piątek, 30 października 2015

32. Pszyjacielka

Dwunasty marca to nie jest mój ulubiony dzień w roku.
Raz, że jest cztery dni po dniu kobiet, a dwa, że to moje nieszczęsne urodziny. I wszystkim się jeszcze atmosfera trzyma od ósmego marca.
Ja się naprawdę nie prosiłam o narodziny w takim kretyńskim terminie.
Mam tak cudownie własny pokój na dwie noce w tym całym Trondheim i to jest chyba jedyny plus mojej aktualnej sytuacji.
Bo poza tym, to już jestem tragicznie stara. 
Ubieram się w kadrowy dres, podkoszulek Skrobota, czeszę się i myję zęby. I schodzę na śniadanie. To będzie cholernie uciążliwy dzień.
Na stołówce wszyscy grzecznie siedzą i jedzą. Wszyscy poza trenerem oczywiście. Dam sobie rękę uciąć, że przeprowadza wideokonferencję z żoną. On nawet jakby bardzo chciał, to by jej nie zdradził. Ta kobieta nad nim sprawuje ścisły nadzór dwadzieścia cztery na dobę. Nawet na odległość.
- Cześć - mówię, siadając między Kamilem a Jaśkiem. 
W odpowiedzi dostaję kiwnięcia głową i uniesione dłonie. Rzymski salut normalnie. Żreją, aż im się uszy trzęsą. Nawet nie mają czasu odpowiedzieć.
O urodzinach oczywiście cicho. Nie powiem, żebym była specjalnie zaskoczona. Po tym, jak na mnie wszyscy naskoczyli z jakimś zielskiem w dzień kobiet i nerwowo nie wytrzymałam takiej gęstości osób na metr kwadratowy, to im się nawet nie dziwię, że stopniują napięcie.
Wkracza trener.
- Wszystkiego najlepszego, Marzenko - całuje mnie po tatuśkowemu w głowę i kładzie przede mną małe pudełeczko.
- Dziękuję - uśmiecham się grzecznie, bo mnie jednak rodzice jako tako wychowali. W przeciwieństwie do mojego brata.
Chłopaki patrzą się po sobie. W końcu wstaje Piotrek. 
- No dobra - mówi. - Bo żeśmy w sumie chcieli później, nie? No ale jak się sztab szkoleniowy tak wyrywa, to lepiej od razu. Czekaj chwilę.
I wybiega ze stołówki. Patrzę na chłopaków i odnoszę wrażenie, że chyba jednak nie do końca ustalili między sobą przebieg wydarzeń.
- To może otworzysz? - podsuwa nieśmiało trener.
No to otwieram, pamiętając jednocześnie o tym, żeby się pozachwycać, żeby potem nikomu nie było smutno i takie tam.
A tu bum. Mój zachwyt nawet nie jest sztuczny.
W środku są kolczyki. A kolczyki to jest właśnie jedyna biżuteria, jaką noszę. No jeszcze medalik, ale to się nie liczy. Tak naprawdę to ja się bez kolczyków goła czuję i tyle w temacie.
Czyli może jednak jestem kobietą.
Wraca Piotrek, krzycząc wszystkiego najlepszego i przy okazji interesując swoją skromną osobą całą stołówkę. Rzucają się na mnie wszyscy po kolei z życzeniami, już mi się w oczach mieni od tej ich liczby. I na koniec na pierwszy plan wyjeżdża poducha. Z jebickim wizerunkiem całej tej zgrai. Zdaje się, że z jakiegoś letniego obozu, bo nie do końca kompletnie są ubrani.
Mrugam kilka razy. Ale to nie znika.
- No... dzięki - uśmiecham się.
Chcieli dobrze, tak? Nie ich wina, że są niedorozwinięci.
- Bo Dawid mówi, że ty zawsze śpisz na swojej poduszce, nigdy na hotelowych - mówi Jasiek. - No to masz teraz taką piękną, że będziesz ją mogła wszędzie wziąć. I zawsze na niej spać.
Cudownie.
- I będziesz sobie mogła wybrać, któremu tym razem dać buzi na dobranoc! - wybucha śmiechem Piotrek.
Chłopaki mu wtórują, a ja mam ochotę ich wszystkich pozabijać. 

