piątek, 14 sierpnia 2015

28. Trzeba było skakać, a nie przewracać się

- Kurde no!
Można to tak ująć. Można też użyć innych, bardziej wysublimowanych zwrotów, ale wychodzi na jedno. Krzysinek spieprzył sprawę koncertowo. Bo można zająć w kwalifikacjach przedostatnie miejsce, można. Ale nie za Koreańczykiem, Estończykiem, Kazachem i pół-Grekiem!
No a Krzyś właśnie taki show odwalił.
A teraz siedzi w domku, patrzy jak ja walczę z nartami Piotrka, a Skrobot - Kamila i kopie we własne.
- Jaaa... No bo ja się boję tej skoczni, no...
Smarujemy sobie, smarujemy, nic się nie odzywamy. Ludzie różne fobie mają, czasem się muszą wyżalić.
- Bo tam jest... no ten cmentarz.
No jest, ewidentnie.
- I ja się  boję... że na niego spadnę.
Przerywam smarowanie, na czym mogą ucierpieć narty Piotrka, i przetwarzam dane. Nie jestem pewna, czy ta zastraszająca logika nie przekracza moich zdolności pojmowania.
- Krzysiu - odzywam się wreszcie. - Czy ty mi usiłujesz powiedzieć, że na wszelki wypadek wolałeś skoczyć mniej, żeby nie wylądować na cmentarzu?
- No... tak.
- Na tym cmentarzu, który znajduje się poza terenem skoczni?
- Tak, ale...
- Ja pierniczę.
- Ale...
- Czy ty to słyszysz? - pytam Skrobota.
- Co? A nie, ja was nie słucham. Ja już dawno przestałem słuchać ich wynurzeń. Dla własnego zdrowia.
- Aha, no dobra. Krzysiu, ale czy ty musiałeś skoczyć aż o tyle mniej, żeby wylądować na setnym metrze?
- Ale Marzenka, to nie tak działa - tłumaczy mi Biegun, jak małemu dziecku. - Bo jak ja tam usiadłem na belce i tak sobie spojrzałem z góry to mi się normalnie wszystkie proporcje, odległości i wymiary zachwiały. A jak się wyszedłem z progu to się tak zestresowałem, że już chciałem jak najszybciej wylądować. No i wylądowałem.
Krótka historia lotów na Bergisel według Krzysztofa Bieguna.
- No dobra. Poddaję się.
- Ej, Mańka, smarujże te narty - przywołuje mnie do porządku Skrobot.
No muszę przyznać, że aż tak jak teraz to się chyba nigdy w robocie nie zawiesiłam. Ale ta oszałamiająca opowieść Bieguna po prostu mną wstrząsnęła.
- Krzysiu, ja cię błagam, ty nie myśl o cmentarzach jak na belce siedzisz.
- Ale kiedy ja...
- Tak, ja wiem. Skrobot, weźże mu wytłumacz.
- Biegun - Kacper podnosi głowę. - Ja ci tłumaczę. Ty się słuchaj Marzenki. Koniec kropka.

