Kurde, tęskniłam. To wysoce żenujące, bo w sumie za czym tu tęsknić, tym bardziej, że w lecie też niby było skakanie. Ale kogo obchodzi lato. Nawet skoczków nie obchodzi lato. Uznajmy więc, że tęskniłam za zimą. Piękna pora roku, można sobie ulepić bałwana. Albo rzucić śnieżką w jakiegoś bałwana. A początek Pucharu Świata to bezpośrednia zapowiedź zimy, więc ewidentnie dlatego moje serduszko się raduje. Tak, oczywiście, że mam serduszko. Tylko po prostu oszczędnie z niego korzystam. Musi mi wystarczyć na długie lata, nie mogę go nadwyrężać.
Zerkam sobie na kwalki w telewizorze, który ktoś przezornie umieścił nam w domku. Zawsze tak jest na konkursach w Polsce, że trzy razy większy zapierdol mamy, a efektów specjalnie nie widać. Bo te ćwoki, młode i wielce obiecujące, zazwyczaj i tak zajmują w kwalifikacjach miejsca około Sabyrżana Muminowa czy Witalija Kaliniczenki. No to no. Nie oszukujmy się, jedyne, co oni mogą osiągnąć w tej sytuacji to pisk trzynastolatek pod skocznią, a nie awans do konkursu. Ale nasmarować narty trzeba, bo inaczej będą winę na Kubacką zrzucać i moje dobre imię przed kamerami TVP albo innego Eurosportu szkalować.
Znajduję się na powierzchni pięciu metrów kwadratowych ze Skrobotami dwoma, Małyszem, Kotem i Żyłą. I zajebana pod sufit utensyliami służbowymi. Gdzie jakieś bhp, ja się pytam.
- O Jezus - wyrywa się Małyszowi po skoku Murańki. Ja nie rozumiem, co go tak dziwi i załamuje. No czego on się spodziewał, że się Cudowne Dziecię w pierwszej siedemdziesiątce zmieści?
Piotrek wzdycha i bierze narty, co już w kolejce, oparte o ścianę, czekają.
- Dobra, to idę.
Kot go po plecach oklepuje, jakby się dławił co najmniej, po czym staje w kącie i zaczyna te swoje motywacyjne gadki we własnej głowie, podczas których ma minę jak srający kotek. To znaczy ma taką dość często, ale jak się motywuje, to jakby bardziej.
O, Małysz awansował na odźwiernego.
Cóż, no nie ukrywajmy, ktoś w końcu musi otwierać drzwi. Przecież te sieroty trenują skoki narciarskie, a nie przystosowanie do codziennego życia. Małysz to jeszcze epoka dinozaurów, wtedy nie było hajpu na skoczków skoki i nauczył się koleś jakichś normalnych, podstawowych czynności.
- Jestem głodna - informuję wszechświat, ale nikt nie reaguje, bo się wszyscy emocjonują skokiem Kobayashiego. No bardzo fajnie, ale to są kwalifikacje, halo. Żadnego znaczenia nie mają. A jak ja tu padnę trupem z wygłodzenia, to co wtedy?
- Już w treningach dobrze skakał.
- Ale w drużynówce to im nic nie da.
- Ale może w indywidualnym w niedzielę...
- No tak, z tym, że to jednak większa presja niż kwalifikacje.
- Pożyjemy, zobaczymy.
O tak, zwłaszcza ta ostatnia wypowiedź to opinia godna czterokrotnego zdobywcy kryształowej kuli.
- Halo, ma ktoś coś do jedzenia?!
- Ja mam drożdżówkę - informuje mnie Skrobot młodszy.
- Obleci. Dawaj.
- A czy ja mówiłem, że dla ciebie?
- A czy to się nie rozumie samo przez się?
- Eee... nie sądzę.
- Uwierz mi, nie chcesz wkurwić głodnej kobiety. Dawaj żarcie.
- Ja pierdolę - Kamil wywraca oczami, ale sięga do plecaka. - Ty jesteś terrorystką.