Wygrywa Freund, drugi jest Prevc. Dwadzieścia punktów różnicy znaczy się. Ja już nawet nie ogarniam, który jest aktualnie pierwszy w generalce.
I w gruncie rzeczy mam to w dupie.
Zbieram sobie sprzęt, a nagle przede mną wyrasta Kraft.
- Mania, poczekaj. Musze ci pofiecieć. 
Uzbrajam się w cierpliwość, bo naprawdę tylko to mi pozostało.
- Chciam przestać z polski, ale cię lubię. I nie matf się. Nie gniewam się.
Szczerze mówiąc, to ja już nawet nie pamiętam, co mu znowu zrobiłam. Pewnie go wyśmiałam. Tak sądzę. No ale że się będzie dalej uczył polskiego to doprawdy kamień z serca.
- I fffszy...skieko najepszeko - szczerzy te swoje zęby. - Tuszo strofia. I sto lat.
A tak. Co do tuszy to się zgadzamy.
- Dzięku...
- Stop! Mam coś dla ty.
Kraft wyciąga zza pleców jakieś pudełko. Okej. Trochę się boję.
- Hmm... dziękuję.
- Otwie... Ot... - męczy się Stefan. - Pacz, co to jest – wybiera wreszcie w miarę znośną wersję zwrotu otwórz jak mniemam.
No to otwieram, przygotowując się na najgorsze. I, można powiedzieć, nie doznaję rozczarowania.
W środku są skarpetki.
Tak.
Skarpetki.
Kilka par. I na każdej wyszyta jakaś próbka języka polskiego według Krafta.

Mania jest najlepsza

Lubie cie

Skoki som fajne

Pszyjacielka

Wrzystkieko najlepszego


Mój Boże.
- Mówi... mówię kilka tydzienie wczoraj z twój przyjaciel – zaczyna mi tłumaczyć Stefan. - Z Maciek. I on mi powie...dział, że w Polska do urodziny najlepszy gesche... yyy prezent to jest no... to. Yyy... jak to się nazywa?
- Skarpetki – tłumaczę uczynnie, chociaż odczuwam nagły przypływ nienawiści pomieszanej jednakowoż z politowaniem wobec Kota.
- Tak – zgadza się Kraft. - No i ciebie napisa...łem to, bo cię lubię – uśmiecha się wszystkimi zębami.
Nie wiem, czy to jest jakaś forma zemsty ze strony Kota, że się do kadry nie załapał, ale nie będę się jednak tym razem wyżywać na Krafcie. Nie jego wina. Swoją drogą już sobie wyobrażam, jak on to dziergał z wystawionym jęzorem i powtarzając sobie na głos jak to ma lecieć. Szkoda, że nie położył sobie obok słownika ortograficznego.
- Bardzo fajne – powtarzam z mocą, choć z ręcznie wykonywanych prezentów chyba już wolałabym dostać laurkę, taką jak się w przedszkolu robi.
- Czesze się – szczerzy się znowu Kraft, a ja już nie mam siły tłumaczyć mu, że wcale się nie czesze. Ani trochę.


