy o tym przekonać. Leci do mnie, jeszcze z nartami w rękach, zaraz się wyjebie na tym śniegu. W momencie gdy mam już na końcu języka opierdol za skrajną nieodpowiedzialność w zakresie własnego zdrowia oraz traktowania sprzętu Stefan Kraft nagle zatrzymuje się jak wryty i wgapia się w publiczność. Cholera wie co mu się stało. Podchodzę do niego niespiesznie akurat kiedy ktoś wyciąga mu z rąk narty i pytam:
- Co jest?
Stefan przenosi wzrok na mnie, mruga kilka razy i w końcu mówi:
- Mania, to ona.
- Kto?
- Ta dziewczyna. Ta najpiengna.
Okej, jest to moment, w którym mam ochotę zniknąć z powierzchni ziemi, bo wiem, po prostu wiem, o co on mnie zaraz poprosi. I rzeczywiście:
- Mania, idzie ze mną. Proszem.
Świetnie. Świetnie. Świetnie. Odwołuję wszystkie deklaracje przyjaźni i zapewnienia, że już się do tego człowieka przyzwyczaiłam i że już mi nie przeszkadza. Szykuje się właśnie najbardziej żenujący moment życia. Nie wiem czy mojego, czy Stefana, czy tej dziewczyny. Czy może całej naszej trójki.
- Po co mam z tobą iść? Przecież umiesz mówić po polsku.
- Ale... no... dużo człowieki... głośno...
On chyba ze stresu jeszcze bardziej zapomina polskiego niż zazwyczaj.
- Dobra, chwila - usiłuję na szybko zebrać myśli. - Pokaż mi dokładnie która to dziewczyna, to jej przekażę, żeby poczekała po dekoracji.
- O, ta - Stefan pokazuje palcem w stronę tłumu. No żeż do jasnej Anielki, to nawet pięciolatki wiedzą, że to niegrzecznie, ale nieee... Przecież Stefan Kraft nie czuje potrzeby poddawania się regułom społecznym.
- Opisz jak wygląda - wywracam oczami. - Najlepiej po angielsku.
Tak więc Szczurowiewiórka podaje mi dane: włosy takie trochę ciemne... no trochę jasne. Uśmiecha się. Ma czapkę. I kurtkę. I flagę Polski.
No rzeczywiście. Wcale nie pasuje to do dziewięćdziesięciu procent dziewczyn pod skocznią.
Spoglądam jednak w stronę, którą Stefan pokazywał paluchem i dopytuję o kilka rzeczy, aż w końcu ją lokalizuję.
Faktycznie ładna.
Krafta ciągną na dekorację, a ja wkraczam do akcji i organizuję mu jego życie uczuciowe. Przepycham się w stronę tej dziewczyny i kulturalnie informuję ją, że wpadła w oko jednemu mojemu znajomemu i gdyby mogła poczekać chwilę po dekoracji, byłoby fajnie. Patrzy na mnie jak na niespełna rozumu (co w sumie nieźle o niej świadczy) i lekko kiwa głową. Ja natomiast cały czas koło niej stoję, tak na wszelki wypadek, żeby jednak przypadkiem nie zwiała. Ostatecznie po prostu przeprowadzam ją do wioski skoczków. Ochroniarz nawet się nie czepia o brak akredytacji, w końcu ja coś tam jednak znaczę.
W stosownym czasie, po olaniu absolutnie wszystkich dziennikarzy, dołącza do nas Stefan Kraft. Wygląda jakby wygrał los na loterii, co nadaje mu wygląd człowieka szczęśliwego, acz nieco obłąkanego. Z uśmiechem od ucha do ucha wyciąga przed siebie kwiatki, które dostał na dekoracji i mówi:
- Sześśś... jestem Stefan. - To dla ty, najpiengna.
I ja już po prostu wiem, że to nie może skończyć się dobrze.

