piątek, 20 listopada 2015

33. A masz jeszcze trochę tej cebuli?

W debilnych filmach to chyba jest tak, że mówi się zostańmy przyjaciółmi i życie toczy się dalej. Jedno trochę pojojczy, drugie po miesiącu zdaje sobie nagle sprawę z tego, że bez pierwszego żyć nie potrafi i za chwilę mamy happy end.
Pierdolenie.
Jak wyglądają moje relacje ze Skrobotem?
No raczej nie wyglądają. W ogóle. Nie gadam z nim. Nie wiem, o czym mam z nim gadać, skoro jemu się nagle coś uroiło. Co prawda mam spore doświadczenie w konwersacjach z osobami psychicznymi (w końcu jakieś dziewięćdziesiąt procent czasu wśród takich spędzam), ale Skrobota zawsze uważałam za w miarę normalnego. 
No to mam za swoje. Trzeba się było wcześniej przygotować na jakiś ewentualny szok, teraz by było trochę łatwiej.
Życie ssie. Ssie jak cholera.
A teraz Planica. To cudowne miejsce, gdzie absolutnie wszyscy mają w dupie wyniki. I to cudowne miejsce, po którym pojadę sobie do domu, zamknę się w pokoju i pozwolę sobie je... znaczy ten... olać cały system.
Przynajmniej do najbliższego obozu treningowego.
Co prawda jutro wcale nie wszyscy będą mieć w dupie wyniki, bo tak się składa, że pewnych dwóch panów będzie się dziś wieczorem bardzo intensywnie zastanawiać, jakby tu jutro drugiego przelecieć.
Ale to już nie mój problem. Nam w tym sezonie absolutnie nie grozi Kryształowa Kula.
Dziś to jest nawet całkiem przyjemnie. Nie wiem, kto wygrał drużynówkę. Nie wiem, które miejsce zajęliśmy my. Postanowiłam się w ramach protestu zamknąć w naszym domku razem z całkiem sporym kawałkiem mojej urodzinowej czekolady. Tak się jakoś składa, że ostatnio nawet na czekoladę nie miałam ochoty. No doprawdy nie mam pojęcia czemu. Mogę z tym frajerem narty smarować, ale nikt mnie nie zmusi do rozmawiania z nim, ani spędzania razem dodatkowo kolejnych godzin. Poza tym na tym słońcu czekolada by się na pewno rozpuściła.
Niech on mi lepiej schodzi z drogi po prostu.
Oczywiście po konkursie musiałam opuścić moje urocze legowisko, gdyż jak powszechnie wiadomo w sobotę w Planicy jest wyżerka. I czasami się intensywnie zastanawiam nad tym, czy aby na pewno nie dlatego tak lubię to miejsce.
Śmieszna strasznie sytuacja, Morgenstern przyjechał.
Z żoną i dzieckiem.
Wbrew pozorom, lubię dzieci. Nawet. Powinny tylko pozostawać w odpowiednim wieku albo ilości, albo odległości. Ode mnie. Albo od siebie nawzajem. Coś w tym rodzaju.
- Cześć, Mania! - wita mnie entuzjastycznie ten idiota. Nie ten pierwszy, ten drugi. Zresztą może być i pierwszy, a może być i trzeci. Zdaje się, że tylko tacy mnie otaczają.
- Cześć - mówię w przelocie i lecę na grilla po kiełbaskę.
- Ej, ej! - goni mnie Morgenstern z dzieckiem na rękach. Niech się cieszy, że nie odziedziczyło po nim odstających uszu. - Nie spławiaj mnie znowu. Teraz chyba masz czas, nie? To nie Turniej Czterech Skoczni.
- Mam czas, o ile nie pożrą mi całego jedzenia - wzdycham głęboko.
- Mhm, no tak. Macie dobrą tę wódkę.
Typowe. Tak żenująco typowe.
- Wiem. Dziecko ci znowu podrosło, nie?
- No ba! Moja Lily rośnie jak na drożdżach! Najpiękniejsza w całej Europie.
Aha.
- No cóż... A gdzie masz żonę?
- A nie wiem nawet - Morgi naciąga córce czapkę na głowę. Czapkę! Jest dwadzieścia pięć stopni. - Ach, zdaje się, że kręci się gdzieś przy waszym stoisku.
Obracam głowę, przyglądam się i oczom nie wierzę. Jest i Kristina. Pochłonięta rozmową z cudowną Izabelą.
Boże, Boże, Boże. Co ja tu robię?
- Widzę.
- Mhm.
- Tak.
Jezus Maria, niech mnie ktoś stąd zabierze.
- Emm... Słuchaj, muszę jeszcze sprzęt z dziś ogarnąć.
- Jasne. Nie ma problemu. Jakby co, to my się tu gdzieś kręcimy.
Mam dość. Zdaje się, że jeszcze pięć minut temu twierdziłam, że uwielbiam Planicę.
Zmieniam zdanie.
Włażę do domku, siadam w kącie i opycham się czekoladą, uparcie odpychając te pieprzone łzy, które z niewiadomych powodów cisną mi się do oczu. Nosz do ciężkiej cholery nie będę przecież płakać przez tych rąbniętych debili. Wszyscy są udani. Kretyni, imbecyle i kutafony.