Siedzę sobie wieczorem w pokoju, rozkoszując się (chwilową) błogą ciszą i mam w dupie cały system. Mam urodziny, to mogę. Miałam zamiar wyłączyć telefon, ale to by mnie kosztowało wysłuchiwanie życzeń urodzinowych przez najbliższy tydzień - a nie tylko dziś - połączonych dodatkowo z przeprosinami, że nie wcześniej, ale się nie dało dodzwonić.
To ja już naprawdę wolę dziś.
Dzwonili rodzice, dzwonił Morgi, dzwonił Dawid (no w tym przypadku to akurat ciśniemy słodyczą w dwie strony), babcia, którą tam gdzieś w tle przekrzykiwał dziadek, druga babcia i pierdyliard innych osób. A reszta napisała sms-y. A jak komuś szkoda kasy, to napisał na facebooku. I już. Po bólu.
Czy powinnam się teraz pakować? Absolutnie tak. Czy to robię? Absolutnie nie.
Leżę na łóżku i liczę komary pozabijane na suficie. W sumie tu dużo lasów, to nic dziwnego, że w lecie trup się ściele gęsto.
Ktoś mi puka w drzwi.
- Proszę.
Wchodzi Kacperek z jakąś paczką.
Urodzinową ewidentnie.
- Można?
No w mordę jeża, a czy ja goła jestem czy jaka, że on się tak dopytuje?
- Właź. Co jest?
- A bo chciałem ci złożyć życzenia. Ale że w ciągu dnia twój poziom irytacji zapewne znacznie wzrósł, to przychodzę teraz. Bo może ten poziom już trochę zmalał, co? - Skrobot drapie się z zakłopotaniem po głowie.
- Może - uśmiecham się.
No bawi mnie ten gość. Znamy się ponad piętnaście lat, a on się zachowuje aktualnie, jakby stał przed panią wychowawczynią na zakończeniu roku i wstydził się jej dać czekoladki.
W sumie nie miałabym nic przeciwko czekoladkom.
- No to w takim razie wszystkiego najlepszego. I żebyś zawsze była szczęśliwa.
Ej, bo się zaraz wzruszę.
A to raczej nie w moim stylu.
Dostaję paczkę do rąk własnych - chociaż bez pokwitowania - i zaczynam się naprawdę czuć jak mała dziewczynka. Papier w jakieś misie czy inne stworzenia i do tego złota tasiemka. Rany Julek. Chyba mam jednak lat pięć, a nie dwadzieścia pięć.
Skrobot siada naprzeciwko mnie i obserwuje moją reakcję. I przejęty dalej jest.
- Emm, Kacperku, ale weź wyluzuj trochę, co? To nie oświadczyny, kosza nie dostaniesz. Najwyżej mi się prezent nie spodoba.
Uśmiecha się jakoś głupkowato i wzrusza ramionami.
- Otwórz.
No to otwieram. To znaczy ten proces nie zamyka się w tym jednym prostym słówku otwieram, bo jednakowoż walczę z supełkiem dość długo, ale ostatecznie osiągam sukces. Spory, nawiasem mówiąc.
Bo w środku jest gigantyczna czekolada.
Uśmiecham się szeroko.
- Ty to jednak wiesz, czego mi potrzeba do szczęścia.
- To nie wszystko - informuje mnie Skrobot.
Rozwijam papier do końca i co widzę?
Cudowną, piękną, fantastyczną składankę Bruno Marsa.
Przepraszam bardzo, ale ja na niego lecę.
Znaczy nie na niego, tylko na jego piosenki. No i może trochę na to jak tańczy.
Dobra, nieważne. Nie będę się pogrążać.
- Jezu, to jest cudowne. Dziękuję.
Skrobot wreszcie oddycha z ulgą.
- Siadaj tu i otwieraj czekoladę - klepię ręką koło siebie..
Ale to zadanie okazuje się nie być takie proste. Bo mam wielką dupę, a łóżko przylega krótszym bokiem do ściany.
Przeprowadzamy więc najpierw akcję przestawiania łóżka. Akcja zostaje zakończona powodzeniem.
Ładujemy się, Kacper otwiera czekoladę, a ja się cały czas zachwycam.
- Skąd masz takie cudo?
Skrobot patrzy się na mnie z pobłażaniem. Żeby nie użyć wyrażenia: z politowaniem.
- Mańka, uwierz mi, takie rzeczy da się załatwić.
- No dobra, niech ci będzie. W sumie nieważne. Ej! Ale tu jest wszystko najważniejsze. Same moje ulubione.
- Mańka, pragnę zauważyć, że jak się tak zachwycasz, to bardzo tracisz na ironii.
