piątek, 11 marca 2016

39. Lecz się

Już nie mieli kiedy tych chrzcin organizować, tylko na początku listopada. Trzeba było od razu we Wszystkich Świętych, czemu nie. Wtedy to by dopiero była atmosfera doskonała do świętowania.
A najlepsze jaja, że Izabela taka światowa i obeznana kobieta, a impreza się w domu odbywa. Nie w żadnym lokalu bynajmniej. Co mniej więcej sprowadza się do tego, że wczoraj położyłam się o drugiej w nocy (czy to jeszcze wczoraj?), a dziś wstałam przed szóstą. Fajnie.
Miksuję krem do babeczek, upaćkane już mam oczywiście całe dresy, mama kończy sos do schabu i stawia na gaz rosół. Znaczy rosół to z tego miejmy nadzieję powstanie. Na razie to są jakieś smętne szczątki zwierzęce, kilka zwiędłych marchewek i jakaś zielenina pływające we wrzątku. Mamy godzinę ósmą z minutami.
Na dół schodzi dumny tatuś, kudłaty jak zwykle, a nawet jeszcze bardziej, bo dopiero co wstał, w rozwleczonej piżamie i rozczłapanych kapciach, ziewając przeciągle.
Bóg seksu normalnie. Nic dziwnego, że Izunia się złapała na jego powalający urok.
Wchodzi do kuchni, patrzy chwilę jakby nie ogarniał i pyta:
- O której jest w końcu ta msza?
Ja przywykłam. Naprawdę przywykłam. Ja się tylko dziwię, że ten jełop się nie spóźnił na własny ślub. Albo że nie pojechał do innego kościoła. Albo coś w tym rodzaju.
- Dawid, no... - odpowiada mama z lekkim wyrzutem. - O trzynastej. Wstaliście już?
- Taaak...
Ten jakże pewny ton jego głosu oznacza oczywiście, że Królowa jeszcze chrapie jakby był środek nocy. Oh wait. Ona rzecz jasna nie chrapie, w myśl zasady, że ładne dziewczyny nie srają i takie tam.
Tak czy inaczej Izabela korzysta z regenerujących właściwości snu, co by gości powalić swą olśniewającą urodą, wdziękiem i blaskiem. Tak więc musi wypocząć. Jasna sprawa.
- Wstawajcie już, trzeba jeść jakieś śniadanie - ponagla mama, bo - umówmy się - nie jest taka głupia, żeby przez dwadzieścia pięć lat się nie nauczyć, kiedy ukochany syneczek kręci.
- Mhm... - mruczy Dawid, podciągając spodnie od piżamy.
- Aha i tatę obudź! - przypomina się jej jeszcze w ostatniej chwili, zanim Dawid zdąży się wytoczyć z kuchni.
Mijają dosłownie ze trzy minuty, a już słychać płacz dziecka. Co za dupa wołowa. Witki opadają normalnie. Miał Izunię budzić, a nie potomka przy okazji zrywać o porze, która mu bynajmniej nie odpowiada. Proszę bardzo. Będzie teraz uspokajał Mańka przez piętnaście minut. Ja rozumiem, że jak się człowiek upośledzony urodził, to niewiele mu pomoże, ale zawsze można próbować. Cóż, Dawid się najwyraźniej poddał na starcie. Jak widać nie najgorzej mu się żyje z defektem mózgu.
Dzwonek do drzwi. Nie wiem, co za element ma zamiar złożyć nam wizytę w niedzielę o ósmej rano, ale mam jak najgorsze przeczucia. Otwieram i co? Titus.
Rany boskie. Dlaczego?
- Cześć, Marzenka. Mam problem.
Cóż za zaskoczenie. Ja nie wiem, czemu to tak działa. Oni sobie zawsze przypominają o mnie, jak czegoś potrzebują. Nie ma, żeby mi któryś na przykład kilo czekolady bezinteresownie przyniósł. Prędzej przyjdzie jeden z drugim i sam tej czekolady zażąda.
Chociaż Titus to akurat prędzej o zupie brokułowej zamarzy.
- No co tam? Zakochałeś się znowu czy jeszcze coś ciekawszego? I w ogóle czy mógłbyś się ze mną swoimi problemami dzielić raczej po chrzcinach? Bo wiesz, tak się składa, że teraz akurat latamy jak z pieprzem w tyłku.
- Marzenka, nie.
- Co - nie?
- Nie mogę ci o tym powiedzieć po chrzcinach, bo wtedy już będzie za późno - wyrzuca z siebie Titus desperacko.
Kurwa.
Wzdycham głęboko i przygotowuję się psychicznie na pasjonujące wyznania.
- Chodź na śniadanie - mówię. - Bo ja jeszcze nic dziś nie jadłam, a coś mi mówi, że na głodno tego nie wytrzymam.
Titus tupta za mną do kuchni i mówi:
- Bo widzisz, Marzenka, ja nie wiem, co powi... Ooo... dzień dobry - peszy się biedaczek na widok mojej mamy.
