Sytuacja staje się dramatyczna.
Bardzo nawet.
Ja wiem, że ludziom w potrzebie trzeba pomagać, ale chyba mnie jednak Bóg opuścił, kiedy piętnaście minut temu dzwonił Ziobro i ja się zgodziłam, żeby mi dziecko podesłał.
Może faktycznie pogrzeb jakiejś tam stryjecznej ciotki brata ojca Angeliki to jest poważna sprawa i dziecko nie bardzo pasuje brać, żeby tam ryczało razem z Anielskim Orszakiem, ale zdaje się, że istnieją inni ludzie, którym można to dziecko podesłać, a które z dziećmi miały kiedykolwiek do czynienia.
W odróżnieniu ode mnie.
Bo wszystkie ciotki z rodziny na mój widok dzieci odsuwają jak najdalej. Tak na wszelki wypadek chyba. Więc za wiele doświadczenia nie mam.
Co tylko jest kolejnym argumentem dowodzącym temu, że Jan Ziobro jest debilem.
Ale ja chyba też, bo nie wyśmiałam go, tylko się zgodziłam. I tylko troszeczkę zwyzywałam.
Co jednoznacznie wskazuje na to, że jestem dobrym człowiekiem. Albo że mnie Bóg opuścił na chwilę bądź dwie.
No w każdym razie któreś z tych.
I za jakieś pięć minut wpadnie tu Ziobro. I będzie zaaferowany. I będzie tłumaczył mi mnóstwo rzeczy dotyczących opieki nad dzieckiem, których sam nie rozumie. I nie stosuje. I bę...
Dzwonek.
Drugi.
I trzy kolejne.
Zanim zdążę przejść z kuchni do drzwi wejściowych, wybrzmiewa chyba z dziesięć razy. Dobrze się zaczyna.
Otwieram.
No Ziobro oczywiście. I trzyma dziecko. Które momentalnie wciska w moje ręce.
Muszę tutaj zauważyć, że Wiwiana to ma chyba mocne parcie na prawidłowy rozwój. Takie urocze dziecko przy takim niedojebanym ojcu...
- Cześć, Mania. Tu masz pampersy, kaszkę, smoczek, śpioszki na przebranie i... kurde nie wiem, co tu jeszcze jest - produkuje się Jasiek, wciskając mi jeszcze dodatkowo jakąś gigantyczną torbę. - Angelika by wiedziała. Ale ona już czeka w samochodzie. Powiedziała mi, że mam się pospieszyć, a ty sobie na pewno poradzisz, a ona poprowadzi, bo ja to...
- Jasiek! - przerywam mu brutalnie. - Podobno się spieszysz.
- A no tak. Spieszę się. To cześć! - wybiega, nawet nie zamykając za sobą drzwi.
Dobra. To będzie trudne.
Rozkładam się powoli z tym całym majdanem i co chwilę oczy mi wychodzą coraz bardziej z wrażenia. Bo jak to jest, że taki mały człowiek tylu rzeczy potrzebuje. Na pół dnia na dodatek.
Chyba że mają zamiar wrócić za tydzień, a nie raczyli mnie o tym powiadomić. Po luźnym Jaśku można się spodziewać wszystkiego.
Mija kilka minut, kilkanaście, a nawet coś koło godziny. Jest względnie spokojnie. Cudowne dziecko, grzechotką macha, książeczki ogląda i zasadniczo to ma mnie w dupie. Doskonale się dogadujemy. Siedzimy sobie we dwie, bo rodzice w pracy, a Dawid z Izunią w szpitalu, spodziewając się narodzin potomka w każdej chwili.
Czy kiedykolwiek komukolwiek wspominałam, że jestem aspołeczna? Właściwie to nawet nie muszę tego mówić, wystarczy ze mną porozmawiać na dowolny temat, o pogodzie na przykład. Ludzie mają zazwyczaj dość po pięciu minutach.
Więc chyba nie jest dziwne, że kiedy nagle dzwoni dzwonek do drzwi mam ochotę wpieprzyć temu, kto stoi po drugiej stronie. Niezależnie, kim by nie był.