Rysieniek se wygrał konkurs. A co tam, niech Niemcy mają wreszcie. Kto wie, kiedy im się znowu trafi.
Za to Kraft drugi, co się oczywiście skończy świętowaniem jak w podstawówce po świadectwie z paskiem (bo też i taki poziom intelektualny Stefan prezentuje. No może bez tego paska).
Dawidek natomiast chodzi między domkami z klatą wypiętą tak, jakby chciał dołączyć do Krafta. Z tym, że on zajął dwudzieste drugie miejsce. Cóż, pewnie jakiś personal best.
Idę sobie między przedstawicielami tego całego cyrku i po prostu nie wierzę w to, co ja tu robię. Za rok to ja się cofnę do przedszkola, jestem pewna. Ale z drugiej strony zapewne wtedy już mi nie będzie przeszkadzać, że Murańka, Kot, Kraft i Bóg wie kto jeszcze są niespełna rozumu. Bo będę taka sama.
- Mania!
Oho, kolejny do rujnowania mojej psychiki się przypałętał. No proszę bardzo, zapraszam.
- Cześć, Morgi. Co tak przeżywasz? Tylko mi nie mów, że podium Krafta.
- Co? - Thomas robi wybitnie głupią minę. - A nie, nie. Znaczy spoko i w ogóle no nie, ale nie.
Aha.
- To o co chodzi?
- Bo wiesz, po zakończeniu turnieju organizuję imprezkę. Tak jakby na pożegnanie, no nie.  Nic wielkiego, kilka osób. Wiesz, jak jest. I właściwie nikomu jeszcze nie mówiłem, ale ciebie wolę zapytać wcześniej, bo chciałbym, żebyś przyszła, a jakoś tak ostatnio znajdujesz sobie milion powodów, żeby mnie unikać. Więc nie wiem czy się obraziłaś, czy coś.
Nie patrz się tak na mnie. Już i tak po ptokach. Od jakiegoś czasu. Dzięki tobie.
- Ja się nie obrażam, kolego. Ja po prostu nie mam czasu na pierdoły.
- Na pierdoły?
- Gościu, czy ty widzisz, jaka u nas w kadrze jest sytuacja? Najlepsze miejsca zajmuje Kamil, który od tygodnia na nartach skacze. Coś chyba nie tak, no nie? Więc ja naprawdę nie mam czasu, ochoty ani siły na imprezy.
- Mhm... - zastanawia się Morgi. - I to naprawdę jedyny powód?
Nie.
- Tak.
- Okej, rozumiem.
- Fajnie.
I tak sobie stoimy i nic nie mówimy. Nie, bynajmniej nie jest niezręcznie. Wcale.
- Szkoda, że to tak wszystko wyszło, nie? - odzywa się wreszcie Thomas. - Kiedyś się przyjaźniliśmy, a teraz tak... A przynajmniej tak mi się wydawało.
Mnie też się tak wydawało.
- Trzeba było skakać, a nie przewracać się - mruczę.
Morgi się śmieje. No fajnie. Tylko ciekawe z czego, bo mnie jakoś do śmiechu nie jest.
- Wiesz, to zaczyna przypominać normalną rozmowę.
Patrzę na niego jak na debila.
No dobra, w końcu też się uśmiecham.