Siedzę sobie w swoim pokoju, dochodzi godzina ósma wieczór, z dołu słyszę jak Dawid przygotowuje kąpiel dla Ani i myślę sobie o tym, że może pasowałoby się już zacząć pakować do Japonii. Ale totalnie mi się nie chce. Po pierwsze mam okres. A po drugie jestem leniem śmierdzącym i wolę walnąć się na łóżko z książką i czekoladą, zamiast wykorzystać ten czas jakoś bardziej pożytecznie. Zdaje się zresztą, że powinnam też wstawić jakieś pranie, bo skąd ja wezmę tyle czystych podkoszulków, przecież nie zabiorę wszystkich Skrobotowi, on też w czymś musi chodzić. Zwłaszcza, że być może teraz dzieli się nimi z kimś jeszcze poza mną.
Ledwie otwieram książkę, mój telefon zaczyna pipczyć. To Morgi domaga się wideorozmowy. Co on tak ostatnio ma ciągłą potrzebę dzielenia się ze mną swoimi przemyśleniami? Czy on się zamienia w drugiego Krafta?
Odbieram, mimo iż jestem w stanie chyba nawet jeszcze gorszym niż moje codzienne dresowe rozmemłanie. Ale mam na to totalnie wyjebane.
- Cześć, co się tak do mnie dobijasz? - mówię na widok wyszczerzonej gęby Thomasa.
- Cześć. Rozmawiałem ze Stefanem i jestem ciekawy twojej wersji wydarzeń.
- Słucham? - chyba nie do końca rozumiem.
- No wiesz, jak to było z tą dziewczyną.
- Aaa... - zaczynam się śmiać. - Postanowiłam wyrzucić z pamięci ten epizod mojego życia.
- Aż tak źle?
- Dla mnie tak, dla niego podobno nie. Zmusił mnie, żebym ją wyłowiła z tłumu, na szczęście do kawiarni już z nimi nie poszłam. Mówił do niej po polsku. Twierdzi, że świetnie mu szło, ale obstawiam, że dalej był tak zestresowany, że potrafił w zasadzie tylko rzucać jedynie pojedyncze słowa, więc naprawdę nie wiem czy ona cokolwiek zrozumiała. Chociaż podobno wymienili numery, fejsbuki i takie tam. Może leci na znanych sportowców. A może liczy, że dzięki Kraftowi dobierze się do Hayboecka.
- Słucham?
- Wiesz, to jest taka moja teoria, że dziewczyny tylko po to zadają się ze Stefanem.
- Ty też?
- Nie, raczej nie.
- Michi nie jest w twoim typie?
- Żebym ja jeszcze miała jakiś typ - prycham. - Mnie to przede wszystkim niepokoi jego bliska relacja ze Stefanem.
Morgi się śmieje.
- Z tego co ja wiem, to on ma dziewczynę.
- To jeszcze nic nie znaczy.
- No jasne. Kryptogej.
- Dobra, może podaj jakiś ciekawszy temat. Bo jak nie, to czas kończyć tę rozmowę. Jestem dosyć zajęta.
- Widzę, widzę - Morgi kiwa głową. - Miękkie masz to łóżko?
Okej, albo ja jestem dziwna, albo to pytanie brzmi jakoś dwuznacznie.
- Myślę, że naprawdę czas kończyć. Chyba ci się mózg już przegrzał.
- Po prostu jestem ciekawy co tam u ciebie słychać.
- Nie widzę związku z łóżkiem.
- Troszczę się o twoje samopoczucie. Leżysz sobie, to zastanawiam się czy jest ci wygodnie.
Aha. On się chyba czegoś naćpał.
- Mogę usiąść, żeby ci oszczędzić rozważań.
Tymczasem do pokoju wbija mi Maniek. Typowe dziecko skoczka narciarskiego - nienauczone pukać do drzwi.
- Mania, pocytas mi bajkę na doblanoc? - wbija mi się na łóżko z książeczką.
- A mama ci nie może poczytać?
- Śpi. I chlapie.
Zastanawiam się jak i czym można chlapać przez sen, kiedy przypominam sobie, że Maniek jeszcze nie wymawia r. Ale że Izunia będzie padać ze zmęczenia o godzinie dwudziestej to się nie spodziewałam. Męczące to macierzyństwo, dobrze że mnie to nigdy nie czeka.
- Widzę, że masz gościa - stwierdza Morgi wielką nowinę.
- Jaki ty jesteś spostrzegawczy.
- Prawda? To tylko jedna z wielu moich zalet.
- No. Ciekawe jakich - mruczę pod nosem, a w międzyczasie Maniek pakuje mi się na kolana.
- Jestem inteligentny, przystojny, zabawny... - zaczyna wyliczać Thomas, ale przestaje, kiedy spoglądam na niego z powątpiewaniem. - No co? Nieprawda?
- Czy ty składasz anons do agencji matrymonialnej? Masz kobietę i dziecko. Czasy randek i płomiennych uczuć już dawno za tobą. Słuchaj, chyba nie interesuje cię bajka o Franklinie. Na dodatek po polsku.
- Spławiasz mnie, rozumiem.
- W zasadzie tak.
- Okej, zapamiętam to sobie.
- Nie wzbudzisz we mnie wyrzutów sumienia.
- A jednak spróbuję.
- Nie próbuj. Cześć - mówię i po prostu się rozłączam. Bo jak ja tego w końcu nie zrobię, to on chyba będzie gadał do rana. Faceci to naprawdę nie mają nic do roboty.
Zerkam na Mańka. Ten też pewnie wyrośnie na takiego jak oni wszyscy. Tylko by gadali i gadali. A mnie jakoś gadanie nie przekonuje. Pogadać to każdy głupi potrafi, a jak trzeba coś konkretnego zrobić, to sobie muszę sama radzić. Przynajmniej nikomu nie jestem nic winna.
No, może Skrobotowi kilka podkoszulków. Ale termin ich zwrotu już dawno uległ przedawnieniu.
__________

