piątek, 16 czerwca 2017

51. Nie jarają mnie Azjatki

- Kacperku, słońce, możesz mi wytłumaczyć od kiedy ty jesteś gwiazdą internetów?
Skrobot odrywa się od czytania krzaczków na jakimś opakowaniu i udziela inteligentnej odpowiedzi:
- Co?
Jajco.
- Kot mi pokazał w autobusie pięć różnych memów z tobą w roli głównej.
Kacper robi wielkie oczy.
- Słucham?
- Jest o tym, jak wyjebałeś nartą szklane drzwi w Willingen, jak zgodziłeś się przyjąć prezydenta na śniadaniu - robię szybki przegląd pamięci - i coś o tym, że jesteś największą gwiazdą tej kadry.
Skrobot wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami.
- Ludzie są jednak pojebani. Albo bardzo się nudzą.
- Jedno nie wyklucza drugiego - zauważam rzeczowo,
- Też racja - zgadza się potulnie Skrobot. - Ale... serio?
- Serio, serio. Było też coś o Lewandowskim w Oberstdorfie. Ale jakby mniej. A, no i jeszcze o tym, jak Kot wyświadczył przysługę ludzkości, zasłaniając podczas dekoracji twarz Krafta kwiatkami. Ale o tym też mniej.
- Aha, no to spoko. Mam w końcu jakieś osiągnięcie życiowe - Skrobot wzrusza ramionami. - Jak myślisz, czy to się nadaje do jedzenia?
To jest bardzo dobre pytanie. Bo jest godzina 21:43 czasu lokalnego, a my właśnie łazimy po jakimś południowokoreańskim supermarkecie i polujemy na coś jadalnego. A nie jest to proste. Bo skąd niby mamy wiedzieć, że tutaj jest napisane jogurt, a nie na przykład galaretka z kota?
- Cóż, zaryzykuj.
- Wolałbym nie.
- No to się trochę poodchudzasz i tyle - wzruszam ramionami. - Ja się chyba zapytam Kamila, co on wziął i wezmę to samo. Jakoś tak mam silne przekonanie, że on wybrał coś względnie normalnego.
- Okej. Ja też poproszę o to samo - poddaje się Skrobot. - Jestem już tak zmęczony, że chyba mi wszystko jedno.
Wcale się nie dziwię.
- Co żeście wzięli? - pyta Piotrek, a zaraz za nim człapie Maciek, z tym, że robi krótki postój, bo musi strzelić samojebkę z krzaczkami narysowanymi na opakowaniu... czegoś. Cóż, Żyła w Japonii wrzucił w internety zdjęcie swojego ulubionego kibla. Także no. Głupi i głupszy. Dobrali się idealnie. 
- Nic, a wy?
- Nie wiem - śmieje się Piotrek. - Maciek, co żeśmy wzięli?
- No... nie wiem w sumie - i zaczynają wspólnie rechotać. Matko kochana, z kim ja pracuję? Banda debili. A byłoby o tyle łatwiej, gdyby w hotelu raczyli nam dzisiejszego wieczora zapewnić kolację. Oraz pokoje. Bo, jak się okazało, mieliśmy na rozpisce podane numery, które były już zajęte. Także dzięki. Już raz spałam w pokoju Austriaków i wystarczy mi do końca życia. Mam tylko nadzieję, że przez ten czas, jak jesteśmy w sklepie, zdążą nam coś ogarnąć. Inaczej ktoś bardzo ucierpi.
Podchodzą do nas Kamil ze Stefankiem.
- Nie, żeby coś... - Miszcz kręci przed twarzą jakimś pudełkiem - ale ja się tego boję.
I tak oto upadła moja ostatnia nadzieja. Jeśli nawet Stoch, bazując na swojej wrodzonej inteligencji, nie jest przekonany do zjedzenia czegokolwiek z tego sklepu, to my, zwykli śmiertelnicy, tym bardziej nie mamy szans na przetrwanie.
- A ja biere to - chwali się znów Piotrek. - Najwyżej mnie zesra, hehehe.
Cóż, może Kraft z Hayboeckiem wyszli z takiego samego założenia w jakimś podrzędnym niemieckim barze w trakcie Turnieju Czterech Skoczni.
- A ja się chyba jednak wstrzymam. Tak. Ja się na pewno wstrzymam - decyduje Kamil i odkłada magiczny produkt na półkę.
Więc i ja się poddaję. Boże drogi, do czego to doszło. Oto ja, Marzena Kubacka, rezygnuję dobrowolnie z jedzenia. Z JE-DZE-NIA. Świat się kończy.