Otwieram i upewniam się w moim przekonaniu.
- Cześć - uśmiecha się półgębkiem Titus. - Mam sprawę.
- Fantastycznie. I, jak się domyślam, tylko ja ci mogę w niej pomóc?
- Nie jestem pewny... Ale tak sobie jakoś o tobie pomyślałem.
Jasne. Standard. Klasyg.
- Właź. Tylko się nie przestrasz, bo mam dziecko.
- Od kiedy?! - krzyczy Krzysztof w wielkim zadziwieniu.
- Dziecko Ziobry, sieroto.
- Masz dziecko z Ziobrą?!
Nosz do ciężkiej cholery, czy ja niewyraźnie mówię?
- Titus, patrz mnie na usta. Opiekuję się dzieckiem Jaśka i Angeliki, bo pojechali na pogrzeb.
- Aaa... aha - Miętus ewidentnie się uspokaja. Od kiedy on na straży mojej moralności stoi?
A może po prostu na straży moralności Jaśka. No ale tu to już przegryw po całości. Dziecko było przed ślubem.
- Dobra, jaki masz ten problem?
- No... wiersz chciałem napisać.
Chętnie pozostawiłabym to bez komentarza.
- I co?
- I nie umiem.
- Ja też nie. To po coś tu przylazł?
Titus wzrusza ramionami.
- No nie wiem...
- Świetnie. To może jak nie wiesz, to pójdziesz sobie do domu, co? Bo ja trochę zajęta jednak jestem.
- Ale nie przeszka... dzaj sobie - dokańcza z rozpędu Miętus, bo właśnie słychać walenie w drzwi.
Z pięści chyba.
Matko jedyno, co tu się dziś dzieje?
Otwieram drzwi.
O kurde.
Kacper Skrobot.
Czy to źle, że się cieszę na jego widok?
- Co tu robisz?
Od razu słychać tę moją radość.
- Dzwonił Jasiek, mówił, że masz jego dziecko i że... no cóż. Że może byłoby dobrze, jakbym ci pomógł.
Ja co prawda w czytaniu między wierszami dobra nie jestem, ale coś mi się wydaje, że to nie do końca tak było. Albo przynajmniej z innym przekazem. Coś w stylu romantyczny wieczór, wy dwoje i obrzygany śliniaczek. Albo wspólne zmienianie pieluchy.
Tak myślę. Ale może za wysoko cenię przy takim założeniu intelekt Jaśka. Albo raczej za nisko. Bo tylko kompletny idiota mógłby wymyślić coś tak żenującego.
- To świetnie. Zdaję się, że się zbliża pora obiadowa i że jeszcze Titusa muszę wyżywić.
Mina Skrobotowi rzednie.
Czyżby moje domysły miały coś wspólnego z prawdą?
A może Ziobro jednak w końcu doszedł do wniosku, że żaden normalny człowiek ze mną nie zostawia dziecka i przeraził się jakieś sto kilometrów stąd. I wykonał telefon do przyjaciela. Albo raczej Angelika się przeraziła.
Dobra. Mózgu, stop. Wystarczy.
- To ja może ręce umyję - duka Skrobot i udaje się do łazienki.
Dzwoni telefon.
Jezus Maria.
- Halo?
- Sześśś, Mania! - właśnie sobie wyobrażam, jak Kraft pluje do słuchawki.
- Cześć.
- Paczysz na szko...yyy...ki?
- Nie. Nie mam czasu - mówię od razu, bo się znowu załamie, że mam go w dupie czy coś.
- Szkoda. A wi...sz, że wygram... eee już. Już. Mam kwiatek. I czekolata. Albo cosz.
- Brawo. Gratuluję.
Jeśli dobrze rozszyfrowałam tę informację, to znaczy, że Kraft właśnie wygrał w Kazachstanie. Wyczyn stulecia. No ale na zdrowie. Niech ma.
- Dżenki. Ty jesteś w Astria w Hinzenbach?