I tyle w temacie.
I właśnie jeden taki mi wlazł do domku.
No dobra, tego nawet toleruję.
- Ma...rzena? - pyta się Olek idiota.
No kurwa mać. W tej kwestii też zmieniam zdanie.
- A czy wyglądam na Skrobota?
- Czy ty płaczesz?
- Nie. Oczy mi się spociły - warczę. - A poza tym nażarłam się cebuli. A najpierw ją sobie obrałam i pokroiłam. Pasuje?
Olek wzdycha ciężko i siada koło mnie.
- A masz jeszcze trochę tej cebuli?
- Na cholerę ci cebula?
- Bo facetowi chyba nie wypada tak po prostu płakać, nie?
No właściwie. Cebula zmienia postać rzeczy.
- Hmm... Mogę się ewentualnie podzielić czekoladą. Chcesz?
- Chcę.
Ach, ta dieta skoczków.
- A co się takiego stało?
- Nic się nie stało. Nawet sto pięćdziesiąt metrów się nie stało. Zresztą widziałaś.
No akurat nie widziałam. Ale to może nawet lepiej.
- Czy ty masz jakiś syndrom Bieguna? - pytam, bo może to jest jakaś nowa choroba i potem ją nazwą moim imieniem, jak ją już odkryję. Zespół Kubackiej czy coś. Hmm... Chyba jednak nie chcę jej odkrywać.
- Że co?
- Że to, panie Zniszczoł, że Biegun jak zobaczy skocznię w Innsbrucku to się boi, że na cmentarzu wyląduje, więc na wszelki wypadek skacze mniej. Znacznie mniej - uściślam. - Tak powiedzmy ze sto metrów.
- Mhm. No gratuluję.
- No dziękuję w imieniu Krzysztofa. Ale może ty też się boisz, że powiedzmy przeskoczysz Velikankę, co? - informuję się uprzejmie.
- Marzena, czy ty sobie możesz nie robić ze mnie jaj?
No nie wierzę. Właśnie sobie ufajdałam podkoszulek czekoladą. Ja też jestem niedorozwinięta. Oh wait, podkoszulek Skrobota czekoladą Skrobota. Zaczyna mnie mdlić, naprawdę. Niech sobie Olek to zeżre do reszty.
- A co za różnica?
- Dzięki.
I przez kolejne kilkanaście minut prowadzimy sobie wciąż tak zajmującą rozmowę. Przynajmniej nie muszę się martwić, że zaraz mi ktoś walcem rozjedzie psychikę, a to już daje plus pięćdziesiąt do fajności. Co nie zmienia faktu, że jestem głodna, a w takim stanie jestem zdolna do najwyższych poświęceń, tak więc dzielnie wychodzę na zewnątrz.
Ledwie wychodzę, a już wiem, że coś się tu dzieje niedobrego.
Wszystkie ludzie się zebrały w kupie, a przed nimi na środku stoi mój upośledzony brat bliźniak i jego równie urocza małżonka.
- ... że Iza jest w ciąży! - słyszę tylko i aż mi się słabo robi.
Muszę sobie przysiąść z wrażenia.
Ten kretyn nie dość, że ją zapłodnił, to teraz się jeszcze wszystkim tym chwali, dokonując translacji również i na język angielski.
Czyli to już koniec. Izunia jest w ciąży. I o ile do tej pory dopuszczałam dość chętnie do siebie myśl, że może jednak te france się rozwiodą, to teraz nie ma już o tym mowy. Dziecko się ma wychowywać z dwojgiem rodziców i koniec dyskusji.
Co nie zmienia faktu, że prędzej poliżę własny łokieć, niż się zaprzyjaźnię z Izabelą.
- Sześśś, Mania!
Matko jedyna, naprawdę jeszcze to?
- Cześć, Stefan.
- Pacz, mam coś dla ty - wręcza mi papierowy talerzyk z jakimś jedzeniem.
- Co to jest?
- Nie wiem - stwierdza rozbrajająco szczerze Kraft, uśmiechając się szeroko. - Norwegi dawał mi to.
Chciałabym się ze wszystkiego cieszyć tak jak on, naprawdę.
- No dobra. Niech będzie - bierę to do ust, bo nawet o plastikowy widelec się postarał. - Ty, dobre. To chyba jakaś ryba.
- Może - zgadza się Kraft i nawet nie kaleczy za bardzo w tych dwóch sylabach języka polskiego. - Mania, ty jestesz nie wesoła?
Psycholog się znalazł.
- Może.
- Mhm. Dlaczemu?
- Bo tak - wzruszam sobie ramionami.
- Aha. Ty jesteś potem ta... ciocia? - pyta Stefan, pomagając sobie machaniem rękami.
- Taa...
- To fajnie, nie?
- Taa...
- Ej - patrzy na mnie podejrzliwie. - Ty naprawdę jestesz nie wesoła.
- Nie każdy się musi ciągle szczerzyć jak idiota.
- Eee...co?
- Nic - wzdycham sobie głęboko. - Dziękuję. Przynajmniej ty jeden się nie zmieniasz. Zawsze taki sam, jebnięty uśmiechnięty.
__________