- Zaraz cię kopnę tak, że to ty stracisz. Możliwość posiadania dzieci.
Mnie to jednak łatwo wyprowadzić z równowagi.
A Skrobot się śmieje.
- Ja bym się na twoim miejscu tak nie cieszyła.
- Patrz na ostatnią piosenkę - sugeruje Kacper.
Patrzę. Marry you.
- Aha, czyli jednak chcesz mnie powkurzać. Mimo tych całych urodzin.
- Przecież to lubisz.
- Lubię. Ale mnie wkurza.
- Ale może on jest niezdecydowany - broni Skrobot tego nieudolnego podmiotu lirycznego.
- Jak jest niezdecydowany to po kiego grzyba jej mówi, że się chyba z nią chce ochajtać? Poza tym on jest przecież pijany.
- Jak się jest pijanym to się mówi prawdę.
- A poza tym co to ma być, że jak ona będzie chciała zerwać to spoko? No ludzie. To on ma w końcu co do niej jakieś poważne zamiary czy nie?
Wkurzam się. Jak zawsze, jak się kłócimy o tę głupią piosenkę.
- Czekoladki? - Skrobot podsuwa mi tabliczkę.
- Poproszę.
- No dobra, a wracając do tematu - Kacper wraca do tematu. - To jakby tobie ktoś powiedział, że się chce z tobą ożenić, też byś się tak wkurzała?
- Nie ma obawy. Nikt mi tak nie powie.
- Skąd wiesz?
Bo faceci lecą na chude chimeryczne modelki. Patrz: mój niedorozwinięty brat.
- Bo nie jestem wymarzoną kandydatką na żonę?
- Emm... Zależy jak dla kogo.
- Bardzo dyplomatyczna odpowiedź.
- Przy tobie trzeba się takich nauczyć.
Zastanawiam się nad tą wypowiedzią dość intensywnie.
Całkiem możliwe.
- No dobra, a jakby ci się jednak ktoś oświadczył?
Co on tak drąży temat, rany boskie.
- Monotonny jesteś - zauważam, opychając się czekoladą. I tak już jestem gruba, wiele gorzej nie będzie.
- A jakby to był Bruno Mars?
- Ty się lepiej zamknij czekoladą - wkładam mu kostkę do ust.
- A jakbym to był ja?
Eee.
Matko.
Mowę mi troszeczkę odbiera.
Może nawet trochę bardziej niż troszeczkę.
- Znaczy że... co?
Ja to od zawsze byłam elokwentna.
- Marzenka... ja cię bardzo lubię, wiesz?
To nie brzmi dobrze. To brzmi bardzo, kurna, niedobrze.
- Też cię toleruję. Doceń to.
- Mańka... - Kacper kładzie swoją dłoń na mojej.
O nie, nie. Tak to my się nie bawimy.
Wstaję z łóżka, podciągam spodnie od dresu i biorę się wreszcie za to kretyńskie pakowanie.
Czas najwyższy.
- No właśnie - wkurza się Skrobot. - Taka z tobą jest rozmowa. Jak się nie rzucasz, to uciekasz. Czego ty się tak boisz, co?
- Odwal się.
- O tym mówię.
Pakuję się. Spaceruję od szafy do torby i mam w głębokim poważaniu jego wynurzenia.
Może sobie ze swoim odbiciem w lustrze pogadać. Przynajmniej będą się zgadzać w zeznaniach. Ze mną to nie przejdzie.
Skrobot wstaje. Liczę na to, że uda się w stronę drzwi.
No chyba jednak nie.
Stoi na środku pokoju i wodzi za mną wzrokiem.
- Nie masz czegoś do roboty?! - warczę wreszcie. - Nie wiem, przespaceruj się, zrób sobie kolację, zagraj w sudoku...
- Jak ty mnie wkurzasz... Rany boskie... - przerywa mi.
I nagle dzieje się coś, nad czym absolutnie nie panuję.
Bo Skrobot trzyma moją twarz w swoich dłoniach. I bezczelnie mnie całuje.
A ja mu nie przerywam.
I tak oto mój drugi w życiu pocałunek staje się faktem.
Drugi. Przypominam, że mam dwadzieścia pięć lat.
I gdzieś z tyłu głowy krąży mi debilna myśl, że każdy kolejny mógłby być taki sam.
Kacper wreszcie zostawia mnie w spokoju, ale dopiero wtedy padają słowa, które - no cóż - bez specjalnej przesady można nazwać bombą. Albo czymś w tym rodzaju.
- Ja cię kocham, rozumiesz?! I nie próbuj mi, kurwa, wmawiać, że tego nie widzisz!
Po czym wychodzi z mojego pokoju trzaskając drzwiami.
Aż sobie przysiadam z wrażenia.
Co to, kurwa, miało być?!
__________