- Jeszcze 2 tygodnie - tłumaczę ze spokojną rezygnacją. To może potrwać.
- A tag. Tag. Natur... eee. Widziemy się tam?
- Tak.
- Tag! To szuper! To sześśś, muszę dać czekolata Michi.
Boże.
Gejoza.
Kraft się rozłącza, a ja powracam do rzeczywistości. Co tu się wyrabia właściwie?
Titus siedzi przy kuchennym stole z kartką i ołówkiem i wpierdala wafelki, a Skrobot właśnie zaczyna karmić Wiwiankę zupką ze słoika.
- Ej! - wkraczam do akcji. - A tego nie trzeba przygrzać przypadkiem?
- Przygrzałem - stwierdza ze stoickim spokojem Skrobot, nie przerywając manewrów z łyżeczką wokół buźki dziecka.
- Już?
- No przecież nie dam jej wrzątku - mruczy i uśmiecha się do Wiwi, wpakowując jej tę paskudną papkę do buzi.
A ta zachwycona.
Zakład, że jakbym ja próbowała zrobić to samo, to w najlepszym wypadku by tego w ogóle nie wzięła do ust, a w najgorszym wypluła na mnie z powrotem?
Podziwiam chwilę z otwartą z wrażenia gębą poczynania Skrobota i naprawdę nie mogę wyjść z podziwu. To wygląda tak, jakby on się w życiu niczym innym nie zajmował, jak karmieniem półtorarocznych panienek.
- Kurde, jak ty to robisz? - pytam się wreszcie, bo to wygląda na tak proste, że aż mi głupio.
Skrobot chwilę milczy, nie przerywając działań wokół Wiwi, aż wreszcie mówi:
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że umiem postępować z kobietami. Ale nie wiem, czy mu wierzyć.
O.
Tak się właśnie kieruje personalnie zupełnie niewinną wypowiedź.
Gratuluję.
Gryzę się w policzek od środka i usiłuję nie wybuchnąć. Wściekła jestem coraz bardziej,
- Nie skomentujesz tego? - dolewa oliwy do ognia Skrobot, przerywając na chwilę swoją działalność gastronomiczną. - Przecież zawsze masz odpowiedź na każdy tekst.
Okej. Zajebiście. Dłużej nie wytrzymam. Uwaga: teraz się będziemy kłócić przy dziecku.
- Ty masz jakiś problem. Ja nie wiem. Skoro wszystkie tak na ciebie lecą, to się, kurwa, z którąś umów. Ale nie, przyczepiłeś się do mnie i nie wiem, czego ty oczekujesz. Że ci, nie wiem, do łóżka wskoczę? Ogarnij się. Już bym wolała wskoczyć twojemu bratu.
Kacper prycha.
- To się naprawdę wzniosłaś na wyżyny. Może to jednak przemyślisz, co? Zdaje się, że Morgenstern byłby w razie czego chętny.
Skrobot dostaje z liścia w twarz.
- Pojebało cię. Do reszty.
A ten pajac nic nie odpowiada. Powinnam mu poprawić z drugiej strony i patrzeć, czy równo puchnie.
Dziecko zaczyna marudzić.
- To nie ja wzdycham do dzieciatego faceta, który na dodatek co chwilę zmienia laski - rzuca jeszcze w przestrzeń Skrobot i wraca do karmienia Wiwi.
- Aha, czyli to cię boli - odpowiadam, zanim zdążę ugryźć się w język.
I bardzo tego żałuję.
- Przynajmniej mamy jasność - mówi Skrobot, nawet na mnie nie patrząc. Ale jakoś nie słyszę w jego głosie triumfu.
Odwracam głowę i zauważam Titusa. Bardzo źle, że zapomniałam o jego istnieniu. Siedzi z otwartą gębą i wygląda jakby łykał każde słowo. Sprawia wrażenie jeszcze większego ćwoka niż zazwyczaj.
Tego mi tylko do szczęścia brakowało.