Pakuję rzeczy i za chwilę zbieramy się z tego śmiesznego Innsbrucka do równie śmiesznego Bischofshofen. Jedźmy już z tej Austrii, co? Nie lubię Austrii. W Austrii mówi się po niemiecku. A wszystko, co niemieckie jest złe.
- Cześć Marzenka.
Nawet jeśli bym nie znała tego głosu to po poziomie jego zawstydzenia i tak domyśliłabym się, kto to.
- Cześć, Krzysiu. U Biegunów w domu się nie puka?
- Oj. Ojej - peszy się biedaczek. - To może ja wyjdę, zapukam i wejdę jeszcze raz?
- Dobra, siadaj - wspinam się na wyżyny współczucia, bo Krzyś wygląda jak kupka nieszczęścia. - Co jest?
- Poza tym, że jestem do niczego, to nic.
- Aha.
- No patrz, jak ja skaczę.
- Oj tam. Skaczesz jak... skaczesz. I tyle.
- Dzięki.
Chyba moje umiejętności pocieszania gdzieś zanikły.
- No ale chyba nie będziesz się łamał przez jedne zawalone kwalifikacje. Chłopie, masz dwadzieścia lat, mistrzynię olimpijską za dziewczynę i cały świat u stóp. O ile idziesz, że trzy czwarte dwudziestolatków na świecie chętnie by się z tobą zamieniło?
Krzysiu nic nie mówi, tylko kręci głową.
- Co jest?
- Rozstałem się z Cariną.
No i masz, Dupa Jaś. A nawet dupa Krzyś.
- Mam pytanie zasadnicze: czemu?
- Chyba źle to powiedziałem - reflektuje się Biegun. - To nie ja się z nią rozstałem, tylko ona ze mną tak w gruncie rzeczy.
- Coś jej zrobił?
- Ja?! Ja?! - unosi się Krzysinek. - Przecież ja ten... Ja za nią tęsknię po prostu. I to wszystko przez to - wzdycha.
- Wybacz, ale ja cię chyba jednak nie rozumiem - stwierdzam bezradnie, kopiąc w torbę. Czemu to gówno się nie chce dopiąć? Czy moja torba tyje wprost proporcjonalnie do mnie?
- No bo patrz. Ona mieszka w Niemczech, a ja w Polsce. No i wiesz, to niby nie jest daleko, ale jednak jest. I nie da się tak widywać codziennie albo co dwa dni, albo nawet co trzy. No więc się nie widywaliśmy, Tylko dzwoniliśmy. Ale po pewnym czasie się nie chciałem narzucać za bardzo i dzwonić po pięć razy dziennie no i już nie dzwoniłem. Tylko Carina. I tak sobie to wszystko było kilka miesięcy, potem ona dzwoniła coraz mniej, a ostatnio stwierdziła, że mi chyba nie zależy i że związek na odległość nie ma sensu i że powinniśmy się rozstać. A ja się wcale nie chcę z nią rozstać! Ale ona już się chyba rozstała ze mną...
Tak, no to jest dość w stylu Krzysztofa Bieguna, trzeba przyznać.
I właściwie mogłabym się znęcać i cisnąć z niego bekę i fajnie, i spoko.
Ale jakoś nie mam ochoty. Bo Krzysiu ma naprawdę złamane serduszko.
A ja z niezrozumiałych powodów żywię względem niego jakieś ludzkie uczucia. Nie żeby fala współczucia, ale umiarkowane zrozumienie tej sieroty strasznej.
- Krzyś, musisz z nią pogadać.
- Ale jak? Ona ze mną nie chce przecież rozmawiać.
- No to jedź do niej i ją zmuś! Facet, miejże jaja! - wkurzam się lekko, bo mnie to rozmemłanie psychiczne trochę osłabia, co jednakowoż w moim przypadku tak często nie występuje. - Do krzesła ją przywiąż. Nie wiem, do łóżka może. O, do łóżka. Tak się najprędzej pogodzicie.
Krzyś się robi czerwony, ale litościwie udaję, że nie zauważam tego buraczka, którego nie zauważyć się w gruncie rzeczy nie da.
No dobrze, do rzeczy.
- I jej wytłumacz wszystko.
- Jak?
- Lubisz ją?
Krzyś prycha z politowaniem.
- Nie denerwuj mnie, bo ja mam ciężkie przedmioty koło siebie i to się może dla ciebie źle skończyć.
- A no tak. Nie no lubię ją, jasne.
- Bardzo?
- Bardzo.
- A wstydzisz się jej?
- Że co?!
- No przyznaj się. I tak przecież wiem.
- Oj no... Może... Kurde no, co ja poradzę, że dziewczyny są takie przerażające.
- Czyli też się jej boisz?
- No... no tak. Trochę znaczy. Taka jest... no... onieśmielająca jest po prostu.
- Mhm. To jej to właśnie wszystko powiedz - stwierdzam, a reakcja Krzysinka mnie po prostu zabija. Nie wiedziałam, że on potrafi tak szeroko otwierać oczy i usta, Trzy równiusieńko okrąglutkie literki O.
- No chyba zwariowałaś! - wyrzuca z siebie wreszcie. - Przecież ona mnie zabije.
- Zabije. Też coś - prycham. - Nie wykluczam możliwości, że się na ciebie rzuci - przyznaję po chwili. - Ale na pewno nie po to, żeby cię zabić.
- To niby po co?
- Krzysiu, ty jesteś pełnoletni, no nie?
- No.
- To na szczęście jak się dowiesz, po co, to nie będzie to podlegać pod pedofilię.
__________