Nie wierzę, że to się dzieje. Chłopie, regularnie obżerasz tej kobiecie lodówkę, a dzień dobry się boisz powiedzieć.
- No to jaki ten problem?
- Eee... nie, właściwie to...
Właściwie to jest beznadziejnym ćwokiem, a w przedstawieniu w podstawówce odgrywał wstrząsającą rolę drzewa. Przepraszam, ale nigdy o tym nie zapomnę.
- Mówże, bo nie mam czasu na pierdoły.
- To nie jest pierdoła! Marzenka... bo wiesz, ja mam być tym ojcem chrzestnym, no nie... Ale właściwie to nie wiem, co taki ojciec chrzestny robi. Sprawdzałem w internecie, ale tam to jest tak dziwnie napisane, że chyba nie rozumiem.
Chyba nie rozumiem.
Dzień jak co dzień.
Druga w kolejności najlepsza decyzja życiowa mojego brata. Zaraz po zaślubieniu Izabelii. Albo trzecia ewentualnie, bo przecież ten upośledzony element był również jego świadkiem na ślubie.
- Krzysiu, spokojnie, to nie jest nic trudnego - zaczyna moja mama, ale Titus reaguje tak, jakby się na niego ze skórzanym batem zamachnęła.
- Mamo, czy ty mogłabyś z łaski swojej... Albo nie - do cholery, nie będę matki z jej własnej kuchni wyganiać. - Miętus, wychodzimy.
- Jak to? - słyszę równoczesny odzew dwóch gardeł.
A tak się nie mogli dogadać.
- Idziemy odbyć poważną rozmowę na tematy zasadnicze. Tylko dajcie mi coś do jedze... O.
Wczorajsza pizza to chyba doskonały pomysł na pożywne śniadanie, tak więc wyposażam się w dwa kawałki i będę żreć po drodze, bo jakbym tak zemdlała w głodu gdzieś w polu to mnie przecież Titus nie przytacha do domu.
- No dobra, to czego nie wiesz? - mówię, kiedy już wychodzimy z domu i nagle orientuję się, że jedzenie w rękawiczkach jest głupie, a bez rękawiczek odpadną mi ręce.
Do dupy z tym życiem.
- No co ja mam zrobić w tym kościele?
- Do kościoła się zazwyczaj idzie, żeby się pomodlić, ale co ja tam wiem...
- Marzenka!
Tak mam na imię,
Decyduję się jednak ubrudzić w razie czego rękawiczki i tak jem pizzę. I jak ja mam nie być gruba niby?
- Ja tam nie pamiętam, co chrzestny robi, poza tym, że świeczkę zapala.
- Jaką świeczkę?! - Titus przerażony.
- A ja wiem, skąd oni je biorą? Gdzieś kupują pewnie.
- Kto?!
- No ci ojcowie chrzestni.
- Ale ja nie mam żadnej świeczki!
Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.
- Aha... No to chyba masz problem - stwierdzam i gryzę pizzę.
- Marzenka!
- No co znowu?
- Muszę skądś wziąć świeczkę.
Doskonała dedukcja, gratuluję. Plus dziesięć do mózgu.
- Tak.
- Ale skąd?
- Nie wiem, zabierz swojemu bratu. Albo weź swoją.
- Co?
Gówno.
- Krzysztofie Miętusie, czy przynależysz do Kościoła Katolickiego?
- Eee... tak?
Wzdycham głęboko. Wiem, że to było jednak pytanie sformułowane w sposób zbyt skomplikowany jak dla skoczka narciarskiego.
- A byłeś chociaż ochrzczony?
Tutaj Titus przytakuje ze znacznie większą pewnością.
- To znaczy, że macie gdzieś w domu świeczkę.
- Ale gdzie?
Ja pierdolę.
- A skąd ja to mam wiedzieć?
- Nie wiem.
- Właśnie. Więc idź i jej szukaj. Masz na to jakieś, bo ja wiem, trzy godziny pewnie.
- Ale Marzenka!
- No...?
- Ja nie wiem kiedy mam tę świeczkę zapalić i co poza...
- Titus, do jasnej cholery! Ksiądz ci wszystko powie, czaisz?! To ten facet na środku, w czarnej sukience.
- Wiem, kto to jest ksiądz - obraża się Miętus. - I nie krzycz na mnie, bo przecież nie byłem jeszcze nigdy chrzestnym, to mogę nie wiedzieć.
Od kiedy on się taki wygadany zrobił? Zdanie wielokrotnie złożone i na dodatek całkiem logiczne. No jestem pod wrażeniem.
- A mamy się nie mogłeś zapytać? Swojej własnej - dodaję dla pewności, chociaż i tak wiem, że do mojej by się nie udał.
- A co ona tam wie...
Aha.
- Tak przy okazji - przypomina mi się. - Dlaczego ty się tak boisz mojej mamy?
- No Marzenka... - zaczyna Titus nieśmiało. - No bo jak ona cię urodziła... I ty jesteś podoba do niej... To ona musi być już całkiem przerażająca.
Odjęło mi zdolność mowy.