Jaki ten kraj jest trudny. Ani pokojów nie potrafią zorganizować, ani kolacji, ani treningu. Ani Igrzysk zapewne. Jak cudownie, że postanowiliśmy olać poranny trening na skoczni i dzięki temu oszczędziliśmy sobie co najmniej godziny latania jak z pieprzem w tyłku po całym tym pięknym kompleksie. Dowiedziałam się, z austriackich źródeł oczywiście, że drużyny sobie przyszły w trzy różne miejsca i bawiły się z organizatorami w chowanego. Bo tak się doskonale Koreańczycy angielskim umieją posługiwać i takich konkretnych informacji udzielają. Więc - zanim wszyscy się poznajdywali - zrobiło się drobne opóźnienie.
A myśmy sobie w tym czasie spali. Naprawdę już dawno nie odczuwałam takiej satysfakcji.
Idę sobie hotelowym korytarzem i po prostu czuję, jak koło ucha latają mi te cholerne amorki. A może to muchy, kto wie. Żeby sobie któryś przypadkiem we mnie nie trafił, bo za siebie nie ręczę. Walentynki dzisiaj, więc po kwalifikacjach się wszyscy pozamykali w pokojach i wiszą na telefonach, co by się do swoich lepszych połówek dodzwonić o w miarę normalnej porze. Chyba tylko Demon pszyrkę rozwiązuje. No i jeszcze jestem ja. Uciekam jak najdalej ze strefy zagrożenia i idę na spacer. Wieczorny spacer po PjongCzang.
Ale oczywiście nie. Bo po co.
- Marzenkaaa!!!
A tak było blisko. Już prawie widziałam drzwi wyjściowe, już prawie naciskałam klamkę...
- No co? - odwracam się i moim oczom ukazuje się zdyszany Jasiek.
- Ojejku, wszędzie cię szukam!
- Gratuluję, znalazłeś. Co chcesz?
- Mam problem.
W to nie wątpię.
- Jaki?
- Angelika nie odbiera ode mnie telefonu.
O słodki jeżu, cóż za tragedia.
- No i co teraz będzie? Przeżyjesz to jakoś?
- No właśnie nie wiem. Bo jak gadaliśmy, ona nagle zrobiła taką okropną pauzę...
- Jak to: gadaliśmy, skoro twierdzisz, że nie odbiera telefonu?
- No właśnie ci tłumaczę. Rozmawiamy sobie, a tu nagle taka cisza... i Angelika się rozłączyła. Próbowałem się do niej znowu dodzwonić, ale nie odbiera. Nie wiem, o co chodzi.
- Może są jakieś zakłócenia na linii.
- Na pewno nie! - Jasiek gwałtownie protestuje. - Ona się musiała na mnie obrazić. Zawsze jak się obraża, przestaje się do mnie odzywać.
- To trudno. Zadzwoni jak jej przejdzie.
- A jak jej nie przejdzie?
- To nie zadzwoni.
- Marzenka!
Przewracam oczami.
- Weźmy se gdzieś usiądźmy, co? To będzie dłuższa rozmowa, jak widzę.
Byłoby fajnie, gdyby na korytarzach były jakieś kanapy. Albo chociaż krzesła. Niestety ten hotel wygląda na taki w fazie wykończenia i tego typu luksusów jeszcze nie ma. Cóż, życie. Idziemy więc do mojego pokoju, gdyż to, jak wiadomo, oaza spokoju a tu... eee... niespodzianka. Najwyraźniej wszyscy już skończyli rozmowy ze swoimi ukochanymi i postanowili się podzielić wrażeniami. W moim pokoju oczywiście.
Nasze wejście pozostaje niemal niezauważone. Nie żebym się spodziewała ukłonów, powitań i dzieci z kwiatami, ale to jednak MÓJ POKÓJ.
- Nie pomyliło wam się coś?
- O, Marzenka, cześć! - reflektuje się Kot. - Siadaj sobie - mówi łaskawie i przesuwa swój szanowny tyłek na moim łóżku, żeby mi zrobić miejsce obok. Nigdzie indziej i tak bym się już nie upchnęła: na łóżku Dawida siedzi on sam, Stefek i teraz też Jasiek, a na podłodze Kamil (zero poszanowania dla mistrza olimpijskiego!), Kacper i Pietrek. I, żeby jakoś dostać się na swoje miejsce, muszę przeskakiwać między Stochem i Skrobotem.
Przecież to jest jakaś patologia.
- Janek potrzebuje się wygadać. Zróbcie se terapię grupową - burczę i wyciągam telefon.
- Nie, nie, Marzenka, ty też musisz słuchać! - Ziobro zgłasza obiekcje, zamiast od razu przejść do rzeczy.
- Słucham, słucham... ja mam podzielność uwagi.
Jasiek nie wygląda na przekonanego, ale zaczyna opowiadać.
- Zadzwoniłem sobie do Angeliki, bo wiecie... - robi znaczącą pauzę - walentynki...
Żyła zaczyna rechotać jak nienormalny, Stefek kiwa głową ze zrozumieniem, a Kot sprawdza, czy mu się grzywka dobrze układa. Ot tak, przy okazji. Tylko Bieguna brakuje, żeby spalił buraka na dźwięk słowa walentynki i Titusa, żeby okolicznościowy wiersz ułożył.
Włączam Quizwanie, ale niestety chyba rzeczywiście mam tę cholerą podzielność uwagi, bo zupełnie nic mi nie umyka. Tak więc najpierw Ziobro dokładnie opisuje, co Angelika zjadła dziś na obiad, w co się ubrała, jakie plany snuli na czas po powrocie Jaśka z Azji (zwłaszcza tego wolałabym nie słyszeć, gdyż czułam się wybitnie niezręcznie, ale panowie najwyraźniej byli dość zainteresowani tematem), aż w końcu przechodzi do sedna.
- I zaczęliśmy rozmawiać o Wiwiance, a tu Angelika się nagle rozłącza!
Też bym się rozłączyła, jakbym miała takiego faceta. I pomyśleć, że on mi się na początku naszej znajomości wydawał w miarę normalny...
- Pewnie powiedziałeś coś głupiego - zauważa mój brat, całkiem sensownie, muszę przyznać. Jednak czasem okazuje resztki mózgu.
- Nie, chyba nie. Pytałem co słychać w przedszkolu... i coś tam jeszcze.
Aha.
- Ile ta twoja córka ma właściwie lat? - odzywa się, chyba po raz pierwszy od mojego przyjścia, Kamil.
- Dwa... eee... nie. Trzy... czekaj... - męczy się Jasiek.
Wzdycham. Spodziewałam się tego.
- No nie jestem tak za bardzo pewny...
Da się zauważyć.
- Może o to się obraziła? - wysuwa przypuszczenie Stefek.
- Wątpię. Na pewno się już do tego przyzwyczaiła - włączam się, bo już tego ich pierdolenia słuchać nie mogę.
- Powiedziała, że jak będziemy mieć dwoje, to wtedy... Ach! - zapowietrza się Jasiek. - DWOJE! BĘDZIEMY MIEĆ DWOJE! Czy to znaczy, że ona jest w ciąży?! Marzenka, jak myślisz?!
- Myślę, że wszyscy wiemy, że dzieci nie znajduje się w kapuście, więc na pytanie czy Angelika może być w ciąży? raczej ty powinieneś nam odpowiedzieć.
- Aaahaaa... no tak - śmieje się Ziobro. - No tak! Może być! O Boże!