- Oj, bo się zarumienię od tych komplementów.
- Od komplementów to masz Kacpra.
- Raczej nie, ale on się przynajmniej ze mną dzieli jedzeniem bez protestów.
- No widzisz, a ty tego nie doceniasz.
- Ależ ja jak najbardziej doceniam. Prawda, Kacperku?
Skrobot starszy burczy coś niewyraźnie, nie odrywając się od smarowania nart.
- Słyszysz? Zgadza się ze mną.
- Gówno prawda, nawet ty go nie słyszałaś. Stary, możesz głośniej?!
- Mówię - Kacper podnosi głowę i rzuca nam pełne politowania spojrzenie - że nie wiem, jak jeszcze z wami wytrzymuję. Z tobą w domu, a z tobą... wszędzie.
- Pewnie nas kochasz - uśmiecham się i gryzę drożdżówkę. O, dobra. Z budyniem.
- Pewnie tak - zgadza się i wraca do smarowania.
- No, Marzenę zwłaszcza.
Mam teraz jedzenie, nie dam się sprowokować głupimi tekstami.
- Jesteś pojebany.
- Sama powiedziałaś, że nas kocha.
- Oczywiście. Czystą, braterską miłością.
- Oczywiście.
- Oczywiście.
- A może sam zainteresowany by się ustosunkował? - wpada na rewelacyjny pomysł Kamil.
- Oczywiście, że nie - mówi Kacper.
- Oczywiście. Bo odpowiedź i tak jest powszechnie znana.
- Oczywiście. Przecież my wszyscy tu jesteśmy jedną wielką rodziną. W przeciwieństwie do drożdżówki. Ona wielka nie była.
- Już zjadłaś?!
- A co to taka symboliczna drożdżóweczka, jak się jest głodnym?
- Trzeba sobie było kupić większą.
- Nie mam czasu, ciężko pracuję.
- Właśnie widzę.
- Co ty mi tu imputujesz?
- No aktualnie, że mój brat smaruje, a my się opierdalamy.
- Uściślijmy: ja odpoczywam, ty się opierdalasz.
- Zwał jak zwał.
- Polemizowałabym.
- Ekhem, khem... to ja może pójdę zobaczyć jak się chłopaki rozgrzewają - odzywa się nagle Małysz. Zdążyłam zapomnieć, że on tu siedzi. - Ja już chyba jestem za stary na te wasze flirty.
Eee... aha? Kacper z wrażenia zrzuca nartę, a Kamil dostaje napadu śmiechu.
Ja nie pracuję z normalnymi ludźmi.
Zajmujemy drugie miejsce ex aequo z Austrią. No ja pierdzielę, mogliby dać Kraftowi o pół punktu mniej za styl, wiatr czy zęby. A w ten sposób czterech kolesi nawet na podium nie stoi, bo przecież ośmiu szkieletorów to nawet Walter na jednym pudle nie upchnie. Widzę, że Kraft się przezornie odsuwa od Kota, chyba mu się przypomniały kwiatki z Korei. No nic, różne upokorzenia trzeba czasem znosić. Zwłaszcza jak się ma metr w kapeluszu.
W ogóle dlaczego Johansson wygląda jak polski szlachcic z tym wąsem? Ubrać go w kontusz, dać szabelkę i niech se macha. W odróżnieniu od Ryśka Freitaga, który ze swoim wąsem wygląda po prostu jak klasyczny Janusz. Jakby nie było, też się wpisuje w polską kulturę.
Ale ogólnie szanuję takie wyniki na początek sezonu. Natomiast jeśli jeszcze raz jakiś zabawny redaktor wspomni w wywiadzie o historycznym konkursie, to chyba dam w mordę. Jak tak dalej pójdzie, to on rzeczywiście będzie historyczny. Bo jedyny taki w historii. My nie jesteśmy Niemcy, więc jak nie umiemy porządnie zeskoku uklepać, to drugi raz nam inauguracji Pucharu Świata nie dadzą.