No i już. Po krzyku. Titusowi jakimś cudem udało się nie popełnić gafy stulecia. Może dlatego, że go szturchałam w co bardziej newralgicznych momentach. I obyło się bez drastycznych scen. Może co najwyżej Miętus będzie miał kilka siniaków w okolicy żeber. Sam się prosił. Od momentu, kiedy się poznaliśmy w podstawówce właściwie.
Siedzimy sobie teraz wszyscy kulturalnie przy stole i grzecznie słuchamy, co do powiedzenia ma wujek Izabelii. Wujek ma koło czterdziestki i nawet jakby ktoś nie chciał go słuchać, to i tak nie ma wyboru, bo drze się tak, że go słychać go w całym domu.
Cały czas się zastanawiam, jakim cudem prawie pięćdziesiąt osób się mieści na przestrzeni niecałych dwudziestu metrów kwadratowych. No, może odejmijmy od tego kilkoro dzieci, które latają po korytarzu i chyba chcą jednak pokonać wujka na siłę głosu.
To nie będzie łatwe.
- Marzenka, otwórz okno, z łaski swojej - szturcha mnie babcia. -  Bo się tu zaraz wszyscy podusimy.
No to wstaję, odwracam się i otwieram.
I nagle nabieram nieodpartej ochoty wyizolowania się z tego przemiłego towarzystwa, które składa się w siedemdziesięciu procentach z rodziny Izunii i zestawu okołoskocznego.
Tak. Izabela się jak zwykle popisała w kwestii doboru gości.
Gratulacje, Może się powinna przekwalifikować na organizatorkę jakiś wesel czy czegoś.
Chociaż nie, świat mody za bardzo by na tym ucierpiał. Nie po to przecież ćwiczy codziennie po trzy godziny i żre tę swoją trawę, żeby potem nie łazić po wybiegu w piętnastocentymetrowych szpilach.
Prawdopodobnie to dziecko powinno być główną gwiazdą chrzcin, ale co ja tam wiem o życiu. Dziecko śpi w drugim pokoju. I wszyscy je mają w dupie. To ja tam pójdę, a co.
Już prędzej się z nim dogadam niż z tym wujkiem Izabelii, co zdaje się zaczyna właśnie monolog na tematy polityczne. Cudownie. O niczym innym nie marzyłam.
Maniek sobie leży i jednakowoż nie śpi. Gapi się tylko tymi swoimi niebieskimi oczami, co nie wiem po kim je ma.
Aha, chwila. Pewnie po ojcu. Zapomniałam.
I na brzuch się chyba próbuje przechylić.
Dupa. Nic z tego.
Oj, koleżko, jak ty odziedziczyłeś oprócz oczu też zaradność życiową po tym swoim pożal się Boże ojcu...
A ten się śmieje.
No ja bym się tak nie cieszyła.
Drzwi się otwierają i z krzykiem wbiega jakaś przerażająca ilość dzieci w wieku późnopampersowym.
A za nimi wkracza Kacper Skrobot.
No zajebiście po prostu.
Wreszcie sobie znalazł odpowiadające mu intelektualnie towarzystwo. Ja się kiedyś jeszcze łudziłam, że on jest w miarę normalny, ale ostatnio mi przeszło. Całkowicie.
Maniek ewidentnie nie wie, co się tu odpierdala, zaczyna się denerwować i ja się mu bynajmniej nie dziwię. Wydaje z siebie jakieś dziwne dźwięki i może bym nawet do niego dołączyła, ale niestety nie umiem.
Ale mogę go za to wziąć na ręce. I przynajmniej wtedy się nie muszę patrzeć na tego ćwoka. Bawimy się grzechotką, a dzieci późnopampersowe w międzyczasie wybiegają z krzykiem chyba jeszcze większym niż przyleciały.
To się teraz zacznie zabawa.
- Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę z tego, jak ci do twarzy z dzieckiem?
No mówiłam, kurwa.
- Skrobot, do czego ty dążysz? - mówię spokojnie, bo przecież Mańka trzymam na kolanach, to mu się do ucha drzeć nie będę.
- Do niczego...
A tu bym się nawet zgodziła.
- ... po prostu ładnie wyglądasz.
Nie wytrzymię no.
Wkładam ostrożnie Mańka do łóżeczka, patrzę się w końcu na Skrobota (nawiasem mówiąc odstawił się oczywiście jak stróż w Boże Ciało, fryzurka, garniak, inne dupesrołki), podchodzę do niego i cedzę przez zęby:
- Nigdy więcej mi nie mów, że ładnie wyglądam... i przestań używać tych perfum.
Minę ma totalnie głupią, kiedy się pyta:
- A dlaczego?
- Bo są zbyt zajebiste dla takiej ciepłej kluchy!
Wychodzę. Wychodzę z pokoju, wychodzę z domu, a najchętniej to bym w ogóle wyszła z siebie i stanęła obok.
Ładnie wyglądam, kurwa. Co to ma być w ogóle? Że raz naciągnęłam na ten mój wielki tyłek jeansy, a na górę koszulę zamiast jego tfu podkoszulka? Niech on by się jak człowiek zachowywał, naprawdę. Mnie to w ogóle nie bawi.
- Marzena!
No nie, naprawdę?
Czemu oni zaprosili całą rodzinę Skrobotów na te chrzciny to ja do końca życia nie zrozumiem.
- No co? - odwracam się do drugiego cudownego syna pani S.
- Co tam, mój brat znowu zjebał sprawę?
Wzdycham.
- Czy wy się nie umiecie wyrażać jakoś jaśniej? Co ja jestem, wróż Maciej, żeby się domyślać, co autor ma na myśli?
- Pytam czy znów nie powalił cię swoim urokiem osobistym?
- Lecz się.
Kamil się śmieje.
- Co ty taka agresywna?
- Od urodzenia taka jestem, nie wiem, czy zauważyłeś - warczę, wbijając ręce w kieszenie kurtki.
A miało być tak super. Miałam tu sobie stać tak cudownie samotna. To nie. Jak nie jeden Skrobot, to drugi. Za co? Co ja komu zrobiłam w poprzednim wcieleniu?
- Przede wszystkim to Kacper zauważył. Wiesz, zdaje się, że on sporo zauważa.
To się nie dzieje.
- Dawno ci nikt w łeb nartą nie zasunął?
- Marzena - śmieje się dalej ten idiota. - Ty się tylko zastanów, gdzie drugiego takiego frajera znajdziesz, co by cię kochał jak szalony. Ja bym się osobiście bał. A ty się i tak na nim wyżywasz. Pozdro.
I sobie idzie z powrotem do domu.
U Skrobotów bycie nienormalnym jest chyba rodzinne.
__________