Za oknem 40 stopni w cieniu, a ja tu walczę z Turniejem Czterech Skoczni. Zaburza mi to mocno moje poczucie estetyki ;)

14 komentarzy:

  1. Już się ochłodziło, tylko 30 w cieniu ;)
    Krzysiu no... Ja rozumiem, facet, okej, no ale żeby aż tak?? No bo kurczę, zgadzam się 100-u procentowo z Marzenką! Krzychu, jedziesz do swojej Carinki, bajerujesz ją, wyznajesz wszystko, a później samo pójdzie, jak ta lala, o! :))
    Sytuacja co do Morgena tak troooochę niezręczna... No bo niech też się kurde facet zastanowi... Było się nie żenić, albo przedtem pogadać szczerze z Manią. Szczerze, bo szczerze, no ale jednak pogadać...
    Czekam na następny! :*

    Ps.:Jeśli pamiętasz takiego bloga o Wankim, co pisałam razem z Miris, to po tej 10-cio miesięcznej przerwie pojawiła się piątka. ;)
    http://prawda-wyjdzie-na-jaw.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja kocham Manię <3 Jak ja kocham tego nieśmiałego, niewiedzącego po co dziewczyna mogłaby się na niego rzucić Krzysia <3 Jak ja kocham Kacpra, który tak wytrwale i kroczek po kroczku zbliża się nam do Marzenki <3
    Rany, ja kocham nawet Twoją Izunię - o której chciałam tu kiedyś napisać cały wykład, porównując ją do takiej dziwnie nijakiej wybranki Dawida w rzeczywistości - a to jak kocham Twojego Stefana, to zdecydowanie największy fenomen, chociaż ostatnio i w rzeczywistości zaczęłam gościa lubić, no ale tutaj kochałam go od dawien dawna, od czasów, kiedy w skocznym telepudle budził we mnie mordercze instynkty.
    No i jeszcze teraz ten Morgen... Czy ty, chłopie, w ogóle sobie zdajesz sprawę, coś ty tej naszej kochanej Marzence zrobił? Nie, zupełnie sobie nie zdajesz, przez co ta ich wspólna scena jest taka nieco smutno-rozdzierająca w swojej zabawności. No bo on przecież chce dobrze, on tęskni za swoją przyjaciółką, nie wiedząc, że były chwile, kiedy ta przyjaźń przerodziła się w coś innego :( No i my też tęsknimy za ich przyjaźnią, ale wiemy, co czuła Mania, jak w głebi serca mocno przeżyła jego powrót do Kryśki, wiemy więc, że ta przyjaźń nie może być już nigdy taka sama. Na pewno nie wtedy, kiedy Morgi nie pamięta tego wszystkiego, co zrobił, aby podbić maniowe serduszko. No i wiesz co sobie pomyślałam, że niezłe bum by było, gdyby Mania w końcu spikneła się z Kacprem - tak na poważnie - a Thomas wtedy by sobie przypomniał to co było przed wypadkiem. To dopiero byłoby wielkie BUM. Chociaż chyba znów by mi się serce rozerwało. Tym bardziej, że ja naprawdę zaczęłam kibicować Mani i Kacprowi (swoją drogą przez/dzięki temu opowiadaniu ostatnio coraz częściej przyłapuje się na przyglądaniu się Kacprowi. Całkiem ciekawy osobnik, przyznaję, chociaż 'pozostanę wierna' jego bratu :P). Naprawdę wychodzi Ci z niego chodzący ideał, który znam Manię chyba lepiej niż ona sama siebie zna. Normalnie zaczynam robić wielkie awwwww na każdą ich wspólną scenę, a już wtedy jak on przyszedł do niej z