- No i co się gapisz? - warczę. - Jak zaczniesz rozpowiadać na prawo i lewo o... o tym wszystkim... to ci wpieprzę. Czaisz? Mocniej niż Skrobotowi. Znacznie mocniej.
Titus potulnie kiwa głową i mruczy:
- Ja tam nic nie słyszałem... Ja... eee... wiersz pisałem.
- No i bardzo dobrze. Skończyłeś? Chcesz przeczytać?
- Nie... nie skończyłem.
- To kończ. A potem idź do domu. Albo najpierw idź do domu, a potem kończ.
Titus przytakuje, zbiera manele i zwiewa z prędkością światła.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie piśnie ani słówka. Za bardzo się mnie boi.
- Jesteś terrorystą - zauważa Skrobot po pewnym czasie, który upływa mi na gapieniu się w okno, a jemu na karmieniu Wiwi.
- Zwał jak zwał - wzruszam ramionami. - Naprawdę możesz już iść do domu.
- A jeśli nie chcę?
- To jesteś niepoczytalnym idiotą - stwierdzam spokojnie, nie odwracając wzroku od okna.
- No. Jestem.
Ugh...Czy oto właśnie rozgrywa się najbardziej żenująca scena mojego życia? Całkiem prawdopodobne.
A nie. Jednak bardziej żenujące było wysłuchiwanie zwierzeń Kota babrającego się we własnych smarkach w pomieszczeniu usmarowanym nutellą.
- Okej, powiem wprost, bo widzę, że nie czaisz aluzji...
- To zupełnie jak ty - wtrąca Skrobot.
Ignoruję to totalnie. Już się wystarczająco dzisiaj zbłaźniłam.
- Idź do domu.
- Bezpośrednia jak zawsze...
- Kurwa, Skrobot, co ty odpierdalasz?
- Nic. Nic.
Skrobot wstaje, całuje mnie w czoło, bierze kurtkę i wychodzi.
I zostawia mnie samą z Wiwianką.
No dobra. Sama tego chciałam.
__________
To jest właśnie ten rozdział, który ze dwa razy chciałam całkiem skasować. Ale potem mi wyszło na to, że w sumie to go lubię. I zostawiłam.
A wiecie, że nawet nadrobiłam kilka rozdziałów u Was? Co prawda w takim tempie to skończę to nadrabianie za 5 lat. Ale lepiej późno niż wcale, no nie?
P.S. Znów jednopart siatkarski - jeśli ktokolwiek ma czas i ochotę :)
Boże!! Czy ona musi być taką idiotką?! :/ Oczekuję że wiesz jakie ma być zakończenie. :D If you know what I mean.
OdpowiedzUsuńRoześmiałam się mocno :D
UsuńLubię jak ludzie przeżywają jakoś to, co napiszę. Nawet jeśli jest to związane tylko ze skaczącym ze zdenerwowania ciśnieniem :P
Mania, ty się od łóżka mojego księcia to lepiej odczep, co :P tak dla swojego własnego dobra :P
OdpowiedzUsuńYyyy, dobra, nie piszę głupot po 3 piwach. Ja tu jeszcze wrócę. Jak tylko się wezmę i wyśpię :D
No to ten... tyle chciałam powiedzieć :P
Ja Ci już o księciu mówiłam :D Nie martw się, Kacperek czuwa!
UsuńMarzena jako opiekunka? To się nie mogło stać.
OdpowiedzUsuńKacperek uratował ją przed całą kuchnią w zupce Wiwi a ta go tak nieładnie traktuje ;(
A tak na marginesie:Czy ona nie powinna już tego dziecka przewinąć? Tyle czasu u niej już to maleństwo spędziło. I kto uratuje Manie w tej sytuacji? ;P
Nie martw się, nie martw. To jest zaradna kobita, chociaż może nie wygląda :D Jakoś sobie poradziła ;)
UsuńBiedny Titus, dlaczego go nikt nie żałuje? Padł niewinna ofiarą miłości/nienawiści Mańki, a on tylko chciał wiersz napisać. I się najeść ewnetualnie.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że to Angelika się zorienotwała, że pierworodne dziecko+Mania jako opiekunka moze się równać uszkodzeniem tegoż dziecka w sposob trwały i nieodwracalny. Aczkolwiek całkowicie niezamierzony.