- To może ona cię o tym poinformowała, a ty nie zarejestrowałeś tej informacji? - zastanawiam się głośno.
- Nie... na pewno nie...
Na pewno to umarł Kopernik.
- Okej, to wy sobie przedyskutujcie to poważne zagadnienie, a ja się idę przejść. Tylko do dziesiątej nikogo tu już ma nie być... poza Dawidem ewentualnie - okazuję wyrozumiałość, bo niestety Szopen dla ubogich i tak gdzieś musi spać.
Ale i tak właściwie nikt już mnie nie słucha, więc przedzieram się w stronę drzwi, łudząc się, że kiedy wrócę rzeczywiście będzie tu pusto. A jeśli nie - trzeba będzie skopać parę tyłków, trudno.
- Marzenka, może ja pójdę z tobą, jest już ciemno.
No któż mógł wyskoczyć z taką propozycją?
Walentynki, wieczorny spacer, Skrobot. 
Kurwa.
- Nnnnooo... dobra. Chodź.
Jakiś taki zmarniony jest, więc nie będę się dodatkowo znęcać. Żebym tylko tego nie pożałowała.  Wychodzimy na korytarz i wreszcie mam szansę poczuć jakiekolwiek powietrze. Osiem osób na powierzchni sześciu metrów kwadratowych to jednak o dużo za dużo.
- Myślisz, że Angelika faktycznie jest w ciąży?
Kolejny to samo. Czy ja wyglądam na Ducha Świętego?
- Kacperku kochany, a skąd się biorą dzieci...? Nie odpowiadaj - zaznaczam na wszelki wypadek, bo wolałabym nie kierować tej rozmowy w takie rejony. - Więc skoro raz mu się udało, to może i drugi, kto go tam wie.
- Racja... - zgadza się Skrobot potulnie.
Idziemy sobie chwilę w ciszy, więc mam czas na kontemplację widoków, ale szczerze mówiąc nie porywają mnie te koreańskie krajobrazy. Jak sobie pomyślę, że właśnie znajduję się po drugiej stronie globusa, jakoś mi tak dziwnie. Może i lepiej, że Skrobot jednak ze mną poszedł. Zawsze to raźniej, jakby mnie jakiś Ka Ki Kim z bigosem z psa zaatakował.
- Jednak dobrze, że jesteś, Kacperku.
- Jednak... - prycha Skrobot. - Mańka, ty to nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaki masz talent do zarzynania atmosfery...
- Oj, no co. Powinieneś się cieszyć.
- Taaa... cieszę się.
- To coś taki smutny? Chodź sobie tu usiąść - ciągnę go za rękaw w stronę ławki. - No? Co żeś taki nieszczęśliwy?
- Nieważne... - wzdycha Kacper. - Czy ty wiesz, że Jasiek jest rok młodszy ode mnie?
- I to cię tak martwi? Chyba nie czaję.
Zrozum tu faceta, no naprawdę. A mówią, że to kobiety są skomplikowane.
- Bo widzisz... on za chwilę drugi raz zostanie ojcem.
Jakieś brzydkie te neony.
Aha.
Chyba jednak czaję.
- A ty... nie.
- A ja nie.
No dobra, zdaje się, że to już czas na włączenie trybu: pocieszanie.
- Nie tragizuj, młody jesteś, znajdziesz sobie jakąś fajną dziewczynę i będziesz mieć stado małych Skrobotów.
Kacper się uśmiecha i odchyla głowę do tyłu.
- Po tylu latach w kadrze te wszystkie teksty to chyba już masz na końcu języka, nie? Patrz, wcale tu gwiazd nie widać.
Stosuję się do polecenia i muszę się zgodzić niestety. Jak tak dalej pójdzie, tylko jedna rzecz będzie mnie w stanie przekonać do Korei. Taki krążek, złotawy.
- Jak byś se tyle neonów jebnął przed domem, to i u nas byś gwiazd nie widział.
Skrobot przekręca głowę w prawo, a za chwilę wstaje. I zaczyna oglądać liście drzewa, pod którym stoi nasza ławka.
- Że tak się zapytam: co ty odwalasz? Botanikę chcesz studiować czy jakąś inną ochronę środowiska?
- Czy ty wiesz, co to jest? - uśmiecha się Skrobot.
- Drzewo, jak sądzę.
- Chyba jakiś tutejszy dąb... a to widzisz?
- Które?
- No wstań i popatrz.
Tak też robię.
- No bez jaj... co mi chcesz przez to powiedzieć?
- Chcę ci powiedzieć, że to jest jemioła, moja droga Marzenko.
Widzę, kurwa.
- Fajnie, idziemy dalej?
- Halo, halo, a tradycja?
- W dupie mam tradycję - mówię i chcę iść, choć w zasadzie nie wiem, w którą stronę, ale Kacper chwyta mnie za rękę. I ciągnie do siebie.
- Skrobot, kurwa, dostaniesz zaraz po ryju - ostrzegam kulturalnie, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby ktoś poza mną się tym przejął.
- Strasznie brzydko mówisz...
Bo jestem, kurwa, zdenerwowana.
- Spierdalaj. I puść moją rękę.
- Nie mogę.
- Owszem, możesz. A nawet powinieneś. Dla własnego bezpieczeństwa.
Durne te przesądy i tradycje jak nie wiem co. Kto to se wymyślił, że akurat pod jemiołą się trzeba całować? Chętnie bym temu komuś ręcznie przetłumaczyła jak ja się zapatruję na ten temat.
Robię najbardziej zniesmaczoną minę, na jaką mnie stać. Najchętniej bym teraz po prostu poszła do hotelu, ale nie mam zielonego pojęcia, w którą to stronę. Z tego powodu to akurat dobrze, że Skrobot ze mną poszedł. Ale tylko z tego.
- Puścisz tę rękę?
- Nie - Skrobot kręci głową.
- No i czego ty ode mnie oczekujesz, co?
- Buziaka - szczerzy się ten debil.
- Stań se dwa metry dalej, to już nie będziesz pod jemiołą.
- Jesteś okrutna.
- A ty upierdliwy.
- Doskonały zestaw.
Patrzę tak na tego Kacpra, jak się produkuje... i w końcu muszę się roześmiać. Pojebany jak cała reszta tej naszej kadry.
- Dobra, dawaj dzioba - całuję go w policzek. - A teraz wreszcie już chodźmy.
- Czyli mówisz, że muszę się zadowolić wersją demo?
- Cóż, bardzo mi przykro.
Tak naprawdę to nie.
- A jak można odblokować pełną wersję?
- No nie wiem, może znaleźć jakąś inną dziewczynę i ją tu zaciągnąć?
- W takim razie mam pewien problem.
- Jaki znowu?
- Nie jarają mnie Azjatki. A z Polski żadnej aż taki kawał drogi targać nie będę.
Wywracam oczami.
- Jebnij się w czółko.
- I znów tak brzydko mówisz.
- Jak się boisz demoralizacji, to się ze mną nie zadawaj.
Skrobot macha ręką.
- Jednak zaryzykuję.
- To nie narzekaj.
- Postaram się.
- Świetnie. A teraz chodźmy już do tego hotelu, bo nie dość, że jest późno, to jeszcze zimno - przestępuję z nogi na nogę. - I o ile zakład, że ktoś tam usnął na moim łóżku i trzeba go będzie wykopać? Obstawiam Kota.