Bardzo długo nie byłam w stanie nic napisać. Nie wiem czy odblokowało mnie na stałe czy ten rozdział to tylko jednorazowy wybryk. Tak czy inaczej jestem bardzo ciekawa co o nim powiecie. Zapraszam do odpowiadania na pytanie postawione w tytule. Cmok cmok.

7 komentarzy:

  1. <3 koooocham Mańkę! Tak się cieszę, że dodałaś ten rozdział.Uwielbiam twój styl i mam nadzieję,że na kontynuację perypetii i przemyśleń Mańki nie trzeba będzie długo czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O borze, jak ja dawno nie pisałam żadnego komentarza. Jest to nieco straszne, nieco smutne, a nieco przerażające, bo po takim czasie się wypada z rytmu. A wracać do tego rytmu muszę testując na tak cudownym tekście jak Mania. Bo Mania to klasyka, wiesz? Tak nawiasem jeszcze mówiąc (taaa, będę wchodzić w rytm tego komentarza pieprząc o wszystkim co się da), ostatnio sobie sentymentalnie przeczytałam jeszcze raz całą Jeżycjadę. I właśnie jakoś to mi się z Marzenką skojarzyło. Bo tak jak tam, z jednej strony kreujesz tu realny świat, a z drugiej jest jakiś taki mocny nacisk na ciepło, sympatię, ludzkie gesty, przyjazny sarkazm, który nikogo nie obraża. A sama Mania to rodzaj domowego ogniska dla wszystkich zbłąkanych pajacy. Bo przecież dom ma taki być. Czasem szorstki, czasem trochę ofuknie, czasem upomni, a jednak nigdzie na całym świecie nie jest Ci lepiej niż przy nim i w nim. No. W każdym razie czuję zawsze takie przyjemne ogrzewanie w sercu, jak czytam to Twoje dzieło życia (chyba zdecydowanie możemy ją tak nazwać?), to chciałam powiedzieć, a oczywiście jak to ja, nie mogłam się wyrazić jednym zdaniem.
    To tak już do rozdziału. Zacznę od tytułu, skoro tak tu do niego nawiązujesz. I źle moja droga jest jedynie z jedną rzeczą, z mózgiem szczurowiewiórki. No, ewentualnie jeszcze z jej poprawną polszczyzną, wyglądem, kontaktami ze społeczeństwem, umiejętnościami kulinarnymi, wyborem fryzjera i kilkoma innymi kwestiami. Cała reszta jest tu w idealnym porządku i niech tak pozostanie. Równowaga w świecie mile widziana zawsze i wszędzie.
    Wczoraj mówiłam, że przez dietę nie mam już zbyt wielu pól do utożsamiania się z Mańką, ale co do tych trąbek to generalnie się zgadzam. Jak kocham atmosferę polskich trybun i często sobie myślę, że czasem przelazłabym się na jakiś sport, nawet nie przez siebie lubiany i oglądany, dla tego klimatu, to trąbek powinni zakazać, tylko zagłuszają muzykę (i ludzkie myśli) i wszystko psują. Zwłaszcza gdy jest się naszą bohaterką, która i tak słyszy dziennie około stu tysięcy kwestii, których słyszeć generalnie nie chce.