zestawem 'okresowej pomocy' to normalnie... Padłam, nie wstanę, dajta mi takiego faceta!!! A ostatnio jeszcze nie dośc, że ja wybawił od upicia się z Kraftem - hehe, może po wódce by Stefcio lepiej nawijał po polskiemu - to jeszcze sam ją spił i ululał do snu na własnej klacie :D Chociaż nie przeczę, że miałam nadzieję, że chociaż do jakiś pijackich pocałunków między nimi dojdzie. Skoro najpierw taka rozmowa, a później wspólna pobudka. Kacperku, trzeba było coś spróbować, no. Bo zacznę podejrzewać, że ty się, chłopie, Mani boisz, jak Biegun kobiet. Swoją drogą, to muszę zrobić jeszcze jedno małe awwwwwwwwwwwwwwwww, na bojącego się własnej dziewczyny Krzysiunia <3
    No i stwierdzam, że Kacper wygrał ten rozdział swoim: 'Co? A nie, ja was nie słucham. Ja już dawno przestałem słuchać ich wynurzeń. Dla własnego zdrowia.' W sumie to mu się nie dziwię, biorąc pod uwagę np. Klimonsonowe poszukiwanie PRAWEJ (bo lewą ma na sobie) skarpetki. Naprawdę szło by zdurnieć do reszty, a jak Mani się do tego jeszcze taki Krafcior dołoży (wciąż mam w pamięci jego próbę zrobienia rosołu z makaronem... tylko o rosole zapomniał! Amen!) plus Morgo, który najpierw dziewczynę do drzewa przyszpila i całować zaczyna, a później dobie o tym zapomina... Obawiam się, że ona ten światek to tylko w kaftanie może opuścić. Ale dobrze, że chociaż sobie doskonale zdaje z tego sprawę: 'Ale z drugiej strony zapewne wtedy już mi nie będzie przeszkadzać, że Murańka, Kot, Kraft i Bóg wie kto jeszcze są niespełna rozumu. Bo będę taka sama.'
    Uwielbiam ją i uwielbiam ich wszystkich :D
    Przepraszam, że ostatnio mnie tu nie było, ale jakoś moje drogi z blogami się co nieco rozeszły, ale Manię czytam cały czas i z każdym rozdziałem kocham ją coraz bardziej. Cieszę się, że mimo 40 stopni za oknem ona wciąż jest z nami i przenosi nas w te zimowe, wspaniałe wspomnienia, rozśmieszając przy tym do łez. W końcu już i tak po LGP w Wiśle, więc pozostało nam tęskne wyczekiwanie zimy :D
    Czekam na kolejny rozdział i postaram się już częściej odzywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aio moja droga!!!!!!!!! (podobno jak ktoś daje więcej niż trzy wykrzykniki, to coś jest nie tak z jego mózgiem :P) Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo, bardzo, bardzo brakowało mi Twoich cudownych komentarzy! Przecież to opowiadanie traci bez nich połowę ze swojej wartości :)
      Cóż Ci mogę powiedzieć - wszyscy wiemy, że relacje Mańki z Morgim są co najmniej skomplikowane (choć on sobie chyba z tego nie zdaje sprawy)... ale chwila, właśnie odkryłam pewien zastraszający fakt - on jest chyba jedyną tam osobą, która się nie boi Marzenki. Rany boskie, stworzyłam potwora :D
      No bo przecież to, że Kacper się jej boi, to chyba oczywiste, nie? :P
      I też Ci powiem tak skrycie, że bracia Skroboty naprawdę się rodzicom całkiem udały :P
      dziękuję Ci kochana za tę epopeję! :***