A Skrobota to mi żal. Stara się, a Mańka go tak z buta, a raczej z liścia traktuje, nieładnie... Ona zdaje się mocnej ręki potrzebuje, i Kacperek za dalikatny dla niej jest. Terapia wstrząsowa i załatwione.
A tak w ogóle to śmiechłam. I kocham <3
E_A
Nie no, tak szczerze mówiąc to ja Titusa żałuję. I Bieguna i kilku innych biednych, zagubionych. Ale Mańka to Mańka. Ona nie ma czasu na litość :P
UsuńMańka, kobieto... Ogarnij się....
OdpowiedzUsuńNo tak. To bylby mój cały komentarz pisany znad wielkiej księgi powszechnej historii państwa i prawa.
Buziaki, kochanie :*
Och rety... Czytaj słońce tę historię. Dasz radę :** <3 <3 <3
UsuńJa naprawdę kiedyś wytapetuję sobie pokój cytatami Mańki, bo jej myśli to czyste złoto. I nawet czytanie na pozór poważnych rozmów powoduje kolejna falę śmiechu, mimo prób utrzymania powagi. No ale serio... To Mańka i Skrobot, czy tu się da poważnie i bez śmiechu? Nawet jeśli jedno chce zabić drugie? (No dobra, jakby Kacperek zabił Manię, to zaraz jakoś by ją wskrzesił, tego jestem pewna, gorzej z samą Mańką...)
OdpowiedzUsuńWspaniali oni wszyscy tutaj są, chociaż dla mnie to zawsze rozdział kradnie Kraft. Nawet jeśli pojawia się tylko na dosłownie chwilę, to swoim polskim zamiata wszystko. :D
Ściskam i życzę dużo wena na dalsze pisanie, bo Mania nigdy się nie nudzi! <3
Ja tam myślę, że tu się jednak da bez śmiechu, bo ja zazwyczaj jak to czytam przed wstawieniem to daję sobie z otwartej dłoni w czoło. I na tym się kończy :P
UsuńSpróbowałabyś to usunąć to byś pożałowała. I to szybko! Najbardziej mnie użarła końcówka. No, bo ja lubię jak chłopak całuje dziewczynę w czoło, a Skrobota to już w ogóle lubię. A ta Wiwi to uroczy bobas musi być, a co do tego wiersza, to chciałabym go przeczytać XD kurna, po co mu ten wiersz w ogóle? I po kiego czorta przychodzi z tym do Mani, jak jej wiersze pewnie składały by się z jednego wyrazu. *wypierdalaj* jakby co to ja tego nie napisałam, to Mania :) No i jak zawsze Manieczka wszystko zepsuła, ale Skrobocik wie co dobre i mimo, że sobie poszedł to i tak uratował tym cmoknięciem sytuację. A! Jeszcze ten tekst, że "Że ci, nie wiem, do łóżka wskoczę? Ogarnij się. Już bym wolała wskoczyć twojemu bratu." to mnie rozwalił i popieram Kacperka, że to naprawdę takie urozmaicenie... Nie będę rozwijać tematu, bo ty wiesz o co mi chodzi. A co do nadrabiania to widziałam i special for u nową Alice dodałam. Ja kończam. Zaczynam rozmawiać z ludźmi jak Kraft - to jest złe, czy mi się wydaje? I ta ich rozmowa telefoniczna... zawsze płaczę ze śmiechu, jak to czytam.