Po pierwsze właśnie zauważyłam, że ten sezon się skończy za tydzień, a ja do tej pory nie zdążę go tutaj zacząć. Pff...
Po drugie na dole wstawiłam ankietę - chciałabym się dowiedzieć, ile osób tak naprawdę to czyta.
A po trzecie - chyba najważniejsze - wiecie, co jutro jest? Jutro jest 12 marca. A więc urodziny Dawida Kubackiego. A więc i... Marzenki! Pozwalam składać życzenia ;)
Dziękuję Wam za komentarze pod ostatnim rozdziałem, bo było ich naprawdę sporo i proszę o jeszcze więcej pod tym! :D
A, no i jeszcze jedno. Nie wierzyłyście w Titusa jako ojca chrzestnego, a proszę jak sobie ładnie poradził :D

29 komentarzy:

  1. Ano, Titusek se poradził, choć raczej nie bez przeszkód. Bo po co świeczka na chrzcinach, pfff. Kto se to wymyślił. A że wyszedł z całego przedsięwzięcia z siniakami? To naprawdę niewielka cena za nieośmieszenie się przed facetem w czarnej kiecy i jego parobkami. Kilo czekolady się Manieczce należy, a co.
    Izuuuniaaa, meeeeeeh. Dejwiego totalnie widzę, jak w takich rozbamboszonych piżamach łazi i się po brzuchu drapie i nie ogarnia wszechświata. Widzę, bo sama tak wyglądam rano ja i wygląda mój brat. A potem zaczynamy się kłócić o łazienkę. :')
    Jaaaaa, nieoczekiwany powrót Skrobota. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się go - ani jednego, ani drugiego. Kacperek już irytujący jest, serio. Albo ja nie wiem? Ja chyba taki nerwus jestem, bo na jego miejscu udawałabym obrażoną/nieistniejącą. A on rzuca tekstem "ładnie wyglądasz z dzieckiem". Kacperek, plz. Bo to akurat Manieczkę by rozmiękczyło, BAHAHAHAHAAHA. On chyba jej jednak tak dobrze nie zna.
    I nieoczekiwany performens Kamila! Nieoczekiwany, acz krótki i treściwy. I lubię go. Mądrze gada. Bardzo nawet. Aż szkoda, że go tu tak mało, ale przez moment moje serce zadrżało (...za dużo filpola, halp), bo myślałam, że się obaj bracia wybierają w konkury. W sumie ten drugi miałby większe szanse, albowiem Mańka niejednokrotnie wspominała jego niczego sobie aparycję. Ale takiej dramy nie było, uff.
    I na koniec to Mańka w zrozumiały sposób wkurzyła świat cały obelgą. Mnie też ta prosiakowatość Tośki wkurza, ale co zrobisz, jak masz bohaterkę-wrzód na zadzie.

    I WSZYSTKIEGO NAJLEPSIEJSZEGO, KUBACCY! <3

    To tyle. Krótko. Kurde, ja to się chyba kurcze umysłowo.
    Jak Titus.

    PS. "TĘ swoją trawę"!!!!!!
    PS2. Zapomniałabym. TITUS I PRZERAŻAJĄCA MAŃKA ORAZ JEJ MAMA <33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, jak mogłam walnąć takiego idiotycznego byka? Poprawione, uch...
      Skroboty się pojawiły oba, fakt. Co do tego, co się częściej pojawia, zauważyłam, że on ma takie momenty na zmianę - albo rozmemłany, albo obrażony. Zdarza mu się. A ten, co się rzadziej pojawia... no tak. Aparycję to on ma. I jak się już pojawia to chyba rzeczywiście ma dość mocne wejście. Ale bez przesady. On na inne laski leci ;)

      Usuń
    2. Hello, jakie inne laski??? Ja mu dam inne laski, pfyyy!
      Jest mój i jak przystało na mojego, to dobrze gada :P
      Ps. Czemu Ty mi to Asiu (nie Asiu, bo to Twoje 3 imię) robisz, że on ma takie wejścia, jak ja jestem w stanie niestanie??? :P