- Wow... - wzdycha Kuba Wolny, stojąc sobie koło mnie i Stefanka. Dobrze zaczyna tym razem, bo wzoruje się raczej na Huli, a nie tak jak ostatnio, kiedy jakoś przypadkiem trafił do kadry z tym Andrzejem stękającym i za mentora sobie obrali Murańkę. Swoją drogą od czasu, kiedy Stękałę zaczęły sponsorować jakieś parówki czy inna kaszanka, jakoś tak gorzej skacze. A może już w ogóle nie skacze. Kto wie. Nie śledzę rozwoju jego kariery.
- Też bym tam chciał kiedyś stać...
Ja pierdolę, nie w ten sposób się to osiąga, z tego, co mi wiadomo. Trenować raczej trzeba czy coś.
- Tak. Ja też - mówi Stefek i trochę... ała? Bo faktycznie kilka razy po kwalifikacjach czy treningach był trzeci - czwarty z naszych, ale trener najwyraźniej uważa, że Hula ma uczulenie konkursy drużynowe i konsekwentnie go nie wystawia. Raz chociaż by mógł. Tak dla zasady, żeby nie było, że za zasługi się występuje czy coś. Trudno, ja się wtrącać nie będę. I tak się z tym chłopem dogaduję na zasadzie niepisanego paktu o nieagresji i lepiej żeby tak zostało. Ja nie mówię, że Kamil, Piotrek, Maciek czy Dawid (wciąż trudno mi się przyzwyczaić do faktu, że mój brat umie skakać) nie zasługują na bycie w drużynie, ale czasem można by też docenić kogoś innego.
Dobra, starczy, bo mnie zaraz najdzie ochota na dyskusje z trenerem. A to do niczego dobrego nie doprowadzi.
- Chodźmy już, co? - mówię, bo z podium też się już zwijają. Jeszcze tylko pierdyliard zdjęć, autografów i wywiadów, i będą mieć wolny wieczór. Strasznie męczące być takim skoczkiem. Najgorsze, że trzeba diety pilnować. Dobrze, że ja tu tylko narty smaruję.
Jaka piękna ta Finlandia. Wiem, że zawsze narzekam, że zimno, ciemno i wypizdów, ale prawda jest taka, że tu jest po prostu wyjątkowo. Z różnych śmiesznych względów również. Na przykład dlatego, że Schusterowi wypada chorągiewka, kiedy daje sygnał do skoku, że Piotrka dyskwalifikują w pierwszej serii za kombinezon, ale w drugiej ten sam kombinezon jest już zupełnie w porządku albo że wygrywam bitwę na śnieżki ze Stefkiem i Kamilem. Ogólnie to wszystko wina Dawida. To znaczy nie wszystko, tylko ten ostatni epizod. Przecież jak sobie idę i widzę, że mój brat, bliźniak w dodatku, dostaje wciry (dosłownie), to przecież nie zostawię frajera na pastwę losu i kolegów. Musiałam zrobić porządek z tym towarzystwem. A ten teraz wielce pokrzywdzony chodzi, bo podobnież go przed kolegami skompromitowałam. Urażona męska duma, czy jak to się tam nazywa.
Co nie przeszkadza mu w zrobieniu mi najazdu na chatę pokój razem z całą resztą. Raz na ruski rok mi się dostaje jedynka i myślę sobie hmm, super, wreszcie trochę ciszy i spokoju, ale oczywiście nie, bo przecież gdzie te ułomy mogłyby prowadzić ważne życiowe rozkminy, jak nie w moim pokoju.
- Ale serio, wyobrażacie sobie być takim kretem? - rozwija właśnie kolejny temat Maciek. - Całe życie pod ziemią, w ogóle nie widzisz słońca, co to za interes?
- Krety są ślepe - zauważa Kamil. - I tak by nic nie widziały, nawet gdyby wyszły spod ziemi.
- Ach! - zapowietrza się Koteł, jakby Stoch właśnie odkrył, że na Saturnie istnieje życie. - Faktycznie. Zapomniałem... Ale to przecież jeszcze gorzej!