OdpowiedzUsuńBye! xxx
No wiesz, tak szczerze mówiąc to mnie też cmokanie w czoło rozczula. Także no. Jak się już i tak wszystkie rozpływacie nad Skrobotem, to popłynęłam. A co :D
UsuńMania, kobieto, ughhh, co ty wyrabiasz?! Skrobot przychodzi z własnej woli do ciebie, dzieckiem się zajmuje za ciebie, a ty co? wyrzucasz go? kiedy oni się w końcu dogadają?:(
OdpowiedzUsuńps. i po co Miętusowi wiersz? XD
No ja nie wiem czy oni się kiedykolwiek dogadają...
UsuńA Titus to ten... specyficzny jest po prostu :P
Ty wiesz co, Ty może lepiej już nie ustawiaj takich tytułów rozdziałów, ok? Bo on strasznie zaczepnie wygląda. Wchodzę sobie na Tośkowych sprawdzić stan ankiety, a tam mnie od razu wyrzut atakuje. Tak długo mnie atakował, aż skończyła się moja sesja i wreszcie mogę na ten atak zareagować.
OdpowiedzUsuń„Czy to źle, że się cieszę na jego widok?
- Co tu robisz?” To był post z serii: miłość i inne nieszczęścia.
Totalna Tośka. „Ależ się cieszę na twój widok, ale na coś tu przylazł?”
„Mina Skrobotowi rzednie.” — nie tylko tobie, Kacperku.
Sprytnie skonstruowane, tak swoją drogą. Żeby Skrobot nie puścił wodzy fantazji, przeszkoda w postaci Titusa. Mówię od strony autorskiej, oczywiście.
„- Sześśś, Mania! - właśnie sobie wyobrażam, jak Kraft pluje do słuchawki.” JA TEŻ.
„- Tag! To szuper! To sześśś, musze dać czekolata Michi.
Boże.
Gejoza.” Mańkowe komentarze wygrywają wszystko!
O, proszę bardzo. Kacper Skrobot odkrywa przed nami swoje ukryte talenta! No, nie wiedziałam, że z niego taki urodzony tatuś. Może chciał Mańce podsunąć sugestię — „weź mnie, opłaca się! Umiem w dzieci!”. Kto go tam wie...
No ale nie, jak już się sprawy ku zażegnaniu kryzysa mają, to on oczywiście musi fakt ten spartolić jakimś swoim złośliwym przytykiem.
„Ty masz jakiś problem. Ja nie wiem. Skoro wszystkie tak na ciebie lecą, to się, kurwa, z którąś umów. Ale nie, przyczepiłeś się do mnie i nie wiem, czego ty oczekujesz. Że ci, nie wiem, do łóżka wskoczę? Ogarnij się. Już bym wolała wskoczyć twojemu bratu.” Manieek... A zasadził kiedyś ktoś kopa w dupę coś gdzies ktoś?
Okej, kolejne akapity musiałabym cytować co zdanie, więc powiem tylko tyle: WOW. Jakim cudem nikt nie wyszedł stamtąd totalnie poturbowany? No bo tego policzka to nie liczę, przecież mu zaraz zejdzie.
A MAŃKA JEST OKROPNA, O WIELE GORSZA NIŻ TOŚKA, I ZASŁUGUJE NA KOPA W DUPĘ, SERIO.
„- (…) Naprawdę możesz już iść do domu.
- A jeśli nie chcę?
- To jesteś niepoczytalnym idiotą - stwierdzam spokojnie, nie odwracając wzroku od okna.
- No. Jestem.” Mańka dostaje +200 do skilla w wypraszaniu gości, a Skrobot +500 do odwagi, romantyczności i ironii jednocześnie. Sama policz, kto tu jest wygrywem.
„Skrobot wstaje, całuje mnie w czoło, bierze kurtkę i wychodzi.” W tym momencie moje serce pękło jak ta gumka Jaśkowi i Angelice. Z pewnych osobistych względów (a także z niewyspania i zmęczenia zakończoną walką z sesją) to proste zdanie powiedziało mi o tym biednym Kacperku o wiele więcej niż tysiąc innych zdań z poprzednich rozdziałów.
Bo:
1. Skrobot kocha Mańkę. No doubts. I to nie se tam jakąś miłostką przelotną, tylko tak, jak w życiu zdarza się tylko kilka razy, a niektórym tylko raz albo wcale.