Ogólnie poziom tego rozdziału jest żenujący i zdaje sobie z tego sprawę. Ale z drugiej strony przynajmniej wszyscy się skupią na punkcie kulminacyjnym ;)
Trzydziestu dwóch rozdziałów na to potrzebował.
Nie wierzę jeszcze, że właśnie puszczam to w świat. Rany.
A, no i jeszcze autopromocja - choć podejrzewam, że aktualnie to absolutnie nikogo nie interesuje - little--love--stories - pojawiła się pierwsza historyjka. Enjoy!

17 komentarzy:

  1. Szczerze? Mam łzy w oczach. Łzy szczęścia :') I wielkiego banana na twarzy. Możesz to sobie wyobrażać lub nie, ale... No w końcuuu!!! :DD Ja się tylko zastanawiałam czy on się jej tam nie oświadczy xD Naprawdę, myślałam, że prezenty będę komentować, ale teraz wydają mi się tak nie ważne... Kacper przyćmił wszystko. Wszystko. Zastanawiam się tylko jak Marzenka... Bo po niej można się spodziewać wszystkiego... Ale zdaje mi się że i jej się podobało... :))
    Błagam Aśka, pisz to szybciej !!! :D

    Ps.: Nie to żeby coś, ale ile tak jeszcze rozdziałów planujesz?? Bo zastanawiam się czy nastawiać się psychicznie już... :/ Absolutnie nie kończ tego szybko! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile rozdziałów planuję? No tak raczej w cholerę i jeszcze trochę :P Nie nastawiaj się jeszcze absolutnie na koniec. Nic takiego w najbliższym czasie nie nastąpi ;)

      Usuń
  2. O matko. Aż mi pokrętło od kaloryfera w pokoju odpadło. Autentycznie. Siedzę na parapecie, doglądam nadjazdu mojego ojczulka, który zaraz powinien po mnie przyjechać, powieki mi opadają z niewyspania, a tu widzę rozdział. Aż gęba sama się uśmiecha.
    A później tak kopnęłam z tego wszystkiego w kaloryfer, że odpadło pokrętło.
    I w sumie to jedną bardzo ważną kwestię mi uświadomiłaś tym rozdziałem. Bardzo dla mnie aktualną, ale już te przemyślenia zostawię dla siebie.
    Kurde no. Marzena! Masz idealnego faceta, który daje ci czekoladę i nie martwi się tym, że urośnie ci tyłek. Jak można nie widzieć, więc iż cię kocha? No jak?!
    Wiesz, skarbie, że ja będę zawsze wierną fanką Kacperka. I nic nigdy tego nie zmieni. I w przeciwieństwie do moich tragicznych zamiłowań, ja chcę tu happy end. Ba! Ja go wręcz oczekuję, ponieważ to jest tak, iż chcę żeby to pokrętło odpadło po raz drugi.
    Buziaki, kochanie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, na razie to Ci chyba żadne pokrętła odpadać nie będą :P
      I tak, wiem, że jesteś wierną fanką Kacperka. On ma już sporo fanek, ale wydaje mi się, że śmiało mogę Cię nazywać tą nr 1 :D