- Maniaaaaa!
Snem było życieee, dopóki tyyyy nie pojawiłeeeeś się wteedy w niiiiiim... Wtedy zamieniło się w koszmar niestety.
Przesuwam się na ławce, żeby zrobić tej austriackiej szczurowiewiórce miejsce koło siebie. Bo jednak nie ukrywajmy - ja zajmuję trzy razy większą powierzchnię niż Kraft.
- Sześśś... dobru, że cię widzę.
Niestety nie mogę powiedzieć tego samego.
- Fajnie.
- Muszę mówić z ty.
Biorę łyk kawy z kubka termicznego i uzbrajam się w cierpliwość. Duuużo cierpliwości.
- Nie cem być za bardzo pewny... ale muszem. Cem wygrać Misssszzzzossstwa Świata... i to... yyy... koło... no...
Eee... aha?
- Igrzyska?
Stefan kręci głową.
- To też, ale teraz nie. Tylko taki... - męczy się wyraźnie, a ja męczę się razem z nim. - World Cup - mówi wreszcie po angielsku.
A tak, puchar w kształcie kulki. Wszystko jasne. Jakże mogłam tego wcześniej nie zrozumieć.
- A ja chcę, żeby wygrał go Kamil i co?
Stefan momentalnie przybiera minę, jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Dlaczemu?
- Bo jest super, bo jest z Polski... co właściwie się ze sobą łączy...
- Ja też jestem szuper!
Biorę wdech... i wypuszczam powietrze z ust. Mama uczyła mnie, że nieładnie jest kłamać.
- Ale nie jesteś z Polski - mówię wreszcie. Mama byłaby dumna.
- Ahaaa... - Stefan kiwa głową ze zrozumieniem. - A jak wygram, beńciesz zła?
- Nie, jakoś to przeżyję - wzdycham. Nie mam za bardzo wyboru, jeśli nie chcę go mieć na sumieniu. A nuż popadłby w depresję, gdybym przestała się do niego odzywać.
- A nie masz ty czasem teraz serii próbnej?
- Mam - przytakuje - ale nie skakam. Siedzam tu z ty, a potem skakam w konkursu.
Wspaniale. Godzinka z Kraftem. Same fenomenalne wspomnienia przywiozę z tej Korei.
__________