2. Skrobot by muchy nie skrzywdził.
3. Skrobot się nie poddaje.
4. Skrobot ma anielską cierpliwość.
5. Skrobota czułość to coś, za czym szalałyby faneczki.
6. Skrobot zna Mańkę lepiej, niż by się nam wszystkim wydawało.
7. Skrobot to jasnowidz, bo wie, że prędzej czy później Mańka się przed nim ugnie. Bo ze wszystkich istot żywych tylko on ma prawdziwy klucz, żeby ją otworzyć.
Bo Morgensterna nie liczymy.
Także tego. Na przyszłość skasowanie rozdziału skonsultuj z lekarzem, farmaceutą lub Charlie, inaczej możesz dostać coś więcej niż taką przeciętną lepę jak Skrobot.
Wow, mój interpretatorski skill ciągle się rozwija. Jeszcze trochę i pracę naukową napiszę. „Interpretacje FF – jak się nie dać zwieść śmiechowym pozorom.” (Módl się, żeby nikt nigdy czegoś takiego nie wydał).
Ok, to ja się idę kimnąć w oczekiwaniu na następny rozdział, a Ty mi wybacz, jeśli gdzieś zamiast „Skrobot” pojawiło się „Chrobot”. To nie moja wina, to Tośka nie umie w nazwiska.
Pis, lof, madafaka.
Charlie
"Skrobot umie w dzieci" hahaha o Boże :P
OdpowiedzUsuńA tak drobna prowokacja w postaci tytułu to nawet podziałała trochę, zdaje się :D
WIEM, ŻE MAŃKA ZASŁUGUJE NA KOPA W DUPĘ!
Hej, hej Manieczka. Spóźniona, że aż wstyd (znowu), ale przybywam do tego kochanego światka. I na samym początku widzę już, że konkurs na ojca roku trwa. Z tym, iż skoro faktycznie Ziobro pomyślał o pieluchach to nastąpiła też jakaś wielce postępowa ewolucja w jego mózgu. Jest szansa, że czegoś się jeszcze nauczy. Może nawet zdąży zanim będzie miał wnuki? Albo prawnuki, jeśli założymy, iż spieszenie się do posiadania wcześnie dzieciaczków jest genetyczne. Wiwianka (ja się do dziś zastanawiam skąd on wytrzasnął to imię, bo słyszałam je przy narodzinach jego córci, po raz pierwszy. W sumie moje własne też mi się dziwne wydaje i lubię je deformować czy tam przekręcać. Ale on wysilił się bardziej^^). Tak czy owak, nie zdziwię się gdyby na serio zapomniał, że ma ją odebrać i Mańka będzie z upomnieniami dzwonić. Zresztą jej się przyda ta opieka, skoro ciocią ma na dniach zostać. Ciężki okres ją czeka, chyba, że serio posłucha Krafta i wybierze się koczować pod skocznią w Hinzenbach. Ciekawe zajęcie, naprawdę, choć patrząc na jej życie, robi się to coraz mniej absurdalna teza. A jak już przy królu naszego języka ojczystego jestem. ‘Klasyg’, Mania jego styl wypowiedzi przejmuje w nerwach, żeby się rozluźnić? I przypomniało mi się, jak mnie ten jego wyjazd do Kazachstanu rozbawił. Taka lista jakiś Kazachów, Rosjan i nieistotnych Japońców, a nagle on na końcu. Najlepsze, że chyba tylko jeden z tych konkursów wygrał, o ile pamiętam. W każdym razie, przydatny też może być, skoro tak pragnie czekoladę rozdawać na prawo i na lewo. Sam by sobie zjadł, bo bardziej to się nawet wychudzone, niż nieuczesane wydaje.
