piątek, 8 czerwca 2018

58. Już bliżej niż dalej

Życie po Igrzyskach jest takie jakby mniej fascynujące. Cztery lata się nastawiasz na fajerwerki, po czym dwa tygodnie i po sprawie. Składam zażalenie.
Obskakujemy szybko Finlandię i lecimy do Norwegii na ten pojebany turniej. Jest on totalnie sztuczny i bez sensu, ale ma jedną poważną zaletę. Hajs. I to naprawdę duży. Więc szanujmy się, tego nie można lekceważyć.
Tak więc Kamil nie lekceważy. Klasyka. Jeśli można coś wygrać, to on to oczywiście wygra. Prosta zależność.
- Ej, czy oni ci będą codziennie dawać te wazony? - pyta Dawid, dopinając walizkę już na korytarzu.
Jest to ważna kwestia, bo faktycznie po trzech dniach w Oslo Kamil wywozi trzy wazony. Czy co to jest. W ramach nagrody za prowadzenie w klasyfikacji Roweru. Jak tak dalej pójdzie, będzie musiał kupić osobną walizkę na te szklane dzieła sztuki norweskiej.
- Jeśli dalej będę prowadził, to pewnie tak. Spoko, dam radę. Najwyżej się rozbiją - Kamil zaczyna się śmiać.
Yhym. Się rozbiją.
- Wszyscy gotowi? Bus już czeka - popędza trener, a mnie wpada do głowy bardzo ważne pytanie:
- Z kim jedziemy?
- Z Austriakami i Japończykami. I podobno jeszcze z Amma... to jest ze Szwajcarami, ale ich nie widziałem - informuje Skrobot, który właśnie przychodzi po kolejną partię sprzętu.
Wspaniale. Coś czuję, że po tym dzisiejszym wspólnym podium z Hayboeckiem, Kraft będzie wybitnie rozmowny. Oby to lotnisko nie było na końcu świata.
- Dobra, dawaj te narty, czy co ci tam jeszcze zostało - ruszam w stronę toreb ze sprzętem, ale Kacper oczywiście zatrzymuje mnie w pół drogi, kładąc ręce na ramionach i tłumacząc jak małemu dziecku, że to dla mnie za ciężkie i że on zaniesie.
Ja pierdolę.
- Skrobot, do cholery, za co mi, kurwa, Apollo płaci? Za opierdalanie się czy za pracowanie?
- Mańka, nie dyskutuj. Pieter, chodź tu, pomóż mi to nosić. Ty możesz zanieść jego gitarę, jak masz wyrzuty sumienia. Jakby nie było, to też jest sprzęt kadrowy.
No więc ostatecznie zanoszę tę gitarę, jednak mimo wszystko nie pojebało mnie jeszcze na tyle, żeby się kłócić, jak ktoś mi proponuje tak korzystną dla mojego kręgosłupa wymianę.
Wciskam się na sam koniec busa, licząc naiwnie, że Kraftowi się nie będzie chciało przepychać w ten sam sposób i posadzi dupę na pierwszym wolnym siedzeniu. Ale oczywiście się mylę. Jak na kogoś, kogo oczy zajmują minimalną część twarzy (bo resztę zajmują zęby), ma zadziwiająco dobry wzrok i od razu mnie zauważa. I przepycha się do tyłu, co idzie mu zdecydowanie lepiej niż mnie, ze względu na znacznie mniejsze gabaryty. Wychudzona dupa i takie tam.
- Sześśś, Mania! Widzem cie! - uśmiecha się szeroko i sadza zad obok mnie. - Po zawody tak szybko cie nie była, a ja mam coś dla ty! - to mówiąc, grzebie w plecaku i wydobywa z niego kwiatki (a raczej to, co z nich zostało), które wręczali dziś na podium. Cóż, liczą się dobre chęci.
- Hmm, dzięki.
- Bo ty, Mania, masz urodziny jutro. Wszyskieko najjepszego.
Najjepszego.
Przyjmuję ten wiecheć, choć do szczęścia mi on tak potrzebny jak trzecia noga, i zastanawiam się po raz kolejny, czym ja sobie, Boże kochany, zasłużyłam na przyjaźń tego... stworzenia.
- Dzięki. Nie trzeba było.
- E, czeba - Kraft macha ręką. - Bo na urodziny kwiatki są dobre.
Czekolada jest lepsza.
- Okej, masz rację.
- Wim. Eee... Bo mam pytania.
- Tak?
- Ja ciałem umić jechać auto, ale nie uczę już się. Bo nie mam czas. Ale może w lato będę mieć trochę czasa. Myślisz, że to dobre pomysł?
Od początku sądzę, że to pomysł absolutnie fatalny i zdania nie zmienię, ale nikt nie dał mi prawa do odbierania marzeń małym szczurowiewiórkom, więc - wbrew własnym przekonaniom - mówię z wahaniem:
- Chyba dobry.
- Zuper! Tak myślełem. Ale... chyba idę do szkoła, co uczy. Nie mów Maciek, bo on jest fajny, ale jak jechalimy, to on jakoś... bał się? To on mnie nie naumi.
Też bym się bała. A w szkole instruktor przynajmniej ma osobny hamulec.
- Masz rację. Idź do szkoły jazdy, oni cię najlepiej nauczą.
- Tag! I jak już będę umić, to dojadę tobie, gdzie będziesz chcieć.
Kurwa, dość. Tylko Bóg wie, ile wysiłku kosztuje mnie zachowanie powagi. Dziękuję za tę uprzejmą propozycję, ale jednak się obejdzie. Niestety całą drogę na lotnisko spędzam w towarzystwie Stefana, gdyż jego przyjaciel Michael Hayboeck ma też innych znajomych, a Kraft poza nim ma tylko mnie, więc skoro Michi dyskutuje z Ammannem, to jego gorsza połowa czuje się osamotniona. A ja jestem po prostu zbyt dobra dla ludzi.