      Usuń
  3. Oj Mania♡♡♡ Z jednej strony to ja się nie dziwię Skrobotowi, że musi się wyłączyć gdy ona rozpoczyna rozdzielać swoje porady. Ale z drugiej samą ją zostawić z tym psychiatrykiem na kółkach. Przecież powinien ją wesprzeć, dać chwilę pooddychać i zabrać takiego Krzysiunia na poważną męską rozmowę. No, Mania ma dziecku tłumaczyć jak to działa? A na boku ja bym z chęcią ją zastąpiła. Może nie na zawsze, bo cierpliwym człowieczkiem jak nie byłam, tak nie jestem. Ale na kilka dni jak mam doła to z przyjemnością. Albo jak będę tak w cholerę głodna, że zapragnę aby Kraft zrobił mi rosół.
    Ok, na serio. Czas otworzyć gabinet porad psychologicznych "pod smarem" czy coś w tym stylu. Co prawda proponowałam już Maniusi kiedyś żłobek czy tam przedszkole z oddziałem specjalnym. Ale chyba wyjdzie na jedno. Boże, zazdroszczę dziewczynie ile ona tych perspektyw zawodowych na przyszłość przed sobą ma.
    Wróćmy do Krzysia. Ta obawa dotycząca pedofilii chyba jednak była na miejscu. W sumie stopień rozwoju emocjonalnego, jest chyba jeszcze ważniejszy niż data w dowodzie. Choć wolę tym tropem myślenia nie podążać, bo okaże się, że trzeba w kodeksie karnym dopisać nowy paragraf o nazwie "rzucenie się na skoczka narciarskiego ( w innym celu niż zabicie go)". A tego nikt by chyba nie chciał.
    A Morgo jednak powinien dostać po tych swoich odstających uszach. No, że on pamięć stracił to ja wiem, ale jeszcze coś takiego jak intuicja mamy. I przecież widać, że ona na jego widok nagle robi się trochę inna. Zrzuca swoją kochaną postać "dobrej rady" i niezauważalnie ucieka. A ten ślepy. Choć może to i dobrze. Raczej Kubacki nie wygląda mi na osóbkę zainteresowaną kręceniem z dzieciatym i żonatym.
    A na koniec, ja Mańki nastraszyć nie chcę, ale w Bischofshofen jej zabawa z Krafcikiem raczej nie minie. Co jak co, ale trzeba dziecię dowartościować jak pracuje i zasługuje na odrobinę uwagi. Może a nóż niemowlęta narodowe zauważą, że się opłaca.
    Kocham to całą sobą. I twój geniusz też. Więc pisz nadal tak pięknie<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście miało być "...Kubacka nie wygląda na osóbkę...", żeby się Dawidowi nie dostało, bo szacunek do lidera LGP czy ktoś chce czy nie, być musi;p

      Usuń
    2. Zdaje mi się, że ten rosół Krafta będzie jeszcze długo wspominany.
      Ale ewidentnie się muszę z Tobą zgodzić, że przez kręcenie z żonatym i dzieciatym to by Mańkę chyba sumienie zabiło :P
      No i masz rację jeszcze co do tego rozwoju emocjonalnego Krzysia. Jak o to chodzi, to on na pewno nie jest pełnoletni :D

      Usuń
  4. Boże, jak ja się cieszę, że wróciłaś! <3
    Wybacz, że dopiero teraz, jednak mam takie opóźnienia, że nawet PKP mogłoby mi pozazdrościć :/
    Dobra, nie przynudzam, biorę się za nadrabianie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha PKP <3
      ale nie martw się, ja też mam takie obsuwy jak i Ty, mimo że ruch sieciowy na bloggerze podczas wakacji jest przecież bliski zerowemu.

      Usuń
    2. Chichram się i nie mogę przestać :D Brakowało mi Marzenki i to bardzo xD
      Ale mam jedno 'ale' : Czy mogłaby nie porównywać Krafta do uczniów podstawówki?? Co te biedactwa jej zrobiły, że tak je obraża?
      Biegun - szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jak to skomentować, brak słów, po prostu :D No dobra, spróbuję, ale będę złośliwa XD Krzysiu niech się przejmuje, że przeleci skocznię i wyląduje na cmentarzu, w końcu Prevcem, czy Fannelem nie jest XD
      Teksty Marzeny i jej rady, jak zwykle wymiatają. Jestem niezmiernie ciekawa, jak Krzysiu wykorzysta jej i jak sobie poradzi :D Mam nadzieję, że się pochwali Kubackiej :D
      Jeżeli chodzi o Thomasa, to szkoda mi Marzeny, bo wygląda na to, że nadal jej nie przeszło. Szkoda, zwłaszcza, że ma Kacpra przy sobie.
      Całuję ;*