      Usuń
  2. Skomentuję od razu, bo potem zapominam i mi głupio :(
    Więeeeec... nadszedł ten dzień. Dzień chrzcin, kolejna okazja, żeby coś poszło nie tak. Mańka wykorzystana jako tania siła robocza (znowu) przynieś-podaj-pozamiataj-ugotuj-napraw-sprzątnij-przygotuj-zaplanuj-zaopiekuj się-wyjaśnij. Zapycha jak mały samochodzik, podczas gdy szanowni rodzice śpią jak zabici. Zdarza się. Kubacki nieogarnięty, mam nadzieję, że Maciuś bardziej do cioci podobny będzie, tylko mniej agresywny ;). Bo jak do tatusia, to... ciężko to widzę.
    No i Titus. Rozdział bez któregoś Krzysia to nie rozdział! A Titus bardzo przejęty rolą, którą ma pełnić (jednak nie wydarzyła się katastrofa i został postawiony przed tym odpowiedzialnym zadaniem) nawet w internetach posprawdzał co ten ojciec chrzestny ma robić (wyglądać jak Al Pacino...?). I internaty mu nie wyjaśniły (dziwne...!), to co? No to do Mańki. Mańka wie przecież wszystko.
    Mama Kubacka przerażająca...? No way! Jeśli wytrzymała 25 lat z bliźniakami Kubackimi i nawet udało jej się wychować ich na ludzi (ok to jej się połowicznie udało, zgodzę się) to to anioł musi być nie kobieta. A tekst o wyżeraniu lodówki jest <3.
    Pizzowe dylematy Marzenki to poważny problem jest. Ja tak zawsze mam w zimie - umrzeć z głodu czy odmrozić sobie ręce? Co robić? A Titus ma problem ze świeczką. I z ogarnięciem co z tą świeczką zrobić (zapalić...?).
    Biorąc pod uwagę, że w końcu uroczystość obyła się bez większych gaf to znaczy, że w domu Miętusów znalazła się jednak jakaś świeczka. Tylko Mańka szkoda, świeczkę z odzysku dostał, zamiast nówki nie śmiganej :(. Cóż jaki ojciec chrzestny, takie prezenty.
    Impreza pochrzcinowa w znacznej części wypełniona Izuniowymi krewnymi? Sounds ugh. A taki wujek Heniek to chyba w każej rodzinie jest, meh. Mańka słusznie zrobiła ze zwiała. Maniek to jednyna osoba w tym zwierzyńcu, z którą można się dogadać, nawet jeśli zasadniczo jeszcze nie mówi. I to jest chyba jego największy plus.
    No i przypałętał się Skorbot. Skorbot w obecności dzieci. A Mańka z Mańkiem na rękach. Obrazek byłby całkiem cute, gdyby nie to że Marzenka nadal z jęzorem na Skorbota naskakuje. Ale cicho przyanjmniej coby Macusia nie wystraszyć. (tym razem mu się upiekło. Skorbotowi, znaczy się.). Ale ona chyba jednak coś do tego Kacperka czuje, skoro jej te perfumy tak przeszkadzają... ;). To takie mańkowate sposoby na powiedzenie, że jej zależy chyba, co? Ale Skrobot chyba nie do końca ogarnął. Widocznie nie ogarnia tak dobrze jak myśli Skorbot numer dwa. A jak nie on, to kto naszą Marzenkę pokocha i okiełzna, huh?
    Oboje są siebie warci w sumie.
    I ja też chcę kilo czekolady dostać! <3
    No, to tyle chyba ode mnie.
    Dumnam z Krzysia, że ogarnął trudny temat świeczki, Maciuś jest dzieckiem cudownym i wielki come back Skorbota. To więcej niż mogłabym oczekiwać.
    Ledwo skończyłam, a już chcę następny. Więc... czekam. Pozdrawiam i weny życzę, buziaki :*
    E_A
    PS. za literówki przepraszam, ale już nie chce mi sie poprawiać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 <3 <3 siedzę i szczerzę się do tego cudownego komentarza :D
      Krzysie częściowo zdominowały tę historię, to fakt.
      "Jaki ojciec chrzestny, takie prezenty" :D :D Boże, jak Wy ciśniecie z tego biednego Titusa. A mnie się wydawało, że to Mańka jest dla niego zła :P
      Perfumy Kacperka? No cóż, o tym to się już na początku, gdzieś koło drugiego czy trzeciego rozdziału chyba przewijało (Boże, prehistoria!), więc interpretujcie to sobie, jak tylko chcecie :D
      Dziękuję Ci bardzo jeszcze raz!