Ostatnio moje pisanie częściej jest w kryzysie niż w nim nie jest, więc to, że ten rozdział powstał, to pewna niespodzianka nawet dla mnie. Wciąż walczę sama ze sobą, wena pojawia się głównie przed ważnymi egzaminami, a to nie jest jednak najlepsza okoliczność XD. Cieszycie się choć troszkę z tego rozdziału? Bo ja chyba jednak tak, w końcu od pięćdziesiątki minęły prawie trzy miesiące.
Przesyłam specjalne pozdrowienia dla #TeamJemioła, nie bijcie za bardzo XD 

11 komentarzy:

  1. Jaka świetna niespodzianka w ten beznadziejny jak dupa pawiana dzień!
    Rozdział genialny. Mogłabym czytać bez końca wszystko, co wychodzi spod twojej ręki. Marzenka powinna dostawać jakiś ekstra dodatek za pracę w ciężkich warunkach i za sesje psychologiczne chłopaków.
    Kacper taki nieugięty w dążeniu do podbicia serca swojej wybranki, że należy oddać mu pokłony. Czy nadeszła ta wiekopomna chwila w której Marzenka zaczęła choć odrobinę przychylniej patrzeć na Kacpra? Mam nadzieje, że tak.
    Kraft i jego umiejętności językowe to jak zwykle złoto i diamenty. Na tym zakończę swój bełkot czekając z niecierpliwością na kolejny rozdział! <3 Trzymam kciuki za egzaminy i życzę jak najwięcej weny.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. NA ŚMIERĆ ZAPOMNIAŁA, ŻE DZIŚ JUŻ PIĄTEK, TAK MNIE TA NIESZCZĘSNA KINEZA I KOSZYK POCHŁONĘŁY.
    Rozdział zaczyna się od słowa "Kacperek", a zatem to musi być dobry rozdział. #teamJEMIOŁA, Asiku, nie zawiedź nas!
    ...i to Kacper-celebryta XD
    Skrobot jest średnio zainteresowany swoją memicznością, widzę (i czemu mnie nie dziwi, że to Kot prezentuje Mani takie cudeńka?). Jest za to bardzo zainteresowany jedzeniem, a jedzenie to temat, który w obecności Mańki można bezpiecznie poruszać, a nawet wypada to zrobić (zwłaszcza jeśli chodzi o dawanie jej tego jedzenia za free :P).
    Kamil emanuje jakąś taką... sama nie wiem, jak to nazwać. On jest po prostu ostoją i opoką tej kadry, jak trwoga, to do Kamyka, o!
    Głupi i głupszy XD
    Zapomniałam o tej akcji z hotelem :P. A Mania, mówisz, że źle ci się spało u AUTów...? Hmm... chyba coś ściemniasz, kochana.
    JAK TO KAMIL NIE WIE? JAK KAMIL NIE WIE, TO JUŻ NIKT NIC NIE PORADZI. UMRĄ, UMRĄ ŚMIERCIĄ GŁODOWĄ!
    ...czyli tajemnica Kraftoboeckowej sraczki została rozwiązana?
    "Oto ja, Marzena Kubacka, rezygnuję dobrowolnie z jedzenia. Z JE-DZE-NIA. Świat się kończy." - o ile to było jedzenie, Marzenko. Ale fakt, jeśli było, to świat się kończy. Definitywnie.

    Nie wiem, czy Mańka nie ma racji i czy nie trzeba się zacząć bać o ZIO, tak profilaktycznie :P.
    Tym razem powiedzenie "mądry Polak po szkodzie" nie miało racji bytu. I BARDZO, KURCZAKI, DOBRZE!
    (austriackie źródła to przylepa-Kraft, czy nagle-wszędzie-wytkam-nos-Morgi?)
    Marzenko, naprawdę liczyłaś na samotny, romantyczny spacer w pojedynkę w WalęTynki? Naprawdę byłaś taka naiwna? Przecież ktoś musiał się przyczepić, no musiał!
    Widzę, że Ziober ma poważne rozkminy związkowe. I co Marzenka taka nieczuła? A jak Angelika sobie w trakcie rozmowy zemdlała i dlatego nie odbiera, hę? O tym pani nie pomyślała, panno Kubacka, co?
    Czy Marzenka może się nauczyć zamykać pokój? Chyba, że znowu dzieli go z Dawidem i to on sprosił skoczną brać? Tak czy siak, Mania musi skontrolować, czy wszystkie lube zostały odpowiednio dopieszczone telefonicznie, nie? Bo ona kobieta też, więc musi się znać na takich rzeczach, to logiczne, prawda?
    A SKROBOT TU CZEGO?! TEŻ DO LUBEJ DZWONIŁ? (po co, skoro ma ja pod nosem, hm?)
    Terapia grupowa, toś Mańka, wymyśliła... To się nie skończy dobrze, mówię ci...
    "Tylko Bieguna brakuje, żeby spalił buraka na dźwięk słowa walentynki i Titusa, żeby okolicznościowy wiersz ułożył." - ...i Klemensa szukającego skarpetek. W serduszka, żeby było tematycznie :P
    "[...] jakie plany snuli na czas po powrocie Jaśka z Azji (zwłaszcza tego wolałabym nie słyszeć, gdyż czułam się wybitnie niezręcznie, ale panowie najwyraźniej byli dość zainteresowani tematem)" - JA CHYBA NIE CHCĘ WIEDZIEĆ.
    Ja mam teorię, że Angelika przypomniała sobie, że nie odebrała małej z przedszkola i nie obiera, bo prowadzi samochód, czy coś. ale opcja z ciążą też jest niezła :P. Ale nie wiem czy Ziober byłby w stanie przeoczyć taką wieść, to jednak, było nie było, częściowo jego sprawka, nie?
    "Walentynki, wieczorny spacer, Skrobot." - TAAAAAAAAAAK! <3 (a pań lekkich obyczajów lepiej w to nie mieszać. Nie za pierwszym razem, przynajmniej)
    Zaczynanie z Kacperkiem rozmowy o dzieciach mogłoby być faktycznie niebezpieczne... pytanie tylko: dla kogo bardziej?
    A JEDNAK ROZMOWA O DZIECIACH, A RACZEJ ICH BRAKU. Proszenie Mani o pomoc w rozwiązaniu tego problemu, to ZŁY POMYSŁ, Kacperku.
    Żeby nie było, że nie ostrzegałam, czy coś.
    Krążek? Aaaa...! Czaję! (Dlaczego w pierwszej chwili pomyślałam o księżycu?)
    AAAAA! JEMIOŁA! <3
    (to się nie może skończyć dobrze)
    Brak Mańkowej orientacji w terenie działa na korzyść Kacperka, bo inaczej już dawno by mu zwiała spod tej jemioły :P.
    WERSJA DEMO JEST CACY. Ale podobnie jak Kacperek, czekam na wersję DELUXE :P
    Mania coś się niebezpiecznie zainteresowała tą wersją rozszerzoną. Jak to było? A, KROPLA DRĄŻY SKAŁĘ. Więc tego, carry on, Kacperku :P.
    PS: też obstawiam Kota.

    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. O, Krafcik.
      Koła jako Igrzyska... cóż, skojarzenia ma prawidłowe, ale z wygrywaniem niech sobie da siana, pff. Nie dla psa kiełbasa, ot co! I nie dla wiewiórki złoto, o! Ani nawet brąz, pf.
      E, IO bardziej pasowało do koła. Tam ich jest nawet pięć. A w kuli... choć w sumie, jeśli rozważyć kulę jako nieskończoną liczbę współistniejących okręgów... MatFiz-mode: on.
      "Bo jest super, bo jest z Polski... co właściwie się ze sobą łączy..." - no ba! toć to jest tożsame!
      Dyplomacja level Mańka. A kłamanie jest złe, o!
      E tam, jemioła jest fajnym wspomnieniem. Ale Krafick przez godzinę potrafi zatrzeć nawet tak wspaniale myśli...