    Ale wiesz, ja tak sobie myślę, że mówi się, że z każdego nawet najdurniejszego człowieczka można zaczerpnąć coś dobrego. I w zasadzie szczurowiewiórka potwierdza tą teorię. No patrz, jak on w siebie wierzy. Przecież ma w domu lustro, a i tak nie przestał liczyć, że spotka i poderwie swoją najpiengną. Inna sprawa, iż naprawdę czekam na to, jak wielka szopka z tego wyniknie, ale na razie nie niszczmy wielkich nadziei małych gryzoni. Tak, Krafciu powinien prowadzić jakieś lekcje samoakceptacji. 'Jak być ułomnym, a jednocześnie szczęśliwym dwadzieścia cztery godziny na dobę' czy jakiś podobny tytuł. Mania powinna mu zorganizować taki wykład. Zaproponowałaby mu, że zostanie jego menadżerem organizującym mu czas, to na pewno by nie odmówił (a wręcz zapewne zachwycony wyściskałby ją całym swoim małym szczurzym ciałkiem). Inna sprawa, że nie wiem czy ona jest gotowa na tak trudną nową rolę w życiu. Ale jak to sama mówi nikt się nigdy nie przejmuje jej zdaniem i nie pyta na co ma ochotę, a na co nie. Cóż, na dobrym kabarecie, chyba można nieźle sobie zarobić. A nie oszukujmy się wiewióra – mówca motywacyjny, to byłby kabaret wręcz fenomenalny. No xD
    ‘Harujesz, starasz się, a Sepp Cię i tak zmaca' - no, że co po niektórzy tak ciężko i w pocie czoła się zaharowują, to może bym nie przesadzała. Mańka to owszem, haruje jak wół w pocie czoła, żeby to wszystko ogarnąć i aż dziw, że nie schudła (mimo jedzenia twixów) o połowę, z tej roboty. Ale jej z kolei raczej chyba żaden Sepp nigdy nie macał, więc ciężko powiedzieć do kogo mogłoby się odnosić do powyższe zdanie. A w ogóle... Drugi Skrobot też będzie z nimi teraz siedział i narty smarował? Nie wiem, czy Mani już nie dość tej rodziny, zwłaszcza że to zdecydowanie mniej empatyczny i przynoszący herbatki wiśniowe, a bardziej gadatliwy (pieprzący o wszystkim i niczym, oraz na domiar złego widzący w niej bratową) egzemplarz od Kacpra. Oj tak. Kacperek zdecydowanie nie widzi w Mańce bratowej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst o kompromitowaniu się na swojej ziemi dołączam do listy najbardziej złotych pocisków panny Kubackiej. Doprawdy szkoda, że Ga-Pa nie jest także ziemią austriacką, bo wtedy to już w ogóle by pasowało jak ulał. Rok w rok. Doprawdy nie wiem czemu jacyś austriaccy członkowie sztabu nie wmówili mu nigdy, że sylwester jest jakiś tydzień wcześniej, a ten 31 grudnia to zwykły szary dzień. Jakby się spił w święta, to względnie mógłby zdążyć wytrzeźwieć na tyle, żeby mieli szanse na podium w orzełkowym turnieju. A w dodatku Boże Narodzenie to najlepszy moment, żeby się z kimś zaplątać w jemiołę (może marzy, żeby tajemna pani z Zakopanego zastąpiła jego psiapsióła). I żeby nie wygłaszała jak Mania uwag o zoofilii, choć swoją drogą mnie to powaliło, co już wyraziłam w piątek na tt. Tak bezpośrednio, brutalnie i wprost.