      Usuń
  5. Mam ochotę wytapetować sobie pokój cytatami z Marzenki. Miałabyś jakiś cytat na każdy dzień i byłoby wesoło. Lepsze to niż żółta farba, prawda? Wiadomo, że tak.
    Anyway, matuchno, jak ja ich wszystkich kocham! A już Marzenkę to najbardziej i ja to bym chętnie z nią usiadła i się napiła czegoś dobrego. Oczywiście nie musimy się rano budzić w jednym łóżku przytulone, bo to już byłoby trochę creepy, ale pośpiewać "Planica song" byśmy mogły. Ja ją tak czuję, że sobie nie zdajesz sprawy. Takiego "so done" to nawet moja siatkarska Pola nie ma z głąbami. Ale to jest strasznie fajne! Bo kurczę, tyle ludzi, że już nie powiem, że dziewczyn, chciałoby być na jej miejscu, a Marzenka co? Pewnie z chęcią oddałaby robotę i jeszcze dopłaciła. Ale z drugiej myślę, że wtedy strasznie by jej się nudziło, nieważne jak wielką ma nieraz ochotę przyrąbać któremuś z matołów nartami w łeb. No takiemu Krzysiowi, no. Toż to bardziej niewinne od trzylatki jest. Albo Stefan. O rany, Stefanowi to by chyba pierwszemu przyłożyła, nie? Ale on jest taaaaaaki kochany! I choć moja austriacka słabość wskazuje na tego drugiego Austriaka, co to wydawało mi się kiedyś, że pierwsze skrzypce zagra i wciąż zajmuje szczególne miejsce w marzenkowym serduszku, tak Stefka ja tutaj ubóstwiam i koniec, pozamiatane! A jeśli chodzi o tego drugiego... No co się czepiacie go, pamięć stracił, sklerotyk jeden, przecież nie robi tego Marzence specjalnie. :( (Nienawidzę tego, że zawsze uszatego gamonia będę bronić, no matter what) Ale uwielbiam te ich małe spotkania i nawet najkrótsze rozmowy. Bo - tak jak napisałaś gdzieś powyżej - tylko on się chyba Marzenki nie boi. :D Niech ona idzie na tę imprezę, niech się upiją i zatańczą razem Gangnam style! Dobra, wariuję, herbata mi się za mocna zaparzyła i teraz mam dzikie wizje.
    Nieważne.
    Czuję Twój ból pisania o TCS w upałach. Chociaż ja to w Soczi siedzę, ale na jedno wychodzi. Pisanie o skokach latem, kiedy na zewnątrz 40 stopni powinno być wynagradzane w pucharkach lodowych albo zimnych drinkach. Okej, kończę swoje bezsensowne wywody. Czekam na dalszą Marzenkę i jej przygody. I w sumie już jej współczuje, bo jak Stefan ten TCS wygra... Ojacieżpierdzielę.
    Ściskam kciukaski, powodzenia w pisaniu i do następnego! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenka jest osobą opanowaną, toteż żadnych dzikich tańców odprawiać nie będzie XD poza tym ma alergię na wszystko co niemieckie, na język zwłaszcza. Także Morgenstern, sorry, gangam style odpada :D
      Zauważam cudowną prawidłowość, że jesteś już kolejną osobą, która bardzo, bardzo przekonała się do Krafta :P No cóż, taki nieodparty urok osobisty musi działać na kobiety :D

      Usuń
  6. Z każdym rozdziałem coraz bardziej nie wiem, co powiedzieć, bo wszystko tutaj jest coraz bardziej rozbrajające, a zwłaszcza nieśmiały Krzysiu i jego niedoświadczenie w pewnych sprawach ;) A nad Marzenką i Kacprem zawsze się rozpływałam <3

    http://platki-sniegu.blogspot.com/
    http://goodbye--to--yesterday.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak, obawiam się, że zrobiłam z Krzysztofa dziecko absolutnie specjalnej troski :P

      Usuń