OdpowiedzUsuńNo dobra, Kraft jest sobą i sobą będzie, ale ten odcinek jednak skradł i wygrał Krzysiu. Miętus dla odmiany. Niech się Mańka cieszy, że imię Krzysztof nie było gdzieś tak w latach dziewięćdziesiątych jeszcze bardziej popularne. Bo ewidentnie są to stworzenia o cholernie specyficznych problemach. Dodajmy, że rozwalających. W każdym razie nie ma to jak mieć pod górkę. Chłopak chciał sobie na spokojnie sonet napisać, a tu wbił się w środek takiej sceny (a dokładnie przed sceną, tylko o biedaku zapomniano). A najpierw jeszcze uwierzył, że Mania ma dziecko. Z Ziobrą. Nie dziwię się jego podejściu. Przecież ona to taki autorytet życiowy dla tych pokrak narodowych, a tu by wyszło, że nie ma oczu i takie decyzje ukradkiem podejmuje. Brawo Krzysiu za dedukcje.
A Kacperka mamy. Morgi go boli, nadal. Ideał ideałem, ale coś z typowych męskich cech musi mieć i koniec. Prędzej już zniesie odrzucenie, jakoś się tak w sobie zamknie. A rywal to rywal, nawet gdy żonaty, dzieciaty i kompletnie poza zasięgiem. Tymczasem ona się wygadała przez tą całą awanturę. Trudno Mańka, to tylko przeszłość, ale boli. To ludzkie, niezależnie od tego jakim się jest silnym, mocnym i niezależnym. Zakochanie to taki fenomen, który szybciej nawet przechodzi niż przestaje boleć, ot co. W każdym razie, może warto się jednak otworzyć. Ale nic na siłę i koniec. Najważniejsze jest, żeby wszystko działo się spontanicznie. Nie da się zmusić do uczuć, a próba zbyt dużego nacisku na drugą osóbkę, tylko szkodzi. Także Kacperku w sumie każde zakończenie realne. Ale z Maniusią trzeba sposobem. Plus trzeba dać jej szansę wyboru. Bo może się ktoś jeszcze pojawi (dobra, nie widzę tu żadnych, silnych mężczyzn❤), albo może chce po prostu jeszcze sama pobyć.
Wybacz mi ten głupiutki komentarz. Mój mózg jest w nienajlepszej formie i chyba zamiast ze mną czekać na loty, to spać się położył. A zapowiada się długi piątkowy wieczór^^ Albo znaczący wiele napis ‘cancelled’. No nic, ściskam, pozdrawiam i kocham mocno <3
Specjalnie czekałam do przerwy w skokach, żeby sobie na spokojnie ten komentarz przeczytać. A nawet nie wiesz, jak kusiło, żeby to zrobić wcześniej, jak go zobaczyłam.
UsuńNie zdawałam sobie chyba wcześniej sprawy z tego, że ten konkurs na ojca roku się tak prężnie rozwija.
Krzysie są super <3 chociaż czasem ciężko z nimi wytrzymać. No i wydaje mi się, że z tymi tutaj też trochę tak jest.
A co do Kacperka też chyba masz rację. Męska duma cierpi. Trochę mnie nawet rozbawiła wizja wianuszka silnych mężczyzn koło Mańki. A chociażby jednego :D
Okej, dawno mnie tu nie było i w sumie nawet nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że jest zła na Marzenkę, że ona wciąż nie wzięła się do roboty i nie naprawiła relacji ze Skrobotem tylko ktoś inny musi za nią to robić? Choć dobrze widzieć, że stara się jakoś przekonać do dzieci, choć może niezbyt świadomie, ale mimo wszystko bez małych Skrobotów to się nie może obyć. I chyba boję się wiedzieć, jak Izunia i Dawid nazwą swoje dziecko...
OdpowiedzUsuńAleż ona przecież lubi dzieci. Tylko się nie zna, ot co :D
UsuńA imię dla małego Kubackiego już wybrane ;)
Skrobor odpierdolta się od Marzenki!! Jak sam słusznie zauważyłeś ją interesuje pewien blondyn a nie ty.
OdpowiedzUsuńA biedny Titus po tej scenie to chyba będzie miał traumę do końca życia Xd albo natchnie go do napisania wiersza...