      Natomiast wątek z tą Julią jest dość tajemniczy, choć przyznam, że przy pierwszym czytaniu pochłonięta całkowicie życiem miłosnym małego gryzonia, go nie zauważyłam. Ale dobra? Czy Mania jest zazdrosna? Jest, skoro zlustrowała ją tak dokładnie, że skonkretyzowała jej wymiary do metr sześćdziesiąt dziewięć. A jednak myślę, że to nie zazdrość w stylu psa ogrodnika, który sam nie chce a innemu nie da, a bardziej taka zawiść młodszej siostry? Bo nie oszukujmy się, on zawsze był jej drugim bratem. Dawid to braciszek typowy. Kochają się, ale są kłótnie, awantury, cały temat Izuni, on ją trochę wykorzystuje... Natomiast Kacperek? To ten motyw brata starszego i idealnego. Albo po prostu przyjaciela z piaskownicy. Ciepłe bluzy, kawa i smakołyki, dostarczyciel jedzenia, przytulasów, a nawet w ciężkich chwilach podpasek... No. O takie coś raczej ciężko, gdy facet nagle jest w związku, wybranka go pochłania, plus co tu gadać nie musiałby się jej taki układ do końca podobać i mogłaby zobaczyć jeszcze w Mani potencjalną rywalkę. Więc chyba naturalną koleją rzeczy, ich relacje musiałby trochę osłabnąć, gdyby z tej historii wynikło coś poważniejszego i na dłuższą metet A dziwnie tak nagle bez czegoś co się miało tyle lat, praktycznie przez całe dorosłe życie. No. Więc tak bym interpretowała potencjalną zazdrość Mańki i jednak na przekór #teamjemioła, nie dopatrywała się w niej podtekstów damsko-męskich. Ale czy mam rację? Stawiam, że tak, ale jak to wczoraj napisałaś – pomidor xD.
      ‘Na przykład do tego, żeby nie udawać, że jakaś Szczurowiewiórka przypadkowo się przypałętała i że zupełnie jej nie znam' – może wróćmy do tej tematyki, tu nie trzeba gdybać, po prostu o im niższym poziomie IQ świadczy dana teoria, tym bardziej prawdopodobne, że jest totalnie prawdziwa. W każdym razie proponowałam Mani funkcje jego managera. Nie wiem czy rola swatki się w to wlicza, ale widać gryzoń wymaga pełnego serwisu w cenie. Albo raczej bez ceny, bo przecież przyjaźń to uczucie skrajnie bezinteresownie i nikt za bycie wierną pszyjacielką jej nic nie odpali (chyba, że we własnoręcznie wydzierganych skarpetkach z wełny xD). W każdym razie interweniować było trzeba, bo raczej uwaga w stylu 'ja chcieć mówić do ty, ale tu dużo człowieki' by się nawet kawą nie skończyła.
      'Włosy trochę ciemne, trochę jasne, z flagą Polski'. Nie ma to jak konkrety. Mania mogłaby się wkurzyć i zagadać jakąś starszą pofarbowaną panią pod siedemdziesiątkę, która przyszła tu z wnuczkiem i akurat ma już odrosty. No co? Obrazić by się nie mógł, przecież opis pasuje.
      Dobra. Ale wiesz co Marzenka? Chyba powinna Cię obowiązywać jakaś kobieca solidarność, co nie? A tekst 'JEDEN MÓJ ZNAJOMY' raczej nie do końca szczerze oddaje postać rzeczy. Mania jest ceniona w świecie skoków, zna skakajców wielu (a nie oszukujmy się kilka dość przystojnych sztuk po ziemi chodzi :P), więc dziewczyna mogła sobie pomyśleć, że jakieś Bóg wie co narciarskie bożyszcze ją sobie upatrzyło. A tu wlazła do wioski, pozamarzała zamiast siedzieć w jakiejś karczmie i pić ciepłą herbatkę...