      #teamJEMIOŁA forever! Na Mańkę zawsze warto czekać, ale jeśli chcesz, to mogę Ci wymyślić jakieś fikcyjne egzaminy, żeby ci wenę zmotywować, chcesz? :P
      No, śmiechłam, kwiknęłam i ukontentowanam. Dziękuję, smacznego i dobranoc!

      Usuń
  3. Hohohoh co ja widzę :) no doczekałam się kolejne rozdziału :)
    Dobrze że wracasz, wakacje za pasem to i wena wróci, a przynajmniej mam taką nadzieję ;P Mania jak zawsze rozbraja swoim ciętym językiem dla mnie cytat rozdziału: "Boże drogi, do czego to doszło. Oto ja, Marzena Kubacka, rezygnuję dobrowolnie z jedzenia. Z JE-DZE-NIA. Świat się kończy." :'D
    Widzę że Kacperek coraz bardziej sobie pozwala, boję się tylko że za którymś razem może się to dla niego skończyć kalectwem XD
    Czasem się Mani dziwie dlaczego tak cały czas go odtrąca, ale z drugiej strony rozumiem ją w 100% nie jestem jakąś tam feministką broń boże ale momentami zastanawiam się po co nam faceci przecież bez nich też jest dobrze ;)
    Życzę Mani niech trzyma się swojej ścieżki życiowej, bo jest w ten sposób sobą :D
    Dobra nie umiem pisać fajnych komentarzy więc kończę jeszcze raz super rozdział i czekam na dalsze części :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem, jestem! Melduję się niedługo przed następnym, ale cii.
    No to tak: szczerze mówiąc też bym się bała kupować coś w koreańskim markecie. Ostatnio byłam w czeskim, ale to łatwiejsze, zdecydowanie, bo czeski język przynajmniej trochę jest podobny do polskiego. I nie jadają tam psów i kotów.
    Może wrócę do rozdziału jednak? To tak, Mańka, ja też się boję o organizację tych igrzysk. Choć wy to pewnie gorzej odczujecie, jak będzie zła, niż kibice.
    Jasiek to jest tak ogarnięty człowiek, że ja wymiękam. Jak można nie znać wieku swojej córki? XD
    Ojejku, Kacperek taki zmartwiony, że dzieci jeszcze nie ma. A może to była aluzja dla Mańki...? Nieważne w sumie. I tak jej nie załapała.
    Ze Skrobota to spryciarz jest, nie powiem. Zaciągnął Manię pod jemiołę, ale chyba się troszkę przeliczył inie ma pełnej wersji :p Ale ja wierzę, że kiedyś będzie! I Kacperek też pewnie wierzy!
    Szczurowiewióra niestety ma te mistrzostwa i PŚ, ale w następnym sezonie nie będzie już tak kolorowo, mały Austriaku! Złotka z igrzysk będą należeć do Kamila! I to trzy, bo dwa indywidualne i jedno drużynowe! Zapamiętaj to sobie, Krafciku!
    Dobra, może ja skończę. Tak, to chyba dobry pomysł. W takim razie na koniec weny dużo życzę na Mańkę. Już czekam na następny!
    Pozdrowionka,
    Black Widow, czyli dawna DarkSide

    OdpowiedzUsuń
  5. Obiecałam skomentować, więc żeby się nie bać każdej kobiety w dresie (:P), postaram się słowa dotrzymać, choć jestem bardzo jak: "bloosfera? Nie, to już nie mój adres", dlatego z góry przepraszam za jakoś.
    O NIEEEEEEE! Cofnęłam się sprawdzić, jak tam stoję z poprzednim rozdziałem i przypomniałam sobie co tam jest. Uciekam zatem szybciutko, coby mój wewnętrzny troll nie zawył i pozwól, że jednak zrzucę kurtynę milczenia na odrzuconego Młodego i zakochanego (we mnie :P) Stefana :P A gubiącego dzieci Klemensa to ja po prostu zostawię bez komentarza, bo czasem brak mi słów do tych naszych 'inteligentów'.
    Kacper - król internetów :D Ło mamusiu, pamiętam jak to się wszystko zaczęło. Ehhh, aż za dobrze pamiętam, a później poszło już lawinowo i nagle Kacper został chodzącym memem XD Ale uwielbiam go tutaj, takiego niewzruszonego. Co tam, że pół Polski robi sobie z niego jaja, jego to wcale a wcale nie rusza :D Jak to na gwiazdę przystało.
    Żarcie ważniejsze :P
    "Bo skąd niby mamy wiedzieć, że tutaj jest napisane jogurt, a nie na przykład galaretka z kota?" - aż mnie ciarki przeszły! W takie sytuacji chyba też bym nie zaryzykowała. Ale może gdyby to byłło z kota, to byłby kot narysowany, a nie krzaczek? Nie, tylko Pietrek może być tak odważny i szalony, żeby ryzykować zjedzenie kota. Chociaż on tak zaprzyjaźniony z kiblami (co prawda japońskimi, ale może w Korei są podobne) że sraczka mu nie groźna :P
    "Cóż, może Kraft z Hayboeckiem wyszli z takiego samego założenia w jakimś podrzędnym niemieckim barze w trakcie Turnieju Czterech Skoczni." - ciekawe czy kiedyś ludzie zapomną o tej nieszczęsnej sraczce :P a oni tacy mili i uczynni, jeszcze się tym jedzonkiem z Severinem podzielili :P
    " Boże drogi, do czego to doszło. Oto ja, Marzena Kubacka, rezygnuję dobrowolnie z jedzenia. Z JE-DZE-NIA. Świat się kończy." - Eeeeeee, oni po prostu na końcu tego świata wylądowali, a w jogurcie siedzą koty, więc w sumie Marzenka może czuć się usprawiedliwiona (ciekawe czy głód to zrozumie :P)