Wstawiam rozdział o Planicy w przeddzień startu nowego sezonu. Znaczy się wszyscy wiemy, że się on może równie dobrze zacząć dopiero za tydzień, co nie zmienia faktu, że już blisko, bliziutko... A ja jeszcze tego za bardzo nie czuję. Poczuję po pierwszym konkursie ;)
I w ogóle znalazłam dziś zeszycik, w którym zaczynałam pisać Mańkę. Strasznie fajna rzecz tak to sobie zobaczyć prawie dwa lata i ponad trzydzieści rozdziałów później :D
I powiem Wam jeszcze, że mimo tego prawie że zerowego ruchu na Bloggerze ja mam wciąż nieustające zaległości. Ale tak to jest niestety, jak się ma pierdyliard lektur do czytania.
Buziak, dziewczęta :*! Zaczynamy oficjalnie zimę :D
P.S. To znaczy w rzeczywistości, bo tutaj zaczyna się lato. Sfiksuję kiedyś przez ten półroczny rozdźwięk czasowy :P

13 komentarzy:

  1. Ten komentarz będzie krótki, nieskładny i z milionem literówek zapewne. Zresztą ja sama tak się czuję, gdyż nie mam w tym sezonie póki co możliwości śledzenia konkursów i w ogóle.
    Ale przechodząc do sedna sprawy.
    Mańka, cholera jasna. Zachowujesz się prawie identycznie jak ja. No normalnie kropla w kroplę. Jesteśmy debilium personarum. Ach, ta łacina..
    Ale przecież to Skorbot, ty go w głębi duszy kochasz, wszakże bez powodu byś jego koszulki nie nosiła, ja to wiem.
    Właśnie. Gdzie Skorbot ja się pytam?! No gdzie? :c To on powinien siedzieć przy Mańce, a nie Olek....
    No dobra, bo wyobraźnia mnie ponosi :P
    A co do zeszytów. Znalazłam u siebie takie coś, gdzie pisałam opowiadania będąc w 4 klasie. To dopiero jest radość, gdy człowiek czyta :D
    Buziaki, kochanie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łacina to zło! Nigdy się nie uczyłam, a teraz nagle muszę i wcale nie wiem po co :D
      A Mańka... Mańka jest trudna w obsłudze, ot co :P

      Usuń
  2. O rany, jestesz nie wesoła! To takie przykre... uwielbiam cię za polszczyznę Krafta. No, i "Norwegi dawał mi to" :3 a z tym Skrobotem to niech tak nie marudzi... niech bierze póki pamięci nie stracił,ani nic, bo potem znowu będzie #smuteg
    Pozdrawiam, komentarz z telefonu pisany, więc nie wymagaj zbyt wiele XD
    Całusy :*******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj weź już tu nie twórz takich czarnych scenariuszy :D