      Usuń
    2. Zapomniałam o przerażającej mamie Marzenki! No bo przecież to oczywiste, że skoro Marzenka taka przerażająca, to jej mam to potwór musi być z loch ness. tylko bardziej prawdziwy. Ale Mańka przynajmniej dowiedziała się jak ją otoczenie odbiera ;P.
      No i zyczonkach zapomniałam too! Gapa za mnie :( *niedobra E_A, niedobra!*
      A więć: sto lat Kubackie! Dawidowi życzę, zeby nie spartaczył Maciusiowi życia, nie rozwiódł się za szybko z Izunią, bo jeszcze bedą z niej ludzie i może Dejviego wychowa no i żeby wiatr miał zawsze pod narty, bo jakoś tę rodizne musi wyżywić. czymś innym niż mannerami :P
      A Mańce? Żeby w szafie nie brakowało koszulek Skorbota, żeby Maciuś wdał się w ciotkę, żeby smar zawsze był dobry, żeby Skroboty nie były wkurzające ino kochane i pokochane w jednej drugiej, żeby Krzysie ogarnęły życie i odwdzieczyły sie jej w końcu za ratowanie tyłka dzień w dzień i żeby zawsze miała odpowiednią ilość czekolady (polecam zakumplowanie się z Weliingą :P). No, najlepszego dziubaski!
      I cieszam się, że Ci sie koemnatarz spodobał :D
      E_A (raz jeszcze, obiecuję, że już nie bede spamić :P)

      Usuń
  3. Mam nadzieję że teraz Marzenka przejrzy na oczy i przestanie by taka upierdliwa :D a więc 100 lat Marzenko, wszystkiego najlepszego, dużo miłości i dzieci (oczywiście ze Skrobotem), fajnych i prawdziwych przyjaciół(ale ich w sumie już masz) oraz dużo radości z życia( z tym będzie ciężko ). Najlepszego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenka bardzo dziękuje, ale...dużo dzieci ze Skrobotem?
      Już ja sobie wyobrażam, jak ona by zareagowała, gdyby jej ktoś podsunął taką wizję :P :D

      Usuń
  4. Jezu, uwielbiam tego bloga. Zajebiście piszesz. Miejscami doprowadzasz mnie do łez. Ze śmiechu, gwoli ścisłości. Uwielbiam takie bohaterki, jak Mańka. No po prostu wielbię i uwielbiam! I te jej komentarze i przemyślenia. Bomba. Nie wiem, jak swój zachwyt mam wyrazić, więc jest tak lekko nielogicznie. Ale przynajmniej jest.
    Tak więc Mańka mistrzem. I koniec kropka, niech nikt nie zaprzecza ani nie podważa jej władzy.
    Ona ma być z tym Skrobotem, do jasnej cholery! Niech ogarnie dupę, zepnie ją i się w końcu przyzna i przed sobą i przed innymi!
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział! Zawsze!
    Pozdrawiam baaaardzo cieplutko,
    DarkSide ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżu! Zapomniałam! 100lat, Marzenko! Zdrowia! Cierpliwości do Skrobotów, Kubackiego, Titusa, Mańka, Izuni i ogólnie wszystkich! No i w końcu przejrzenia na oczy! Jeszcze raz 100lat, wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń! 🎉🎉🎁🎁

      Usuń
    2. Dziękujemy z Mańką! Ona za życzenia, a ja po prostu za komentarz :3 Zawsze mi miło, kiedy ktoś odezwie się po raz pierwszy ;)

      Usuń
  5. To skoro Mańka ma jutro urodziny, to może w prezencie jeszcze jeden rozdział? :D
    Dobra, do rzeczy. Docieram tu z komentarzem, z czego bardzo się cieszę i jedyne, co mogę dodać, że najwyższa, kutwa, pora! I oczywiście przeprosić, bo czytałam na bieżąco, ale ostatnimi czasy pisanie, we wszystkich formach, mi po prostu nie idzie :/
    Kiedy Mańka zaczęła gadać Titusowi o tej świeczce, to, nie wiem czemu, ale wyobraziłam sobie, jak przychodzi do kościoła z taką zwykłą świeczuszką-podgrzewaczem xD
    "...i przestań używać tych perfum.
    Minę ma totalnie głupią, kiedy się pyta:
    - A dlaczego?"
    Wiesz, w sumie myślałam, że to ten przełomowy moment. Byłam pewna, że powie mu coś w stylu, że strasznie na nią działają, czy coś, a potem coś się wydarzy (ale w sumie nie wiem, co xd), a zamiast tego dostałam to:
    "- Bo są zbyt zajebiste dla takiej ciepłej kluchy!" - i z jednej strony chce mi się śmiać, bo oczywiście, to takie bardzo w stylu Mańki i w sumie jestem pod wrażeniem - ta to zawsze znajdzie ripostę xD zaś z drugiej strony jest ta irytująca myśl z tyłu głowy: "a mogło być tak pięknie!"
    Kamil ma dużo racji. I choć uwielbiam Mańkę - bo jak nie uwielbiać sarkastycznych, złośliwych i niezależnych bohaterek? - to faktycznie, czasami strach się jej bać. I zaś - z jednej strony, to niesamowite, że Kacper mimo wszystko ją kocha, a z drugiej, mówią, że to laski są łupie, kochając facetów, którzy ich nie chcą.
    Ach ta miłość...
    Jednak mam taką malutką nadzieję, że oni jednak będą razem ;)
    całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, jasne, mogę wstawić nowy rozdział, tylko, że go mam na razie jakieś cztery akapity :P I jestem tym faktem nieco przerażona.
      Liczyłaś na to, aż z Mańki wyjdzie coś w rodzaju kobiety? Wiesz, jak często mnie kusi, żeby coś takiego zrobić? Ale z drugiej strony wiem, że ona taka nie jest. Koniec kropka. Może jest irytująca w tym swoim zachowaniu, ale przynajmniej jest sobą ;)

      Usuń
  6. o, to jej Kamil powiedział! i bardzo dobrze, moze6w końcu zacznie być milsza dla drugiego Skrobota..? Mańka to taka skomplikowana osóbka, o rzesz.
    Titus się jakoś zmienił w tym rozdziale, chyba że tylko ja to tak odebrałam XD
    najlepsze życzenia dla Kubackich (nie Izuni oczywiście!); Marzenka, Ty się weź za tego Kacpra na poważnie, A Dawid... ogarnij jakoś te swoją rodzinę, bo siostra się dzieckiem nie będzie wiecznie zajmować! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, myślę, że Titus się nigdy nie zmieni ;)
      Dziękujemy pięknie za życzenia!