Dzień dobry.
Urodziny.
Naprawdę, obyłoby się bez nich.
Budzę się z poczuciem, że świat nie straciłby wiele, gdyby nie pojawiła się na nim moja skromna osoba.
Nie no, żartuję. Straciłby w chuj. A zwłaszcza straciłyby te ciołki bose, co bez mojego wsparcia buta nie zawiążą. Skoro już Bóg, z wydatną pomocą moich rodziców, zesłał mnie na ten padół łez i nieszczęścia, to przynajmniej pasuje jakoś tę swoją obecność zaznaczyć. Więc zaznaczam. Zwlekam się z łóżka, ogarniam lekko i schodzę na śniadanie. Jest jakaś dramatycznie wczesna godzina, ale staram się o tym nie myśleć, bo ta świadomość naprawdę w niczym nie pomaga. Zerkam jeszcze przelotnie na Dawida, który chrapie, rozwalony w swoim łóżku (chłopcy dostali oczywiście dwie godziny snu więcej) i myślę sobie, że czasem dobrze mieć brata. Nawet bliźniaka. Przynajmniej przebywanie z takim skutecznie zniechęca do zawierania bliższych relacji z mężczyznami.
Na stołówce nie ma dokładnie nikogo poza naszym sztabem szkoleniowym (i jakimiś tam ludźmi, co pracują na kuchni), co daje mi niejasne poczucie bycia jawnie wykorzystywaną tanią siłą roboczą. Ale okej, bez narzekania, bo się w Kota w końcu zamienię, a to nikomu nie wyjdzie na dobre. Zasiadam do stołu i widzę koło swojego talerza największą Milkę Oreo. Hmm... bardzo mi miło. Ale oczywiście nikt ze sztabu nie ma pojęcia skąd to się w ogóle tu wzięło, może kosmici umieścili, może spadło z nieba, kto by to wiedział. Stare chłopy, a takie dzieci. Niczym się nie różnią od tych skakajców.

Odbyły się treningi, odbyły się kwalifikacje. Oczywiście constans, Kamil wygrywa każdą serię w jakiej trener mu pozwala startować. Najwyraźniej uznaje, że raz na jakiś czas można dać szanse innym i wtedy zaleca Miszczowi telefon do żony albo coś w tym rodzaju. Miło z jego strony.
Zbieramy sobie sprzęt, ziewając ze Skrobotem jak smoki i nawet gadać za bardzo nie mamy siły. Niby nie jest późno, ale tyle tego wszystkiego dziś było, że ledwo pamiętam jak się nazywam. Pewnie dlatego, że się starzeję. Ile ja właściwie dziś skończyłam lat? Dwadzieścia... osiem. No osiem. Tak. Już bliżej niż dalej.
Wchodzi Dawid.
- Kto co naopowiadał w internecie, że teraz dostaję pierdyliard wiadomości o cebuli?
- W sensie? - pytam, przy okazji wciskając mu w ręce narty. - Trzymaj, a najlepiej wsadź do busa.
- W sensie, że najwyraźniej ludzkość odkryła, że nie jadam cebuli i teraz połowa moich wiadomości na fejsie dotyczy życzeń urodzinowych, a połowa tego szatańskiego warzywa. Który to taki zabawny z jęzorem do dziennikarzy poleciał?
- Z jęzorem do dziennikarzy? - powtarza Skrobot. - To chyba są tylko dwie opcje.
- Tak jest - dopowiadam. - Albo Maciek...
- Albo Pieter.
- Ale mimo wszystko Kot chyba wie o tobie więcej.
- Dłużej się znacie.
- Więc obstawiam Kota.
- Ja też.
Dawid robi minę osoby niezbyt inteligentnej i przygląda się nam dokładnie.
- Czy wy jesteście jacyś zsynchronizowani?
- Eee... co?
- No, Mańka, nie rób takiej głupiej miny, tylko się posłuchaj. A potem posłuchaj Kacpra. A tak w ogóle, to chyba macie rację. Idę się rozmówić z Kotem.
Po pierwsze, kto tu ma głupią minę, po drugie nie tylko minę ma głupią. Żeby się pasjonować jakąś cebulą, to chyba naprawdę trzeba być wypoczętym. Stanąłby na moim miejscu na pół dnia, to by się inaczej zapatrywał na Kota zdradzającego wielkie tajemnice.
Wychodzi, jakimś cudem bierze te narty, jak mu kazałam i mija się w drzwiach ze Stefkiem.
- Marzenka, Kraft cię szuka - informuje mnie Hula.
No wspaniale. Właśnie tego potrzebowałam na koniec dnia.
- I oczywiście nie wpadł na to, że mogę się znajdować się w naszym domku, prawda?
- Sama wiesz, on nie wygląda na najbardziej błyskotliwego - Stefan wzrusza ramionami.
Taaa... Zauważyłam.
- A co chce?
- Nie wiem dokładnie. Coś tam dukał o twoich urodzinach.
Jezus Maria, ja już naprawdę nie potrzebuję więcej prezentów ani życzeń. Dostaję dziś tego wszystkiego z częstotliwością pięćdziesiąt na godzinę. Dziękuję bardzo, ale już wystarczy. Zwłaszcza, że przecież mi wczoraj kwiatki ta sierota wręczyła.
- I co mu powiedziałeś?
- Że jak cię spotkam, to przekażę, że cię szuka.
- Super. A nie mogłeś mu powiedzieć, że na przykład leżę pijana gdzieś w rowie i nie ma czego szukać?
- No widzisz, akurat na to nie wpadłem.
Boże, jacy oni są wszyscy bezużyteczni. Podciągam spodnie od dresu, wkładam kurtkę, czapkę i rękawiczki. Znaczy rękawiczki chciałam włożyć, ale ich nie ma.
- Czy ja znowu zgubiłam rękawiczki? Trzeci raz w przeciągu jakiegoś miesiąca? Przecież ja się niedługo zamienię w Murańkę. Co za żenada.
Widzę, że Skrobot z Hulą się śmieją i uświadamiam sobie, że chyba powiedziałam to na głos. Cóż, i tak wszyscy wiedzą jakie genialne jest Cudowne Dziecię, więc właściwie wcale go nie obraziłam. Tylko i wyłącznie siebie.
-  Weź moje z kieszeni kurtki - proponuje Skrobot, co mi akurat wybitnie odpowiada, więc nie protestuję. Wychodzę na zewnątrz i od razu dostrzegam Krafta, zabawiającego konwersacją Dawida. Heh, a miał iść wpierdolić Kotu. Obstawiam, że Stefan nie wpadł na to, że mam ze swoim bratem bliźniakiem urodziny w tym samym dniu i raczej życzeń mu nie składa. No nic. Podchodzę do nich, co by się przekonać czego znowu ta szczurowiewiórka ode mnie chce.
- Podobno mnie szukasz - ja się nie pieprzę w jakieś cześć albo dobry wieczór. Już naprawdę nie mam na to dziś siły ani ochoty.
- O, Mania! Tak, szukam! Mam coś dla ty! - Kraft zaczyna mi wymachiwać rękami rękami przed twarzą i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że on coś w tych rękach trzyma.
Jakąś kartkę.
Ekhem, khem.
Laurkę.
Ja pierdolę.
- Emm... dziękuję.
Dawid chyba właśnie powoli łapie, co tu się odpieprza, bo zaczyna jakoś dziwnie kaszleć. Ja to znam. Zbyt często słyszę ten kaszel u osób postronnych, kiedy rozmawiam z Kraftem. Albo z Titusem. Albo z Murańką. To jest takie zaśmiałbym ci się prosto w twarz, ale trochę nie wypada. No.
Dobra, przyjmuję ten prezent. Na wierzchu namaziane kredkami jakieś kwiatki. Ściągam rękawiczkę z prawej ręki. Otwieram, spodziewając się dramatu ortograficznego, graficznego i merytorycznego. I, można powiedzieć, nie doznaję rozczarowania. To chyba jest skocznia. A pod skocznią chyba ja. A ten drugi patyczak to pewnie Kraft. Jeśli naprawdę jestem tak wychudzona jak tutaj, zdecydowanie powinnam zacząć porządnie się odżywiać. I jeszcze są życzenia: Szescia, zdrowia i radosci rzyczy tfuj pszyjaciel Stefan. Gdyby chciał je powiedzieć, a nie napisać, i tak nie wyszłoby lepiej.
Dawid płacze ze śmiechu. Cóż, trzeba było mi nie zaglądać przez ramię.
- Co mu dzieje? - pyta Kraft.
- Wzruszył się - odpowiadam z niezachwianą pewnością. - Tak jak ja.
__________

Sesja wpływa pozytywnie na obecność weny.

10 komentarzy:

  1. Stęskniłam się za nimi! Mańka jest mistrzem skocznego świata. Wytrzymuje z całą polską bandą i Kraftem n doczepke.
    Stefan to chyba wszedł na wyżyny swoich możliwości językowych. Dobrze, że Dawid nie słyszał, co Kraft mówił o tym dojechaniu, bo na pewno leżałby na śniegu i tarzał się że śmiechu. Choć mam wrażenie, że był już blisko, gdy przeczytał laurkę.
    Sesji nie zazdroszczę. Cieszę się, że to już za mną. Niemniej jednak trzymam kciuki, żebyś wszystko zaliczyła jak najszybciej.
    Pozdrawiam i weny życzę
    Madźka :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale tęskniłam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. "to dojadę tobie" - oj, Stefan, uważaj, żeby Mania Tobie nie dojechała, bo możesz nie pozbierać tych dużych ząbków, jak się rozpadną po okolicy :D

    Sesja wpływa pozytywnie na wszystkie aktywności pozanaukowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech, chyba niewielu jest ludzi, którzy uważają, że idea Rowera była komukolwiek potrzebna. Ja w każdym razie łączę się w tej kwestii z Manieczką. Zwłaszcza że – no właśnie, NA CO KOMU TE WAZONY? Jestem pewna, że Kamil miał problemy z powrotem do domu... tyle szkła ze sobą taszczyć... kto to widział? Ani to ładne, ani przydatne.
    No tak, ale hajs się musi zgadzać!
    Gitara jako sprzęt kadrowy – zgadzam się!
    „Jak na kogoś, kogo oczy zajmują minimalną część twarzy (bo resztę zajmują zęby), ma zadziwiająco dobry wzrok [...]” – XDDDDDDD absolutnie nie ma w internetach osoby, która opisywałaby i kreowałaby Krafta lepiej od Ciebie. #rzekłam
    „Najjepszego.” – Zamieniłabym tu „p” na „b”...
    „- Bo na urodziny kwiatki są dobre.
    Czekolada jest lepsza.” – I to bezdyskusyjnie!
    Borze, tak uwielbiam Twoje dialogi z Kraftem mówiącym po polsku, że nie masz pojęcia. XD Najchętniej zacytowałabym Ci tu wszystkie istniejące, ale w sumie po co, skoro je znasz, co nie? Wiem, odkrywcze. W każdym razie wiedz, że je ubóstwiam!
    Biedny ten Kraft, że tak poza Mańką nikogo nie ma. I ja myślę, że on z tym prawem jazdy może być cholernie niebezpieczny. Na benzynę raczej zawsze będzie go stać... więc na miejscu Mańki przeprowadziłabym się na osobny kontynent, bo przez morze Kraft autem nie przepłynie... choć kto go tam wie.
    Milka Oreo! Mańka dogadałaby się z moim M., on sobie ją wymarzył na urodziny. XD Skromnego chłopa mam, ze skromnymi marzeniami! XD
    „- Czy wy jesteście jacyś zsynchronizowani?
    - Eee... co?
    - No, Mańka, nie rób takiej głupiej miny, tylko się posłuchaj. A potem posłuchaj Kacpra. A tak w ogóle, to chyba macie rację. Idę się rozmówić z Kotem.” – Jest tyle rzeczy, które chciałabym napisać o tym fragmencie (i tym powyżej)... że aż nie mam słów. No dałaś solidną pożywkę dla #TeamSkrobot. A ty się, Mańka, obudź, kobieto! Bo ileż można być ślepym na miłość... I jeszcze te rękawiczki! No jeśli ktoś zimą oddaje ci swoje rękawiczki, a ty twierdzisz, że to nie jest miłość, to ja już nie wiem, co nią jest.
    LAURA KRAFTA PRZEBIŁA WSZYSTKO XDDDDDDDDDD On naprawdę ma mentalność przedszkolaka i nawet składnię podobną. No i końcowy komentarz:

    „- Co mu dzieje? - pyta Kraft.
    - Wzruszył się - odpowiadam z niezachwianą pewnością. - Tak jak ja.”

    Ja mam nadzieję (pewnie głupią, ale niech i taka będzie), że na koniec sezonu coś dobrego odwali się między Mańką a Skrobotem. Wiem, że Mańka jest pisania w stylu „go with the flow”, ale nadzieja umiera ostatnia! Choć z drugiej strony wiem też, że raczej uważasz swoją bohaterkę za niezdolną do głębszych uczuć (a przynajmniej ich wyrażania) i prędzej nas zostawisz z wielkim niedosytem i Skrobotem niespełnionym, ale KTO MI ZABRONI MIEĆ MARZENIA.
    Mam nadzieję, że wena zostanie z Tobą także po sesji. Widzisz, ja już sesji nie mam, a wena mi przyszła akurat na ten czas. Może duchowo wciąż łączę się ze studentami?

    No, w każdym razie ja liczę, że wen Cię nie opuści i czekam na następne Mańkowe perypetie.

    A poza tym – nadrobiłam, hurray! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze o Boże nie zauważyłam wcześniej rozdziału:O ale juz nadrabiam ;)
    A po drugie Hahaha :D zakończenie rozdziału powalające, ryczę ze śmiechu :P
    Kraft w tym opowiadaniu jest tak uroczy że normalnie chciałabym mieć takiego przyjaciela przy sobie :P
    Nie wiem czy to dobrze czy źle :P
    Czekam na dalsze losy tych ciołków :)
    Życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz? Wczoraj sobie szłam przez park i zobaczyłam wiewiórkę. I uświadomiłam sobie, że ostatnio często widzę wiewiórki (rozjechanego szczura też ostatnio widziałam, ale to raczej nie w temacie, bo ostatnio zbyt polubiłam to patologiczne stworzonko, żeby jakkolwiek źle mu życzyć). W każdym razie te wiewióry to znak, że skandalicznie długo się ociągałam. Więc proszę uprzejmie Manieczkę i wszystkie gryzonie świata, małe i duże, gładkie i łaciate, mniej urodziwe i... dużo mniej urodziwe o wybaczenie. Nie będzie tak długo jak zazwyczaj, bo forma nie ta, ale zależy mi aby wrócić 

    Mańka między skarpetką, a laurką przemyca mądre myśli. Tak to jest z tymi wielkimi imprezami sportowymi. Człowiek odlicza, kupuje przekąski i nakręca się jak wariat, a potem raz, dwa i nie ma. I choćby nie wiem jak super były wyniki (patrz Soczi) to zawsze czegoś brak. A z drugiej strony gdyby ta zabawa potrwała nieco dłużej, albo zdarzała się częściej to by się nam znudziła. Atrakcją jest ta rzadkość i świadomość, że jak przepadnie to guzik z pętelką i następna okazja za długi czas. A patrząc jak ludzie się zmieniają... Cztery lata to już trochę w innym życiu. Dobra, bo pieprzę.

    Gdyż Mania w zasadzie się nie zmienia. Kolejne igrzyska za nami, a ona nadal nie ujarzmiła wiewióry, nadal jest nianią, nadal kocha jeść i nadal jest wyjątkowa. No tyle, że całowała się dwa razy w życiu a nie raz. Co nie zmienia faktu, iż oba skoczyły się podobnie czytaj rękoczynami. I że obu (przynajmniej oficjalnie, bo drzewo jawi się tu wyjątkowo dwuznacznie) nie chciała.
    Ciekawe czy te wazony mają jakąkolwiek wartość. W sensie czy szkło drogie (jeśli to w ogóle jest szkło) czy można sprzedać, przetopić czy cokolwiek. Bo raczej wątpię czy Kamil poczuł do tego jakiś sentyment. Nawiasem mówiąc... Nie dość iż ten turniej sam w sobie niesie pewien bezsens to jeszcze dzbany, wazony i talerze. Serio szkoda, że prawdziwy rower pojawił się dopiero w Planicy, bo idealnie dopełniłby efekt całości. „Się rozbiją”? No cóż, Kamil jest dyplomatą. Poza tym lista osób, które mogłyby rozbić jest dość długa. Można by jakieś zakłady tam zacząć stawiać (Ci Austriacy w busie to taka mocna podpowiedź). A Japończycy mogliby stanowić powrót do korzeni. W końcu Srafciu chciał zacząć swoją przygodę poligloty właśnie od kraju kwitnącej wiśni (zapożyczę synonim, od naszych wybitnych komentatorów). Może zbawienne dla Mańki byłoby przekonanie go do wyboru tego początkowego pomysłu? A propos skoro przewidziała kto obok niej usiądzie to wymiana z Żyłą zbyt mądra nie była. WYOBRAŻASZ SOBIE JAKBY GRYZOŃ POSTANOWIŁ ZOSTAV WIRTUOZEM GITARY? No oczywiście wszystkie panny jego. Były nawet chyba jakieś piosenki o serze. Raczej nie pleśniowym, ale żyjemy w wolnym świecie i każdy ma prawo do samodzielnej interpretacji.
    Wychudzona dupa xDDDD Pozwolisz, iż zapożyczę komentarz od Ricza, bo połączenie Srafcia i dupy, jednak wydaje mi się dość niefortunne i nieapetyczne xDDDDD
    Z tymi kwiatami to ja bym na jej miejscu poczuła nadzieję. Że to właściwy prezent urodzinowy i wiewióra nie planuję już kolejnych. Ale nie z nim takie numery.
    ‘nikt nie dał mi prawa do odbierania marzeń małym szczurowiewiórkom' – chyba muszę sobie to zdanie wytatuować (a jako, że nie toleruję tatuaży napisać na motywacyjnej tablicy nad biurkiem) bo kocham je niezmienne z każdym kolejnym czytaniem tego rozdziału. 'Bo nie mam czas. Ale może w lato będę mieć trochę czasa' – kurde ten język ciągle ewoluuje. Bo to nie jest tak, że on się błędnie nauczył i to biernie powtarza. Dwa razy pod rząd użył błędnej formy słowa CZAS. Ale za każdym razem to była inna forma.
    I niech on lepiej nikogo nie dojeżdża. Cokolwiek to by miało znaczyć. W ogóle niech nie próbuje usiąść za kółkiem. Każdy musi znaleźć pojazd dla siebie. W tym wypadku sugerowałabym hulajnogę xD Albo takie autko w supermarkecie, do którego się wrzuca monetę i kołysze się na wszystkie strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna Mania. Znosi to nieszczęście jakim są urodziny z coraz większą godnością. A patrząc, że to się jeszcze styka z dniem kobiet... Naprawdę trzeba jej orderu za męczeństwo. I ja nie sądzę, że ona nie ma nic wspólnego z mężczyznami. Ma więcej niż każda przeciętna dziewczyna. Tyle, że w tym nie ma nic erotycznego... Albo nawet serio estetycznego. Dobrze pamiętam, że sztab jej kiedyś dał kolczyki? Jeśli tak, to przynajmniej oni się uczą na błędach i wiedzą czego serce potrzebuje do szczęścia.

      Bliżej niż dalej. Ja wiem, że ona pracuje w warunkach szczególnie trudnych, ale nie za często takie myśli grobowe. Chyba że serio chce jeździć autem z wiewiórką. Wówczas to faktycznie. Przypomniała mi się właśnie ta scena z epoki lodowcowej, co wyrzucają gryzonia z raju pełnego orzeszków xDDD
      Jak nie urok to sraczka. A jak nie skarpeta to cebula. Może niech go Mania wkręci do reklamowania chipsów o smaku cebuli. W reklamach chipsów chyba lubią sportowców i przynajmniej będzie więcej kasy na czekoladę. I na potencjalnych kolejnych potomków, bo zgodnie z jej obawami ten nie miał być ostatnim. Choć chyba dzieci obchodzą go jednak mniej od warzyw (chciałam napisać, że od trzody chlewnej. Za cholerę nie wiem czemu). Oni są zsynchronizowani to fakt. Ale jak to się mówi porównanie fajne, a przykład do dupy. Chyba ostatni osioł przewidziałby nawet, że takie newsy i kot to jak dwie połówki pomarańczy. Już widzę tą ich bitwę o Wielkie Tajemnice. Może jeszcze dopiszą wątek selera. Albo innej pietruszki. Trzeba im dać naklejki na świeżaki w Biedronce. Będą się mieli czym inspirować.
      Stefek (w sensie Hula, żeby nie było że piszę absurdy) widać, że mieszka z Kamilem, bo przejął dyplomatyczne podejście do życia i jego ułomności. NIE WYGLĄDA NA NAJBARDZIEJ BŁYSKOTLIWEGO XDDDD
      Zgubione rękawiczki. Na szczęście nie ta kończyna, która pasuje do opisu schorzenia, bo gdyby Mania zamieniła się w Murańkę to skoki narciarskie przestałyby istnieć.
      Srafciu uratował naszą drużynę przed bitwą o cebulę. Jakiś pseudonim w stylu GAŁĄZKA OLIWNA mu się należy. W sumie trzęsie się na belce jak taka gałązka. Ale jak to się mówi przy prezentach liczy się gest. A skoro Marzenka ma już zwiędnięte kwiatki (choć pewno je już wywaliła, albo Kot je zmielił i wmawia światu że to szczypiorek czy inne fuuu zielsko) to może Dawid uznał, że tym razem pora na coś dla niego.
      I się wzruszył. To było prawdziwe dzieło ku pokrzepieniu serc. Trzeba je dopisać do tematów maturalnych.

      Kocham mocno Asik.

      PS. Czy to już jakieś stadium uzależnienia od gryzoni?

      Usuń
    2. Jezu... Trzy razy pod rząd słowo OSTATNIO. Rzucam te studia.

      Usuń
  7. Hmm... ten rozdział też już czytałam. Czemu ja tak sobie bimbam ostatnio u Ciebie z komentarzami? Straszne!
    No tak, gwóźdź programu za nami, teraz już z górki. Nikt nie lubi Rowera. Ale chyba można się do niego przyzywczaić. A pieniążki zawsze w cenie, hehe.
    Wazony, nie wiem, co oni mają z tymi wazonami, ech. Kamil naprawdę mógłby jakąś galerię nowozesnej sztuki norweskiej otowrzyć, gdyby nie to, że wszystkie toćka w toćkę takie same.
    Ammann jako jeden jedyny Szwajcar [*]. Może powinni mu narodowość zmienić z SUI na AMN? Bo to klasa sama w sobie, no nie?
    (Nori w sumie też).
    Mańka ma ostatnio jakoś dużo Krafta na tapecie. Stęskniła się, czy jak?
    Ojejku, jak oni tam dbają o jej plecy, a Kacperek w szczególności <3. Nie narzekaj, potem na starość nie będziesz mieć dyskopatii, Mania!
    Biedne te kwiatki, oj biedne. Ale liczą się chęci... choc czekolada wygrywa z kwaitkami. Na co komu taki wiecheć? tylko miejsce zabiera, kurz na tym osiada, a i alergii do tego dostac można. A czekolada? Czekoladę można ZJEŚĆ.
    "Przyjmuję ten wiecheć, choć do szczęścia mi on tak potrzebny jak trzecia noga, i zastanawiam się po raz kolejny, czym ja sobie, Boże kochany, zasłużyłam na przyjaźń tego... stworzenia." - Czy dostanę jakiś upominek za tysięczne stwierdzenie, że kocham Marzenkę?
    Kraft w końcu wpadł na sensowny pomysł i nie przyprawi Kocura o zawał serca. Kto inny osiwieje, choć posiadanie osobnego hamulca nieco poziom stresu powinno zmniejszyć. Za to Mańka dostanie apopoleksji - też bym dostała, na niefrasobliwe stwierdzenie, że ktoś chce mnie DOJECHAĆ.
    Jedyna przyjacielka Krafta poza Michim. Czy dostanie za to jakiś medal, czy coś?

    Yay! Happy Birthday!
    Ej, co to za grobowa mina? Oni by przecież bez niej nawet minuty nie przeżyli, halo!
    Biedna, tak wcześnie musi wstawać, a Dawid się byczy. Ech.
    Ciekawe od kogo ta Milka... nieeee, nikt niczego się nie domyślił. Takie stare, a takie głupie!

    Kamil w stabilnej, stratosferycznej formie. Trener jest miły i daje szanse innym, a Kamilowi chwilę, by wypucować kolejny wazon. Może powinni wynająć na nie jakąś przyczepkę?
    Ta skleroza to na starość. W końcu wiek średni zapukał w dniu dzisiejszym do drzwi, co nie?
    Aaaa! Pamiętam akcję z cebulą! Tylko nie pamiętam, kto go tak wkopał, Piter czy Maciej?
    A synchronizacja Marzenki i Skrobocika bardzo rpzypomina mi Freda i George'a Weasleyów. Właściwie... to przydałby się im jakiś ship, hm? A nie będę przecież wciąż mówić #teamjemioła, halo!
    Nawet Hula wie, że Kraft jest mniej więcej tak rozgarnięty, jak Muraniek! I co on znowu wymyślił?
    ...w którego zmienia się Mańka? Eee, wątpię, by kiedykolwiek osiągnęła to mistrzowskie stadium nieogarnięcia XD.
    O proszę, Dawid za daleko nie uciekł. (i kto by się tam cacakał z jakiśmś przywitaniem, pf!) Ale ja też ciągle zapominam, że on maurodizny w tym samym dniu, może dlatego, że są oboje jak ogień i woda. Choć... nie do końca, prawda?
    La...Laurka? To tak trochę jak w przedszkolu. I widzę, że podobny pozioam zaawansowania talentów artystyczno-manualnych. Cóż...
    I fakt. Ta laurka wygrała wszystko. Dosłownie wszystko. I reakcja Dawida na nią też.
    "Dawid płacze ze śmiechu. Cóż, trzeba było mi nie zaglądać przez ramię.
    - Co mu dzieje? - pyta Kraft.
    - Wzruszył się - odpowiadam z niezachwianą pewnością. - Tak jak ja."
    Ale Mańce trzeba przyznać, że dyplomacja względem Krafta stoi u niej na bardzo wysokim poziomie. Szacun, serio.
    Zastanawia mnie tylko, dlaczego kwaitki dał jej dzień wcześniej, a laurkę dopiero teraz? Czyżby nie była gotowa? Czy może potem wapdł an ten genialny pomysł?

    PS: Sesja to złotodajne źródło weny, oj tak.
    PS2: Karzenka? Macperek? Skronia? Mabot?Skrorzenka? Kańka? - te typy czekają na Twoją akcpetację, by stworzyć uchwałę dotyczącą oficjalnego szipu dla tej dwójki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakbym dostała taką kartkę też bym się pewnie wzruszyła XD ale liczą się przecież dobre chęci, nie?

    OdpowiedzUsuń