      Usuń
  3. Ajjj♡ No ten odcinek to jest już perfekcyjny. Śmiech bo Kraft, śmiech bo chłopcy tak ogółem i łezka wzruszenia na koniec. Więc zaczynam od końca, bo jak mi się już oni nawiną, to jestem biedny człowiek z góry przegrany i nie napiszę ani słówka na temat. A wiesz, bo w moim przypadku, to nie takie oczywiste jak chyba u większości dziewczyn tutaj, że się cieszę? I to bardzo. W sumie to już odkąd Morgi się w łeb trzasnął i do ołtarza poleciał, to zaczęłam widzieć Mańkę i Kacperka razem w troszkę lepszym świetle. A ta czekolada? Gdyby mi facet czekolady przynosił i jeszcze rodzaje moich ukochanych słodyczy ogarnął... Oj nie, takim to się już uciec nie pozwala. W każdym razie, ona ewidentnie trochę to serducho złamane to miała. Mówię trochę, bo takich typowych zachowań zawiedzionej kobiety nie mieliśmy tu ani trochę. Za to Marzenę kochamy. Ale co jak co, ból to ból. Choć chyba jej to już przeszło zupełnie, albo częściowo przynajmniej. Drugi pocałunek w życiu. I w sumie to drugi nieplanowany, nagły i wzbudzający oburzenie. Yyy, właśnie – to było oburzenie czy dość dobra (choć zależy dla kogo) symulacja tego oburzenia? Bo to chyba dyskusyjna sprawa. Czytam sobie ‘pocałował ją’. Już to samo mnie zaskoczyło, bo on zawsze trochę ją drażnił, ale potem sobie odchodził. Więc już miałam w głowie, że pójdzie to sudoku robić (jak ja kochałam sudoku jak byłam młodsza, Mania mi przypomniała, a teraz już na nie czasu nie ma), a ten tak po męsku. I może czasem z niezdecydowaną dziewczyną tak trzeba – delikatnie lecz stanowczo. No facet to jednak facet, mimo wszystkich zalet tego konkretnego przypadku, swoje potrzeby ma, choć cierpliwy jest wyjątkowo. Zresztą co tu gadać obecnie to on chyba żadnego rywala do jej serca nie ma. Towarzystwo ją jak pani psycholog traktuje, zresztą większość ma jakieś panny (na boku jak tam Krzysiu i jego dojrzewanie ;p?), a Kraft... Ja nie chcę żeby to jakoś źle zabrzmiało, ale chyba nie umiem rozpatrzeć Krafcika w kategorii ‘mężczyzna’. Ale koniec tej dygresji.
    To wszystko jeszcze nic. Bo ja sobie czekam, aż po tej chwili paraliżu będzie jak z Morgim w tym lesie, czyli chłopak z liścia dostanie. A tu taka myśl. No sama nie wiem, bo lustra w tablecie nie mam, jak wielkie oczy mi się zrobić musiały. Bo, że Kacper coś czuje, no to ślepy chyba widzi, a głuchy słyszy. Ale Mania, Ty też? Każdy kolejny mógłby taki być. W sensie być z nim, tak? No, to niech się Kubacki przestanie upierać. Bo to facet z tych, których już nie ma. Tyle.
    I teraz już tak mniej na poważnie. Chyba tylko (no poza Skrobotem ma się rozumieć) sztab szkoleniowy się postarał jej przypodobać. Bo poduszka... Panowie to mi raczej wyglądali na takich co niskie mniemanie o sobie mają i porad potrzebują. A tu proszę, Mańka tak ich o własnej doskonałości przekonała, że myślą, że ona się na nich już budzić chce. I Kot na dodatek. Może on sam ma niedobór skarpetek i marzy o nich ciągle (albo gubi, a potem kradnie Murańce, co by sławną scenę tłumaczyło), ale czy trzeba Kraftowi takie pomysły podkładać? Choć gotować jej nie zaczął – duży plus dla niego. A skarpety z dobrej wełny ciepłe i przyjemne. Więc jeśli to kocia zemsta być miała to coś nie wyszło. Aha, bo bym zapomniała, absolutnie się zgadzam Kraft się nie czesze, nie tylko w tym opowiadaniu. Z jakiegoś powodu jak wiewiórka wygląda.
    Dużo weny Kochana. Z rozdziału na rozdział ostatnio jest jeszcze cudowniej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ❤ ❤ ❤ jaką Ty mi piękną analizę tutaj strzeliłaś. Ja wiem, ja pamiętam, że Ty to troszkę sceptycznie się zapatrywałaś na sprawę Kacperka. Natomiast jak się Mańka zapatruje to cóż... dowiemy się w następnym odcinku. Brzmi jak z "Mody na sukces" :D
    Wiesz jak się zaczęłam brechtać, jak wyznałaś, że nie potrafisz rozpatrzeć Krafta w kategorii mężczyzny? :P A i faktycznie, że on się chyba nie czesze. Nawet na to nie zwróciłam uwagi wcześniej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Asieńko.
    Asdfgjkl. Tak, na razie tyle jestem w stanie z siebie wykrzesać. Powiedział to <3 Mój kochany Kacperku, brawo za odwagę. Mańka nie zabiła, co najwyżej jest w głębokim szoku. Bo jednak ktoś ją pokochał. Taką, jaka jest. Nieznośna, nieraz wręcz brutalna, nie nosi rozmiaru 34, sypie ciętymi ripostami. On ją taką pokochał. I to jest takie słodkie ;_;
    Czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej. Wiesz co, strasznie trafnie w tych paru słowach podsumowałaś istotę tego rozdziału. A może nawet więcej niż tylko tego rozdziału :)