      Usuń
  7. Sto lat, sto lat ;)
    No tak, z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach (chociaż nie zawsze bo jak ktoś jest tak niefotogeniczny jak ja to i zdjęcie ładne nie wyjdzie) mama z Marzenką od rana do nocy (rana?) w kuchni, uwijają się, gotują, wszystko organizują a ci pożal się rodzice sobie śpią. Jak już Dawid wstał i miał ważne zadanie obudzić małżonkę i zjeść śniadanie to oczywiście obudził nie tą osobę co trzeba.
    Titus, jestem pod wrażeniem, na parę godzin przed chrzcinami sprawdza swoje obowiązki a jak już je sprawdzi to biedak nie wie jak ma je wykonywać i idzie do kogo? Do Marzenki oczywiście! Bo innych- mniej zapracowanych osób nie było. Chociaż może i to dobrze, że się pojawił. Dzięki temu Marzenka zdążyła pochłonąć pizzę.
    Mama Kubacka całkiem przerażająca? To było boskie. Tylko rodzi się pytanie ile odwagi kosztuje Titusa- tchórzofretkę każde spotkanie z Marzenką :P
    Oj Kacperku, takie słodkie zagranie to nie do tej osoby. Kubacka chyba lepiej przyjęłaby taki komplement jak np. Masz taki sam nieogarnięty wyraz twarzy jak Maniek. O tak! Z tego by się ucieszyła bo to znak, że Maciuś nie jest podobny do Izuni! Ludzkość uratowana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja propozycja komplementu jest całkiem logiczna! Nie spodziewałabym się, że można to w taki sposób zorganizować :D

      Usuń
  8. Taki hejt na biednego Miętusa, a sama, jak miałaś być chrzestną to nie wiedziałaś co i jak. Ale tak w ogóle, wreszcie przeczytałam to, o czym dowiedziałam się jakiś czas temu. Bo w końcu zostałam Kacprem, także tego... Ale Mańka jest niesprawiedliwa. I dobrze, że Skrobotów jest więcej, to może ktoś jej przemówi do rozsądku. Brać Kacperka póki chętny, a nie.
    Z okazji urodzin, życzę Ci, Maniu, abyś ogarnęła dupę i żyła długo i szczęśliwie z Kacprem, pizzą i skokami. Amen!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiedziałam, no. Tylko, że ja miałam chyba 15 lat wtedy. A on jest jakby trochę starszy :P Dowiedziałaś się wreszcie, racja. No samo mi się to narzuciło na myśl wtedy, co poradzę :D

      Usuń
  9. Jestem, jestem, jestem. Już wkraczam z komentarzem, który pewnie będzie krótki jak zazwyczaj ostatnio.
    Więc.
    Myślałam, że nic nie pobije Dawida jako Boga seksu. Po prostu wtedy parsknęłam śmiechem. Bo przecież Dawidek to Dawidek.
    Krzysiu i jego świeczka. W Internecie nie doczytał,.że jest ona potrzebna? Ciekawie by było, gdyby w kościele pojawił się bez niej :D
    Jednak fragmentem, który skradł moje serce, był ten o perfumach :D Marzenka.. One cię po prostu rozpraszają, za dobrze coś o tym wiem :P

    I jeśli mam być szczera, to też dopiero wyczaiłam, że za tydzień koniec sezonu. Aż smutno mi się zrobiło. Trudno, trzeba żyć dalej, najlepiej z czekoladą i pizzą pod pachą, niekoniecznie jednak w rękawiczkach :D
    Buziaki, kochanie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano trzeba żyć, trzeba. Czekolada i pizza znacznie w tym życiu pomagają ;D

      Usuń
  10. Rozdział super :D wgl całe opowiadanie super :D mam nadzieje że będą dalsze rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że się podoba ;)