      Usuń
  3. Wchodzi sobie człowiek po tygodniu na bloggera i widzi, że ma do skomentowania kilka cudnych postów. Oj nawet gdy ten sezon zbliża się tylko na papierze, to zwyczajnie już go czuję w powietrzu<3 I oby tylko takie uczucia. No, ale do Mańki, tudzież to kretynów, idiotów, pajacy i czego ona tu jeszcze nie stwierdziła. Ale zanim to ja muszę stwierdzić, że sposób w jaki zaczęłam się śmiać przy ‘Matko jedyna, naprawdę jeszcze to?’ świadczy, że dość okrutny człowiek ze mnie^^ To znaczy w ogóle o ile stara, austriacka drużyna to dla mnie miłość to z tych, jak to mówię ‘młodych’ ostatnio się strasznie nabijać lubię. Więc właśnie zamknęłam reklamę, w której zostawili Krafta na noc na jakimś rusztowaniu, a teraz TO <3 Mówię, wredny stwór ze mnie. No, ale Marzena rację ma – jak prawie zawsze. Dobrze, że coś się nie zmienia i tak sobie trwa po prostu w swojej głupkowatości. Tak. No, właśnie sobie przypomniałam jak stracił żółtą koszulkę bo nie zapiął narty w Trondheim.
    No, ale co do niej. Chyba sama nie wie co myśleć. Ale albo tych uczuć kompletnie nie podziela, albo to jest tak głęboko w niej, że nawet nie dociera do podświadomości. Lub zwyczajnie boi się ideału. Bo sposób w jaki tu wykreowałaś jej Kacpra, no to jeden na miliony. A mamy jeszcze jedno. To coś co ona swojego czasu do Morgiego czuła. Ostatnio jak tak ją próbowałam zanalizować, to poruszyłam jakoś ten wątek i... Czyżbym troszkę przedwcześnie tego czasu przeszłego użyła. Bo ona się popłakała centralnie po tym jak spotkała go w towarzystwie żony i córeczki. Zanim jeszcze Dawidek pochwalił się dookoła swoim, jak to ujęła zapłodnieniem. Więc tym jej łez tłumaczyć nie można. Może ona ciągle troszkę tego jego upadku żałuje. A z drugiej strony, skoro uparcie twierdzi, co zresztą prawdą jest, że dziecko powinno oboje rodziców mieć, to chyba to nie tylko do braciszka i Izuni się odnosi. I jeśli to właśnie tak, to trochę smutne, że ta, która zawsze pociesza i wspiera wszystkich, nie ma się komu pozwierzać. Bo Kraft jako psycholog to zły pomysł, bardzo zły raczej:D Chyba, że wierzymy w ideologię mówiącą, że śmiech to terapia. I chyba tu też brakuje jej Kacpra, jak zresztą w wielu dziedzinach życia. Bo on troszkę się na nim opierała zawsze, nawet nieświadomie, albo raczej przede wszystkim nieświadomie. A ciężko to kontynuować, przynajmniej przez jakiś czas, jeśli wie, że on chciałby czegoś więcej, a ona sobie tego nie wyobraża. (Może czas jednak Mania włączyć tą wyobraźnię)? Albo przynajmniej spróbować jakiegoś powrotu to tego co było, bo niestety takie wyznania potrafią niszczyć serio cudowne przyjaźnie.
    Masz jeszcze trochę tej cebuli:D Pisałam, że nie ma jej kto pocieszyć. A te stwory urocze są w dodatku tak na spokojnie przełknąć wytłumaczenie tego typu. Nie zauważając nawet co się dzieje. No i Syndrom Bieguna. To by wiele załamań psychicznych, szczególnie absurdalnych tłumaczyło. Więc po godzinach można nad tym współpracować. Trzeba wywieść Olka na górę, posadzić na belce i pokazać mu, że pod Velikanką nie ma cmentarza.
    Pozdrawiam i oby wariaty dostarczyły Ci tony sezonowej weny<3 Uwielbiam ten klimat, taki komediowy, pozytywny. A jednak dostarcza tyle prawd o życiu, niekoniecznie tylko tych zabawnych. Wszystko w jednym. Buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stello moja kochana! Masz rację oczywiście, że Kraft jest stałym, niezmiennym elementem krajobrazu i tak już będzie po wieki wieków :D
      Poza tym potwierdzam również, że Skrobot wyrósł nam na ideała oraz, że Mańki łzy można sobie dowolnie interpretować. A już ona tam dobrze wie, czemu ryczała. Chociaż umówmy się, tak trudno się nie jest domyślić. Zwłaszcza jak się pojawia takie kombo wszystkiego naraz.