    Ahhhhhhh, walentynki. Tak, ja wiem, że to opowiadanie o życiu wśród debili oczami Manieczki, no ale jak już pada Walentynki, to tylko jedno nam się w główkach może zrodzić. Dlatego ja tylko czekałam i zacierałam łapki na jakąś scenę Mańko-Kacprową w walentynkowej tonacji.
    To se jeszcze poczekam :P
    Osz jaka byłam zła, że to Jasiek, a nie Kacperek. Jasieńku, wyjdź! Nie no, ja nie wiem, jak jednocześnie można mieć tak wielką ochotę walnąć tych matołów w łeb, a zarazem tak ich uwielbiać. No bo przecież ta dyskusja Jaśka z Mańką, że Andżelika nie odbiera. Jasiekkkkk, SERIO? Ale jeżeli coś może przebić tych młotków podczas rozmów z Manieczką, to tylko stado młotków razem.
    "Żyła zaczyna rechotać jak nienormalny, Stefek kiwa głową ze zrozumieniem, a Kot sprawdza, czy mu się grzywka dobrze układa. Ot tak, przy okazji. Tylko Bieguna brakuje, żeby spalił buraka na dźwięk słowa walentynki i Titusa, żeby okolicznościowy wiersz ułożył." - jeszcze Klemensa, który by coś zgubił :P
    "- To może ona cię o tym poinformowała, a ty nie zarejestrowałeś tej informacji? - zastanawiam się głośno." - czemu mam przeczucie, że a i owszem, tak się stało. W dodatku to tak pasuje do Ziobera, że aż straszne. Naprawdę podziwiam tę niewiastę, że ona z takim matołem wytrzymuje i jeszcze się chce rozmnażać.
    No ale ten...
    "- Marzenka, może ja pójdę z tobą, jest już ciemno."
    Mam taaaaaaaaaaaaaaki uśmiech na gębie :D Bo teraz to już nie może być żaden Jasieniek.
    "Walentynki, wieczorny spacer, Skrobot." - <3<3<3
    Uwaga mały przerywnik od słodkości, no dobra, jak na razie wcale słodko nie jest, chociaż sam fakt ich razem jest taki radujący, no ale musiałam przerwać zachwycanie się na chwilę otarcia łez mega śmiechawy: "Zawsze to raźniej, jakby mnie jakiś Ka Ki Kim z bigosem z psa zaatakował." Z psa to my robimy cielęcinę a z kota to kisiel i ciastka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam do Kacperka wyrzucającego swe smutki życiowe. Jak go kocham, tak marudzenie o braku żony i dzieci, kobiecie której jawnie okazuje się swoje uczucia jest nie fair i podziwiam Manieczkę, że umiała jeszcze go pocieszyć, zamiast mu przywalić. Nieładnie Kacperku, nieładnie, zdecydowanie bardziej podobasz mi się w dalszej części.
      "- Skrobot, kurwa, dostaniesz zaraz po ryju - ostrzegam kulturalnie, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby ktoś poza mną się tym przejął." - ktoś coś mówił o zarzynaniu atmosfery?
      Przyszpilić do drzewa i nie dać wypowiedzieć 'nie'. Ehhhh, tak to z Manieczką tylko jeden potrafił :P
      "- Jesteś okrutna.
      - A ty upierdliwy.
      - Doskonały zestaw." - oni naprawdę są idealnym zestawem! Idealnym!
      No i chociaż #teamjemioła był pewnie niezadowolony i w ogóle każda z nas chciałaby więcej, to mi się podobało takie rozwiązanie sytuacji. Bo oni jak już coś to muszą powoli, anie tak nagle by Manieczka zapragnęła całusów pod jemiołą ze Skrobotem. Natomiast gdyby on znów był zbyt nachalny, to znów by coś rypło w ich relacjach. Powtórzę się, ale przyszpilić do drzewa, całować i jeszcze nie dostać za to po twarzy umiał z Mańką tylko jeden. Kacperek jest kochany, ale jego gwałtowność może tylko Mańką odstraszyć.
      No to ten... Skończyłam temat tej dwójki,a teraz...
      STEFAN!
      "- Nie cem być za bardzo pewny... ale muszem. Cem wygrać Misssszzzzossstwa Świata... i to... yyy... koło... no..." - chłopie, nawet nie umiesz tego wymówić, na co się porywasz? (ehhh, czemu tak dziwnie się tu na niego złościć, wiedząc jaki będzie finał tych zmagań? TZn ja tam nic do medali Krafta nie miałam. W sumie polubiłam go w Lahti, ale tutaj się wczuwam w polski punkt widzenia, więc pfffffffffffff, nie umiesz wymówić Mistrzostwa to się na nie nie porywaj! O Kulce (kulce, nie kółku!) nie wspominając!
      "- Ja też jestem szuper!" - Że Manieczka zniosła to z godnością i kamienną twarzą. SZACUN!!!!!!!!! Mi by chyba oczy z orbit wyszły, a później zaczęłabym się turlać ze śmiechu. Ewentualnie zadzwoniłabym po ludków z kaftanem.
      Ja przemyślę jeszczę opcję z byciem jego ukochaną :P
      "- Mam - przytakuje - ale nie skakam. Siedzam tu z ty, a potem skakam w konkursu." - no dobra, za to 'skakam' go uwielbiam. Właśnie sobie wyobraziłam Stefana mówiącego 'skakam' i rozwaliło mnie to na łopatki.
      Jak ja mam teraz iśc spać? Jakiś szuper Stefan, mówiący skakam mi się przyśni :/
      No dobrze, nie przyznaję się chyba do tego komentarza. Wstyd mi za niego! Ale obiecałam, więc jest.
      Czekam na nowy rozdział.

      Usuń
  6. Szalenie podoba mi się olewcza reakcja Kacperka na szokujące wieści na temat memów, jakie skidżampinksramili zaczęła robić z nim w roli głównej w tym sezonie. Myślę, że zdecydowana większość z nas dochodziłaby do siebie przez dobrych kilka dni, a Kacperek sobie wzrusza ramionami. Bo może.
    Azja, jeeeeej. Chyba we wszystkich opowiadaniach na tym etapie bohaterowie głodują. XD
    „- A ja biere to - chwali się znów Piotrek. - Najwyżej mnie zesra, hehehe.
    Cóż, może Kraft z Hayboeckiem wyszli z takiego samego założenia w jakimś podrzędnym niemieckim barze w trakcie Turnieju Czterech Skoczni.” JAK ŚMIECHŁAM XD
    No tak, przecież w tej kadrze wszystko jest wspólne – sukcesy, porażki i pokój Marzenki. A prywatność to pojęcie abstrakcyjne. Wyższa metafizyka, czy coś.
    „Tylko Bieguna brakuje, żeby spalił buraka na dźwięk słowa walentynki i Titusa, żeby okolicznościowy wiersz ułożył.” TITUS XDDDDDDDD
    „Quizwanie”, szanuję mocno, bo uwielbiam!
    No i, jak można się było spodziewać, Jasiek nie ogarnął. Czy w tej kadrze KTOKOLWIEK ogarnia poza Marzenką i Hornim? Bo zaczynam w to mocno wątpić.
    „- Marzenka, może ja pójdę z tobą, jest już ciemno.” JEST JUZ CIEMNO, ALE RĄBIĘ DREWNO.
    TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK. Zaraz będzie „truskawka na torcie”, że tak zacytuję pewnego eksperta sportowego. Ja nazwać ich szip? Skrobacki? Kubot? XDDDDDDDDD
    „Może i lepiej, że Skrobot jednak ze mną poszedł. Zawsze to raźniej, jakby mnie jakiś Ka Ki Kim z bigosem z psa zaatakował.” JAAAASSSNE, MANIA, WMAWIAJ SE.
    „- Jednak dobrze, że jesteś, Kacperku.” LOOOOOOOOOOOOOOF.
    Talent do „zarzynania atmofery”? Co on gada? W przypadku Mańki to się nazywa BUDOWANIE atmosfery. Niech on się cieszy, że nie jesteś gderliwa pomimo braku normalnego jedzenia i że sama z niego bigosu nie zrobiła.
    „- Bo widzisz... on za chwilę drugi raz zostanie ojcem.
    Jakieś brzydkie te neony.
    Aha.
    Chyba jednak czaję.
    - A ty... nie.
    - A ja nie.
    No dobra, zdaje się, że to już czas na włączenie trybu: pocieszanie.
    - Nie tragizuj, młody jesteś, znajdziesz sobie jakąś fajną dziewczynę i będziesz mieć stado małych Skrobotów.
    Kacper się uśmiecha i odchyla głowę do tyłu.
    - Po tylu latach w kadrze te wszystkie teksty to chyba już masz na końcu języka, nie? Patrz, wcale tu gwiazd nie widać.” Wiem, że sporo tu cytowania, ale chciałam zaznaczyć, że kocham ten fragment. I te próbujące zdeprecjonować powagę rozmowy chwilowe zmiany tematu.
    „- No bez jaj... co mi chcesz przez to powiedzieć?
    - Chcę ci powiedzieć, że to jest jemioła, moja droga Marzenko.
    Widzę, kurwa.” TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!
    „- Strasznie brzydko mówisz...
    Bo jestem, kurwa, zdenerwowana.” MHMHMHMHMHMH, A MOŻE TO STRESIK PRZED POCAŁUNKIEM?
    „- Jesteś okrutna.
    - A ty upierdliwy.
    - Doskonały zestaw.” Co by nie mówić, Skrobot zna się na rzeczy.
    Ogólnie to i ta cud, że buziak w policzek, ale my wiemy, że Manię stać na więcej – w końcu Morgi itd., więc CZUJĘ NIEDOSYT. W zasadzie wiem, że Mania niby nic do Skrobota, co mnie boli, bo Kacpi jednak zasługuje na tru lof, przecież jest z niego fajny chłopak i z pewnością byłby dobry ojciec. Ale Mańka chyba nie docenia faktu, że jako jeden z niewielu umie się z nią obchodzić. A to, w znajomości z nią, jakby kluczowe.
    No ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Podobno w następnym rozdziale ma być dużo Kacperka, taaaaaaaaaaaaak.
    „- World Cup - mówi wreszcie po angielsku.
    A tak, puchar w kształcie kulki. Wszystko jasne. Jakże mogłam tego wcześniej nie zrozumieć.” SRAFT XDDDDDD „Ale ja też jestem szuper”, no chyba nie. Nie znoszę kolesia, a teraz jeszcze u Ciebie brzmi coraz bardziej jak Rusek albo Chorwat, takich końcówek używa.

    No dobra, ten komentarz jest do dupy, ale wyszłam z wprawy w pisaniu i komentowaniu i w ogóle we wszystkim. Ale Mańkę komentuję, bo to porządne ludzie, a nie tam. Mam nadzieję, że dla Ciebie dobre i to, bo nie jestem w stanie wykrzesać z siebie niczego lepszego. Co by nie było, o komentarzu dla Ciebie zawsze pamiętam. Nie bój nic.

    Tak że tego, nie ubijaj mnie. Wiesz, że Cię loffkam. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po cichu moge chyba zdradzić, ze w rzeczywistości Kacperek miał dość podobnie wylane na te memy xd

      Usuń
  7. Karft ty to jesteś bardzo szuper!<3
    "Szopen dla ubogich" XDDDDD
    Kacperek ty to jesteś taki fajny, uczynny, dobry więc może byś se znalazł odpowiednią dla siebie babę, co?

    OdpowiedzUsuń