      Usuń
  11. Jak zawsze ta opóźniona, ale wierna fanka Mańki. Wiesz co? Ja mam zawsze mam plan w piątki pokomentować, a potem łapię jakiegoś lenia, wkładam słuchawki do uszu i zasypiam. No, ale jak się już zbiorę, to zwykle od niej zaczynam. Nie dość, że wyjątkowa to jeszcze cholernie motywująca ta dziewczyna. Faceci powinni o niej poczytać, a potem się zastanowić czy ideał kobiety to faktycznie tylko to co wymalowane i wychudzone;) No. A zanim jeszcze przejdę do rozdziału to muszę słówko o tym co napisałaś ostatnio na tt o tym czemu ludzie kochają opowiadanie bez seksu i dram (dobra, dla mnie strata nutelli to jednak jest dramat^^). Może właśnie za samo to. Może za naturalność tego światka. I za Mańkę, bo się wyrwała ze wszystkich zasad, jakim trzeba być. I nie ma siły, która każe jej stać się przeciętną❤❤❤
    Krzysiu ostatnio straszliwie się rozkręca w byciu królem rozdziałów. Nie wie kim jest ojciec chrzestny. Chciałam napisać, że mógł odstąpić ów zaszczyt, któremuś koledze, ale chyba nie było odpowiedniego kandydata wśród skoczków. No i mamy dowód, że cuda się zdarzają, bo jak już świeczkę znalazł to żadnej gafy nie popełnił. A mógł przecież pojechać do innego kościoła, mógł kupić świeczkę zapachową, albo taką małą wkładaną do lampionów. Plus serio mógł uznać za księdza kogoś zupełnie innego, nie wiem przykładowo Kota, żeby tak wszystko do małego Mańka pasowało. Więc Marzena powinna go właściwie pochwalić za wzorową postawę, a nie krzywdę mu ukradkiem robić. Choć jej tłumaczenie w co powinien być ubrany ksiądz, chyba też dziwić nie ma prawa. I bynajmniej nie ma nic wspólnego z ochotą na zażartowanie sobie z Miętusa. Plus jeszcze ta lista pytań zbyt trudnych dla skoczków narciarskich. Powiedziałabym, że długa. Szeroka także. I gruba, jeśli to jakaś inna wartość jest. Ale przynajmniej chłopak wiedział, że był ochrzczony. Nawet o dziwo nie odpowiedział, że nie pamięta.
    Relacje Mani z Izunią wracają do normy widzę. No i prawidłowo, dobrym człowiekiem być trzeba i pomóc (mówi ta wredna), ale skomentować swoje można. Zwłaszcza, gdy różnica charakterów jest tak znaczna. A ktoś mi kiedyś gadał, że bliźniaki takie podobne są. I przede wszystkich gusty zbliżone mają. No przecież Dawidek taką kobitkę sobie wybrał, a Marzenie nawet odstrojony facet przeszkadza. Albo zaraz, sorry... Nie facet, tylko Kacper. Może gdyby kto inny dostał te perfumy do ręki... Choć nie, patrząc z jakim gatunkiem mężczyzn ona ma do czynienia to najwyżej jechałaby na ostry dyżur z jednym lub drugim, który pomylił je z soczkiem. A tak bardziej na serio, to ktoś tu został od ciepłych klusek zwyzywany. I to akurat jak się zebrał do tłamszenia w sobie tej uroczej kluskowatości. Ja sobie myślałam, że ona tęskni za nim, takim pokracznym i bez dziwnych ( jej zdaniem) propozycji. A ta nagle odwrotną taktykę przyjmuje, żeby go przekonać, że tylko przyjaciółmi mogą być i koniec. Lub ewentualnie dobowa porcja złośliwości właściwej została wyczerpana z wyłącznej winy nijakiego Krzysztofa Miętusa. Też możliwe.
    No nic, brak snu chyba robi swoje i te moje komentarze coraz mniej sensu mają z każdym tygodniem. W każdym razie kocham mocno;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wreszcie ktoś docenił doskonałe wypełnienie obowiązków chrzestnego przez Titusa! Mógł tak dużo spraw spieprzyć przecież :P Tak, uspokoję Cię. Mańka i Izunia to raczej wersja wielkiej przyjaźni nigdy nie będzie.
      A Kacper? No cóż, gęsta atmosfera się po prostu zrobiła.
      Dziękuję Ci bardzo bardzo! <3

      Usuń
  12. Ja już nic nie mówię na temat Manii i Skrobota, więc tylko powiem, że Mania i Maniek są całkiem fajnym duecikiem <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Titus. Chłopie. Przeszedłeś samego siebie.
    Najpierw wypowiedział całkiem logiczne, złożone zdanie, nie popełnił wielkiej gafy w kościele, nawet chyba w końcu miał tą świeczkę.. Ale i tak podsumowanie mamy Marzenki mnie pokonało :'D
    Ot, nic dziwnego, że Mańka ma dość tych chrzcin - tym bardziej w listopadzie. Nie mogli do Wielkanocy poczekać? Choć pewnie i tak efekt byłby podobny; uwaga na dziecku skupia się przez pierwsze dziesięć minut przyjęcia, a potem to już degrengolada zupełna. Hulaj duszo, a maleństwo niech sobie śpi i da dorosłym spokój. No i chmara małych dzieci. Aż na samą myśl dostaję dreszczy, brrr o.o
    A na koniec bracia Skrobot. Kamil dobrze gada, polać mu. Niech się Mańka lepiej zastanowi, gdzie drugiego takiego frajera znajdzie. Bo jak zostanie starą panną, to kto wie, czy w ogóle kot z nią wytrzyma.
    Przepraszam tak bardzo, że dopiero teraz komentuję.
    Buziaki słonko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, Titus się spisał jak na niego to wręcz doskonale ;)
      A Mańka żadnego czy frajera czy nie-frajera nie szuka i już :P

      Usuń