- Jak gorzej, jak lepiej? Skoro i tak se w ziemi siedzą, to co mają widzieć, jak tam ciemno jak w dupie!
No jasne, kto mógł wygłosić taką kwestię.
- Ale, Piotrek, pomyśl jakie to smutne, że one nic nie widzą.
- Niektórych rzeczy to akurat lepiej nie widzieć.
- Jakich niby? - indaguje Kot, ale Skrobot miga się od odpowiedzi. A ja moją propozycję chyba też zachowam dla siebie. - No fajnie. Z wami to się w ogóle nie da rozmawiać. Żadnych konstruktywnych wypowiedzi.
Ojojoj, biedny Maciej. Chciał przeprowadzić rzeczową dyskusję na temat egzystencji kretów, a tu nie ma z kim, bo same prostaki w drużynie. To są dopiero problemy, a nie jakiś tam głód w Afryce.
- To ja mam propozycję: wszyscy do spania. Jest wpół do dwunastej.
- Eee... nieee... - Kot od razu zmienia front. - Może zagramy w makao?
- Może nie. No, Macieju, siusiu, paciorek i spać. I wszyscy inni też. Do widzenia, dobranoc.
- Ale, Marzenkaaa... - zaczyna Piotrek.
- Żadna Marzenka. Jakby trener wiedział, że tu jeszcze siedzicie, to byście dostali zbiorowy szlaban na występ w zawodach, dżem i grę na PS4. I co wtedy? Murańkę na Puchar Świata wyślemy? No szanujmy się trochę.
Wszyscy powoli podnoszą swoje szanowne dupy, ale ile się przy tym najojczą, to matko kochana. Czuję się jak niańka pół tuzina dorosłych chłopów.
- Dobranoc.
- ...branoc.
- ...anoc.
- ...noc.
To brzmi prawie kulturalnie.
Wszyscy wychodzą, ale Skrobot zatrzymuje się w drzwiach.
- Manieczka, może by pasowało jutro wcześniej wstać, żeby jeszcze raz się przyjrzeć kombinezonom? No wiesz, dla pewności, żeby znowu nie było wtopy.
- No może by pasowało - zgadzam się, choć i tak kontrola zależy głównie od tego jak się kto ustawi do pomiaru. Albo od tego, jaki humor ma Sepp. - Co rozumiesz przez wcześniej?
- Szósta? - Kacper spogląda na mnie niepewnie.
- Ile czasu ty masz zamiar kombinezony oglądać i mierzyć?! Konkurs jest chyba o piętnastej.
- Dobrze wiesz, że robota nie kończy się na kombinezonach.
Wzdycham sobie głęboko, gdyż istotnie wiem, że się nie kończy.
- No dobra. Spróbuję wstać. Jak się nie uda, to dobijaj się do drzwi.
- Obiecuję, że tak zrobię. Co ci jest? - najwyraźniej moja mina wyraża więcej niż tysiąc słów.
- Nic. Po prostu jestem zmęczona na samą myśl o jutrzejszym dniu.
- I po dzisiejszym też masz prawo być - uśmiecha się Kacper i głaszcze mnie po policzku. Nie wiem, o co mu chodzi i czuję się dziwnie, bo serce mi wali jakbym się czegoś bardzo bała. A ja się nie lubię bać. Choć przecież tu nawet nie ma czego. Ot, Kacperek. Znany od zawsze i absolutnie niegroźny.
No właśnie.
Więc proszę zabrać tę rękę.
- Dobra, idź już.
- Dobra, idę.
I idzie.
Trochę szkoda.
__________
Proszę bardzo, oto rozdział w ramach mikołajkowego prezentu ode mnie dla Was.
Komentarze mile widziane ;)
Ja dziś krótko! "Murańkę na Puchar Świata wyślemy? No szanujmy się trochę" - ten tekst skradł mi serce. A cały rozdział był dla mnie super prezentem, ale urodzinowym :-*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę
Madźka :-*
Wszystkiego najlepszego! :*
UsuńDziękuję pięknie :-*
UsuńZima, święta się zbliżają, to i jemioła niedługo będzie!
OdpowiedzUsuńFaktycznie Marzenka ma się czego bać :D
#teamJemioła, #teamJemioła, #TEAMJEMIOŁA!
UsuńBędzie szybko, bo muszę pisać pracę, ale inaczej zapomnę.
OdpowiedzUsuńBałwany lepiące bałwana, ot kwintesencja zabaw polskiej kadry na śniegu.
I, ej, TO MAŃKA MA SERDUSZKO?! No dobra, wiem, że tak. Oszczędza je dla takiego jednego, co narty smaruje z nią :P.
Mania chyba nie bardzo wierzy w nasze młode talenty... Ech. ALE KLEMENSA TO TY MI SZANUJ! (choć mnie to ostatnio też ciężko przychodzi, meh)
BHP? Kto by sie przejmował!
Kot z miną srającego kotka? Zdziwiłabym sie, gdyby miał minę srającego psa, to by zahaczało o transseksu-... transgatunkowość, znaczy się.
Mańka jak zwykle mendzi o jedzenie! I na dadatek marudzi, że mało. Ale Skrobot młodszy też niemądry - nie nauczył się jeszcze, że bestię głodna dokarmiać trzeba, żeby nikomu łba nie urwała po dobroci? A może liczył, że to Kacperek się wywiąże z zadania?
A tak teraz biendy został bez drożdżówki i na dodatek skrzyczany i poturbowany mentalnie.
I, pozwól, że zacytuję (zatkaj usz, bo będę fałszować niemiłosiernie): MIIIIIŁOOOOOŚĆ ROOOOOŚNIE WOOOOOOKÓŁ NAAAAS...!
...pan Małysz potwierdzi!
Te pół punktu mniej za zęby by się przydało. Posprzedawałby te wszytskie wzony i inne Rowery i akurat by stykło na ortodontę. Choć, może dla niego juz nie ma ratunku?
Ale traumę z kocimi kwiatkami ma. Dalej, Maciej, z liścia mu!
...mogliby im w sumie róże dać, co nie?
ANDRZEJA SPONSOROWAĆ ZACZĘŁA KASZANA, TO ODWALIŁ KASZANĘ. A MÓGŁ MIEĆ TAKIE TRZY PIEKNE (ekhem) I BIEDNE SPONSORKI. To nie, z jakimś wusztmacherem nas zdradził :<
Biedny Stefek :( Biedny Szybki :( Może Mańka się przemoże i nastuka żelaznemu Sztefanowi?
Finlandia jest najpiękniesza w stanie płynnym, ot co.
DAWAJ MAŃKA, POKAŻ IM! (a Dawid nie zna się na zabawie, podziękowałby siostrze, a nie)
Marzenko, naprawdę łudziłaś się, że będziesz mieć spokój? Ha. Ha. Ha. By nie powiedzieć he, he, he :P
Życiowa rozkmina o tych kretach, serio. Bo to ciężki filozoficzny problem jest - czy to dobrze że jesteś ślepy, skoro mieszkasz pod ziemią? Może to adaptacja, tak jak konie ślepnąće w stajni, hm?
"- Może nie. No, Macieju, siusiu, paciorek i spać. I wszyscy inni też. Do widzenia, dobranoc.
- Ale, Marzenkaaa... - zaczyna Piotrek.
- Żadna Marzenka. Jakby trener wiedział, że tu jeszcze siedzicie, to byście dostali zbiorowy szlaban na występ w zawodach, dżem i grę na PS4. I co wtedy? Murańkę na Puchar Świata wyślemy? No szanujmy się trochę."
Śmiechłam bardziej niż ustawa przwiduje.
MOMENT, MOMENT, CZY SKORBOCIĄTKO JEJ JAKĄŚ RANDKĘ PROPONUJE, CZY INNĄ TAJEMNA SCHADZKĘ? Tylko dlaczego o takiej nieludzkiej porze? Może żeby Mania nie ogarnęła, że to randka, co? XD
I CÓŻ TO ZA FLUIDY LATAJĄCE W POWIETRZU, CO?
On ja jeszcze podejdzie jakoś sprytnie, ja to wiem!
Mikołajkowy prezent bardzo udany, a komentarz proszę o to i jest :D
Super rozdział ale niech oni już pójdą do łozka a nie się bawią jak Kraft z miotłą.
OdpowiedzUsuńŻaden Kraft, tylko Kastelik!
UsuńCudowny rozdział, jak zwykle zresztą. Końcówka z Kacperkiem była urocza. Czekam na kolejny z utęsknieniem i życzę weny.
OdpowiedzUsuńDzisiaj krótko, bo dużo nauki ;)
OdpowiedzUsuńRozdzialik supcio :D Końcówka idealna ;) Coś ta nasza Marzenka sama nie wie czego chce niby idź, niby akysz, ale jednak fajnie jakbyś został :P jakież my kobiety jesteśmy niezdecydowane ;)
Oczywiście czekam na następny :)
Dużo weny i pozdrawiam :*
Tak. Żyję. I nawet komentuję!
OdpowiedzUsuńHej, ho, Manieczko!
Zacznę od tego, że dialog o drożdżówce kupił mnie w stu procentach i nawet nie ma sensu go cytować, bo bym se komentarz niepotrzebnie wydłużyła, a nie o to się rozchodzi. No i ten Adam pod koniec. XD Nie wiem czemu, ale to mi zabrzmiało bardzo w jego stylu.
„No ja pierdzielę, mogliby dać Kraftowi o pół punktu mniej za styl, wiatr czy zęby” – ma chłopak szczęście, że nie za całokształt, inaczej Austria byłaby jakieś 50 punktów w plery.
„W odróżnieniu od Ryśka Freitaga, który ze swoim wąsem wygląda po prostu jak klasyczny Janusz” – mnie to Rysiek przypomina Trynkiewicza…
No tak, Schuster z wyrzuconą chorągiewką i DSQ Piotrka, a mimo to dobry wynik to byli czasy. Myślę, że nic lepiej nie opisuje paradoksu i – czasami głupoty przepisów – skoków narciarskich.
„- Niektórych rzeczy to akurat lepiej nie widzieć.
Na przykład włosów Krafta” – sikłam XDDDDD
ŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA, POGŁADZIŁ JĄ PO POLICZKU, DŻIZYS, KUWA, GABRYŚKA! Ogólnie to ja sobie myślę, że „małymi kruczkami do przodu” Skrobocik sobie tę Manieczkę urabia. Chociaż „urabia” to takie paskudne słowo, ble. No dobrze, w każdym razie troszeczkę ją do siebie przekonuje. Co prawda, nim uda mu się doprowadzić to do finału, oboje mogą dawno przekroczyć wiek emerytalny, ale sądzę, że warto. Może tak średnio w temacie, ale ostatnio poznałam historię znajomych Mego Lubego (teraz już i moich): otóż facet czekał na swoją (aktualnie już narzeczoną) półtora roku. Ale to jest nic. Półtora roku, antyzwiązkowość i hejt na mężczyzn. Ona wiedziała, że on coś do niej teges, zaczęła mieć mętlik w głowie, więc kazała mu się odwalić. Trzy tygodnie się do siebie nie odzywali. W końcu on napisał do niej o spotkanie, ona się zgodziła i go na nim pocałowała, bo uświadomiła sobie, że dusiła w sobie uczucia do niego.
I żeby nie było, że to taka historia bez konkluzji: ja myślę, że ze Skrobotami będzie podobnie. Ja Ci to mówię. Bo ja to tak przeczuwam.
Ament.
"No ja pierdzielę, mogliby dać Kraftowi o pół punktu mniej za styl, wiatr czy zęby." XDD
OdpowiedzUsuńMania co to za nagłe obudzenie się uczuć w stosunku do Kacpra, hmmm? Jak przecież wszyscy wiemy, pisany jest ci kto inny.