      Usuń
    2. I co? Po co? Po to żeby dowiedzieć się, że jest najpięgna i dostać (pewnie już mocno pogruchotaną) wiązankę? No ja nie wiem czy to rekompensuje należycie jej czas, choć pewnie przeżycie wstrząsające i panna nie zapomni do końca życia. Nie mówiąc już o tej bliżej nieopisanej części z kawą (która przypuszczalnie została na nią wylana, w najlepszym razie brudząc jej bluzkę, w nieco gorszym dotkliwie parząc).
      Oj ten Morgi. Dzwoni do niej gdy chce się trochę zrelaksować, po ciężkich przejściach. Co prawda ja wiem, z czasów gdy sama mieszkałam, że każda wymówka, żeby odwlec zrobienie prania dobra, ale ona wolałaby raczej zestaw książki, czekolady czy tam innego kakao. Zwłaszcza, że nie do końca wiadomo o co temu człowiekowi chodzi, jak już (z pewną dozą zadowolenia) stwierdziłyśmy, bo raczej nie o to, żeby pozastawiać się z kimś zaufanym czy Hayboeck jest kryptogejem (choć naprawdę zainteresowania skakajców są tak bogate, że i to nie powinno nikogo dziwić xD). Tak w sumie to ciekawe czy on sobie w pełni przypomni kiedyś o tym jak został spoliczkowany w lesie te (JEZU KIEDY TO MINĘŁO?) SZEŚĆ lat temu. Aż dziw, że szczurowiewiór mu jeszcze nie przypomniał, w jakimś swoim akcie bezsensownego paplania o niczym. Chyba, że wyczuwa małym gryzoniowatym orzeszko-móżdżkiem zagrożenie, a sam jest skrycie członkiem #teamjemioła. Kto tam go wie. Aha i niech Mania się cieszy, że nie on dzwonił. Z pewnością z najwyższą radością posłuchałby jak czyta Franklina. Szczególnie po polsku xDDD.
      Ej... Ale czy mi się wydaje, czy ona w końcówce jest rozczarowana facetami i to... W tak bardzo kobiecy sposób? Może mi się wydaje. A może nie. W końcu ona też ma uczucia. Wszystkie mamy, choćbyśmy nie chciały. I czasem byśmy chciały jakiegoś czynu. Natomiast oni potrafią serio tylko gadać. I wychodzi na to, że już szczurowiewiórka ze swoją 'najpięgniejszą' i kawą (zapewne z automatu i za złoty trzydzieści) jest bardziej nastawiona na działanie niż ci cali prawdziwi mężczyźni. I taka dupa wołowa xD
      No nic Asik. Miej jak najmniej takich przerw w pisaniu, bo jesteś najlepsza. A jednak potrzebna jest w tym blogowym światku taka jakaś ciągłość i radocha z tworzenia komentarzy. Bo po takiej przerwie długo się je skrobie i miał być do śniadania, a w sumie dostajesz go w już porządnie obiadowej porze.
      Buziaków milion <3