      Usuń
  4. Byłam bardzo ciekawa co i jak będzie później, że może jednak coś ten teges, a tu dupa no!! Czy Kacper nie powinien się starać? :p W ogóle życie Marzenki jest w tej chwili totalną klapą, tak samo jak moje... Morgi nic nie rozumie, Skrobot się nie stara, Olek nic nie ogarnia, Dawid doprowadza siostrę do zawału, tylko Stefan jest w miarę normalny... A na koniec brakuje mi tylko przytulasa :)
    Sezon musi się zacząć ♡ Mimo wszystko, ja tego też jeszcze nie czuję, ale musi, bo wejście mocne już ma! :D A ja za tydzień nie obejrzę zawodów na 100%...
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznijmy od tego,że znalazłam twoją historię przez XYZa, bo zapytałam ją jakie blogi mogłaby mi polecieć, żeby mogły mnie wciągnąćw czasie choroby, bo odpewnego czasu nic jakoś nie mogło przyciągnąć mojej uwagi i wiesz co? Biję Ci pokłony. Marzenka i jej cyrk na kółkach jest prześmieszny. Nadrobiłam wszystkie rozdziały w jeden dzień. Mogłabym to czytać bez końca :D Serio. Nie przejmuj się tym, że spadła Ci ilość komentarzy. Wiem,że to deprymujące z własnego doświadczenia,ale to nie znaczy, że piszesz gorzej. Po prostu reszta jest takimi leniami, że nie chcę im się komentować, albo czytają co kilka rozdziałów. Ten blog leci u mnie do obserwowanych i liczę,że będziesz pisać częściej chociaż wiem, że z czasem jest bardzo cienko. Ja chyba jako jedna z nielicznych jestem Team Thomas, chociaż nie wiem czy on może jeszcze być brany pod uwagę skoro wziął ślub. Fragment o Lili, że jest najpiękniejsza w całej Europie rozłożył mnie na łopatki. Nie wiem czemu xD chociaż może wiem xD To skojarzyło mi się z najpiękniejsza z całej wsi xD może dlatego :D
    A ta scena z cebulą była taka słodka... Przepraszam, że piszę takie farmazony, ale nie doszłam jeszcze do siebie po tej chorobie i jest dość późno, a ja prawie cały dzień katowałam mate bo mnie cały tydzień w szkole nie było, a tu kartkówka z logarytmów :P
    Nie wiem czy to pisałam,ale blog leci do obserwowanych,bo jest boski :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga koleżanko, nawet nie wiesz, jak mi się miło zrobiło, jak ten Twój komentarz przeczytałam <3 a jeszcze, że trafiłaś tu z polecenia - o matko, ktoś tę historię poleca! No to już są naprawdę jaja :D
      A co do Twojej opcji - Team Thomas w sensie - to chyba ośmielę się stwierdzić, że jesteś jedyna :D Albo ewentualnie jedna z nielicznych. Jejku, ale fajnie. Lubię, jak jest różnorodnie :D

      Usuń
  6. Jej, trochę dawno mnie tu nie było, co? Przepraszam najmocniej z całego mojego serduszka, które niezmiennie kocha Marzenkę i całą tutejszą bandę! Och, jak oni mi humor poprawiają i do łez śmiechu doprowadzają! U w i e l b i a m. Nawet, jeśli chwilowo coś tutaj nie idzie, lekko zgrzyta i w ogóle-w ogóle, bo Kacperek z wyznaniem szczerym Mani wyskoczył, a Mania... no, jest Manią. Właściwie to w pierwszym odruchu powinno chcieć się ją w główkę uderzać, czekoladą całą zabrać i na cebulę wymienić, ale po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że nie mamy prawa krzyczeć na Manię za to, że jest Manią! A przez te wszystkie rozdziały zdążyliśmy już ją poznać i wiemy, ze to skomplikowana osóbka jest i to z charakterem. Za to Manię szczerze kochamy, amen.
    Mówiłam już, że ubóstwiam Stefana? Wspaniały jest. A najwspanialszy jest jego polski. Wielki ukłon za to, jak konstruujesz jego wypowiedzi. Leżę, płaczę i nie wstaję. <3
    Ściskam bardzo mocno, życzę dużo weny i cierpliwości do półrocznego przeskoku. Spoko, ja siedzę w Soczi, także musk rozjebutany. Anyway, do następnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podoba to stwierdzenie, że nie możemy krzyczeć na Manię za to, że jest Manią :) Masz sto procent racji, a ja i tak czasem strzelam sobie w czoło z otwartej dłoni w zaciszu domowym, jak sobie przypomnę jej poczynania :D

      Usuń
  7. Jebnięty uśmiechnięty xDD
    Ehh Marzena, wszystkie nieszczęścia na ciebie spadły...Zwłaszcza ta ciąża Izuni XD

    OdpowiedzUsuń