      Usuń
  6. Na początek przepraszam, że dopiero teraz, ale wiesz jak to w ten weekend ciężko bywa. to ja przejdę do cytatów:
    "całuje mnie po tatuśkowemu w głowę" trener taki uroczy!
    "Wraca Piotrek, krzycząc wszystkiego najlepszego i przy okazji interesując swoją skromną osobą całą stołówkę" no cóż, typowy Piotrek, nie?
    "Chcieli dobrze, tak? Nie ich wina, że są niedorozwinięci." nie powiem nic, bo nic dodawać nie trzeba ;)
    "Mania, poczekaj. Musze ci poffiecieć" Krafcik, kocham cię, ale Skrobocik to ty jednak nie jesteś :*
    "Tuszo strofia. I sto lat.
    A tak. Co do tuszy to się zgadzamy" typowa Manieczka ^^
    "Otfie... Ot... - męczy się Stefan. - Pacz, co to jest", że tak poffiem czy...czy.. dwie plus jedna świnka
    "Skoki som fajne

    Pszyjacielka", że go uwielbiam już mówiłam, to teraz go pochwalę za zdolnośći językowe ;)
    "- Czesze się – szczerzy się znowu Kraft, a ja już nie mam siły tłumaczyć mu, że wcale się nie czesze. Ani trochę." no to ja też się teraz czesze, szczególnie, że pora późna to do spania warkocza zaplotę przy okazji :D
    "Czy powinnam się teraz pakować? Absolutnie tak. Czy to robię? Absolutnie nie." jak twój 'kochany' braciszek przed wyjazdem nad morze...
    "Przepraszam bardzo, ale ja na niego lecę." Spoko, ja też!
    "Zaraz cię kopnę tak, że to ty stracisz. Możliwość posiadania dzieci." i po co tyle agresji? przeca można na spokojnie, a ino weselyj bedzie ;)
    "Bo faceci lecą na chude chimeryczne modelki. Patrz: mój niedorozwinięty brat." i mamy przykrą prawdę XD
    "- A jakbym to był ja?
    Eee.
    Matko.
    Mowę mi troszeczkę odbiera.
    Może nawet trochę bardziej niż troszeczkę.
    - Znaczy że... co?
    Ja to od zawsze byłam elokwentna.
    - Marzenka... ja cię bardzo lubię, wiesz?" mi też mowę odebrało i w żołądku zacisnęło. Rajuśku...
    "Skrobot trzyma moją twarz w swoich dłoniach. I bezczelnie mnie całuje." ej, bo mi się gardło zaciska!!!
    I moja droga, to nie jest żenujące, to jest miłość! (zabrzmiałam w tym momencie jak chora psychicznie, ale co tam, to po prostu ja) Aż z wrażenia musiałam pierścionek zdjąć, bo bym sobie palca ukręciła. No i w sumie te bym sobie przysiadła, jakby mnie ktoś tak potraktował (co mi szczęśliwi nie grozi). Teraz może być już tylko lepiej, prawda? Błagam, niech Maniutek się nie focha i nie udaje, że nic się nie stanie, bo tak nie można. Skrobot dał jej tyle koszulków, coś mu się w zamian należy. Ale wiesz - nie przesłódź! Mańka jaka jest, taka jest - wiem coś, bo mam jeden egzemplarz w domu XD - więc musi być pod górkę. No i jeszcze chciałabym jej życzyć wszystkiego dobrego i w ogóle, bo wcześniej się nie złożyło. No w sumie to byśmy mogły mieć wspólną imprezę urodzinową XD. Moja pszyjacielka!
    Jaj, nie mogę nawet komentarza porządnego sklecić, bo mi nie idzie. Normalnie chodzę cała jak po moim pierwszym XD. A uwierz, pamiętam jak to było, bo nie dawno się zdarzyło, jakby nie patrzeć. Znowu mi się kolana trzęsą, ręce pocą, a serduszełko bije jak oszalałe. I ten ucisk w żołądku. Normalnie jakby Skrobot pocałował mnie, a nie Manieczkę.
    Ran, rany, rany!
    No kocham cię, Asieńko! Stworzyłaś tak realistyczną postać i tak przecudowną sytuację, że nie umiem opisać tej słodkości.
    Pozdrawiam <3 wiesz gdzie mnie szukać ;) [zapraszam na Fuego]
    xoxoxox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie. Panuję nad sytuacją. U Mańki nie ma mowy o rozlewie słodyczy ;)

      Usuń
  7. jestem, wreszcie. nie myśl, że o Tobie zapoomniałam. o takich opowiadaniach się nie zapomina. ;)
    ojej. wiesz? to jest stanowczo mój ulubiony rozdział, mówcie co chcecie, ale jak dla mnie najlepszy na świecie <3 i chyba go sobie przeczytam jeszcze nie raz ;D
    ale wracajac, nie przesadzajmy, Mańka nie jest taka stara. może jest dośc specyficzna, ale na pewno nie stara. i jakie prezenty fajne dostała. no nic tylko zazdrościć. i to wyjaśnienie dlaczego akurat dostała poduszke i co może z nią zrobic - mega ;D no i te skarpetki ;D z bajecznymi napisami. ;D ale tak naprawdę, to końcówka rozdziału najlepsza. no dobrze, w pewnym sensie. jednak chociaż wiadomo co i jak. no i teraz pytanie co Mańka z tym zrobi?
    trzymaj się ciepło, do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, cieszę się, że się wszystkim podoba :D a co do tego czy się Mańce podoba - to naprawdę wszystkiego się dowiecie w odpowiednim czasie :D

      Usuń
  8. Daaaawno mnie tu nie było, więc pora coś niecoś Marzence powiedzieć, bo w to, że wszyscy kochają tę historię chyba nie wątpisz, prawda? Otóż padłam przy tym pomyśle na prezent. Jeśli łaska to ja poproszę podobną podusię, ale wolałabym z Finami XD Poza tym to SKROBOT <3<3<3<3 Ja się strasznie cieszę, że on się w końcu przełamał i to zrobił i to w w takim ważnym dla Marzenki dniu, ale... co ona odwala? Powiedz, że to raz dwa naprawisz :c

    http://platki-sniegu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... ostatnimi czasy - właściwie od mojego pomaturalnego powrotu - to zaczynam mieć wątpliwości co do jakości tej historii, bo ilość komentarzy drastycznie spadła, aczkolwiek tak czy inaczej za bardzo kocham Marzenkę, żeby się z nią rozstawać ;)
      No a co do naprawiania - ja nad tą kobitą się nie da zapanować, ona mi tu żyje własnym życiem :P

      Usuń
  9. Te zdanie, że Mańka - cytuje - kurwa nie widzi, że Skrobot ją kocha to chyba prawda bo coś czuje że potem to wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ło żesz słodki jeżu w morelach xD Skrobot z tą składanką i wyznaniem uczuć wjechał w klimacie opery mydlanej XDD
    tak btw, moja siostra też ma urodziny 12 marca

    OdpowiedzUsuń