      Usuń
  3. Nadrabiam, więc szybki komentarza:
    Mania jest zazdrosna o Julię.
    Szipuję Krafta z tą biedaczką.
    Morgiemu chyba wraca pamięć.
    Lecę dalej!

    PS: kocham! Mowiłam to już?

    OdpowiedzUsuń
  4. <3 MORGENSTERN! W końcu żeś się chłopie obudził?! XD
    Maniek nie będzie jak wszyscy, Maniek będzie tak zajebisty jak ciocia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O jeżu malusieńki… to był ten okropny konkurs, w którym Miszczunio się skompromitował. To znaczy, przepraszam, złe słowo – miał wpadkę, bo Zakopane to paskudztwo, nie skocznia. Nie czarujmy się. Jedyne, co ratuje Wielką Krokiew, to atmosfera.

    „To znaczy powód. Jeden. I właściwie już mi znany. O wymiarach dziewięćdziesiąt sześćdziesiąt dziewięćdziesiąt. I o imieniu Julia. Niby gdzieś tam podejrzewałam, że tak się sytuacja przedstawia, ale podejrzewać a zobaczyć na własne oczy to jednak drobna różnica.
    Hmmm... Dziwne.
    Choć nie. W zasadzie nie. Zupełnie normalne. Dziwne to było wszystko do tej pory. Czyli że facet w wieku dwudziestu ośmiu lat żyje jak zakonnica, bo mu się wydaje, że jest zakochany w babie, która go nie chce i wzdycha do niej, zamiast wziąć w obroty jakieś inne laski. No. Więc to co widzę teraz to jest zupełnie normalne. Te ręce mu tam gdzieś zjeżdżają w stronę jej kościstego tyłka, a ona z kolei bardzo dokładnie sprawdza czy da radę uwiesić mu się na szyi jak bombka na choince. Żeby zaraz nie przyszedł Maniek i jej nie zrzucił. Także tak.” – Łamiesz mi serce, Ty… Ty bezbożnico Ty! Jakże tak można… to nieprawda… Mańka tak nie myśli… choć z drugiej strony – jest przecież wtręt o Mańku. Ja tam uważam, że całkiem sensowny i nie bez znaczenia. No i to wciąż ujmujące, że Mańka chce Kacperowego szczęścia. Mimo że sama żyje w emocjonalnym wyparciu.

    „- Mania, to ona.
    - Kto?
    - Ta dziewczyna. Ta najpiengna.” – NAJPIENGNA mnie rozbraja za każdym razem. Krafta zawsze umiem sobie doskonale wyobrazić. Jestem prawie przekonana, że ten człowiek właśnie tak się zachowuje na co dzień.

    „Ochroniarz nawet się nie czepia o brak akredytacji, w końcu ja coś tam jednak znaczę.” – A spróbowałby. Mańka jest tam bossem na dzielni.

    Aaaa, ta rozmowa z Morgensternem też mnie rozbroiła totalnie. Uwielbiam, jak go Mańka sprowadza do parteru. I to pytanie o łóżko, co za paskudztwo. Ale wiesz, dziecko i dziewczyna to jeszcze nie znaczy, że można się poddać w kwestii rozrywek! I nie, nie mówię tu o romansach…
    I zgadzam się w moją przedmówczynią, Maniek będzie supernowy jak jego ciotka. Ja to czuję. Nic a nic nie odziedziczy po swoich rodzicach.

    „Przynajmniej nikomu nie jestem nic winna.
    No, może Skrobotowi kilka podkoszulków. Ale termin ich zwrotu już dawno uległ przedawnieniu.” – KOCHAM! Trudno o lepsze zakończenie tego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń