piątek, 19 lutego 2016

38. Żelisław

Dzwoni telefon.
Mama.
- Tak?
- Chłopak, Marzenka! Chłopak! Trzy kilo siedemdziesiąt, pięćdziesiąt centymetrów i dziesięć na dziesięć punktów!
- Nnno!
I mogę się rozłączyć. Izunia nie spartoliła sprawy, lekarz nie spartolił sprawy i tylko Dawidek spartolił sprawę. Ale to było już kilka lat temu, kiedy pierwszy raz przyprowadził do domu Izabelę. Wciąż się nie mogę przyzwyczaić do faktu, że już od roku to samo nazwisko nosimy. I że jeszcze z tej żałobnej okazji musiałam na siebie kieckę ubrać.
Mama oczywiście w euforii, bo pierwszy raz w życiu babcią została. No ja tam premierę w byciu ciotką aktualnie zaliczam, ale jakoś nie zamierzam mdleć z zachwytu. Wystarczy, że pewnie tam w szpitalu Dawidek z wrażenia zemdlał. To jak na parę bliźniąt to chyba wystarczy. Znaczy, że z naszej pary - mnie i jego - jedno omdlewające jest (od żony mu się pewnie udziela), bo przecież nie że im się dwójka urodziła. Nie. Bez przesady. Chłopak jest i już. Teraz jeszcze tylko dom zbudować, drzewo posadzić i już może Dawid umierać.
No dobra, trochę się może jednak przejęłam tym porodem. Trzy melisy dziś wypiłam, a mamy godzinę drugą po południu. Ale nie zamierzam się tym bynajmniej chwalić na prawo i lewo. Jeszcze by sobie Izabela nie wiadomo co pomyślała. Że się o nią martwię albo coś. A ja się tu po prostu stresuję przedłużeniem rodu Kubackich. No przyznaję, że w linii męskiej to mojemu tacie średnio wyszło, ale może to akurat taki wypadek przy pracy. A podobno się po dziadkach często więcej dziedziczy niż po rodzicach. Jest więc dla pana dzidziusia nadzieja.
Matko.
A jak oni mu dadzą na imię?
Błażej.
Żelisław.
Honoriusz.
Klemens (bez urazy dla cudownego dziecięcia polskich skoków, ale jednak...).
Brzetysław.
Radzimir
Lesław.
Amadeusz.
Bożydar.
Mścisław.
Brajan.
Ariel.
Walerian.
Kosma.
Gracjan.
Adolf.
Ildefons.
Bonawentura.
Natan.
Aureliusz.
Tak, mogę tak jeszcze długo.
Ale, rany boskie, to jest naprawdę przerażające. Ja nie wiem, ale niektórzy rodzice to chyba swoich dzieci nie kochają.
A jak Izunia przeforsuje coś artystycznego? Boże, biedne dziecko. Ale cóż, nie jego wina, że ma taką matkę.
No i ojca. Ojca też ma. I też takiego udanego jak matkę.
Momentami odnoszę wrażenie, że jestem straszną suką.
A nie. To z nadmiaru wolnego czasu mnie takie irracjonalne myśli nachodzą.
To ja sobie może poczytam.
Robię sobie herbatę, biorę gigantyczną Milkę (żeby mnie ktoś potem o kolaborację z Niemcami, broń Boże, nie posądził, bo przecież to dziecko Wellinger ciągle się wszędzie na fioletowo buja) i udaję się do pokoju.
I myślę znowu o tym biednym dziecku Dawida.
Nie sądziłam, że będę kiedykolwiek współczuć komuś tak blisko spokrewnionemu z Izunią.
Życie nas ciągle zaskakuje.
Ale co tam. Człowiek w dresie wszystko zniesie.
A właśnie. To jest chore. Bo przecież jak zwykle mam na sobie mój klasyczny zestaw. I przecież jak zwykle zawiera on jeden z podkoszulków Skrobota.
A kwestia Skrobota jest dość newralgiczna ostatnimi czasy.
Tylko że ja nie wiem, co bym miała z nimi zrobić? Oddać mu? Czy na szmaty do podłogi przerobić? Szkoda takiej dobrej bawełny...
A poza tym ja jestem do nich przywiązana emocjonalnie. O. Koniec dyskusji.

Trzy dni ledwo mijają, a do domu wraca Izabela. Z jeszcze jednym małym kolesiem.
Mały koleś jest dość pomarszczony i widać mu połowę żył przez skórę, a tak poza tym jest spoko.
Do czasu aż nie zaczyna demonstrować siły swoich również niby małych płuc. A może on tam ma w środku jakiś głośnik zamontowany? To by nawet tłumaczyło, dlaczego to darcie jest tak głośne. Mogliby dołączyć instrukcję, gdzie się to wyłącza. Albo chociaż ścisza.
Dobra, bez głupich żartów. Ten koleś już chyba z piętnaście minut się drze. Bez przerwy. Chcieli dziecko, to mają.
- Marzenka, posiedziałabyś chwilę przy Maciusiu? - pyta mnie mama, wchodząc do salonu, gdzie usiłuję oglądać telewizję.
MACIUSIU?!
- Że jak on ma na imię?
- Maciuś. Prawda, że ładnie?
- Tak jak Kot? - dopytuję dla pewności.
- Eee... A tak, tak. To jak - posiedzisz? Bo Iza zmęczona usnęła, a Dawid jeszcze nie wrócił z treningu, a ja muszę iść do sklepu.
- A taty nie ma? - pytam rozpaczliwie, bo czuję, że zaraz mnie zostawią samą z tym trzydniowym kolesiem... znaczy Maciusiem i śpiącą Izunią.
Boże, jak można dać dziecku imię po Kocie.
- Tata w pracy.
- To może ja pójdę zamiast ciebie do tego sklepu, co?
- Marzenka, nie bądź dziecko.
Aha, fajnie. Dziecko to akurat ryczy w pokoju nad nami.
- Idę do sklepu - stwierdzam i koniec. - Do której jest otwarty?
- Jeszcze dwie godziny.
No to z palcem w tyłku.
- Zrób mi listę zakupów i pójdę.
Mama wychodzi z salonu, a chwilę później słyszę warkot silnika na podwórku.
No nie. Wydymała mnie własna matka.
Ona jest chyba szurnięta. Zostawiła własnego wnuka na pastwę własnej córki.
Wchodzę na górę, do pokoju gołąbeczków i co widzę? Izunia śpi jak zabita na łóżku, z watą w uszach, choć to i tak tylko częściowo tłumaczy, w jaki sposób się jej udało usnąć w tym wrzasku; a mała Maciejka drze się w swoim łóżeczku, aż cała czerwona się zrobiła. Znaczy się zrobił.
Szkoda mi go strasznie, chociaż nie wiem za cholerę, o co mu chodzi. Może się już zdążył zorientować, jaki ten świat jest zjebany i chce, żeby go stąd z powrotem zabrać. Jak tak, to popieram. Popieram w stu procentach.
Ale tymczasem moje poparcie chyba na niewiele się zda.
A może by tak obudzić tę jego rodzicielkę?
Hmm, zdaje się, że ona, za przeproszeniem, padła na pysk ze zmęczenia. Bo nie wygląda niestety tak powabnie jak zazwyczaj.
To może by jej jednak dać się trochę przespać?
Nie no, co się ze mną dzieje. Od kiedy ja się Izunią przejmuję?
- Ej, wstawaj! - szarpię ją za ramię.- On cały czas płacze.
Izabela wraca powoli do rzeczywistości. Siada na łóżku, spogląda w stronę dziecka i sama zaczyna ryczeć.
No fajnie. Teraz to już sobie tym bardziej poradzę.
- Co jest?
Izunia jeszcze chwilę sobie popłakuje, a w końcu informuje mnie spazmatycznie:
- Ma-ma-rzena ja nie wiem co mam ro-robić. Ja sobie z wła-snym dzieckiem nie ra-radzę.
Świetnie.
- Dobra, dobra. Weź coś zrób, bo ryczy.
- No prze-cie-ee-eż mó-mó-mó-wię że nie umie-em - zakrywa twarz dłońmi i rozkleja się do reszty jak Dawidowe uszka w Wigilię.
No dobra, jak zwykle wszystko na mojej głowie.
Podchodzę do łóżeczka i łaskoczę tego małego gostka po brzuchu.
Kopie prawą nóżką. Hmm. Powinnam wyciągnąć z tego jakieś wnioski?
Zastanawiam się intensywnie, co opowiadała Angelika o Wiwiance. I wychodzi mi na to, że jeśli dziecko jest nażarte i ma zmienioną pieluchę, a dalej się drze jak stare gacie, to pewnie ma kolkę. Czy coś takiego. I że trzeba go masować po brzuszku. I nóżkami mu ruszać czy coś.
Tylko że jak ja mu zacznę nóżkami ruszać, to mu je pewnie odkręcę.
Matko Bosko, czy to wszystko musi być takie mikroskopijne?
Ja to się nawet tej Izunii nie dziwię, że sobie nie radzi. Jak człowiek przyzwyczajony do łażenia po wybiegu, a nie do normalnego życia, to potem ma jeszcze większy problem.
Okej. Masuję. Całymi trzema palcami. Więcej się nie bardzo mieści.
Coś jakby mniej ryczy. Trochę. Nie żeby całkiem przestał.
No dobra, to teraz te nogi nieszczęsne. Może być rowerek. Rany, mnie by się w dłoni cała garść takich nóżek zmieściła, takie to to małe.
Ej, kurde, działa nawet. Łapy mi się trzęsą, ale jakoś daję radę. O matko.
O ja pierniczę. Przestał ryczeć. Jestem genialna. Powieszę sobie na drzwiach tabliczkę Marzena Kubacka Cudotwórca.
A Maciek sobie zasypia. Całkiem sympatyczny człowieczek.
Chociaż nie. Nie Maciek.
Maniek.
Jak się mamy dogadywać, to będzie Mańkiem.
Maniek i Mania. I tak wszyscy do mnie tak mówią, to niech będzie. A nuż się jeszcze zakumplujemy?
Podchodzi do mnie Izunia.
- Jak ty to zrobiłaś?
No to jej mówię, co i jak, a ta znów w płacz.
- Co ci znowu?
- To ja powi-innam takie rze-czy wie-e-dzieć.
- Przecież ci mówię, że Angelika mi to powiedziała.
- I co? Jestem bez-na-aa-dziej-ną-ąąą mat-ką-ą...
- Przestań się mazać, okej?
W sumie to mi jej nawet trochę szkoda.
Tak, szkoda mi Izunii. Można sobie tę datę zakreślić na czerwono w kalendarzu. Pozwalam. I obchodzić rocznice też można.
- O-ookej - mówi i maże się dalej.
- Słuchaj, zadzwonię do Angeliki, żeby przyszła jutro czy tam pojutrze. To sobie pogadacie, może być?
- A-ale Ma-rzena prze-cież ona mnie wy-wy-śmie-je-eee...
- Jak nawet ja cię nie wyśmiałam, to ona tym bardziej nie. Poza tym wychowuje dziecko i męża, więc ma spore doświadczenie.
- Do-ooo-brze. Dzię-kuję.
Okazuje się, że jestem dobrym człowiekiem. Ale dziwnie.
- To idź spać. Maniek też śpi, to sobie śpijcie razem.
- Ma-aa-niek?
- No twoje dziecko, nie?
- A tak. Tak. Maniek. Może być. Marze-na... bo Dawid chciał, że-eee-byś zosta-ła chrze-e-estną Maciu-usia. A-ale ja nie chcia-ałam. Ale tera-az bym chcia-ała. Ba-aaa-rdzo.
O kurde. To mnie trochę teraz przytkało.
Bardziej niż trochę. Całkiem właściwie. Wychodzi na to, że Izunia właśnie mnie prosi, żebym trzymała jej własne dziecko do chrztu. Może jakaś chora jest?
Nie no, poza tym, że jej oczy całkiem zapuchły od tego płaczu, nos się jej błyszczy i nie potrafi zbudować zdania nieprzerwanego spazmatycznymi wstawkami to wszystko jest okej.
Znaczy w sumie nie jest. Bo nagle wygląda strasznie ludzko. I taką jej wersję chyba pierwszy raz w życiu widzę. Może jakby tak częściej ryczała, to bym ją zaakceptowała.
- Okej. Może być - zgadzam się, bo co mi tam szkodzi. - A chrzestnym kto będzie?
- Dawid chciał Ti-i-tusa. Jeszcze nie pyta-liśmy.
- Ooo, jak ty go poprosisz, to się na pewno zgodzi.
- Bo?
Boże, jacy ci ludzie są głupi. Co ona myśli, że nie opada mu szczena na jej widok? Każdy facet reaguje na nią tak samo. To przecież każdy by się zgodził. Obojętnie na co.
- Bo go znam.
- A-aha.
Do pokoju wchodzi Dawid.
Patrzy na Izunię. Patrzy na mnie. Patrzy na dziecko. Jeszcze raz na nas. Drapie się po głowie.
- A co tu się właściwie dzieje?
__________

Także no, jest potomek, ród nie zaginie, to najważniejsze.
Z mniej ważnych rzeczy zapraszam tutaj --> Niedorośli. Głupki się nie chcą dać napisać, ale walczę. Niedługo powinnam ruszyć.

27 komentarzy:

  1. G-E-N-I-A-L-N-Y !! Oby tak dalej. Jedyne czego tu brakuje to Skrobot :) Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :*
      A Skrobot? Nie mogę go przecież wciskać do każdego rozdziału ;)

      Usuń
  2. Mania i Maniek. Podoba mi się. Tylko poza krótką wzmianką to ani widu, ani słuchu dzisiaj Skrobota! Chyba tylko tego mi brakuje. A co do takich 'ekskluzywnych' imion to tam Juliusza Cezara zabrakło😉 W następnym więcej Skrobota proszę i może niech on będzie chrzestnym, a nie Titus-poeta XD
    Bye! xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział już napisany, także mimo Twoich sugestii żadnych zmian już nie będę wprowadzać ;)

      Usuń
  3. No nie spodziewałam się tego. Tyle wyrozumiałości, współczucia, sympatii i to dla Izuni? To się nie dzieje na prawdę! Dziecko zmienia wszystko w tym wypadku stan matki i emocje Marzenki xD Tylko Dawid dalej nie ogarnia.
    W tym rozdziale moją bohaterką jest mama/babcia. Nawet ona miała dość opieki nad wnukiem i pojechała sobie do sklepu. Babciu! Jak mogłaś?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trochę zrozumienia Mańka wyjątkowo wykazała. Ale podkreślam - wyjątkowo. Nie zmieni jej aż tak jeden mały koleś ;)

      Usuń
  4. Hej. Chyba tu pierwszy raz Komentuję, ale czytam od dawna i czekam z niecierpliwością na każdy rozdział. Uwielbiam to opowiadanie! Serio, kocham je, jest genialne. Zawsze poprawia mi humor. Lubię takie charakterne kobity jak Mańka. Niby taka żółta,a w środku dobra dziewczyna. I tak się z nią trochę identyfikuję, bo i na mnie Mańka wołają. ;-)
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam i weny życzę
    Madźka :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo! Taki komentarz cieszy mnie dwa razy bardziej, bo ujawnia kolejną czytelniczkę :3 Mam nadzieję, że będziesz się ujawniać częściej ;)

      Usuń
  5. Dobra, dotarłam z komentarzem :). Miał być wczoraj, ale że pojawił się rozdział odkryłam już późno, a pisanie komentarza z telefonu mogłoby się skonczyć tak, że nikt by go nie zrozumiał, nawet ja następnego dnia. Moja klawiatura mnie nie lubi i już.
    Nastąpił dzień wielki, świat powiększył się o nowego Kubackiego. Kubackiego o imieniu niezidentyfikowanym, choć Marzenka miała różne dziwne typy. No cóż, po takiej Izuni i Dejwim to można się wszystkiego spodziewać. Zapomniała do swojej listy jednak dodać Kwadrata, Bonifacego, Bogusza, Oswalda i Lutosława (mój kalendarz mnie przeraża). W każdym razie okazało się, że Marzenka tak bez serca totalnie nie jest i jakieś tam uczucia względem młodego Kubackiego żywi, skoro te trzy meliski wypiła czy coś. Jakieś oznaki uczuć to są niewątpliwie.
    Rodzicielka okazała się bestią podstępną i zupełnie nierozważną. Pierowordnego wnuka z MAńką zostawiać? Choć w sumie Ziobro zostawił jej Wiwiankę i wszyscy przeżyli, ale... Ale Skrobot był obecny. A teraz Skorbota niet (Mańka pewnie za nim tęskni, choć ociupinkę... tak żeby dziecka przypilnował. te podkoszulki jednak coś znaczą, nie? na przykład że Mańka ma awersję do zakupów :P).
    Dziecieczek okazuje się być Maciusiem. No proszę, Kot idolem Kubackiego? Nazywanie dziecka na cześć ulubionego zwierzątka... to już lepszy chyba ten Żelisław (anyway bałam się że w tytule spojlerujesz najważniejszą zagadkę tego opowiadania, zaraz po tym czy Mańka się z tym Skorbotem w końcu zejdzie czy nie). W każdym razie, Marzenka na pastwę losu i małego wyjca została skazana.
    Miłosierdzia więc nie okazała żadnego, tak podstępnie wpakowana w sytuacje i obudziła Izunię. Izunię, która własnego dziecka ogarnać nie potrafi. A myślałam, że matki to mają jakoś zaprogramowane, nie? Najwyraźniej Izuni się ten gen jeszcze nie aktywował, i Marzenka musiała intrweniować. dobrze że miała za soba doświadczenia z Wiwianką i że kumpluje się z Andźeliką. Zatem Maciuś został w trymiga ograrnięty, a Iza okazała się jakaś taka bardziej ludzka. albo Mańka się nabrała na jej łzy, jedno z dwojga. Pomysł z Andżeliką pokazał, że Mańka też jakieś ludzkie uczucia względem szwagierki przejawia ("wychowuje dziecko i męża", no ja nie mogę, śmiechłam).
    Maniek z Mańką się dogadają, skoro ona matką jego chrzstną ma zostać. I znów się będzie musiała w sukienę wystroić, jak ona to zniesie...?
    A co do ojca chrzstenego jestem w stanie się założyć ze Krzysio z jakiegoś powodu nie będzie mógł tej funkcji podjąć i w zastępstwie wysunięta zosatnie kandydatura Skrobota :D. Ale to tylko moje domysły.
    No, komantarz nieskładny, ale mam nadzieję, że choć trochę udało mi się wyrazić uwielbienie nad tym rozdziałem, bo pikny jest! No to weny i czekamy na nastpeny rozdział. Ze Skorbotem na przykład. choć ja nic nie sugeruję ;)
    E_A
    PS: Dziękuję Ci pięknie za komentarz u mnie :*. Z reguły nie odpowiadam (przynajmniej tam, taką zasadę mam) więc tu Ci pięknie dziękuję za wszystkie miłe słowa.
    E_A :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam spojleru w tytule, a imię 'Żelisław' wydało mi się wyjątkowo wdzięczne do tej funkcji :D
      Dziękuję za cudowny komentarz i za wszelkie sugestie :P Aczkowiek jak już mówiłam, następny rozdział jest już gotowy i zmian nie będzie.

      Usuń
  6. Obstawiam że chrzestnym i tak ostatecznie zostanie Skrobot :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że jesteś już trzecią osobą, która proponuje coś takiego? :D

      Usuń
  7. A ja jestem z Marzenki dumna. Nie wyrwała małemu nóżek, nie zmiażdżyła mu brzuszka i wnętrzności... Jest dobrze! :D jeszcze będzie tak, że Maniek będzie chętniej czas spędzał z ciotką niż z rodzoną matką :P
    Fakt. Brak Skorbota (chociaż jego koszulki wystąpiły. Tekst o dobrej jakości bawełnie mnie rozwalił ❤), ale rzeczywiście - nie można go wciskać do każdego rozdziału, bo później faktycznie nie będzie już tak wyjątkowy.
    Buziaki, skarbie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, jak Ty mnie dobrze rozumiesz :3 Co za dużo, to niezdrowo ;)

      Usuń
  8. Właśnie zdałam sobie sprawę, jak dawno tutaj nie komentowałam. Tak sobie zaglądałam, coś tam przeczytałam, ale nie dała znaku życia. Borze zielony i szumiący... jestem zła. Przepraszam.
    I widzę, że trzymasz formę. Rozdziały dobre, nadal sprawiają, że człowiek musi się uśmiechnąć, ba, ryknąć śmiechem na pół domu. Ach!
    Podziwiam. Tak, zdecydowanie. Ja tylko melancholię tworzyć potrafię...
    Shh...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że czasem kogoś to bawi, choć jak już kiedyś mówiłam, nie sądzę, żebym potrafiła napisać komedię.

      Usuń
  9. Dobra, leżę sobie, nic nie robię, a komentarz i tak tragicznie opóźniony. No, ale uznajmy, że jestem już we względnie dobrej formie do pisania nie na temat i mogę się za to zabrać. I wiesz co? Uwielbiam te przepychanki Mańki i Skrobota tutaj. I przynoszenie czekolad, wsparcie i zabieranie Austriakom przywileju picia z nią w sylwestra. Ale dobrze robisz, moim zdaniem, że on nie łazi za nią cały czas i są rozdzialiki - takie jak ten – poświęcone innym problemom. Bo coraz bardziej wierzę w tezę, że ona nie waha się, tylko po prostu nie widzi ich razem. Ostatecznie i koniec, gdyż przecież to Manieczka, a nie jakaś typowa, niezdecydowana baba:D. A on przecież głupi nie jest, tamta kochana wersja sprzed zmiany w nim siedzi i chyba by zrozumiał. Pomalutku, rzeczowo i bez wypominania austriackich ran na sercu, bo tą metodą tu się nic nie zdziała. A jeszcze raz powiem, choć ostatnio gadam to co rozdział, ta przyjaźń nie może się tak skończyć, za rzadko zdarzają się takie fajne relacje damsko-męskie^^. No dobra, to na ten temat się wypowiedziałam, to teraz do burzy hormonów, tudzież rozdziału powyżej. Nie ma to jak siostra tak głęboko wierząca w brata, chyba aż się powinnam spiąć i przykład z niej wziąć. Taką piękną listę imion ułożyła, Dawid powinien dozgonnie wdzięczny za to być, choć opcja, że posadzi jakieś drzewko w ogródku i może iść umrzeć, chyba nie jest zbyć przyjacielska. I jeszcze cudownemu dziecięciu skoków polskich się oberwało przy okazji. Na boku to dziecię własnego potomka identycznie nazwało. Może w tej rodzinie nie wolno się nazywać inaczej niż Klemens? Mańka powinna to rozważyć. Aha, tylko jeszcze sobie pomyślałam czytając, żeby ona Kraftowi tej listy nie pokazywała. Głuptas się jeszcze przechrzci na Żelisław, Mścisław czy tam Bonawentura, bo będzie chciał bardziej polski być. To by było w jego stylu.
    Mania to na serio jak na osobę, która nie przepada za opieką nad dziećmi, ma ich (na głowie – bo Krzysiu znowu pomyśli, że to jakieś z Ziobrą) zdecydowanie za dużo. Nawet własna, prywatna matka ją wystawia na pastwę malucha (i Izuni), nie pytając zbytnio o zdanie. I imię po Kocie. Ja jednak myślę, że to przypadek, znaleźli sobie takie, które im pasuje, a że mały może mieć tendencję do smarowania domu nutellą za kilka lat, to dopiero Mania – jak zawsze bardzo uczynnie – ich uświadomi. No trudno, jakieś wychowanie bez masła orzechowego, czy coś takiego trzeba wymyślić. Choć upaprać podłogę to przecież można też innymi rzeczami. Dobra, czas przestać przelewać do komentarzy wszystkie bzdury, jakie mi przyjdą do głowy. A końcówka zaskakująca. Naprawdę te kobiece hormony niebezpieczne są, jeśli do takich wielkich pojednań (choćby chwilowych) są w stanie doprowadzić. No bo niech Izuni zobaczy, nasza Marzena może i wredna, ale przecież to złote serce. A bez tego charakterku, by była zwyczajną jedną z wielu, czego przecież byśmy nie chcieli. I ja myślę, że Dawid stając w tych drzwiach, przeraził się czegoś innego niż własny potomek. Jeszcze pomyśli, że jakaś zaraza w domu panuje. Albo, że Titus zahipnotyzował dziewczyny swoją piękną poezją. I jeszcze słówko o chrzcinach małego Mańka. Serio ciężko znaleźć odpowiedniego chrzestnego w skocznym światku. Przecież to musi być ktoś, kto odpali świecę. I nie poparzy siebie samego, ani nikogo dookoła. No nic. Mania czujna jest i gasić szybko będzie.
    No nic, kocham ją, ich wszystkich i siebie. I przepraszam, że zawsze komentuję z takim durnym opóźnieniem. Już robię się cicho;) Buziaki❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, pomyślałam sobie o tym, jakie to imię mógłby wybrać Kraft i... Boże Święty. Nie chcę chyba jednak o tym myśleć ;P
      Kobiece hormony rzeczywiście niebezpieczne, a pojednanie faktycznie chwilowe. No bo bez przesady.

      Usuń
  10. byłam święcie przekonana, że skomentowałam tutaj jakiś tydzień wcześniej, dziwne. :o
    Marzenka już dawidowemu dzieciątku takie egzotyczne imiona wymyślała, a tu taki zwykły poczciwy Maciuś, i bardzo ładnie. i tutaj na chrzestnego pasowałby jak nic Kot, no ale zobaczymy. :)
    co by nie mówić Mania wpisała się na piątkę zajmując się Mańkiem! (ja już ją widzę w roli matki, ot co!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może faktycznie by Kot pasował... Ale weź tu zapanuj nad tym, co sobie te ćwoki wymyślają ;)

      Usuń
  11. Tooo opowiadanie jest świetne :) zaczełam czytać pare dni temu i już nadrobiłam :D czekam na ciąg dalczy :) (aż wreszczie Mania będzie ze Skrobotem ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że Ci się podoba :3 I bardzo się cieszę, że ciągle dołączają nowi czytelnicy ;)

      Usuń
  12. A ja oponuję, pojawił się Skrobot. Ba, nawet otwarcie jest o nim mowa! Jest też mowa o przywiązaniu emocjonalnym do jego bawełnianych podkoszulków. Więc mi proszę obecności Skrobota nie umniejszać!
    „(…) rozkleja się do reszty jak Dawidowe uszka w Wigilię.” - Ty sobie nie myśl, że ja takich smaczków nie zauważam.
    „Maniek i Mania. I tak wszyscy do mnie tak mówią, to niech będzie.
    A nuż się jeszcze zakumplujemy?” - Ja tam uważam, że powinien się nazywać Bazyli! Chociaż wg mnie to najlepsze imię dla kota... a on już po jednym dostał imię... Czyli wyszło na moje. HA.
    I ja bardzo mocno wierzę i wiem, że się Mańkowie zakumplują. I razem będą dokazywać, i wszystkich tych nielotów w szeregu poustawiają!
    „Poza tym wychowuje dziecko i męża, więc ma spore doświadczenie.” - Angelika Ziobro aka the Heroine. No tak, bo gębę Ziobera też trzeba wychować. Bo póki co, to niewyparzoną ma.
    Maniek nam się uczłowieczył! Nie, żeby jakoś przesadnie, ale jednak. Tak samo z Izunią, którą bezradność zmiękczyła i nawet się miła zrobiła. Coś mi mówi, że ona jeszcze pożałuje te decyzji o chrzestnej... Nie, żeby Mańka była złą kandydatką - to raczej Izunia podjęła decyzję pod wpływem emocji.
    Poza tym, to dziecko i tak już jest skazane na porażkę. Jeśli ma ojca chrzestnego Titusa, to czekają go długie lata totalnie przejebanego życia. Będzie Leśmiana pokątnie czytał i zakochiwał się w co drugiej takiej na ulicy. Nie mówiąc o tym, że będzie kompletnie nie ogarniał życia.
    Co mogę dodać? Że Maciejka pewnie się średnio ucieszy, że Dejwi swego dzieciaka jego świętym imieniem ochrzcił. Ale przede wszystkim się średnio ucieszy, jak się dowie, jaki go sezon czeka.
    Lepszy niż poprzedni, but still.
    I nie zgadzam się z opinią, że w rozdziale brakuje Skrobota. To nie jest opowiadanie o OTP Mańka&Kacperek, ale o samej Manii! Skrobot to ładny dodatek, ale calm yo tits, gurls. On nie jest "całym światem, w którym ona żyje."
    Dziś krótko, wiem, szok, niedowierzanie. Ale chyba straciłam zdolność konstruowania długich komentarzy? I sensowych raczej też.
    Tak że tego, no.
    Weny, bo to kapryśna kochanka jest. Siły do życia i braku zawału, jak na moją grubą mordę kamera najedzie w piątek/sobotę.
    Luv ya <3
    Charlie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jeśli ma ojca chrzestnego Titusa, to czekają go długie lata totalnie przejebanego życia" te słowa są cudowne <3 To znaczy może nie w przekazie, ale na pewno w ich formie :D
      Podoba mi się Twoje podejście do tematu tego opowiadania. Bo prawda jest taka, że Skrobot jest tylko jednym z szalonych elementów tego świata. Jest ich więcej. Znacznie bardziej szalonych.
      Baw się w Wiśle cudownie! <3

      Usuń
  13. No tak, jak myślałam – przeczytałam, ale nie raczyłam się odezwać. Typowa ja ostatnimi czasy, ale chyba nadeszła pora, żeby coś powiedzieć o Marzence, z którą mamy ostatnio niezły zatarg, ale która mnie w sumie rozczuliła. No, bo niby dzieci są w jej mniemaniu fe i w ogóle, jak je ogarnąć to mam wrażenie, że z niej i małego Mańka będzie całkiem zgrany duet niszczący babcine rabatki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie są znowu takie fe, tylko trochę ją przerażają ;)

      Usuń
  14. Maniek i Mania to będzie super-couple coś czuję Xd jeszcze jak Marzenka zostanie matką chrzestną to już w ogóle.
    Dobre serduszko ma Marzena, że pomogła Izuni

    OdpowiedzUsuń